Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Był 31 grudnia 1956 r. W krótkiej opinii służbowej dotyczącej kapitana Stefana Michnika zapisano tego dnia, że „jest wyrobiony politycznie” oraz „entuzjastycznie nastawiony do procesu demokratyzacji i przemian”. Dziewięć miesięcy później Michnik odszedł z pracy w sądownictwie wojskowym PRL.
Sędzia po kursie
Rocznik 1929, pierwsze dwa lata wojny i okupacji przeżył w Krakowie, Częstochowie i we Lwowie. Po napaści Niemiec na Związek Sowiecki został ewakuowany z rodzicami do Uzbekistanu. Tam kontynuował edukację i ukończył „siedem klas szkoły średniej w ZSRR”. W latach 1945-46 przebywał we Lwowie. Później wspólnie z rodzicami zamieszkał w Warszawie, gdzie ukończył jedną klasę liceum energetycznego. W 1948 r. został zatrudniony jako laborant-elektryk w Elektrowni Warszawskiej na Powiślu. Zapisał się też w tym czasie do partii komunistycznej: najpierw do PPR, od 15 grudnia 1948 r. – już PZPR.
Wiosną 1949 r. rozpoczął naukę w Oficerskiej Szkole Prawniczej w Jeleniej Górze. Była to wtedy kuźnia kadr dla komunistycznego wymiaru sprawiedliwości.
W podaniu napisał: „Służba w odrodzonym Wojsku Polskim jest dla mnie zaszczytem (...). Znane mi są obowiązki żołnierza Polski Ludowej i przyrzekam, że nie będę szczędził sił, aby je należycie wykonywać”.
Z akt zachowanych dziś w IPN wynika, że jeszcze podczas trwającego 18 miesięcy kursu w Jeleniej Górze Michnik został konfidentem (tajnym współpracownikiem) Głównego Zarządu Informacji Wojska Polskiego (czyli wojskowej bezpieki); nadano mu pseudonim „Kazimierczak”. Za donoszenie na kolegów-kursantów otrzymywał wynagrodzenie w kwocie blisko 1000 zł miesięcznie (w 1950 r. przeciętne wynagrodzenie wynosiło ok. 6,5 tys. zł). Współpracę z Informacją Wojskową zakończył dopiero w czerwcu 1953 r., gdy studiował prawo na Uniwersytecie Warszawskim.
Janczarzy komunizmu
Wcześniej, w 1951 r., został sędzią Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie, decydującym o życiu lub śmierci. Miał wtedy 21 lat.
– Stefan Michnik należał do grupy, którą można nazwać „janczarami komunizmu” – mówi w rozmowie z „Tygodnikiem” historyk prof. Antoni Dudek. – Młodzi, słabo wykształceni ludzie zostali na przełomie lat 40. i 50. skierowani na znaczące stanowiska w newralgicznych częściach aparatu państwa, aby dokonać jego rewolucyjnego przeobrażenia.
I tę szansę, którą dała im władza komunistyczna, wykorzystywali.
Stefana Michnika rzucono na odcinek wojskowego wymiaru sprawiedliwości. Tych słów – wymiar sprawiedliwości – w zasadzie powinno się tu używać w cudzysłowie: w zamierzeniu komunistów po 1944 r. wojskowe prokuratury i sądy miały być jeszcze jednym narzędziem represji państwa totalitarnego. Miały służyć władzy w dławieniu w Polsce najmniejszego oporu, a także tworzyć w społeczeństwie atmosferę zastraszenia.
Z badań historyka prof. Krzysztofa Szwagrzyka (dziś szefa Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN; Biuro zajmuje się ustalaniem miejsc, gdzie nadal pochowane są anonimowo ofiary II wojny światowej i obu totalitaryzmów) wynika, że pracownicy wojskowych sądów i prokuratur w stalinowskiej PRL byli resortem „najbardziej polskim wśród wszystkich działających wówczas instytucji komunistycznego aparatu represji”. Przedstawiciele innych narodowości (w tym żydowskiej, jak Stefan Michnik) na przełomie 1944-45 r. stanowili wśród nich tylko ok. 10 proc. z ponad tysiącosobowej kadry (wśród nich przodowali wtedy Rosjanie). W kolejnych latach ten odsetek stale się zmniejszał.
Obecny przy egzekucji
Po ukończeniu szkoły w Jeleniej Górze, w końcu marca 1951 r. Stefan Michnik trafił do stolicy. Zaczął pracę w Wojskowym Sądzie Rejonowym. Jak pisano w opinii służbowej z 12 lipca 1951 r: „ppor. Michnik dał się poznać jako oficer zdolny i bystry, wykazujący duże i głębokie zainteresowanie zagadnieniami politycznymi, prawnymi i praktyką tut.[ejszego] Sądu. (...). Z biegiem czasu (...) wciągnął się do tej pracy wykazując pilność i dużą obowiązkowość. (...). [Dlatego] ma duże perspektywy w służbie w Sądach [wojskowych], a w jak najbliższej przyszłości będzie mu można udzielić prawa przewodniczenia na rozprawach”.
