Żywot człowieka przyzwoitego

Nie znosił dyktatorów – z wzajemnością. Ani jednego z napisanych zdań nie musiał żałować. Otwarty, życzliwy i z legendarnym poczuciem humoru. Jednoosobowy instytut pamięci.

07.05.2015

Czyta się kilka minut

Fotografia z lat 70. / Fot. Danuta B. Łomaczewska / ARCHIWUM RODZINNE WŁADYSŁAWA BARTOSZEWSKIEGO
Fotografia z lat 70. / Fot. Danuta B. Łomaczewska / ARCHIWUM RODZINNE WŁADYSŁAWA BARTOSZEWSKIEGO

Znane przysłowie łacińskie „Verba movent, exempla trahunt” (dosłownie: „Słowa poruszają, przykłady pociągają”) tłumaczymy zazwyczaj: „Lepszy przykład niż słowa”. 24 kwietnia opuścił nas Człowiek, który wszystkim, co pisał, i wszystkim, co czynił, udowodnił, iż o wiele lepsza jest zgodność słów i czynów tej samej osoby. A udowodnił to całym swoim życiem najstarszy w Europie minister i jednocześnie najmłodszy 93-latek.

Życie

„Jestem, jak byłem – pisał – po stronie słabych i krzywdzonych, przeciw terrorystom – po stronie ofiar terroru, przeciw krzywdzicielom i wyznawcom metod gwałtu, jakkolwiek by ich ideologicznie nie uzasadniali. Nie znoszę dyktatorów i systemów autorytarnych, trzeba przyznać, że z wzajemnością”. Owa wzajemność – nazistowska i komunistyczna – oznaczała w sumie osiem lat spędzonych za kratami i drutami.

Dnia 22 września 1940 r. 18-letni więzień polityczny Władysław Bartoszewski został osadzony w niemieckim obozie koncentracyjnym Auschwitz jako Schutzhäftling numer 4427. A 55 lat później – w ramach uroczystych obchodów 50. rocznicy zakończenia drugiej wojny światowej – minister spraw zagranicznych wolnej i suwerennej Rzeczypospolitej Władysław Bartoszewski wygłosił 28 kwietnia 1995 r. przemówienie na specjalnej połączonej sesji Bundestagu i Bundesratu w Bonn, zaś 9 maja 1995 r. był jedynym gościem honorowym na specjalnej sesji Knesetu w Jerozolimie.

Uczestnik historii. Świadek historii. Oficer Armii Krajowej i uczestnik Powstania Warszawskiego. Więzień systemównazistowskiego i komunistycznego. Chrześcijanin i humanista. Bibliograf i kronikarz. Dziennikarz i historyk. Opozycjonista i państwowiec. Profesor i ambasador. Senator, minister i sekretarz stanu... To właśnie niezwykły życiorys legł u podstaw wyjątkowego autorytetu, jakim Władysław Bartoszewski cieszył się zarówno wśród Polaków, jak Niemców i Żydów. Z kolei autorytet ów sprawił, iż mógł on odegrać tak istotną rolę w dziele historycznego pojednania polsko-niemieckiego (nazwany pięknie „budowniczym mostów”) i dialogu polsko-żydowskiego.

Był jedynym Polakiem uhonorowanym w najwyższy możliwy sposób zarówno w Polsce, w Niemczech, jak i w Izraelu. Nikt inny nie mógłby, tak jak on, w czasie uroczystych obchodów 50. rocznicy wyzwolenia Auschwitz w styczniu 1995 r. przemawiać kolejno w trzech miejscach świata: w Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie, w Yad Vashem w Jerozolimie i na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie.

Twórczość

Niekwestionowany autorytet Władysława Bartoszewskiego budowały także jego liczne i ważne publikacje, traktowane przezeń jako wypełnianie nakazu dania świadectwa i rodzaj spłaty długu. Był nie tylko uważnym świadkiem (obserwatorem) i uczestnikiem najważniejszych wydarzeń naszej historii najnowszej, ale także wytrawnym znawcą i wydawcą źródeł, znakomitym dokumentalistą i niezwykle rzetelnym historykiem, wreszcie wybornym popularyzatorem. W naszej literaturze historycznej dzierży niekwestionowaną palmę pierwszeństwa w czterech obszarach tematycznych: kronikarskiego zapisu kolejnych dni z okupacyjnych dziejów Warszawy, kronikarskiego opisu Powstania Warszawskiego, zbrodni niemieckich w „warszawskim pierścieniu śmierci” i akcji pomocy Żydom.

Przypomnijmy jako charakterystyczny przykład słynną księgę „1859 dni Warszawy”, wydaną dwukrotnie w latach 1974 i 1984, a po raz pierwszy bez cenzury w roku 2008, poszerzoną i uzupełnioną do objętości tysiąca stronic. Były szef Wydziału Informacji Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK, znamienity historyk prof. Aleksander Gieysztor pisał w przedmowie do jej pierwszego wydania: „Dzieło jednego człowieka, kronika ta budzi szacunek rozmiarami – prawdziwie instytutowymi – całego przedsięwzięcia i daleko posuniętą precyzją realizacji. Najistotniejsze dla korzystających z tej podstawowej zupełnie książki wydaje się to, że nikt z żyjących obecnie świadków Warszawy owych dni nie zdobył tak kompletnego widzenia ówczesnej rzeczywistości jak Władysław Bartoszewski, sam świadek oczywisty epoki”.

