Żydowski terror

Izrael ma nowego wroga. To nie Palestyńczycy czy Irańczycy, lecz wyrosłe w osiedlach na Zachodnim Brzegu Jordanu ultraprawicowe ugrupowania młodych religijnych Żydów.

23.08.2015

Czyta się kilka minut

Izraelski policjant na zgliszczach palestyńskiego domu, spalonego przez żydowskich ekstremistów. Duma na Zachodnim Brzegu, 31 lipca 2015 r. / Fot. Abed Omar Qusini / REUTERS / FORUM
Izraelski policjant na zgliszczach palestyńskiego domu, spalonego przez żydowskich ekstremistów. Duma na Zachodnim Brzegu, 31 lipca 2015 r. / Fot. Abed Omar Qusini / REUTERS / FORUM

Zdjęcia z Parady Równości w Jerozolimie, które obiegły świat 30 lipca, są tak szokujące, że na pierwszy rzut oka trudno uwierzyć w ich prawdziwość: oto ultraortodoksyjny Żyd biegnie z uniesionym nożem, celując ślepo w uczestników. Scena jak z antysemickich karykatur sprzed kilkudziesięciu lat lub średniowiecznych rycin, obrazujących rzekome mordy rytualne. Ale to się zdarzyło. Prawdziwa była też zbrodnia, której dokonał Jiszai Szlissel: ciężko ranił sześć osób, w wyniku odniesionych ran zmarła 16-latka.

Mordy i podpalenia

Zaledwie kilka tygodni wcześniej Jiszai Szlissel opuścił więzienie, gdzie odsiadywał wyrok za zranienie nożem uczestników podobnej parady w 2005 r. Tuż po wyjściu zaczął otwarcie nawoływać do ataków w czasie tegorocznej imprezy: udzielił nawet wywiadu lokalnej religijnej stacji radiowej, rozdawał ulotki. Wydawałoby się, że jerozolimska policja miała wszystkie informacje, aby go zatrzymać i nie dopuścić do tragedii. Tak się jednak nie stało.

Tymczasem tamtego dnia, 30 lipca, Izrael nie obudził się jeszcze po dramatycznych jerozolimskich wydarzeniach z poprzedniego wieczoru, gdy nad ranem w miejscowości Duma w pobliżu Nablusu – na Zachodnim Brzegu Jordanu – podpalono dom palestyńskiej rodziny. Na miejscu spłonął żywcem 18-miesięczny Ali, po kilku dniach wskutek oparzeń zmarł jego ojciec, Saad Dawabsza. Sprawcy zostawili ślady: hebrajskie napisy „Zemsta” i „Niech żyje Mesjasz”. I gwiazdę Dawida. Nikt nie miał wątpliwości: za podpaleniem stali żydowscy osadnicy.

W tych samych dniach izraelskie władze poinformowały o pojmaniu dwóch mężczyzn, których oskarżono oficjalnie o podpalenie Kościoła Rozmnożenia Chleba i Ryb w miejscowości Tabgha nad Jeziorem Galilejskim 18 czerwca. To członkowie ultraprawicowej religijnej grupy żydowskich osadników, już wcześniej podejrzewanej o tego typu przestępstwa. Młodzi chłopcy: 20-letni Jinon Reuveni i 19-letni Jehuda Asraf. Ustalono, że motywem działania głównego sprawcy, Reuveniego, były jego ekstremistyczne poglądy: nienawiść do chrześcijaństwa.

Kilka dni temu o udział w podpaleniu kościoła oskarżono trzecią osobę: 24-letniego Mosze Orbacha. W jego domu znaleziono dokumenty, w których pisał o konkretnych pomysłach na wyrządzanie krzywdy Arabom. W oskarżeniu uwzględniono podżeganie do nienawiści.

Owoce hucpy

Po serii tych tragicznych wydarzeń z końca lipca w wypowiedziach polityków – także samego premiera Netanjahu – i w retoryce izraelskich mediów zaczęło pojawiać się nieco już przykurzone sformułowanie: „żydowski terror”.

Wracano do pamiętnych wydarzeń z lat 70. i 80., gdy terroryści z „Żydowskiego Podziemia” – taką nazwę nosiło ich ugrupowanie – przeprowadzali zamachy na palestyńskich oficjeli i grozili zburzeniem Kopuły na Skale, jednej z najważniejszych świątyń świata islamu. Członkowie tej organizacji zostali wówczas uwięzieni, jednak szybko wyszli na wolność. Jak informują izraelskie media, niektórzy z nich dziś zajmują wysokie stanowiska.

