Życie i sprawy Stefana Michnika

„Bez wahania szafował karą śmierci” – ocenia historyk Antoni Dudek. Kim jest człowiek, którego ekstradycji Polska żąda dziś od Szwecji?

25.02.2019

Czyta się kilka minut

Zdjęcie z 1951 r. z dokumentu podpisanego przez komendanta szkoły prawniczej w Jeleniej Górze,  potwierdzającego tożsamość kursanta Stefana Michnika. / MATERIAŁY IPN
Zdjęcie z 1951 r. z dokumentu podpisanego przez komendanta szkoły prawniczej w Jeleniej Górze, potwierdzającego tożsamość kursanta Stefana Michnika. / MATERIAŁY IPN

Był 31 grudnia 1956 r. W krótkiej opinii służbowej dotyczącej kapitana Stefana Michnika zapisano tego dnia, że „jest wyrobiony politycznie” oraz „entuzjastycznie nastawiony do procesu demokratyzacji i przemian”. Dziewięć miesięcy później Michnik odszedł z pracy w sądownictwie wojskowym PRL.

Sędzia po kursie

Rocznik 1929, pierwsze dwa lata wojny i okupacji przeżył w Krakowie, Częstochowie i we Lwowie. Po napaści Niemiec na Związek Sowiecki został ewakuowany z rodzicami do Uzbekistanu. Tam kontynuował edukację i ukończył „siedem klas szkoły średniej w ZSRR”. W latach ­1945-46 przebywał we Lwowie. Później wspólnie z rodzicami zamieszkał w Warszawie, gdzie ukończył jedną klasę liceum energetycznego. W 1948 r. został zatrudniony jako laborant-elektryk w Elektrowni Warszawskiej na Powiślu. Zapisał się też w tym czasie do partii komunistycznej: najpierw do PPR, od 15 grudnia 1948 r. – już PZPR.

Wiosną 1949 r. rozpoczął naukę w Oficerskiej Szkole Prawniczej w Jeleniej Górze. Była to wtedy kuźnia kadr dla komunistycznego wymiaru sprawiedliwości.

W podaniu napisał: „Służba w odrodzonym Wojsku Polskim jest dla mnie zaszczytem (...). Znane mi są obowiązki żołnierza Polski Ludowej i przyrzekam, że nie będę szczędził sił, aby je należycie wykonywać”.

Z akt zachowanych dziś w IPN wynika, że jeszcze podczas trwającego 18 miesięcy kursu w Jeleniej Górze Michnik został konfidentem (tajnym współpracownikiem) Głównego Zarządu Informacji Wojska Polskiego (czyli wojskowej bezpieki); nadano mu pseudonim „Kazimierczak”. Za donoszenie na kolegów-kursantów otrzymywał wynagrodzenie w kwocie blisko 1000 zł miesięcznie (w 1950 r. przeciętne wynagrodzenie wynosiło ok. 6,5 tys. zł). Współpracę z Informacją Wojskową zakończył dopiero w czerwcu 1953 r., gdy studiował prawo na Uniwersytecie Warszawskim.

Janczarzy komunizmu

Wcześniej, w 1951 r., został sędzią Wojskowego Sądu Rejonowego w Warszawie, decydującym o życiu lub śmierci. Miał wtedy 21 lat.

– Stefan Michnik należał do grupy, którą można nazwać „janczarami komunizmu” – mówi w rozmowie z „Tygodnikiem” historyk prof. Antoni Dudek. – Młodzi, słabo wykształceni ludzie zostali na przełomie lat 40. i 50. skierowani na znaczące stanowiska w newralgicznych częściach aparatu państwa, aby dokonać jego rewolucyjnego przeobrażenia.

I tę szansę, którą dała im władza komunistyczna, wykorzystywali.

