Żyjemy sobie

W oczach Polaków trudno odnaleźć fajną Polskę. Udaje się pod jednym warunkiem: że w pytaniu nie padnie nazwa kraju. Nasze poszukiwania przypominają zatem dziennikarskie śledztwo.

22.04.2013

Czyta się kilka minut

Gaca z Białegostoku wyremontował Chevroleta Impalę z 1965 r. Jako pierwszy Polak i jeden z pierwszych Europejczyków został przyjęty do Rollerz Only w Los Angeles. / Fot. Kuba Dąbrowski
Gaca z Białegostoku wyremontował Chevroleta Impalę z 1965 r. Jako pierwszy Polak i jeden z pierwszych Europejczyków został przyjęty do Rollerz Only w Los Angeles. / Fot. Kuba Dąbrowski

Niektórych hasło rozdrażniło. Na przykład internautę, który napisał na Facebooku, że w obecnej sytuacji to pytanie jest „głupie, bezdennie głupie”. Panią z targu w Wieliczce, która zaczęła mówić, co by zrobiła z Donaldem Tuskiem, gdyby nadarzyła się okazja. Prowadzących knajpę niedaleko Rabki – ci w odpowiedzi na pytanie o fajną Polskę wyrzucili nas z lokalu.

Wyruszyliśmy na poszukiwanie fajnej Polski – w obrazach, opowieściach ludzi anonimowych i opiniach tych znanych – ale szybko się okazało, że nie da się jej wypreparować z Polski mniej fajnej. Z tej wyprawy powstał krótki, sześciodniowy dziennik kraju fajnego łamanego przez mniej fajny.

„DIABLO” LECI DO MOSKWY

„Księża kłamią o in vitro”; „Prostytutki zagnieździły się w willi Kukulskich”

Poniedziałek. Na początek zadanie, zdawałoby się, niewykonalne: znaleźć fajną Polskę w gazetach, których dziennikarzom nie płaci się przecież za opisywanie punktualnych urzędników, uczciwych policjantów i rzetelnych ministrów.

W dwóch najbardziej poczytnych dziennikach jest jej jak na lekarstwo. W weekendowej „Gazecie Wyborczej” pojawia się np. „wrogość do państwa”, „Polska szukająca spisków” czy „księża kłamiący o in vitro”. W „Fakcie” z poniedziałku: „Polska mordująca”, prostytuująca się (prostytutki zagnieździły się w willi Kukulskich, gdzie „powinno być muzeum”), kraj radarów, które bezzasadnie łapią kierowców.

Polska fajna? Jest w reklamach pożyczek z niskimi ratami. I na stronie dziewiątej „Faktu” donoszącego o fajnym premierze, który do nigeryjskiej wioski przywiózł dzieciom cukierki. Ale czy to Polska?

Po tej dawce optymizmu do gazet wracamy ostrożnie. I tylko do sportowych, by pominąć Polskę pokłóconą. Wprawdzie na pierwszej stronie „Przegląd Sportowy” donosi o „rebelii w ekstraklasie”, ale środek numeru przynosi wreszcie radość. Oto w Dortmundzie fajna Polska (ściślej: trzech fajnych Polaków) pokazuje, jak grać w piłkę; do Moskwy wybiera się bokser „Diablo”, by wygrać kolejną walkę; czytamy też o fenomenie polskiego speedwaya.


CZY „SZCZERA” ZNACZY „SZARA”?


„Co to znaczy »bo«? Nikogo do niczego nie zamierzam przekonywać i nic nie będę uzasadniał”


We wtorek rodzą się wątpliwości. Czy można pisać „fajny”? Prof. Jerzy Bralczyk, językoznawca, uspokaja: – To stare słowo, występuje m.in. w „Panu Tadeuszu”. „Wyuczyłem śpiewać fein moje bachurki” – mówił Jankiel. Trudno się bez niego obyć.

W internecie na hasło „Polska jest fajna” wyskakuje ponad pół miliona wyników – nieźle. Niestety, już na pierwszej stronie dramat: o to, czy Polska jest fajna, spierają się ze sobą „Newsweek” i „Wprost”. Oba tygodniki pokłóciły się przed rokiem o akcję pod podobnym hasłem.