W kolejnych procesach Stefan Michnik jako jeden z sędziów skazywał żołnierzy Armii Krajowej, poakowskiego Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość oraz Narodowych Sił Zbrojnych. Wszystkie wyroki w swoich uzasadnieniach zawierały m.in. „udowodnione” zarzuty dotyczące szpiegowania na rzecz obcych wywiadów lub ich agend w kraju, tworzenia grup spiskowych w polskiej armii, a także zbrojnych prób obalenia siłą władzy ludowej.
I tak, Stefan Michnik był jednym z trójki sędziów podczas procesu majora Zefiryna Machalli. Ten żołnierz kampanii wrześniowej 1939 r. i potem więzień NKWD, zesłany do Archangielska, po ataku Hitlera na Stalina został – jak wielu polskich zesłańców – zwolniony i trafił do armii generała Andersa. Po wojnie wrócił do kraju i został aresztowany. W wyniku tortur, jakie stosowano w czasie śledztwa, „przyznał się” do winy. Podczas procesu nie miał obrońcy, a rozprawy miały charakter tajny. Gdy usłyszał wyrok śmierci, odwołał wymuszone zeznania. Prezydent Bierut nie skorzystał z prawa łaski, egzekucję wykonano 10 stycznia 1952 r. Do dziś miejsce jego pochówku nie jest znane.
Podobny los spotkał majora Andrzeja Rudolfa Czaykowskiego. Także żołnierza kampanii 1939 r., a później oficera Armii Krajowej, który w 1949 r. wrócił do Polski z tajnymi rozkazami Rządu RP na Uchodźstwie. Sędzia Michnik był w składzie sędziowskim, który wydał wyrok śmierci na Czaykowskiego. Brał także udział w jego egzekucji, jako sędzia obserwator. Miejsce pochówku Czaykowskiego nie jest znane.
Samych tylko spraw dotyczących wyższych stopniem oficerów, w których Stefan Michnik orzekł karę śmierci, było kilkanaście (część z nich zamieniono potem na więzienie; kilku sądzonych zmarło przed egzekucją na skutek tortur).
– Stefanowi Michnikowi przypadła w latach 50. wyjątkowo zbrodnicza rola „sędziego”, bez wahania szafującego karą śmierci w procesach politycznych – mówi prof. Antoni Dudek. – Trudno dziś na poważnie usprawiedliwiać tę zbrodniczą działalność jego młodym wiekiem czy ideologicznym zaślepieniem. Dla mnie był klasycznym przykładem mordercy zza biurka.
Sędziowska samokrytyka
Na fali „odwilży” lat 50. władze PRL postanowiły rozliczyć także prokuraturę i sądy wojskowe – albo przynajmniej stworzyć wrażenie takiego rozliczenia. Powołana w tym celu 10 grudnia 1956 r. specjalna Komisja Mazura analizowała życiorysy i działalność tych, którzy pracowali w resorcie po 1944 r. Powstanie komisji poprzedziła dwudniowa (20-21 listopada 1956 r.) narada „aktywu partyjnego Najwyższego Sądu Wojskowego i Zarządu Sądownictwa Wojskowego”, w której wziął udział także Stefan Michnik.
„Do służby w organach sprawiedliwości – tak tłumaczył wówczas swoim kolegom – przyszedłem w 1951 r. Przypuszczałem wtedy, że ja i tacy jak ja mają zastąpić starą kadrę, która miała odejść. Dostałem się do Wojskowego Sądu Rejonowego warszawskiego, który miał najwięcej spraw »ciężkiego kalibru«. (...). Używano nas – młodych sędziów – do rozpoznawania tych spraw dlatego, że nas łatwo można było dostosować do systemu, używać jako bezwiedne narzędzie terroru w stosunku do niewinnych ludzi. Nam wtedy imponowało powiedzenie o zaostrzającej się walce klasowej i nieprawdę powie ten, kto by twierdził, że wtedy z niechęcią rozpatrywał sprawy. Ja wiem, że raczej ludzie garnęli się do tych spraw, sam muszę przyznać, że kiedy dostałem pierwszy raz poważną sprawę, to nosiłem ją przy sobie i starałem się, żeby mi tej sprawy nie odebrano”.
Na koniec swojego wystąpienia Stefan Michnik dodał, że teraz „należy stworzyć takie warunki prawne, które by w przyszłości uniemożliwiały i utrudniały dokonywanie takich bezeceństw, jakie miały miejsce w przeszłości”.
Samokrytyka wypadła dobrze. Kapitan Michnik nie został w żaden sposób ukarany, nawet dyscyplinarnie (jak wielu jego kolegów z resortu), nie wytoczono mu też procesu. Jedyną karą było „przesunięcie do rezerwy”: Michnik odszedł z wojska.
