Zwietrzały afrodyzjak

Czy ta powieść to donos na samego siebie? Podszyty radykalną ironią żart? Nie mam pojęcia. Wiem natomiast, że jej autor mówi nam rzeczy interesujące. No i nikt tak pięknie nie ukazuje nędzy pisarskiej profesji.

02.12.2008

Czyta się kilka minut

Najnowszy utwór Janusza Andermana ma wiele wspólnego z wydaną przed dwoma laty powieścią "Cały czas". Zbliżona sytuacja narracyjna, ta sama tragikomiczna tonacja, podobny bohater i problemy. Nie znaczy to, że powieść "To wszystko" jest prostym dopełnieniem lub kontynuacją "Całego czasu". Jest raczej próbą spojrzenia na to samo pod innym kątem. Na to samo, czyli na co? Na sytuację artysty we współczesnym świecie, a konkretnie - sytuację artysty, który w PRL-u miał się świetnie, w III RP zaś nijak nie może się odnaleźć.

Wyśmienity "Cały czas" przyniósł opowieść o perypetiach literackiego hochsztaplera skrywającego się pod inicjałami A.Z., który mimo że nigdy nie napisał żadnej książki, uchodził za pisarską gwiazdę. Tamta opowieść została osadzona na szerokim tle społeczno-politycznym i historycznym (od lat 70. XX wieku po lata ostatnie), pisarz wyraźnie celował w uogólnienie, jego bohater miał być postacią, która reprezentuje jakiś ponadindywidualny los. Najnowsza powieść zawęża tę perspektywę: Marek Torm, rówieśnik A.Z., przeżywa swój dramat - by tak rzec - bardziej osobiście.

Torm chce popełnić samobójstwo. W tym celu przybywa z Warszawy do Krakowa, instaluje się w mieszkaniu, które udostępnił mu wydawca jako dogodne miejsce pracy twórczej. Całe przedsięwzięcie ma precyzyjnie przemyślane: nabył broń, zadbał o wideorejestrację (chce wygłosić do kamery patetyczną mowę pożegnalną), zatroszczył się o przyszły los nagrania i inne aspekty pośmiertnej legendy. Torm żywi bowiem nadzieję, że pod wpływem sensacyjnego zdarzenia zostaną wznowione jego dzieła i nastąpi renesans zainteresowania jego osobą.

Do pewnego momentu wierzymy nieszczęśnikowi, że chce przypomnieć o sobie jako pisarzu, że szkoda mu tych jedenastu podziwianych przed 1989 r. i drukowanych w wielkich nakładach powieści. Współczujemy mu nawet, wraz z nim krzywimy się na tzw. rynek książki, gdzie o powodzeniu nie decyduje talent, lecz obecność autora w mediach i skandale z jego prywatnego życia. Ale im więcej Torm o sobie mówi, tym trudniej się z nim solidaryzować. No chyba że na gruncie męskiej sztamy, podszytej seksizmem i mizoginią.

Z monologu sfrustrowanego i coraz bardziej pijanego pisarza (w ciągu trzech dni poprzedzających desperacki czyn bohater wypija osiem butelek wódki) wyłania się ta oto prawda, że wcale nie chodzi o literaturę, a jeśli nawet o nią, to tylko pośrednio. Frustracja Torma ma charakter seksualny, nie zaś artystyczny. W dawnych latach samo bycie pisarzem - jak utrzymuje bohater Andermana - zapewniało nieograniczony dostęp do atrakcyjnych kobiet. Ba!, dziewczęta doznawały zawrotu głowy na widok domowej biblioteki składającej się z kilkuset woluminów (jest taka scena w "To wszystko"). Nowa rzeczywistość przyniosła nowe obyczaje, w tym nowe afrodyzjaki. Torm nie chce się z tym pogodzić, dlatego cierpi.

Rzeczniczką nowego świata jest żona Torma, zwana w powieści biedażoną. Ta niespełniona śpiewaczka operowa związała się z pisarzem z wyrachowania, w chwili, gdy ten odcinał jeszcze kupony od swej literackiej sławy. Ale gdy przestał być atrakcyjny towarzysko i popadł w zapomnienie, znienawidziła go. Z wzajemnością! Porachunki z biedażoną, bolesny i zarazem skrajnie ironiczny bilans małżeństwa Torma wypełnia blisko połowę monologu frustrata.

W dwu ostatnich powieściach Andermana, których bohaterami są pisarze, pojawia się coś niezwykle interesującego. W poprzedniej powieści autor "Gry na zwłokę" mówił nam, że współczesny pisarz nie ma zdolności do samodzielnego istnienia. Zawsze jest kimś do wynajęcia i pod coś musi się podczepić, a cezura roku 1989 nie ma najmniejszego znaczenia. Kiedyś, aby było mu dobrze, zapisywał się do Koła Młodych przy Związku Literatów Polskich, później z tego samego powodu wchodził w kręgi opozycji, a aktualnie kręci się przy produkcji telewizyjnej. Z kolei w najnowszej powieści pojawia się przeświadczenie, zgodnie z którym jedynym sensem tworzenia, sensem utraconym wraz z upadkiem PRL-u, jest czy raczej było rozkoszowanie się statusem gwiazdy na miarę królów rockandrolla.

Jest w "To wszystko" kapitalna scena kawiarnianej rozmowy esbeka nadzorującego poczynania literatów z Tormem. Powodem spotkania jest to, iż bohater - zupełnie wyjątkowo - opublikował jedną ze swoich powieści w drugim obiegu (mamy rok 1983). Esbek: "Co panu odjebało z tym podziemiem? Dupom chciał pan zaimponować? I tak im pan zawsze imponował, jak każdy twórca". Torm dał się przekonać - skoro jego książki są afrodyzjakami bez względu na obieg wydawniczy, to po co komplikować sobie życie. Liczy się tylko uległość "wielbicielek", cała reszta to zawracanie głowy.

Nie bardzo wiadomo, co z rozpoznaniami Andermana zrobić. Wziąć je za donos na samego siebie? Oswoić jako szczególnie wyrafinowany, podszyty radykalną ironią żart? Nie mam pojęcia. Wiem natomiast, że autor "To wszystko" mówi nam od jakiegoś czasu rzeczy interesujące. No i nikt tak pięknie nie ukazuje nędzy pisarskiej profesji.

***

W nocie na czwartej stronie okładki znaleźć można niezamierzony komentarz do fabuły, glosę, która wyszła z działu promocji Wydawnictwa Literackiego. Otóż czytamy tam, że powstaje ekranizacja "Całego czasu", w której wystąpią m.in. Magdalena Cielecka i Borys Szyc - było, nie było, ulubieńcy prasy brukowej i plotkarskich portali. W tym kontekście jakoś łatwiej uwierzyć Tormowi, który powiada, iż literatura "zamieniła się w zabawkę kilkutysięcznej grupy hobbystów, którzy ze starego nawyku piszą książki, czytają je i recenzują".

Janusz Anderman, To wszystko, Kraków 2008, Wydawnictwo Literackie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 49/2008

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (49/2008)