Jest jeszcze Facebook. A na nim – a raczej: nad nim, bo 400 kilometrów nad Ziemią, na pokładzie Międzynarodowej Stacji Kosmicznej – kanadyjski astronauta Chris Hadfield. Przed miesiącem na swój profil wrzucił zdjęcia trzech polskich miast widzianych z kosmosu, wtedy jeszcze w śniegu. Warszawę skojarzył z lotniskiem imienia Chopina, fotografując Szczecin zapytał, jak wymawiać „szcz” (internauci poradzili: „Shchecheen”). Pod zdjęciem Krakowa napisał, że to wymarzone miejsce na rodzinnego sylwestra. Efekt: półtora tysiąca „lajków” i tuziny komentarzy. Z podziękowaniami – ale i narzekaniem Polaków: że śnieg, że zima się dłuży. Użytkownik z Kanady pociesza: „u nas mamy cztery pory roku: prawie zimę, zimę, ciągle zimę i czas, gdy remontujemy drogi”.

E-mail do Kanadyjskiej Agencji Kosmicznej: dowiedzcie się dla nas, prosimy, czy Polska jest fajna z kosmosu.

Pierwsze notatki. W komputerze edytor nie sprzyja tematowi: notorycznie zamienia „szczerość” na „szarość”. Do czytelników „Tygodnika” wysyłamy apel o dokończenie zdania: „Polska jest fajna, bo...”. I od razu zimny prysznic. „Co to znaczy »bo«? – oburza się pan Roman – Nikogo do niczego nie zamierzam przekonywać i nic nie będę uzasadniał. Ludzie do czegoś przekonani przez perswazję innych i tak nie poczują, dlaczego Polska jest fajna”.


POLSKI CWANIAK POZYTYWNY


„Lubię ten kraj, bo jest zawsze w trakcie jakiegoś procesu, wszystko się tworzy, bulgocze”


Wieczorem wizyta na próbie grupy przyjaciół, którzy propagują rozwiązywanie konfliktów metodami teatralnymi.

Darek, sztukmistrz i nauczyciel muzyki w szkole specjalnej, opowiada: – Polska jest fajna, bo jest... śmieszna. Gdy tylko zmruży się oczy, widać wesołość. Gdzie znajdziemy starsze panie, które na co dzień ledwo się poruszają, a gdy trzeba, walczą o wolne miejsce w tramwaju, jakby były na wojnie? Gdzie znajdziemy sklep sportowy, w którym sprzedaje się tak dużo kijów bejsbolowych, ale żadnej piłeczki? Tutaj jest wesoło!

Gdy rozmawiamy, siedząc w kręgu na podłodze, wyłania się Polska fajna – i nieoczywista. „Lubię ten kraj, bo jest zawsze w trakcie jakiegoś procesu, wszystko się tworzy, bulgocze”. „Mamy soczystą, świeżą zieleń”. „Kamyki! Te na chodnikach i ulicach polskich miast – tego nie ma na Zachodzie – a szkoda, mają swój urok”. „Tak samo jak przetworów, czyli lata zimą”. „Fajne jest to, że tę Polskę przekazujemy sobie z rąk do rąk: starsi młodszym. Że ktoś kiedyś walczył o to, z czego teraz korzystamy”.

Na koniec urządzamy fikcyjny pokaz mody – ktoś pokazuje „na wybiegu” jeden z typów Polaka (pozytywny, rzecz jasna), ktoś inny to komentuje.

„Proszę państwa, oto polskie typy. Na początek: Polski Cwaniak Pozytywny. Ręce w kieszeniach, bary szerokie – uwaga: zachodzą na skręcie! – krok drobny, niezbyt egzaltowany, choć widoczny dla wszystkich w okolicy. Typ niepokorny: z oddali zawsze groźny, z bliska często wulgarny. W obyciu jednak, w głębi serca swego, sarmacki i szarmancki. Lubi mówić: »Panie przodem« i trzymać z innymi w swoim typie”.

„A teraz Polska Kobieta Pracująca. Zawsze coś ciągnie, pcha lub niesie. Spieszy się, bo sporo do załatwienia. Typ trudny do pokazania: z pozoru nie zwraca uwagi na nikogo. Ale to typ pozytywny – pod koniec dnia, gdy wszystko już załatwione, wiemy, że to nie złość, lecz miłość. Proszę spojrzeć: modelka się uśmiecha: na tym typie Polska stoi!”.

„I ostatnia dziś modelka: Modna Kobieta Miastowa. Szyk, maniery i elegancja. Ten żakiet w Paryżu będzie modny dopiero następnej wiosny! Szpilki stawia jedna za drugą, jakby szła po linie. To nie na pokaz – choć sama dyskretnie podgląda innych – jej gracja wypływa z duszy. Takich typów Polsce zazdrości świat!”.


