Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Były premier aspiruje, by zakończyć kiedyś swoją karierę jako emerytowany ratownik polskiej demokracji – to złośliwa aluzja do słów Jarosława Kaczyńskiego o emerytowanym zbawcy narodu. Wiele obecnych jej słabości – tych specyficznie polskich, niezwiązanych z szerszym kryzysem liberalnego państwa dobrobytu – wynika wprost ze sposobu, jakim nią zarządzał do roku 2014, ale dziś ten powrót faktycznie może kondycję polskiej demokracji poprawić. Nie dlatego, że w konstytucji zapisano, iż Polską musi współrządzić na wieki akurat Platforma Obywatelska, ale dlatego, że brak sprawnej przeciwwagi dla obecnie rządzącej partii, która wykazuje ciągoty do naginania reguł gry, jest zły dla demokracji. Ten ustrój ma sens, dopóki każdy – lewy, prawy, liberalny czy etatystyczny, proeuropejski czy suwerennościowy – ma z kim przegrać. Jego zaletą jest przede wszystkim uśrednianie stanowisk, godzenie interesów i szukanie kompromisu. Z lat pracy w europejskich strukturach Tusk na pewno wyniósł naukę, że nic do tego nie skłania równie skutecznie, jak konkurencja na karku.
Nie ma wątpliwości, że ponowne objęcie kierownictwa przez Donalda Tuska przysłuży się PO. A jak wielkie są na to nadzieje, widać choćby po formalnych sztuczkach, do których partia się uciekła, by prędko i bez zbędnej dyskusji czy wyborów złożyć przewodnictwo u stóp starego szefa. Wiara we własne siły, poczucie sprawczości, a nawet pewna zuchwałość w szacowaniu szans to konieczne warunki powodzenia w polityce. Jaką więc Platformę po reanimacji Tusk chce wyszykować do najbliższych wyborów (których nie pragnie wcale przyspieszać, przytomnie oceniając obecne szanse na pokonanie PiS)?
Niestety, w swoim pierwszym programowym wystąpieniu Tusk odnosił się do rzeczywistości kraju, który chce ratować, z populistyczną nonszalancją. Jak bardzo trzeba infantylizować potencjalnych wyborców, by wmawiać im, że ostatnie sześć lat ich życia to był „czarny sen”? Dowiedzieliśmy się, że słowo „ale” należy wyrzucić ze słownika rozmowy o rządach i ich ocenie. Czym taka retoryka różni się od czarno-białych wizji, którymi karmi swoje partyjne wojsko i elektorat Kaczyński? Czy to nie właśnie on przyzwyczaił nas do nazywania konkurencji politycznej „złem”? Jak brzmiałyby w naszych uszach słowa o mitycznych zwykłych ludziach, którzy nawołują, by z przeciwnikami politycznymi „zrobić porządek”, gdyby wypowiedzieli je Kaczyński albo Ziobro?
Być może Tusk jako unijny urzędnik widział dynamikę rozpadu tradycyjnej demokracji w wielu krajach i jest przekonany, że tak trzeba – że jeden populizm można zwalczyć tylko innym, a nam pozostaje rozsądnie między nimi wybierać, bacząc, który populista lepiej rozumie globalne zagrożenia, i za którą prostacką retoryką kryje się mniej paternalistyczna wizja społeczeństwa. Który z samozwańczych pogromców zła woli raczej gasić, niż wzniecać zbędne wojny kulturowe. Traktowani przez polityków jak dzieci, w wielu innych dziedzinach aktywności lokalnej, pracowniczej, biznesowej Polacy potrafią działać dorośle i wykazują się zbawiennym unikaniem skrajności. Naszą demokrację możemy i zdołamy zatem ratować sami. Z bycia rozsądnym obywatelem nigdy nie odchodzi się na emeryturę. ©
Karolina Lewicka: PiS jest w defensywie