Stefana Michnika rzucono na odcinek wojskowego wymiaru sprawiedliwości. Tych słów – wymiar sprawiedliwości – w zasadzie powinno się tu używać w cudzysłowie: w zamierzeniu komunistów po 1944 r. wojskowe prokuratury i sądy miały być jeszcze jednym narzędziem represji państwa totalitarnego. Miały służyć władzy w dławieniu w Polsce najmniejszego oporu, a także tworzyć w społeczeństwie atmosferę zastraszenia.

Z badań historyka prof. Krzysztofa Szwagrzyka (dziś szefa Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN; Biuro zajmuje się ustalaniem miejsc, gdzie nadal pochowane są anonimowo ofiary II wojny światowej i obu totalitaryzmów) wynika, że pracownicy wojskowych sądów i prokuratur w stalinowskiej PRL byli resortem „najbardziej polskim wśród wszystkich działających wówczas instytucji komunistycznego aparatu represji”. Przedstawiciele innych narodowości (w tym żydowskiej, jak Stefan Michnik) na przełomie 1944-45 r. stanowili wśród nich tylko ok. 10 proc. z ponad tysiącosobowej kadry (wśród nich przodowali wtedy Rosjanie). W kolejnych latach ten odsetek stale się zmniejszał.

ierwsza strona podania o paszport Stefana Michnika z 1969 r. / MATERIAŁY IPN

Obecny przy egzekucji

Po ukończeniu szkoły w Jeleniej Górze, w końcu marca 1951 r. Stefan Michnik trafił do stolicy. Zaczął pracę w Wojskowym Sądzie Rejonowym. Jak pisano w opinii służbowej z 12 lipca 1951 r: „ppor. Michnik dał się poznać jako oficer zdolny i bystry, wykazujący duże i głębokie zainteresowanie zagadnieniami politycznymi, prawnymi i praktyką tut.[ejszego] Sądu. (...). Z biegiem czasu (...) wciągnął się do tej pracy wykazując pilność i dużą obowiązkowość. (...). [Dlatego] ma duże perspektywy w służbie w Sądach [wojskowych], a w jak najbliższej przyszłości będzie mu można udzielić prawa przewodniczenia na rozprawach”.

W kolejnych procesach Stefan Michnik jako jeden z sędziów skazywał żołnierzy Armii Krajowej, poakowskiego Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość oraz Narodowych Sił Zbrojnych. Wszystkie wyroki w swoich uzasadnieniach zawierały m.in. „udowodnione” zarzuty dotyczące szpiegowania na rzecz obcych wywiadów lub ich agend w kraju, tworzenia grup spiskowych w polskiej armii, a także zbrojnych prób obalenia siłą władzy ludowej.

I tak, Stefan Michnik był jednym z trójki sędziów podczas procesu majora Zefiryna Machalli. Ten żołnierz kampanii wrześniowej 1939 r. i potem więzień NKWD, zesłany do Archangielska, po ataku ­Hitlera na Stalina został – jak wielu polskich zesłańców – zwolniony i trafił do armii generała Andersa. Po wojnie wrócił do kraju i został aresztowany. W wyniku tortur, jakie stosowano w czasie śledztwa, „przyznał się” do winy. Podczas procesu nie miał obrońcy, a rozprawy miały charakter tajny. Gdy usłyszał wyrok śmierci, odwołał wymuszone zeznania. Prezydent Bierut nie skorzystał z prawa łaski, egzekucję wykonano 10 stycznia 1952 r. Do dziś miejsce jego pochówku nie jest znane.

Podobny los spotkał majora Andrzeja Rudolfa Czaykowskiego. Także żołnierza kampanii 1939 r., a później oficera Armii Krajowej, który w 1949 r. wrócił do Polski z tajnymi rozkazami Rządu RP na Uchodźstwie. Sędzia Michnik był w składzie sędziowskim, który wydał wyrok śmierci na Czaykowskiego. Brał także udział w jego egzekucji, jako sędzia obserwator. Miejsce pochówku Czaykowskiego nie jest znane.

Samych tylko spraw dotyczących wyższych stopniem oficerów, w których Stefan Michnik orzekł karę śmierci, było kilkanaście (część z nich zamieniono potem na więzienie; kilku sądzonych zmarło przed egzekucją na skutek tortur).