POLSKA OD A DO E


„Przecudne przedszkole prowadzi mistrz świata w karate, dzieciaki mogą od małego sobie wybrać język!”


O dziewiątej rano w środę salonik prasowy przy rynku w Wieliczce wypełniają kłęby tytoniowego dymu, a za ladą stoi pani A. w średnim wieku.

Kiedy dowiaduje się, że gazeta przyszła zapytać ją o fajną Polskę, odruchowo zwiesza wzrok i patrzy na nagłówki.

Leżą tu przytulone do siebie Polski: Polska „Gazety Polskiej”, Polska „Dziennika Polskiego”, Polska „Rzeczpospolitej” i „Gazety Wyborczej”. Łączy je znowu to, że ich Polski nie są fajne, choć każda – na swój sposób.

Pani A. mówi, że fajna Polska to jej uśmiechnięci klienci – i w tej samej chwili przez drzwi wsadza głowę pani B.: by się uśmiechnąć oraz pochwalić pogodę. Pani A. oświadcza, że na tym fajna Polska się kończy, o czym przekonamy się sto metrów dalej, na targu („Polska chce wykończyć drobnych kupców”).

– Drzeć skur... nów na kawałki i sypać solą! Tuska pierwszego! – krzyczy pani C., blisko emerytury, siedząca na taboreciku obok swojego stoiska (czapeczki z daszkiem od 20 zł). – O fajną Polskę to niech panowie pytają młodych.

W rynku lokal agencji bankowej otwiera – wyłączając zręcznie alarm – młoda pani D. Zaskoczona pytaniem odsyła do szefowej: – Rozgadana, wszystko będzie wiedzieć, tam są schodki do kosmetycznego – poleca, rzucając na pożegnanie, że jak na razie w Polsce fajna jest tylko pogoda. Od niedawna.

Rzeczywiście: „fajna Polska”, przynajmniej ta w Wieliczce, zaczyna się w rynku, za ladą kosmetycznego, za którą pani E. (w średnim wieku, włosy blond) przelicza kasę. Najpierw jest wstęp o niefajnej władzy i potencjale, dzięki któremu powinniśmy być „drugą Ameryką”, a nie jesteśmy („bo nam ją politycy usrali”). Ale potem zmiana tonu: – Przepiękna Wieliczka, fontanna marmurowa przed urzędem, wyremontowana, lśni – mówi pani E., wyglądając przez szybę wystawową.

Przez szybę widzi też Solny Świat, malowidło 3D zrobione na powierzchni rynku, które można oglądać przez specjalny wizjer po wrzuceniu monety. Pani E. ogląda więc tych, którzy oglądają malowidło. I czerpie z tego widoku dumę – skoro tak przyjeżdżają i oglądają, mówiąc w obcych językach, to może ta Polska nie jest taka zła?

– A ja, tak w ogóle, to od Kracika jestem – mówi na pożegnanie, patrząc badawczo na reakcje. – Od Kracika, znaczy z Niepołomic – precyzuje. – Długo by mówić: rynek pięknie wyremontowany, wyczyszczony. Niech panowie zrobią eksperyment: wyrzucą na rynku papier i zobaczą, czy za pół godziny będzie leżał. Zniknie! Z bezrobociem też zrobili porządek, bo bezrobotni sprzątają. Przecudne przedszkole prowadzi mistrz świata w karate, dzieciaki mogą od małego sobie wybrać język!


OBCE JĘZYKI, LEPSZE ALKOHOLE


„Nie jest fajna, jest trudna, ale tylko tutaj chcę żyć”


Po rozstrzygnięcie, czy bardziej polska jest Polska chcąca „drzeć Tuska i go solić”, czy też ta chwaląca samorządy, dzwonimy do prof. Antoniego Dudka, historyka i politologa. Profesor te dwie Polski godzi. A nawet w tej pierwszej – „drącej i solącej” – widzi coś fajnego:

– Mamy legendarnych „onych”, których pamiętam jeszcze z PRL-u, i których wielu z nas rzeczywiście by podpaliło, powywieszało... Ale zawsze te groźby kończymy na słowach, nigdy nie doprowadzamy ich do końca. To też jest w jakimś sensie fajne: bywamy agresywni, ale jednak głównie tylko w warstwie werbalnej.

