Nikt nam nie powie, co mamy robić

MARTA SAPAŁA: Krzepiące jest to, że nabraliśmy w Polsce odwagi w wyrażaniu ekologicznego wkurzu. To już nie są działania wąskiej grupy wtajemniczonych aktywistów.

01.07.2019

Czyta się kilka minut

 / ARCHIWUM PRYWATNE
/ ARCHIWUM PRYWATNE

MARCIN ŻYŁA: A może już nie ma czasu?

MARTA SAPAŁA: Ostatnie doniesienia o tempie zmian na naszej planecie są zatrważające. Dahr Jamail, dziennikarz i autor książki „The End of Ice”, twierdzi, że niektóre ustalenia z raportu Międzyrządowego Panelu ds. Zmian Klimatu są spóźnione nawet o dekadę. I że jedyne, co nam pozostało, to przygotowanie się na zmianę. Tworzenie wspólnot, z którymi wejdziemy w ten ostatni etap, pielęgnując relację z odchodzącym światem natury, próbując odnaleźć w tym jakieś znaczenie.

Nasza ostatnia wspólna podróż?

Jamail pisze o prawie do żałoby, opłakania świata, który odchodzi. O wolności od nadziei, bo dopiero gdy się jej pozbędziemy, można przygotować grunt pod adaptację do nadchodzących zmian. Każdy może wybrać własną drogę: chodzić na demonstracje, uprawiać w zrównoważony sposób ogród, oferować wsparcie tym, którzy są przytłoczeni perspektywą zmiany. Jamail przywołuje radę starszego z plemienia Lakota: „Nie powiem ci, co masz robić. Dowiedz się jak najwięcej i sam zdecyduj”. Budowanie relacji ze światem natury to w jego rozumieniu spędzanie możliwie jak najwięcej czasu w kontakcie z naturą. Tym, co jest najbliżej – lasem, łąką, strumieniem, jeziorem, pasmem górskim.

Nad Bugiem powstaje tymczasem pierwszy obywatelski rezerwat przyrody w Polsce. To dobrze, że tak wyręcza się państwo?

Już sam fakt powstania takiego rezerwatu może zwiększyć zainteresowanie ochroną rzek. I być przyczynkiem do dyskusji o „obywatelskiej” ochronie przyrody. Bo państwo jest w tym temacie wyraźnie niewydolne. Pytanie, czy rezerwat będzie zawsze terenem chronionym. Widzę tu dużą wiarę w moc ochrony, jaką daje prywatna własność, a przecież nie do końca tak jest.


Czytaj także: Krzysztof Story: Trzydzieści sekund nad Bugiem


Wokół mnożą się rozwiązania – od apeli o rezygnację z podróży lotniczych po propozycje wymiany główek od prysznica na takie, które zużywają mniej wody. Da się w nich połapać?

Szczerze mówiąc, momentami sama diagnozuję u siebie symptomy lęku klimatycznego. Trudno oceniać indywidualne strategie, bo krytyka może przynieść efekt odwrotny. Czasem słyszę od znajomych: „Mam dość, nie mogę już tego słuchać, na złość wszystkim nażrę się nutelli”.

Osobiste strategie pomagają nam uświadomić sobie wagę problemu. Ale dopiero decyzje strukturalne wpływają na codzienność wszystkich. Przeszkadza mi też, gdy w narracji tworzonej przez koncerny lub instytucje, chcące na naszej trosce o planetę – lęku, poczuciu winy bądź wstydzie – ugrać coś dla siebie, odpowiedzialność skupia się głównie na nas, obywatelach.

Ich decyzje mają większe przełożenie na rzeczywistość?

Ostatnio zajmuję się tematem marnotrawstwa żywnościowego. Nie ograniczy się go bez pracy na całej długości drogi, którą pokonuje żywność – od pola po śmietnik. To przestrzeń na działanie władz: trzeba tworzyć spójny system, który pozwoli na wielu poziomach oddziaływać na to zjawisko. Kiedy w 2009 r. znowelizowano ustawę o podatku VAT, tylko w pierwszym roku dostawy niesprzedanej żywności do Banków Żywności wzrosły dwukrotnie. A to tylko jedna z możliwych korekt do wprowadzenia.

Dlaczego jednak powinniśmy się zastanawiać nad własnym postępowaniem?

Najprostsza odpowiedź brzmi: bo nie ma drugiej Ziemi. Ona sobie bez nas poradzi. My, jako ludzkość, nie damy bez niej rady.

Trzeba jednak myśleć rozsądnie, nie zasklepiać się. Uparte trwanie przy jednym rozwiązaniu, trzymanie się go za wszelką cenę i brak otwartości na korektę myślenia to marnotrawienie energii. Widzę to po obu stronach.

Przykład z ostatnich dni: popularność drzewa paulownia, nazywanego „energetycznym” lub „tlenowym”. Rośnie szybko, ma pochłaniać duże ilości dwutlenku węgla. Ale zapomina się, że ma krótki cykl życia i jest inwazyjne.

Jak ważne są w tym naszym indywidualnym „pilnowaniu planety” wybory polityczne?

Dla mnie bardzo. Staram się głosować na tych, którzy widzą powagę sytuacji – choć wybór jest skąpy. Korzystam z możliwości dawanych przez samorząd, sprawdzając ich skuteczność – właśnie robię dokumentację uschniętych drzewek w mojej okolicy sadzonych w ramach programu „Milion drzew dla Warszawy” i chcę ją przesłać do powołanej do takich celów jednostki. Na mojej krótkiej ulicy znalazłam trzy. Planuję pójść na dyżur radnej z mojej dzielnicy i porozmawiać z nią o tym, co mnie gryzie.