Teraz, w odpowiedzi na poruszenie po wydarzeniach lipcowych, służby specjalne odpowiedzialne za bezpieczeństwo wewnętrzne – Szin Bet – poinformowały, że o problemie wiedzą od dawna. I że łączą sprawy podpalenia kościoła i palestyńskiego domu. A także oskarżają o te i inne podobne przestępstwa ludzi powiązanych z ultraprawicową religijną organizacją osadników z Zachodniego Brzegu, która planowała już zorganizowane ataki na szeroką skalę, destabilizację państwa i zaprowadzenie porządków państwa religijnego...

Wieści tak szokujące postawiły Izrael na nogi. Oczy zwróciły się ku politykom, których media natychmiast obarczyły odpowiedzialnością za przygotowywanie gruntu pod eskalację ataków ze strony ultraprawicowych grup wśród osadników. Przy czym śmiałe wypowiedzi w stylu tej premiera Netanjahu, który przed wiosennymi wyborami ostrzegał przed „Arabami ciągnącymi watahami do urn”, to tylko wierzchołek góry lodowej. Izraelska debata publiczna przywykła do takiej hucpy.

Setki ataków

Ale nie tylko o słowa tu chodzi. Organizacje praw człowieka, które obserwują sytuację na Zachodnim Brzegu Jordanu, od lat alarmują, że bezkarność osadników w ich poczynaniach względem palestyńskich mieszkańców Zachodniego Brzegu tylko powiększa skalę przemocy. I że w traktowaniu przez państwo zła wyrządzanego po obu stronach istnieje wyraźna różnica.

Problem wzrósł pod koniec dekady, gdy osadnicy ruszyli z kampanią „ceny”. Prawicowi aktywiści i żydowscy osadnicy używają tego określenia podczas ataków na Palestyńczyków, izraelskich Arabów i lewicowe organizacje – zwykle wtedy, gdy rząd wykonuje ruch niezgodny z ich oczekiwaniami, np. burzy żydowskie osiedle.
Organizacje praw człowieka biorą pod uwagę nie tylko ataki fizyczne czy podpalenia w wykonaniu osadników, ale też rzucanie kamieniami, wyrywanie drzew oliwnych czy niszczenie pól uprawnych. Z danych Biura ONZ ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej wynika, że w 2013 r. zgłoszono takich spraw 397, w 2014 r. – 322. Do lipca tego roku żydowscy ekstremiści atakowali już 118 razy.

Ślepa sprawiedliwość

Choć oficjalnie izraelskie władze zapewniają o sumiennym karaniu wszystkich przestępstw motywowanych nienawiścią na tle narodowym czy religijnym, to organizacje praw człowieka nie mają wątpliwości, że na co dzień państwo nieudolnie radzi sobie z dochodzeniem, oskarżaniem i skazywaniem Izraelczyków, gdy ich ofiarami są Palestyńczycy.
Zaskakujące dane opublikowała w maju izraelska organizacja Jesz Din (hebr. „Jest sprawiedliwość”), która udziela im prawnej pomocy. Przyjrzała się bliżej losom tysiąca skarg złożonych przez Palestyńczyków na policję między rokiem 2005 a 2014. Okazuje się, że 91 proc. spraw zamknięto bez aktu oskarżenia, a tylko w 2,5 proc. przypadków palestyńskie skargi zaowocowały odnalezieniem sprawcy, oskarżeniem i wymierzeniem kary.

Choć izraelska armia zapewnia, że żołnierze są zobowiązani do odpowiedniej reakcji niezależnie od tego, która grupa jest atakowana, to z raportów Jesz Din i relacji byłych żołnierzy z organizacji Breaking The Silence („Przerwać milczenie”) wynika coś innego. W sytuacji konfliktu między osadnikami a Palestyńczykami izraelskie wojsko staje po stronie Żydów. Żołnierze i oficerowie skarżą się też na brak procedur, które przewidywałyby ich reakcję w sytuacji, gdy grupą zagrożoną przez Żydów są Palestyńczycy, czy nawet samo wojsko.