A fajna Polska za oknem?

– Mieszkam na Mokotowie. Z jednej strony widzę nowy, pięknie zadbany park, a z drugiej ponure bloki z wielkiej płyty. Dalej są jeszcze symbole fajnej Polski, choćby kapliczka, która, nie wiedzieć czemu, stoi już sto lat, przetrwała nawet II wojnę światową.

Zdaniem profesora, fajną Polskę widać głównie z zewnątrz: – Nasz sukces widzą obcokrajowcy, którzy pamiętają nas sprzed 1989 r., oraz Polacy, którzy kiedyś wyjechali. Wypiękniały miasta i wsie, sami też się zmieniliśmy. W sumie na lepsze, choćby dlatego, że przy całej ułomności naszej edukacji, sami się wyedukowaliśmy.

Polska jest też fajna dlatego, że stajemy się krajem coraz bardziej otwartym: coraz lepiej porozumiewamy się ze światem. Mówimy obcymi językami – i mamy w nich coś do powiedzenia. Powoli odchodzimy od ponurej, wódczanej zabawy, znajdujemy nowe sposoby na okazywanie radości. Pijemy lepsze alkohole. No i potrafimy pracować – jesteśmy coraz bardziej wydajni.

Puentę „fajnej Polski” ze środy psuje nam trochę Jan Wróbel – publicysta, prowadzący jeden z poranków politycznych w TOK FM, dyrektor liceum społecznego Bednarska. „Polska jest fajna, bo zamieszkuje ją waleczna mniejszość – pisze w e-mailu. – To ci, którym się chce. Widujemy takich ludzi podczas konkursów (ostatnio np. w Muzeum Historii Polski), podczas niektórych szkoleń dla nauczycieli, podczas wizyty w bibliotece czy domu kultury, o ile te, cudem jakimś, przetrwały. Spotkać ich można również w korytarzach ważnych urzędów – czasem są urzędnikami, częściej petentami starającymi się o zdawkową pomoc decydentów. Zazwyczaj wzięli sobie za dużo na głowę, zazwyczaj brakuje im czasu na normalne (?) życie”.

Jak poznać fajnych Polaków, którym się chce? „Zazwyczaj mają lekkie wgłębienie w czole: to tam co i rusz pukają się mamrocząc »Po jaką cholerę mi to wszystko?« – pisze Wróbel. – I nie wiadomo, po jaką. Wiadomo tylko, że jakiś Hipolit Cegielski czy Marek Kotański patrzą na nich z nieba z cichym westchnieniem, że jeszcze nie wszystko stracone”.

Otwieramy też pocztę od czytelników. Pierwsza odpowiedź na sondę, dlaczego Polska jest fajna, nosi tytuł: „Polska nie jest fajna”. Ale w tekście, na szczęście, wyjaśnienie: „nie jest fajna, jest trudna, ale tylko tutaj chcę żyć” – pisze z Wrocławia pani Katarzyna, polonistka.


PO PROSTU: TRAKTORY


„Polska jest fajna, bo jest tu lepiej niż na Ukrainie. Polacy nie są tak sztywni jak Austriacy, ani tak smutni jak Słowacy”


Jak wygląda Polska między krakowską Wolą Justowską a Rynkiem? W drodze do pracy (czwartek, słonecznie i gorąco) można spotkać długowłosego dwudziestoparolatka z rockową bródką i w czarnym podkoszulku zespołu Dream ­Theater. Pochyla się nad pełnym petów i puszek trawnikiem, obok stoją trzy worki pełne śmieci. Sprząta, bo, jak mówi, ruszyło go sumienie.

– Siedzimy tu często ze znajomymi na piwie, popalając papierosy – wyjaśnia, prostując się znad worków.

Na pobliskich ogródkach działkowych furtkę otwiera pani Anna, pogodna, starsza pani w niebieskim fartuchu i chustce. Dziś, jak co dzień, obudziła się o piątej rano.

– Trzeba kochać Polskę, tak jak my kochamy działkę – mówi patetycznie. – W moim ogródku właśnie wyrosły niezapominajki między piwoniami. Mogłam je wykopać i wrzucić do kompostu. Ale wolę przesadzić je tutaj, na wspólnej alejce – dodaje, potrząsając pękiem kluczy spiętych brelokiem z wizerunkiem Matki Boskiej Częstochowskiej. – Chciałabym, żeby Polska była radosna i pracowita jak każdy działkowiec. I solidarna: dzielimy się tu kawą, sadzonkami, wszystkim. Jeden drugiemu altanki pilnuje.