– Stefanowi Michnikowi przypadła w latach 50. wyjątkowo zbrodnicza rola „sędziego”, bez wahania szafującego karą śmierci w procesach politycznych – mówi prof. Antoni Dudek. – Trudno dziś na ­poważnie usprawiedliwiać tę zbrodniczą działalność jego młodym wiekiem czy ­ideologicznym zaślepieniem. Dla mnie był klasycznym przykładem mordercy zza biurka.

Sędziowska samokrytyka

Na fali „odwilży” lat 50. władze PRL postanowiły rozliczyć także prokuraturę i sądy wojskowe – albo przynajmniej stworzyć wrażenie takiego rozliczenia. Powołana w tym celu 10 grudnia 1956 r. specjalna Komisja Mazura analizowała życiorysy i działalność tych, którzy pracowali w resorcie po 1944 r. Powstanie komisji poprzedziła dwudniowa (20-21 listopada 1956 r.) narada „aktywu partyjnego Najwyższego Sądu Wojskowego i Zarządu Sądownictwa Wojskowego”, w której wziął udział także Stefan Michnik.

„Do służby w organach sprawiedliwości – tak tłumaczył wówczas swoim kolegom – przyszedłem w 1951 r. Przypuszczałem wtedy, że ja i tacy jak ja mają zastąpić starą kadrę, która miała odejść. Dostałem się do Wojskowego Sądu Rejonowego warszawskiego, który miał najwięcej spraw »ciężkiego kalibru«. (...). Używano nas – młodych sędziów – do rozpoznawania tych spraw dlatego, że nas łatwo można było dostosować do systemu, używać jako bezwiedne narzędzie terroru w stosunku do niewinnych ludzi. Nam wtedy imponowało powiedzenie o zaostrzającej się walce klasowej i nieprawdę powie ten, kto by twierdził, że wtedy z niechęcią rozpatrywał sprawy. Ja wiem, że raczej ludzie garnęli się do tych spraw, sam muszę przyznać, że kiedy dostałem pierwszy raz poważną sprawę, to nosiłem ją przy sobie i starałem się, żeby mi tej sprawy nie odebrano”.

Na koniec swojego wystąpienia Stefan Michnik dodał, że teraz „należy stworzyć takie warunki prawne, które by w przyszłości uniemożliwiały i utrudniały dokonywanie takich bezeceństw, jakie miały miejsce w przeszłości”.

Samokrytyka wypadła dobrze. Kapitan Michnik nie został w żaden sposób ukarany, nawet dyscyplinarnie (jak wielu jego kolegów z resortu), nie wytoczono mu też procesu. Jedyną karą było „przesunięcie do rezerwy”: Michnik odszedł z wojska.

W cywilu pracował przez kilka miesięcy jako adwokat w Warszawie. Później był m.in. redaktorem w Wydawnictwie ­Ministerstwa Obrony Narodowej oraz likwidatorem szkód w PZU w powiecie pruszkowskim. W 1969 r. opuścił PRL na stałe. Przez Izrael trafił do Szwecji. Otrzymał obywatelstwo. Do emerytury pracował m.in. w niewielkiej miejskiej bibliotece.

Szwecja odmawia

W 2010 r. – jak wynika z maila przesłanego nam przez rzecznika prasowego Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie – wydano „pierwszy Europejski Nakaz Aresztowania wobec kapitana w stanie spoczynku Stefana Michnika”.

Ten nakaz trafił do sądu w szwedzkiej Uppsali. Jednak, jak informuje rzecznik WSO, sąd „postanowieniem ostatecznym z dnia 5 listopada 2011 roku oddalił ten wniosek o przekazanie [Michnika Polsce]. Odmowa związana była z faktem, iż przestępstwa zarzucane podejrzanemu, który jest jednocześnie obywatelem szwedzkim, zgodnie z prawem szwedzkim przedawniły się”.

