"Żyć w takiej Polsce"

Błyskotliwy oficer, prokurator wojskowy. Oddany Partii, poszukiwał wrogów ludu, by dochodzić dla nich najwyższego wymiaru kary. Jego żona - lekarz w stopniu podpułkownika. W czerwcu 1967 zbyt żywo komentowali sukces Izraela w Wojnie Sześciodniowej. Zaczęły się szykany. Alkohol i duża dawka środków nasennych miały zapewnić im łagodny zgon.

01.05.2005

Czyta się kilka minut

 /
/

Swoją śmierć przygotowywali kilka miesięcy. Systematycznie porządkowali niezałatwione sprawy. W widocznym miejscu na stole zostawili kilkanaście listów pożegnalnych, dyspozycje majątkowe i prośbę o pochówek w mundurach wojskowych.

“Nie chcemy i nie możemy żyć w takiej Polsce, a poza Polską żyć nie potrafimy" - napisali w liście do prokuratury. Datę wspólnego samobójstwa zaplanowali na 20 stycznia 1968 r. Miejscem śmierci miało być ich mieszkanie przy ul. Nowowiejskiej 5/18 w Warszawie. Późną nocą z 20 na 21 stycznia usiedli obok siebie na tapczanie. Wypity alkohol i przygotowana wcześniej duża dawka środków nasennych miały zapewnić im bezbolesny, łagodny zgon.

“Zawsze, od pierwszych naszych wspólnych chwil zakładaliśmy, że umrzemy tylko razem, nawet gdyby jedno umarło śmiercią naturalną" - informuje pisany godzinę przed śmiercią list pożegnalny. Los chciał inaczej. Zmarło tylko jedno z małżonków; drugie stało się obiektem kilkuletniej inwigilacji prowadzonej przez wojskowe służby informacyjne. Już cztery dni później, 24 stycznia, dowództwo Wojskowej Służby Wewnętrznej doszło do wniosku, że na ich desperacki krok “wpływ mogły mieć środowiska syjonistyczne (...) dążąc do wywołania rozbicia w społeczeństwie i poderwania zaufania do kierownictwa MON".

Oficer wysokiej klasy

Był starszy od niej o cztery lata; inteligentny, błyskotliwy, miłośnik literatury i teatru, przedwojenny krakowski adwokat z dobrej urzędniczej rodziny. Osobiste zalety uzupełniał uzyskany w 1935 r. na Uniwersytecie Jagiellońskim doktorat z prawa i służba na odpowiedzialnym stanowisku prokuratora wojskowego.

Ona - urodzona w 1912 r. w Fiedorówce k. Rostowa nad Donem, w rodzinie polskiej. Matka Weronika prowadziła gospodarstwo domowe. Ojciec Piotr Dąbrowski był magistrem farmacji, zginął jeszcze w 1915 r. jako oficer wojsk carskich. Przed wojną ukończyła Gimnazjum Sióstr Nazaretanek w Warszawie.

Gdy w listopadzie 1947 r. stanęli na ślubnym kobiercu, byli już ludźmi w średnim wieku, o ustabilizowanej sytuacji zawodowej. 39-letni wiceprokurator Wojskowej Prokuratury Rejonowej we Wrocławiu w stopniu majora i 35-letnia lekarka Wojskowego Szpitala Okręgowego Nr IV we Wrocławiu w stopniu kapitana.

Kilka miesięcy wcześniej urzędowo zmienił rodowe nazwisko: Unterweiser. Jednocześnie spolszczył obco brzmiące imię zamordowanego przez hitlerowców w 1942 r. ojca: Pinkus. Odtąd był już Janem Orlińskim, synem Pawła i Amelii.

Pochłonięty całkowicie pracą, oddany partii i głoszonym przez nią hasłom, poszukiwał wrogów ludu, by przed sądem dochodzić wymierzenia im surowych kar. Dwa miesiące po ślubie Orliński wnioskował o wymierzenie kary śmierci członkom organizacji antykomunistycznej “Czarna Śmierć" - Bogdanowi Krutowiczowi i Wiktorowi Plurze.