W sklepie zoologicznym pytanie o fajną Polskę zadajemy właścicielowi w niewłaściwym momencie: w czasie metkowania towaru. Trzyma w ustach jaskrawopomarańczowe naklejki z cenami. – Polska jest fajna, bo jest tu lepiej niż na Ukrainie. Polacy nie są tak sztywni jak Austriacy, ani tak smutni jak Słowacy. I są przedsiębiorczy: po prostu umiemy wykorzystywać swoje szanse.

Na Błoniach rowerzyści mówią, że Polska jest fajna, bo coraz lepiej jeździ się w niej na rowerze. W pobliskiej knajpie pani za barem: że nie chciałaby mieszkać poza Polską, ale gdy inni narzekają na kraj, to ona też. W dzielnicowej bibliotece publicznej zza kontuaru podnosi się Michał, na oko trzydzieści lat, krótko ostrzyżony, koszula w kratkę.

– Nie chcę mówić, że każde miejsce, w którym człowiek mieszka, jest nieszczęśliwe i że trzeba znaleźć sobie powody, dla których warto w nim żyć. Ale chyba jest dobrze, gdy człowiek jest już skazany na jakieś miejsce. Wtedy trzeba starać się je polubić – zaczyna filozoficznie.

Jaka jest Polska w oczach użytkowników biblioteki?

– Zwykle chcą sobie pogadać. Często skarżą się na bóle, np. wczoraj był pan z bolącą ręką. Przyszła też pani, która mówiła, że żyje się coraz ciężej. Zapytała, czy mam już dzieci. Zaprzeczyłem. „No tak – westchnęła – bo ciężko się młodym dziś żyje”. Ale myślę sobie, że w tej małej przestrzeni bibliotecznej troszkę się gra. Narzekanie też jest grą – mówi Michał.

I kończy podobnie jak zaczął, refleksyjnie: – Na co dzień nie uświadamiamy sobie tego, co lubimy w Polsce. Jak u św. Augustyna: dopiero postawienie pytania stwarzało problem. Póki nie pytał, czym jest czas, świetnie to rozumiał. Może z Polską jest tak samo?

W tramwaju Radek, młody inżynier, przenosi dyskusję o Polsce na wieś.

– Nie wyobrażam sobie Polski bez traktorów – mówi na wysokości Teatru Bagatela. – Tak, polskie traktory są najpiękniejsze. Od kiedy tylko mogłem stać, opierałem się o płot przed domem i wyglądałem, jak mój ojciec jeździł traktorem. Dlaczego akurat traktory? Nie wiem, o gustach się nie rozmawia. Po prostu: traktory.


JĘZYK WDZIĘCZNY I DUMNY


„Góry, pojezierza, lasy, a w nich kozice i świstaki, ławice ryb wszelakich, żubry!”


W czwartkowe popołudnie e-mail. Kanadyjska Agencja Kosmiczna oświadcza, że z połączeniem z astronautą Hadfieldem może być problem (kalendarz wywiadów jest szczelnie wypełniony; na stacji kosmicznej nie mają Skype’a). Schodzimy więc na wysokość jedenastu kilometrów i dzwonimy do LOT-u.

Antoni Zeman, dyrektor pionu operacji lotniczych, kapitan instruktor z 40-letnim stażem w powietrzu, odpowiada bez wahania: – Oj tak, Polska jest z góry bardzo fajna! Zbliżając się od północy przekraczamy morze, a od południa – góry. Znakiem rozpoznawalnym jest Wisła. Z wysokości, z której na nią patrzymy, ma bardzo charakterystyczny, spiralny kształt. Najlepiej widać ją w księżycową noc, gdy wlatuje się nad Polskę od południa. W Wiśle odbija się światło księżyca.

Kapitan Zeman opowiada też o tym, jak Polska zmieniła się z powietrza w ostatnich latach: – Kiedyś, dawno temu, leciały z nami nastolatki. To był nocny rejs z Kopenhagi do Warszawy. Najpierw lecieliśmy nad Danią: była jak jedno wielkie oświetlone miasto. Gdy wlecieliśmy nad polskie wybrzeże, dzieci zapytały: „Czy tu w ogóle nie ma miast?”. Nad Polską w tamtych latach było po prostu ciemno. Teraz jest inaczej.