Warto zauważyć, że Bogdan Hillebrandt swojej ówczesnej „zasadniczej” recenzji na łamach partyjnego kwartalnika „Z Pola Walki” dał wymowny tytuł: „Skrzywiony obraz walczącej Warszawy”, a płk Zygmunt Doroba w miesięczniku „Wojsko Ludowe” dopowiadał: „Zasadniczym mankamentem omawianej książki jest to, że życie codzienne Warszawy (...) ukazuje ona przede wszystkim przez pryzmat działalności podziemia związanego z rządem emigracyjnym, przy czym czyni to w sposób jednostronny, gdyż z reguły eksponuje fakty o antyhitlerowskiej, patriotycznej i obywatelskiej wymowie (...). Podobnie tendencyjna metoda została zastosowana przy prezentowaniu wysiłku zbrojnego polskiego ruchu oporu”. Gorąco pochwalił „demaskatorski” tekst płk. Doroby – jako „najbardziej wnikliwą i przekonującą” z dotychczasowych recenzji – osławiony „Żołnierz Wolności”.

Drugim przykładem niech będzie przygotowane przez Władysława Bartoszewskiego i Zofię Lewinówną – i do dziś uważane za fundamentalne – obszerne opracowanie „Ten jest z ojczyzny mojej. Polacy z pomocą Żydom 1939–1945”, które mogło się ukazać dopiero w 1967 r., choć wydawnictwo Znak zgłosiło ówczesnym władzom chęć jego wydania już sześć lat wcześniej. Podczas trwających dwa i pół roku starań o zezwolenie na wznowienie dzieła ówczesnym władzom nie udało się wywalczyć zmiany tytułu książki, będącego cytatem z wiersza Antoniego Słonimskiego, którego twórczość po Marcu ’68 znalazła się na indeksie.

Godzi się w tym miejscu przypomnieć jeszcze, iż już w lipcu 1946 r. na łamach „Gazety Ludowej” w sprawozdaniu z uroczystego pogrzebu prof. Jana Piekałkiewicza w Palmirach Władysław Bartoszewski zamieścił zdanie o tym delegacie rządu RP na kraj jako „symbolu ciągłości narodowego i państwowego bytu”, które było najprawdopodobniej pierwszym w prasie Polski ludowej jawnym nawiązaniem niemal otwartym tekstem do faktu istnienia w okupowanym kraju struktur państwowych. Użycie nawet takiej tylko formy – nie mówiąc już o pełnej nazwie: Polskie Państwo Podziemne – przez następne lat kilkadziesiąt (niemal do końca istnienia PRL) było systematycznie uniemożliwiane przez cenzurę.

Jeszcze 33 lata później za wygłoszenie 2 listopada 1979 r. w prywatnym mieszkaniu w ramach tzw. Uniwersytetu Latającego wykładu „Polskie Państwo Podziemne 1939–1945. Zarys problemu” Władysław Bartoszewski został ukarany grzywną przez Kolegium ds. Wykroczeń (jego obrońcą był Jan Olszewski, a współoskarżonym dawca mieszkania, Piotr Naimski). Tekst tego wykładu, który doczekał się następnie w latach 1979-85 pięciu edycji w różnych wydawnictwach drugoobiegowych, stał się pierwszym opublikowanym w Polsce opracowaniem tego tematu.

Niezłomność

„Z całego dorobku mego życia nie żałuję ani jednego napisanego zdania, choć na pewno niejedno napisałbym lepiej, precyzyjniej, mądrzej czy trafniej. Nie ma takiego zdania, a tym bardziej ustępu czy artykułu, o którym marzyłbym: oby zapadł się on pod ziemię, oby nigdy nie był napisany. Przywiązuję bardzo dużą wagę do tego stwierdzenia” – powiedział Władysław Bartoszewski w rozmowie z Łukaszem Kądzielą na łamach miesięcznika „Więź” (1986). Niewielu autorów może złożyć podobne oświadczenie o sobie i swojej twórczości, i w przypadku bardzo nielicznych możemy mówić o takiej zgodności czy wręcz integralności życiorysu i działalności publicznej z tematyką prac badawczych. Oczywiście, ważnym wyznacznikiem wiarygodności publikacji Władysława Bartoszewskiego była jego niezłomna postawa życiowa.

Nazwany „jednoosobowym instytutem pamięci” przez Roberta Jarockiego, był Władysław Bartoszewski człowiekiemnie tylko legendarnej pamięci, ale obdarzonym w dodatku niemal legendarnym poczuciem humoru. Człowiekiem prawym, otwartym i niezwykle życzliwym. Nekrolog w imieniu Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, której Pan Profesor przewodniczył od 2001 r., zakończyliśmy słowami: „Cześć pamięci Żołnierza – Obywatela – Świadka Historii, który przez wiele lat uczył nas, jak być przyzwoitym, jak wiernie służyć Rzeczypospolitej i jak dbać o pamięć o Jej chlubnej historii. Był dla nas wzorem i autorytetem”. ©

ANDRZEJ KRZYSZTOF KUNERT jest historykiem, sekretarzem Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa. Doktor habilitowany, profesor nadzwyczajny Akademii Obrony Narodowej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 20/2015

Artykuł pochodzi z dodatku „Bartoszewski