W sierpniu 1948 r., w goszczącej Wystawę Ziem Odzyskanych i Zlot Młodzieży stolicy Dolnego Śląska toczył się głośny proces kierownictwa Okręgu Wrocławskiego Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość [WiN było próbą przekształcenia wojennej konspiracji w ruch społeczny na rzecz praw obywatelskich - przyp. red.]. Przed sądem znaleźli się: mjr Ludwik Marszałek, por. Władysław Cisek, ppor. Stanisław Dydo. Prokurator Orliński zażądał kary śmierci dla każdego z oskarżonych. 27 listopada 1948 r. zostali straceni w więzieniu przy ul. Kleczkowskiej we Wrocławiu.

Maj 1949 r. Kolejny proces “wrogów ludu". Na ławie oskarżonych siedzą obok siebie Henryk Szwejcer, powstaniec śląski, przedwojenny bankowiec, żołnierz AK i dyrektor Zjednoczenia Przemysłu Węglowego w Wałbrzychu, Władysław Czarnecki, były żołnierz Narodowego Zjednoczenia Wojskowego z Białostocczyzny oraz nieznający języka polskiego Heinz Görlich. Prokurator Orliński oskarżył ich o sabotaż gospodarczy: mieli nie wysyłać korespondencji Zjednoczenia i czerpać tą drogą zyski ze sprzedaży znaczków pocztowych. Sąd uznał, że główny oskarżony Szwejcer miał świadomość, że jego działalność “zahamuje rozwój przemysłu jako etapu na drodze do socjalizmu", a wyrażała się w “działającej długofalowo hitlerowsko-faszystowskiej spółce sabotażowej". 14 lipca 1949 r. stracono wszystkich trzech.

Nie uczestniczył osobiście w egzekucjach. Nie musiał. Zajmowane stanowisko pozwalało mu delegować podległych sobie prokuratorów, takich jak nieżyjący Henryk Kubler, mieszkający w Australii Stanisław Lisowski czy zasłaniający się niepamięcią 82-letni już dziś Stanisław Michta.

Jeszcze nie policzono skutków innych aktów oskarżenia przygotowanych przez Orlińskiego podczas jego pracy w Wojskowej Prokuraturze Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Wojskowej Prokuraturze Rejonowej w Krakowie i Naczelnej Prokuraturze Wojskowej.

W Warszawie szybko doceniono jego ideowość i przygotowanie merytoryczne. Już w październiku 1950 r. rozpoczął błyskotliwą karierę w Naczelnej Prokuraturze Wojskowej. Niespełna rok później pełnił już obowiązki szefa, a wreszcie przejął szefostwo Wydziałów IV i VIII. Zmiany polityczne 1956 r. nie miały wpływu na życie obojga małżonków. Jan został szefem Wydziału Prawnego Dowództwa Wojsk Lotniczych, Halina - asystentem Polikliniki Dziecięcej Centralnego Szpitala Klinicznego MON w Warszawie.

Nic nie zapowiadało, że koleje losu się odwrócą.

Syjoniści

W czerwcu 1967 r. oboje żywo komentowali błyskawiczny sukces wojsk Izraela w sześciodniowej wojnie z Arabami. Zbyt żywo. Niespełna trzy miesiące później pułkownik Wojsk Lotniczych i jego żona lekarz-podpułkownik zostali przeniesieni w stan spoczynku. Wszelkie próby zmiany decyzji trafiały na szczelny mur niemocy.

Halinie zarzucono posługiwanie się sfałszowanym dyplomem lekarskim, wyłudzonym od władz Uniwersytetu Wrocławskiego. Dokument miał zostawać wystawiony na podstawie osobistych nacisków i koneksji męża zainteresowanej - wówczas prokuratora tamtejszej Wojskowej Prokuratury Rejonowej.