Polski fajnej szukamy jeszcze na Facebooku, w wypowiedziach czytelników „Tygodnika”. Poza zakamuflowanymi doniesieniami o Polsce niefajnej („Polska jest fajna, bo można z niej wyjechać”), dostajemy dużo wypowiedzi o kraju, z którego można być w ostateczności zadowolonym. Tomasz Wójtowicz pisze, że Polska jest fajna, „bo ma kawał długiej i kolorowej historii, dostęp do morza i gór jednocześnie, bo leży w centralnej Europie”, a Elżbieta Zakrzewska zwraca uwagę na klimat, ludzi kreatywnych, choć trochę szalonych, oraz tolerancyjnych, choć w otoczeniu garstki nietolerancyjnych („to rzeczywiście obciach”). Najdłuższą wypowiedź zamieszcza Jan Interferencyjny, pisząc o Polsce, która zrodziła naukowców, astronomów, teologów, poetów, muzyków...

„Jest fajna, bo przyczyniła się do rozwoju takiej nauki, jaką jest logika, dzięki wielkim polskim filozofom szkoły lwowsko-warszawskiej, o czym mało kto wie. Polska jest arcyciekawa, bo jej historia jest pasmem ciągłych wzlotów i upadków, nieustannych przeobrażeń. Ma też 4 pory roku – śnieg w zimie, upały w lecie, klimat umiarkowany i sprzyjający człowiekowi. Przepiękne góry, wspaniałe pojezierza, cudowne lasy, a w nich kozice i świstaki, ławice ryb wszelakich, żubry! Wreszcie jest fajna, bo jest wolna! Poziom życia jest wysoki, gospodarka prężna. Kultura przebogata, język dźwięczny i dumny, którym chce się mówić, którym chce się pisać” – pisze Interferencyjny.


KAŁUŻA MATEUSZ ZNAJDUJE MACEWĘ


„Fajna Polska to kraj bez uprzedzeń i nienawiści”


Grzegorz Kamiński nie ma „lekkiego wgłębienia na czole”, nie pyta też „po co to wszystko”. Ma słuszną posturę, okrągłą i łysą głowę oraz błysk w oku. Ten błysk widać, kiedy Kamiński – idąc między nagrobkami i drzewami w małym zagajniku otoczonym przez pola uprawne – opowiada o swojej działalności. I o świecie, który przestał istnieć w 1938 r. (wraz z „Nocą kryształową”, listopadowym pogromem niemieckich Żydów).

Początek fajnej Polski, którą zbudował wokół siebie Kamiński, ma miejsce właśnie tutaj – w gminie Wielowieś (województwo śląskie, powiat gliwicki, przed wojną tereny należące do Niemiec) – tyle że ponad dekadę temu. Wszystko było wtedy jak teraz: naokoło pola uprawne, w środku kilkadziesiąt drzew, w tym cztery gigantyczne dęby. Wszystko poza jednym: znajdujący się tu cmentarz żydowski był przykryty przez krzaki, chaszcze oraz kilogramy śmieci.

Rok 2002. Kamiński z grupą uczniów – pracuje wtedy w szkole w Wielowsi, w której się urodził – stoi i opowiada o historii tutejszych Żydów, którzy do 1938 r. razem z innymi mieszkańcami tworzyli historię miejscowości. Pokazuje zdjęcie macewy Jonatana Blocha – pierwszego żydowskiego mieszkańca Wielowsi, założyciela kirkutu. Po dwóch minutach wśród chaszczy i krzewów macewę znajduje uczeń – Kałuża Mateusz. Inny rzuca do Kamińskiego: „Może by tak wziąć ten kirkut i posprzątać?”.

Od tamtej pory Kamiński – 40-latek, dzisiaj nauczyciel historii w gliwickiej SP 39 i technikum łączności – uporządkował wraz z uczniami cztery znajdujące się w powiecie cmentarze żydowskie. Uczy ich, kim byli tutejsi Żydzi, co to jest macewa i co oznaczać mogą wybite na niej symbole.

– Raz moi uczniowie szli sobie jakieś pięćset metrów stąd, polną drogą – Kamiński pokazuje palcem na stojące w polu drzewo. – Zadzwonili do mnie i krzyczą, że znaleźli macewę. Ja na to, że niemożliwe, ale zaraz przyjechałem. I rzeczywiście: znaleźli. Gdybyśmy się razem nie uczyli historii, gdyby nie znali symboliki macew, ona by tam nadal leżała, mijana przez innych ludzi.