Kolejny Europejski Nakaz Aresztowania wydał stołeczny Wojskowy Sąd Okręgowy na wniosek pionu śledczego IPN z sierpnia 2018 r. Obecnie, jak wyjaśnia w mailu sędzia ppłk Tomasz Krajewski, „funkcjonują oba ENA wydane za kapitanem w stanie spoczynku, przy czym [pierwszy z 2010 r.] nie dotyczy już – z uwagi na odmowę – Szwecji, a pozostaje rozszerzony na pozostałe kraje Unii Europejskiej, na wypadek, gdyby podejrzany fizycznie opuścił teren Szwecji”.

12 lutego 2019 r. Sąd Rejonowy w Göteborgu odrzucił drugi wniosek o ekstradycję Stefana Michnika.

Z relacji dziennikarki Anny Nowackiej-Isaksson opublikowanej w „Rzeczpospolitej” wynika, że szwedzka prokuratorka Lena Modelius (mająca z urzędu zreferować w sądzie sprawę w imieniu wnioskodawcy) nie wyjaśniła podczas rozprawy, o co podejrzewany jest Stefan Michnik przez pion śledczy IPN. Nie przeprowadziła też żadnego dochodzenia.

Mimo to w jej ocenie „warunki ekstradycji nie zostały spełnione”. Prokurator Modelius nie skontaktowała się też w sprawie ekstradycji z samym Stefanem Michnikiem, który przebywa dzisiaj w domu seniora.

Od tej decyzji stronie polskiej przysługiwało odwołanie (można je było złożyć do poniedziałku 25 lutego).

W imię pamięci o ofiarach

Odmowa ekstradycji Stefana Michnika wywołała skutki dyplomatyczne. W miniony wtorek, 19 lutego, do polskiego MSZ został wezwany w trybie pilnym ambasador Szwecji Stefan Gullgren. Po spotkaniu z nim wiceszef MSZ Szymon Szynkowski vel Sęk oświadczył na konferencji prasowej, że przekazał ambasadorowi „nasze oburzenie w związku z decyzją o odmowie wydalenia Stefana Michnika. Przekazałem również, że polska historia jest obciążona jarzmem komunistycznego reżimu, który tworzyli konkretni ludzie, i jedną z bardziej wyrazistych postaci, które ten zbrodniczy reżim tworzyły, był Stefan Michnik”. Wice­minister przypomniał, że przestępstwa zarzucane Michnikowi pion śledczy IPN uznaje za „zbrodnie komunistyczne wyczerpujące znamiona zbrodni przeciwko ludzkości, niepodlegające przedawnieniu w myśl prawa między­narodowego”.

– Dopóki sprawcy zbrodni komunistycznych czy nazistowskich żyją – podkreśla w rozmowie z „Tygodnikiem” prof. Antoni Dudek – należy ich ścigać. Pamiętając jednak, że – w przypadku sprawców mieszkających za granicą – w większości państw świata zbrodniarze komunistyczni nie są traktowani na równi z tymi nazistowskimi i szanse na ich ekstradycje są niewielkie. Przykłady Stefana Michnika czy Heleny Wolińskiej-Brus [prokurator wojskowej w latach 1949-54, która zmarła w 2008 r. w Oksfordzie; wcześniej władze brytyjskie odmówiły jej ekstradycji – red.] są bardzo wymowne.

– Jednak – dodaje prof. Dudek – w imię pamięci o ofiarach należy wykorzystać wszystkie prawne możliwości, aby doprowadzić do ich osądzenia. Nawet jeśli z każdym rokiem szansa na to jest coraz mniejsza. ©

Tekst ukończono 22 lutego.

Korzystałem z materiałów archiwalnych znajdujących się obecnie w IPN oraz książek: J. Poksiński „My, sędziowie, nie od Boga...”; „Z dziejów Sądownictwa Wojskowego w PRL 1944–1956. Materiały i dokumenty”; K. Szwagrzyk „Prawnicy czasu bezprawia: sędziowie i prokuratorzy wojskowi w Polsce 1944–1956”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 9/2019