Dla wojskowego prawnika z wieloletnim stażem przesłuchania obojga w warszawskiej prokuraturze stały się udręką. Bez znaczenia okazały się uznawane dotąd dokumenty i treść pochlebnych opinii bezpośrednich przełożonych: “Cechuje ją wszechstronna znajomość literatury zawodowej i głęboka wiedza lekarska. Wobec chorego dziecka pełna troski, interesuje się stanem podopiecznych w czasie pobytu w szpitalu, ciągle zaś przypadki leczone w domu kontroluje w godzinach pozasłużbowych".

W rozpiętej wokół Orlińskich pajęczynie intryg znalazł się także wątek ich narodowości. Oboje znaleźli się w licznej grupie osób, którym władze przypomniały ich żydowskie pochodzenie. Dla osiągnięcia zamierzonego celu politycznego za Żydów uznano nawet polskich rodziców Haliny.

“Byłem zawsze Polakiem - tłumaczył Orliński - nie zaprzeczano temu w Polsce sanacyjnej. Byłem i jestem Polakiem, może i lepszym od tych, którzy dzisiaj nie chcą mnie uznać za Polaka (...). Najbardziej tragiczne jest to, że ginie ze mną moja żona, która mogłaby tyle dobrego zrobić. Ginie tylko dlatego, że jest moją żoną, żoną »żyda«. Po raz pierwszy w życiu tak o sobie napisałem, ale zawsze byłem, jestem i umieram Polakiem. Polska zawsze była dla mnie jedyną, najlepszą, najukochańszą Ojczyzną".

Pętla się zacisnęła

W liście do mieszkającej w Krakowie siostry pisał: “Feluś, a więc pętla się zacisnęła (...). Halince zarzucano, że nie jest Halinką. Badano, jakiego jest pochodzenia (...). Nie mam siły i chęci dalej walczyć. Niełatwo jest postanowić i jeszcze parę dni żyć, ale trzeba jeszcze parę ziemskich spraw uregulować. Trochę wódki, naprawdę niedużo i dużo środków nasennych. Mówi się, że każdy umiera w samotności. Nieprawda."

Ostatni swój tekst zatytułował: “Uroczyste oświadczenie złożone przez Jana Orlińskiego, płk. w stanie spoczynku, w Warszawie, dnia 20 stycznia 1968 r., na godzinę przed śmiercią". Momentami nieczytelny list zakończył słowami: “Nie poprawiam, nie mam czasu, może nie wszystko zrozumiałe, ale nadszedł czas. Żona zakończyła ostatnie porządki. Kończę".

W pozostawionej korespondencji znalazł się także passus poświęcony Partii, której jej były członek zarzucał odejście od podstawowych zasad ideologicznych.

Wieczorem byli jeszcze w operze. Po powrocie zjedli wspólną kolację. Potem słuchali muzyki z płyt. Orliński niszczył jeszcze jakieś dokumenty, które gosposia wyrzuciła ok. 21.30 wychodząc na wieczorny spacer z psem. Ok. 22.00 udali się na spoczynek, zamawiając śniadanie na dziesiątą.

Wypełniały się kolejne etapy realizowanego od kilku tygodni planu. W pozostawionych listach - prośba o “pochowanie w mundurach wojskowych, przygotowanych w szafie w przedpokoju" i ostatni list do przyjaciół: “A więc żegnamy, giniemy bez najmniejszego bólu do normalnych ludzi. Życzymy, by w końcu kiedyś i na Waszej ulicy, a przede wszystkim dla Krysi zaświeciło słońce. Jaś i Halinka (najwspanialszy lekarz, najlepsza żona, wspaniały i ideowy lekarz z powołania)".

O dziewiątej następnego dnia gospodyni otworzyła drzwi do pokoju Orlińskich. Wkrótce potem lekarz karetki pogotowia stwierdził zgon Haliny. Jan, mimo większej niż potrzebna dawki środków nasennych, nadal żył.

