Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Dawno nie było słychać w episkopacie tylu krytycznych słów wobec rządu – który na każdym kroku podkreśla przywiązanie do chrześcijańskich wartości i katolickiej tradycji Polski – jak podczas ubiegłotygodniowej debaty „Kościół w Polsce wobec migrantów i uchodźców”. Mówiono nie tylko o odmiennym od rządowego stanowisku biskupów wobec kryzysu na granicy i odmowie rozmów na temat pomocy potrzebującym, ale też oskarżono władze o działania nieludzkie, sprzeczne z prawem i ewangelią, o brak jakiejkolwiek polityki migracyjnej po 2015 r. i zamykanie oczu na problem, z którym Polska, tak jak i inne kraje europejskie, prędzej czy później musiała się zmierzyć.
Ale chyba nie tylko rząd nic w tej kwestii nie zrobił. Biskupi powinni uderzyć się także we własne piersi. Przez ostatnie 6 lat Kościół w Polsce w żaden sposób nie pomógł ludziom, by pokonali w sobie lęk – zrozumiały, choć też celowo rozbudzany. Lęk przed obcym człowiekiem, ale też przed nieuchronną zmianą, której imigranci u polskich granic – bez względu na to, czy widzimy w nich głównie młodych, zdrowych mężczyzn, czy kobiety z dziećmi – są symbolem. Zmianą, której Polacy nie chcą i wciąż nie są na nią gotowi.
„Nikt nie słucha naszych apeli: ani rząd, ani społeczeństwo” – mówili biskupi. Dodajmy: ani nawet księża, którzy w dużej mierze zbojkotowali ogłoszoną przez episkopat zbiórkę pieniędzy na pomoc imigrantom. Trudno o bardziej gorzkie podsumowanie roli Kościoła we współczesnej Polsce. ©℗
Więcej na: powszech.net/biskupigranica