Idziemy trawnikiem między nagrobkami (jest ich 250) wysprzątanego kirkutu w Wielowsi. Słychać silnik ciągnika, przez który czasami przebija się śpiew ptaków. Grzegorz Kamiński opowiada o fajnej Polsce – uczniach, rodzicach, lokalnych władzach, sołtysie, właścicielu tartaku – która postanowiła zatroszczyć się o zapomnianą historię. Mijamy też ślady Polski, która na nagrobkach postanowiła napisać sprayem „Jude Raus” i „White Power”. Z Kamińskim objeżdżamy też inne miejsca pamięci, choćby tablicę upamiętniającą synagogę w nieodległym Toszku. Tablicę, którą ufundował z prywatnych pieniędzy sam Kamiński.

Fajna Polska wokół gliwickiego nauczyciela historii – uhonorowanego tytułem Człowieka Roku 2012 Gliwic i powiatu gliwickiego – to nie tylko historia tutejszych Żydów. To również praca w szkole i po lekcjach, konkursy, tworzenie materiałów dla innych nauczycieli, a także społeczna działalność w samym Toszku, w którym od lat mieszka. Pięć lat temu Grzegorz Kamiński – pasjonat łucznictwa historycznego – zorganizował młodzieżową drużynę łuczniczą, która do dziś działa przy miejscowej pomocy społecznej (angażuje w działalność dzieci niepełnosprawne czy te z biednych rodzin).

– Od 1 do 3 maja odbędzie się u nas pierwszy festiwal łucznictwa – mówi z dumą Kamiński, gdy wracamy wiejską drogą z Wielowsi do Toszka.

Fajna Polska to dla Kamińskiego kraj bez uprzedzeń i nienawiści. Na pytanie, czy taka jest, odpowiada pytaniem: – Ile osób uczestniczyło w różnych uroczystościach, ilu uczniów porządkowało żydowskie cmentarze, ilu zaangażowało się w zajęcia łucznicze? A ilu postanowiło przyjechać na cmentarz w Wielowsi, by zostawić te trzy okropne napisy?


CELOWNIK ZDEJMUJE ODPOWIEDZIALNOŚĆ


„Źle było, źle będzie w Polsce i wszędzie. Same świnie są u steru, od komuny, aż do kleru!”


Na koniec tygodnia o polskiej fajności mówią jeszcze znany polski duchowny i jeszcze słynniejszy językoznawca. Józef Puciłowski, dominikanin, syn Polaka i Węgierki, twierdzi w mailu, że w Polsce jest wiele dobrych rzeczy. „Tyle że, oj, chyba tu umoralniam, dobro jest ciche – pisze duchowny. – W odróżnieniu od złych zdarzeń. Na przykład, gdy pociąg stanie w polu na kilka minut, wszyscy to zobaczą w telewizji i usłyszą w radiu. Ale pociągi, którymi jeżdżę, są od lat szybkie i znakomite”.

Czemu więc narzekamy?

„Może dlatego, że niektórzy z nas wychowali się na znanym wierszu-piosence z lat 60.: »Źle było, źle będzie w Polsce i wszędzie. Same świnie są u steru, od komuny aż do kleru!« – pisze dalej o. Puciłowski. – Ale nawet wówczas aż tak źle nie było. Poza tym, w moim węgiersko-polskim domu nie czytano mi bajek, tylko powieści historyczne. »To dopiero bajki!« – powie ktoś. Może. Ale po nich człek ma się lepiej!”.

Prof. Jerzy Bralczyk, zapytany o fajną Polskę, daje krótki wykład na temat języka polskiego. A ściślej: fajnego celownika.

– To mój ulubiony przypadek – mówi. – Rzecz charakterystyczna dla polszczyzny: możemy powiedzieć: „siedzę sobie”, „idę sobie”. To pokazuje, że dana czynność jest skierowana na siebie, nie jest po coś, daje nam to poczucie bardzo sympatycznego wyczerpywania jej w samym działaniu. Jak ja „chodzę sobie”, to ja po nic nie chodzę. Jak ja „siedzę sobie”, to ja sobie tylko siedzę. Nawet w bajkach: ktoś „był sobie raz” – czyli nie był nikomu, tylko sobie. „Niech pan sobie tu usiądzie” – mówią mi czasem. I ja nikomu innemu nie usiądę, tylko sobie. Mówimy, że „nam się to podoba”. „Nam” – czyli znowu celownik.