W cywilu pracował przez kilka miesięcy jako adwokat w Warszawie. Później był m.in. redaktorem w Wydawnictwie Ministerstwa Obrony Narodowej oraz likwidatorem szkód w PZU w powiecie pruszkowskim. W 1969 r. opuścił PRL na stałe. Przez Izrael trafił do Szwecji. Otrzymał obywatelstwo. Do emerytury pracował m.in. w niewielkiej miejskiej bibliotece.
Szwecja odmawia
W 2010 r. – jak wynika z maila przesłanego nam przez rzecznika prasowego Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie – wydano „pierwszy Europejski Nakaz Aresztowania wobec kapitana w stanie spoczynku Stefana Michnika”.
Ten nakaz trafił do sądu w szwedzkiej Uppsali. Jednak, jak informuje rzecznik WSO, sąd „postanowieniem ostatecznym z dnia 5 listopada 2011 roku oddalił ten wniosek o przekazanie [Michnika Polsce]. Odmowa związana była z faktem, iż przestępstwa zarzucane podejrzanemu, który jest jednocześnie obywatelem szwedzkim, zgodnie z prawem szwedzkim przedawniły się”.
Kolejny Europejski Nakaz Aresztowania wydał stołeczny Wojskowy Sąd Okręgowy na wniosek pionu śledczego IPN z sierpnia 2018 r. Obecnie, jak wyjaśnia w mailu sędzia ppłk Tomasz Krajewski, „funkcjonują oba ENA wydane za kapitanem w stanie spoczynku, przy czym [pierwszy z 2010 r.] nie dotyczy już – z uwagi na odmowę – Szwecji, a pozostaje rozszerzony na pozostałe kraje Unii Europejskiej, na wypadek, gdyby podejrzany fizycznie opuścił teren Szwecji”.
12 lutego 2019 r. Sąd Rejonowy w Göteborgu odrzucił drugi wniosek o ekstradycję Stefana Michnika.
Z relacji dziennikarki Anny Nowackiej-Isaksson opublikowanej w „Rzeczpospolitej” wynika, że szwedzka prokuratorka Lena Modelius (mająca z urzędu zreferować w sądzie sprawę w imieniu wnioskodawcy) nie wyjaśniła podczas rozprawy, o co podejrzewany jest Stefan Michnik przez pion śledczy IPN. Nie przeprowadziła też żadnego dochodzenia.
Mimo to w jej ocenie „warunki ekstradycji nie zostały spełnione”. Prokurator Modelius nie skontaktowała się też w sprawie ekstradycji z samym Stefanem Michnikiem, który przebywa dzisiaj w domu seniora.
Od tej decyzji stronie polskiej przysługiwało odwołanie (można je było złożyć do poniedziałku 25 lutego).
W imię pamięci o ofiarach
Odmowa ekstradycji Stefana Michnika wywołała skutki dyplomatyczne. W miniony wtorek, 19 lutego, do polskiego MSZ został wezwany w trybie pilnym ambasador Szwecji Stefan Gullgren. Po spotkaniu z nim wiceszef MSZ Szymon Szynkowski vel Sęk oświadczył na konferencji prasowej, że przekazał ambasadorowi „nasze oburzenie w związku z decyzją o odmowie wydalenia Stefana Michnika. Przekazałem również, że polska historia jest obciążona jarzmem komunistycznego reżimu, który tworzyli konkretni ludzie, i jedną z bardziej wyrazistych postaci, które ten zbrodniczy reżim tworzyły, był Stefan Michnik”. Wiceminister przypomniał, że przestępstwa zarzucane Michnikowi pion śledczy IPN uznaje za „zbrodnie komunistyczne wyczerpujące znamiona zbrodni przeciwko ludzkości, niepodlegające przedawnieniu w myśl prawa międzynarodowego”.
– Dopóki sprawcy zbrodni komunistycznych czy nazistowskich żyją – podkreśla w rozmowie z „Tygodnikiem” prof. Antoni Dudek – należy ich ścigać. Pamiętając jednak, że – w przypadku sprawców mieszkających za granicą – w większości państw świata zbrodniarze komunistyczni nie są traktowani na równi z tymi nazistowskimi i szanse na ich ekstradycje są niewielkie. Przykłady Stefana Michnika czy Heleny Wolińskiej-Brus [prokurator wojskowej w latach 1949-54, która zmarła w 2008 r. w Oksfordzie; wcześniej władze brytyjskie odmówiły jej ekstradycji – red.] są bardzo wymowne.
– Jednak – dodaje prof. Dudek – w imię pamięci o ofiarach należy wykorzystać wszystkie prawne możliwości, aby doprowadzić do ich osądzenia. Nawet jeśli z każdym rokiem szansa na to jest coraz mniejsza. ©
Tekst ukończono 22 lutego.
Korzystałem z materiałów archiwalnych znajdujących się obecnie w IPN oraz książek: J. Poksiński „My, sędziowie, nie od Boga...”; „Z dziejów Sądownictwa Wojskowego w PRL 1944–1956. Materiały i dokumenty”; K. Szwagrzyk „Prawnicy czasu bezprawia: sędziowie i prokuratorzy wojskowi w Polsce 1944–1956”.