Zrobiło się ciemno

Z akrobatyki słownej, uprawianej przez pana Jacka Filka w tekście “Koniec miłości, koniec świata" (“TP" nr 42/04), czytelnik ma odnieść wrażenie, że autor dba o przyszłość narodu i jest tolerancyjny dla innych obywateli. Rozumie, choć nie pochwala; tłumaczy, ale nie krzyczy. Jednak po chwili trzeba się zastanowić, bo co to jest, np., ta “cywilizacja gejów i lesbijek"? Po kolejnej chwili czytelnik zaczyna mocniej ściskać gazetę, czytając, że bezdzietni to egoiści, troszczący się tylko o swoje podwórko.

Rozumiem troskę pana Filka o przyszłość społeczeństwa. Ale forma, w jakiej zostaje ona przedstawiona, i argumenty są na poziomie niższym, niż można byłoby oczekiwać od profesora filozofii. Cały charakter artykułu, pod płaszczem zrozumienia dla niezależnych od człowieka uwarunkowań powstawania skłonności homoseksualnych, przypomina retorykę w rodzaju LPR czy, z drugiego końca, krzykliwego (a czasem histerycznego) Roberta Biedronia, walczącego o prawa mniejszości. Jakie to argumenty? Już z pierwszych zdań czytelnik wnioskuje, co grozi Europie: płodni Arabowie, podczas gdy my, syci Europejczycy, czujemy niechęć do gromadki dzieci, które mogą nam wejść na czubek nosa i przesłonić horyzonty. Idąc dalej: “Jeśli kobieta nie potrafi już kochać mężczyzny, robi się ciemno. Jeśli mężczyzna nie potrafi już kochać kobiety, następuje koniec świata, ludzkiego świata". Dlaczego? Skąd taka różnica? I na czym ona polega? Przedstawiając poglądy w mediach, trzeba je wyjaśniać, czasem dokładnie. Inaczej zostanie się posądzonym np. o mizoginizm.

Autor ma za złe ludziom mniejszości próby zaistnienia w społeczeństwie. Tolerancja pana Filka jest chyba obwarowana wysokimi murami: niech dziewczyna dziewczynę kocha, niech mężczyzna dba o drugiego mężczyznę, ale niech tylko inni tego nie widzą. Zgadzam się, że niektóre próby zwrócenia uwagi nie są trafione, np. obsceniczne formy parad, i mają skutki odwrotne do zamierzonych. Zgadzam się z ks. Tadeuszem Pieronkiem, który uważa, że takie próby podejmują osoby, które nawet z uzyskanymi prawami, szokując, będą chciały przyciągać uwagę społeczeństwa. Rozumiem jednak, że niedoszła akcja rozwieszenia plakatów zwykłych ludzi trzymających się za ręce, mająca edukacyjny wobec społeczeństwa cel, też należy do “ofensywy homoseksualizmu".

“Homoseksualizm może być w indywidualnym przypadku rozpaczą życia, jednakże w wymiarze społecznego upowszechnienia nie jest już jedynie jej możliwością, lecz jest jej rzeczywistością". To jest rzeczywistość! Nie rozpasane życie, jakie widzi pan profesor. Dla tysięcy ludzi, homo- czy heteroseksualnych, brak dzieci to problem, często tragedia. Również i same skłonności homoseksualne to brzemię, z którym nie wszyscy potrafią sobie poradzić. Według pana profesora złem są wszyscy, którzy nie płodzą. Dostaje się nawet ludziom samotnym. Bo ten, co nie zostawił potomstwa, jest mniej czuły na losy państwa i świata (naszego, nie arabskiego). Przypomina mi się retoryka wychowawczyni ze szkoły podstawowej z lat 70., według której piątkowi uczniowie z całą pewnością świecili przykładem i w domu; zaś ci z trójkami i niżej byli “domowymi darmozjadami".

Czy słowa “uwodzi, by rosnąć w siłę" odnoszą się do psychologii uwodziciela i mają przybliżyć czytelnikowi zjawisko, czy chodzi o “ofensywę homoseksualizmu"? Dlaczego autor uważa, że homoseksualizm może się rozprzestrzeniać, stając się zagrożeniem dla społeczeństwa? Procent ludzi o takich skłonnościach jest przecież mniej więcej stały. Pan Filek odsuwa problem stręczycieli heteroseksualnych, zajmując się tylko homoseksualnymi. W kilku zdaniach dochodzi do zdumiewającej konkluzji, rodem z “Naszego Dziennika", w której przestrzega przed światowym spiskiem homoseksariuszy (cokolwiek to znaczy).

Należę do tych, których niepokoi to, co dzieje się z naszym społeczeństwem i ich tolerancją, postrzeganiem innych. Czy nie powinniśmy takim problemom poświęcać więcej wnikliwości, tym bardziej, kiedy mówimy o nich publicznie?

JERZY GABRYSZEWSKI (Warszawa)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2004