– Nie tak jak Anglicy, którzy od razu mówią: „I like it” – śmieje się profesor. – I od razu muszą coś lubić. A my jesteśmy z początku ostrożni, aktywność pozostawiamy po stronie tego, co ma mi się podobać. Kiedy pierwszy raz widzę dziewczynę, słyszę piosenkę czy oglądam film – nie mogę tego lubić, ale może mi się to podobać. Czy też wieczorem: „chcę mi się spać” – choć wcale „spać nie chcę”. „Chce mi się jeść” – choć „nie chcę jeść” wcale. Celowniki trochę zdejmują z nas odpowiedzialność. Gdyby nie było celownika, strasznie bym się źle czuł. Byłoby mi przykro.


A CO WAS TO OBCHODZI?


„Inne regiony świata są z reguły bardziej agresywne, mają mocniejsze kolory. W lesie w Polsce wszystko jest stonowane”


Na koniec – w sobotę, kiedy nad południem Polski pojawiają się już chmury – jest jeszcze przejazd „zakopianką” i flaczki nieopodal Rabki. „Zakopianka” jest szeroka i równa jak stół – taka równa, że można pisać w notesie. Jest nowy wiadukt w Mogilanach, a za Myślenicami ekrany akustyczne sprawiają, że z pobocza znikają reklamy i billboardy. Dalej, już w górach: zakurzone, aluminiowe barierki przy drodze zastępują eleganckie słupki połączone stalowymi linkami.

Flaczki (8 zł od porcji) też są dobre. Czego nie da się powiedzieć o właścicielach knajpy. Po zapłaceniu rachunku pytamy o fajną Polskę, a w odpowiedzi zostajemy z knajpy... usunięci („Co was to obchodzi?!” – pyta właściciel). Wtedy (choć nie tak od razu) przypominamy sobie, co o fajnej Polsce powiedział nam Ryszard Czajkowski, podróżnik, w latach 90. gospodarz popularnego programu telewizyjnego „Przez lądy i morza”: „Zachwyca mnie w Polsce uspokajająca roślinność. Inne regiony świata są z reguły bardziej agresywne, mają mocniejsze kolory. W lesie w Polsce wszystko jest stonowane. Aż dziwne, że w ślad za tym sami Polacy nie są tacy spokojni”.



Szczęśliwy Polak, nieszczęsna Polska

Według raportu Diagnoza Społeczna 2011 Polska jest krajem szczęśliwych ludzi. Aż 80 proc. z nas deklaruje, że jest bardzo lub dosyć szczęśliwa, co stanowi wynik najlepszy w historii badań społecznych w Polsce. W stosunku do 2003 r. odsetek ludzi nieszczęśliwych spadł niemal trzykrotnie: z 4,5 proc. do 1,6 proc. Takie wyniki sytuują nas wśród najbardziej zadowolonych społeczeństw w Europie. Na korzyść zmieniają się też wskaźniki tzw. woli życia (brak skłonności samobójczych i pragnienie życia) – jest pod tym względem najlepiej od 1991 r., a więc odkąd prowadzone są badania w ramach Diagnozy Społecznej.

Jednocześnie gorzej oceniamy to, co się dzieje w Polsce. W 2011 r. 37 proc. naszych rodaków uznawało zmiany po 1989 r. za generalnie nieudane, a tylko 14 proc. – za udane (przy niemal 50 proc. niezdecydowanych). Lepsza od ogólnej oceny polskich przemian jest natomiast ocena ich wpływu na życie obywateli. „Ocenę zmiany warunków własnego życia tworzą sobie ludzie sami, natomiast ogólne oceny reform mocno zależą od interakcji społecznych i dyskursu publicznego” – komentują autorzy Diagnozy Społecznej 2011.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarz działu krajowego „Tygodnika Powszechnego”, specjalizuje się w tematyce społecznej i edukacyjnej. Jest laureatem Nagrody im. Barbary N. Łopieńskiej i – wraz z Bartkiem Dobrochem – nagrody Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich. Trzykrotny laureat… więcej
Marcin Żyła jest dziennikarzem, od stycznia 2016 do października 2023 r. był zastępcą redaktora naczelnego „Tygodnika Powszechnego”. Od początku europejskiego kryzysu migracyjnego w 2014 r. zajmuje się głównie tematyką związaną z uchodźcami i migrantami. W „… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 17-18/2013