W efekcie dochodzi do kuriozalnych sytuacji, gdy osadnicy atakują, a żołnierze stoją z boku i patrzą. Jeśli dochodzi już do konfrontacji z wymiarem sprawiedliwości, osadnicy stają przed sądami cywilnymi, Palestyńczycy – przed surowszymi sądami wojskowymi. Sarit Michaeli, rzeczniczka organizacji praw człowieka B’Tselem, w wywiadzie dla dziennika „Haaretz” konkluduje, że kombinacja bierności i nieefektywności armii, policji i wymiaru sprawiedliwości jest jasnym sygnałem dla społeczeństwa, że nie ma woli politycznej – lub że jest ona niewielka – aby zatrzymać żydowski terror.

Wyjść i podpalać

Teraz, gdy Szin Bet mówi o zagrożeniu dla samych struktur państwowych, politycy wydają się być zaskoczeni skalą problemu i zapewniają, że zrobią wszystko, by temu zagrożeniu przeciwdziałać – niezależnie, z której strony ono przychodzi.

W sprawę podpalenia kościoła w Tabdze zaangażowano więc Szin Bet i specjalną jednostkę izraelskiej policji z Judei i Samarii, zajmującą się przestępstwami motywowanymi nienawiścią na tle religijnym i narodowym. Po wzmożonych śledztwach wokół wydarzeń lipcowych rozsypał się też worek z nazwiskami. Wśród niedawno aresztowanych za udział w ultraprawicowej religijnej organizacji osadników jest „numer jeden” na najnowszej liście Szin Betu – Meir Ettinger, wnuk ultrasyjonisty Meira Kahane (kontrowersyjnego polityka, rabina i „ojca” skrajnie prawicowych ugrupowań, który zginął w zamachu w 1990 r.).

Wnuk poszedł w ślady dziadka: znaleziono przy nim dokumenty nawołujące m.in. do „oczyszczenia” ziemi Izraela z „bałwochwalstwa” (w tym chrześcijaństwa), do usunięcia „gojów” i zaprowadzenia królestwa mesjańskiego. Wobec Ettingera i dwóch innych osadników – Eviatara Slonima i Mordechaja Mejera – sąd zastosował tzw. administracyjne pozbawienie wolności (czynność zarezerwowaną dotąd dla Palestyńczyków podejrzewanych o terroryzm).
Izraelskie media zwracają przy tym uwagę na rolę przywódców religijnych – i w tym sensie porównują żydowski terror do islamskiego radykalizmu. Biorą pod lupę słowa ortodoksyjnych rabinów, których nauki mają usprawiedliwiać przemoc w imię Mesjasza. Dla wielu mogą być one wezwaniem do działania.

Takiej przesłanki śledczy dopatrzyli się ostatnio w wypowiedzi Bentzi Gopsteina, szefa Lehavy – radykalnej organizacji skierowanej przeciw nieżydom. Podczas zamkniętego spotkania w ultraortodoksyjnej jesziwie, komentując podpalenie w Tabdze, stwierdził on, że ludzie powinni „wyjść i podpalać kościoły”. Jego komentarz został później opublikowany na jednej z internetowych stron dla wyznawców ultraortodoksyjnego judaizmu. Kościół w Izraelu i przedstawiciel Watykanu zgłosili sprawę prokuraturze; władze wszczęły śledztwo przeciw Gopsteinowi.

(Nie)pełna mobilizacja

Czy administracyjne pozbawienie wolności i zmiana tonu wypowiedzi polityków zatrzymają falę żydowskiego terroru? Czy ta (nie)pełna mobilizacja – bez gruntownych zmian w prawie karnym i w podejściu do przestępstw popełnianych przez osadników, a co za tym idzie, do całej kwestii żydowskich osiedli na Zachodnim Brzegu – wystarczy, aby rozwiązać problem?

Jedno jest pewne: będzie trudno. Zwłaszcza że wydarzenia ostatnich miesięcy narobiły Izraelowi dodatkowych problemów: na Zachodnim Brzegu dochodzi właśnie do wzmożonych palestyńskich rozruchów. „Kolejna intifada” – nieśmiało spekulują media. Równie nieśmiało, jak z początku mówiły o „żydowskim terrorze”. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. w 1987 r. w Krakowie. Dziennikarka, stała współpracowniczka „Tygodnika Powszechnego” z Izraela, redaktorka naczelna polskojęzycznego kwartalnika społeczno-kulturalnego w Izraelu „Kalejdoskop”. Autorka książki „Polanim. Z Polski do Izraela”, współautorka… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 35/2015