"Orzeł" wraca do "Szabli"

Kierownictwo WSW wierzyło w stworzoną przez siebie teorię o występującej w wojsku grupie syjonistycznej, której Orliński miał być członkiem. Podjęło więc wobec niego szeroko zakrojone działania operacyjne. W kręgu zainteresowania oficerów wojskowych służb informacyjnych znalazło się kilkadziesiąt znanych mu osób. Byli wśród nich wyżsi oficerowie wojskowego wymiaru sprawiedliwości: Mieczysław Bogucki, Mieczysław Bringajzen, Mieczysław Dytry, Józef Feldman, Kazimierz Graff, Leo Hochberg, Leopold Kielski, Czesław Konieczny, Zenon Rychlik, Włodzimierz Winawer. Także pułkownicy innych służb: Emanuel Baral, Henryk Charasz, Michał Friedman, Izydor Gruber, Emanuel Halicz, Zygmunt Hauswirt, Jakub Szlifersztajn.

Zaplanowany na samo południe 26 stycznia 1968 r. pogrzeb ppłk Haliny Orlińskiej był prawdopodobnie jednym z najlepiej udokumentowanych wydarzeń lat 60. Na 10.00 ustalono gotowość pracowników operacyjnych WSW ukrytych na powązkowskim Cmentarzu Wojskowym. Mieli fotografować wszystkich wojskowych, biorących udział w pogrzebie oraz jak najwięcej cywilów. Nakazano im też nagrywać wygłaszane nad grobem przemówienia. Niezależnie od tego założono podsłuchy w mieszkaniu przy Nowowiejskiej i w sali szpitalnej, gdzie przebywał niedoszły samobójca, uaktywniono agenturę wśród opiekującego się nim personelu medycznego, wystawiono posterunki obserwacyjne przed jego domem, założono kontrolę korespondencji wszystkich oficerów wymienionych w spisie telefonów Orlińskiego.

On sam nie wiedział, że zgodnie z przyjętą tymczasem resortową terminologią stał się obiektem “Orzeł" lub “Jan", zaś jego mieszkanie - obiektem “Szabla". Z chwilą powrotu “Orła" do obiektu “Szabla" każdą jego rozmowę, każdy krok analizowali oficerowie WSW szukający dowodów na spiskową działalność syjonistów w Polsce.

W raporcie z obserwacji 8 marca 1968 r. płk. W. Kryński pisał: “Z samochodu wysiadł »Orzeł« z dwiema wiązankami kwiatów i wszedł na teren cmentarza (...). Zatrzymał się przy grobie żony, położył kwiaty, po czym wyjął z kieszeni chusteczkę, przyłożył ją do oczu i przez długi czas płakał (...). O godz.12.00 »Orzeł« schował chusteczkę do kieszeni, poprawił leżące na grobie kwiaty i wolnym krokiem poszedł alejkami do wyjścia".

Tydzień później odnotowano przebieg odwiedzin przyjaciół z wojska: “Prowadzą rozmowy na tematy ogólne, potem mówią o sporcie. Przy tym »Janek« powiedział, że Anglicy (piłkarze Manchesteru) byli obecni przy zajściach w Krakowie. (...) Dalej prowadzą rozmowę na temat audycji telewizyjnej, gry aktorów, na temat filmów, audycji radiowej »Matysiakowie« itp. (...) Mówili, że Gomułka powiedział, że syjonizm to najzacieklejszy wróg socjalizmu. Mówią o grupach Żydów w Polsce, które wymienił Gomułka. »Janek« włącza »Wolną Europę«. Chwilę słuchają...".

Podobna treść raportów z obserwacji i podsłuchu wypełnia kolejne opasłe tomy akt w sprawie Orlińskiego i jego żony. Ostatni raport sporządzono jeszcze w 1978 r.

***

Orliński zmarł w 1986 r. Tak jak chciał, pochowany został obok żony na wojskowych Powązkach. Może nie miał racji, pisząc w styczniu 1968 r.: “My bronić się nie będziemy mogli. Słyszalny będzie tylko głos naszych prześladowców".

Krzysztof Szwagrzyk jest naczelnikiem Oddziałowego Biura Edukacji Publicznej IPN we Wrocławiu.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 18/2005