Bo wybór to jedno, ale potem jest jeszcze obywatelska weryfikacja. Należy skupiać się na celach, których efekty można rewidować. I w miarę możliwości wspierać je finansowo.

Czy mimo opinii podważających zmiany klimatyczne, nasza świadomość ekologiczna zmieniła się już nieodwołalnie?

Krzepiące jest, że nabraliśmy odwagi w wyrażaniu ekologicznego wkurzu. Jest go coraz więcej: protest przeciw kampaniom poprawiającym wizerunek wody w plastiku, akcja w sprawie rozsyłania przez Coca-Colę pustych butelek, bunt przeciw ekologicznej ściemie i wykorzystywaniu „zielonych wartości” do zbijania kapitału wizerunkowego, odpytywanie i rozliczanie koncernów, akcja Greenpeace „Nestlé, to chyba twoje”, cudowne „Siostry Rzeki”, masowe protesty przeciw wycince drzew, przeciwko szczelinowaniu, jak kilka lat temu w Żurawlowie...


Czytaj także: Cecylia Malik: Miej górę lub rzekę


To już nie są działania wąskiej grupy wtajemniczonych aktywistów. Moja koleżanka stanęła ostatnio pod opuszczonym, zarządzanym przez miasto lokalem przy Puławskiej w Warszawie i pytała sąsiadów, co chcieliby, aby w tym miejscu powstało. Odpowiadali: miejsce spotkań, Po-Dzielnia, sklep kooperatywny – większość wskazywała na potrzebę miejsca, które będzie służyć wszystkim.

Może, w oczekiwaniu na państwa i organizacje, powinniśmy skupić się na własnym, społecznym ekosystemie?

Własnego ekosystemu nie wolno porzucać, ale warto patrzeć na szerszy kontekst. Na początku roku w Niemczech sąd skazał dwie studentki na karę grzywny w zawieszeniu za wyciąganie żywności ze śmietników. Protestowano, wystosowano list ze 130 tys. podpisów do władz, sprawą zajęli się politycy. Rozpoczęła się dyskusja na temat zalegalizowania praktyk freegańskich – takich, które polegają na ograniczaniu udziału w konwencjonalnej ekonomii. Niestety, projekt został odrzucony.

Marnotrawstwo jedzenia, jak każde zjawisko związane z konsumpcją, ma ogromne przełożenie na ekologię. Produkcja, transport, przechowywanie i przemysłowe przetwarzanie żywności wiążą się z określonymi konsekwencjami dla środowiska, odpady żywnościowe zaś nie są prawidłowo zagospodarowywane.

Co to znaczy?

Zgodnie z zaleceniami amerykańskiej Agencji Ochrony Środowiska kolejność działania z potencjalnymi nadwyżkami żywności powinna być taka: najpierw prewencja, potem redystrybucja, przekazanie dla zwierząt, dla przemysłu, kompostowanie, dopiero na końcu wysypisko. Tymczasem w Polsce kompostuje się lub poddaje fermentacji ok. 8 proc. odpadów komunalnych, choć odpady organiczne to nawet połowa ich masy. Czekam, aż na moim osiedlu w Warszawie wreszcie pojawią się brązowe pojemniki, na razie możemy wyrzucać tylko zmieszane. Zazdroszczę mieszkańcom Ochoty, którzy mogą własne resztki wozić do ogrodu społecznego założonego przez artystkę i ogrodniczkę Jodie Baltazar, która swoim działaniem wyprzedziła reformę śmieciową w stolicy.


Czytaj także: Pytania o naszą przyszłość - specjalny serwis "TP" o kryzysie klimatycznym


Przykład kompostu pokazuje paradoks działania ludzkiego umysłu. Na uniwersytecie stanowym Ohio przeprowadzono badanie, z którego wynika, że gdy człowiek zyskuje świadomość na temat środowiskowych konsekwencji wyrzucania jedzenia, przywiązuje większą wagę do redukcji – czyli najbardziej zalecanego działania. Uczestnicy badania nakładali mniej na talerze i zostawiali o 77 proc. mniej resztek. Gdy jednak podano im komunikat, że resztki trafią na kompost, czuli się rozgrzeszeni i już nie przykładali takiej wagi do tego, ile nakładają. Tak jakby w kompoście można było poddać transformacji poczucie winy.

Jaką rolę mają do odegrania władze lokalne? Ekologia bywa ważnym wątkiem kampanii samorządowych.

Niestety, głównie na Zachodzie. W Stanach Zjednoczonych kolejne miasta zakazują posyłania żywnościowych odpadów na wysypiska; w Paryżu stawia się sąsiedzkie kompostowniki, w Göteborgu – komunalne szczątki żywnościowe są przerabiane na biogaz, który zasila miejskie autobusy. Samorządy mają pole do popisu – mogą zaczynać od wprowadzania dobrych praktyk u siebie, monitorować i redukować marnotrawstwo w podlegających im jednostkach, wspierać sklepy kooperatywne i targowiska.

 

MARTA SAPAŁA jest dziennikarką, zajmuje się m.in. tematyką odpowiedzialnej konsumpcji. Autorka książek: „Mniej. Intymny portret zakupowy Polaków” (2014) oraz, wydanej właśnie nakładem Wydawnictwa Czarne, „Na marne” – zbioru reportaży o marnotrawieniu żywności.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp roczny

365 zł 95 zł taniej (od oferty "10/10" na rok)

  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
269,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 27/2019