Zranieni uzdrowiciele

Coraz częściej słyszę, że być księdzem dzisiaj jest trudniej niż kiedykolwiek. Bo antyklerykalizm, za dużo pracy, bo inne niż kiedyś kapłańskie korzenie, bo samotność, feudalna struktura Kościoła... Czy ktokolwiek myśli o realnych problemach księży?

21.05.2012

Czyta się kilka minut

W przestrzeni publicznej funkcjonuje wiele błędnych wyobrażeń, spekulacji i projekcji dotyczących tego, jak szczęśliwi bądź nieszczęśliwi, dojrzali bądź niedojrzali, zdrowi bądź chorzy są księża katoliccy. W ostatnich dniach te kwestie pojawiły się z nową siłą, z powodu informacji o samobójstwach popełnianych przez księży z diecezji tarnowskiej. Przykuły one uwagę jako „spektakularne”, bez względu na powody: wszak życie odbierała sobie osoba, która „urzędowo” głosiła, że każde życie ma sens. Trudno się dziwić, że pojawiły się pytania, „czyja to wina?”, „kto jest odpowiedzialny?”, „czy coś złego dzieje się z księżmi?”.

Na początek więc: takie decyzje mogą gorszyć, trzeba jednak pamiętać, że jeden z „pierwszych księży”, Judasz, również zakończył życie samobójstwem – a jego „biskupem” był nie byle kto, bo Jezus. Tajemnica samobójczych śmierci księży, bez względu na czas i miejsce, dotyka głęboko misterium zła, ale dzięki zwycięstwu Jezusa na krzyżu – na nim się nie kończy. Trzeba również pamiętać o ludzkich uwarunkowaniach tych decyzji, o psychologicznych motywacjach samobójców i o środowisku, w którym żyli i życie zakończyli.

DLACZEGO KSIĘŻA SĄ SZCZĘŚLIWI

Jedni sprowadzają całą złożoność tych tragicznych sytuacji do psychicznych obciążeń i słabości duchownych, którzy są skazani na życie w samotności (celibat), albo do błędów ich przełożonych („feudalnego zarządzania diecezją”). Inni wskazują na dysfunkcję systemu, czyli braki w komunikacji między księżmi a ich przełożonymi, nieumiejętność radzenia sobie z własnymi ograniczeniami (słabościami, potknięciami), brak zrozumienia ze strony otoczenia dla sposobu funkcjonowania i reagowania księży cierpiących psychicznie czy funkcjonujących pod dużym stresem, bo uwikłanych w dylematy moralne.

Myśląc o samobójstwach wśród księży, musimy mieć przed oczami szerszą perspektywę – odwołać się do ankiet, w których sami mówią o jakości swego życia, a ich psychologiczne funkcjonowanie porównane jest do funkcjonowania innych mężczyzn. Taką możliwość dają amerykańskie badania na reprezentatywnych grupach i przy użyciu narzędzi psychometrycznych. Pierwsze przeprowadzono na grupie 1242 księży od 2003 do 2004 r.; drugie – na grupie 2482 księży od 2008 do 2009 r. Biorąc pod uwagę rozmiar grupy badawczej (3724 duchownych) i zastosowane metody, badania te są unikatowe w skali całego Kościoła (zob. S. J. Rossetti „Why Priests are Happy. A Study of the Psychological and Spiritual Health of Priests”, Ave Maria Press, Notre Dame 2011). Co nam mówią o polskich księżach, ich potencjale i problemach?

BISKUP TO NIE KAT

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski sugeruje odpowiedzialność za „spektakularną” liczbę samobójczych śmierci księży diecezji tarnowskiej byłego ordynariusza, bp. Wiktora Skworca. W „Gazecie Polskiej” i na swoim blogu przytacza anonimowe wypowiedzi kapłanów, którzy w postawie biskupa i osób z jego otoczenia („układ wiktoriański”) widzą głównych winowajców.

Dlaczego to wyjaśnienie upraszcza rzeczywistość i jest raczej wyrokiem niż diagnozą? Żaden z tych, którzy odebrali sobie życie, nie wyznał przed śmiercią, że zrobił to przez swojego ordynariusza. Czy wystarczy w takim razie powiedzieć, że ten źle wobec nich postępował? Obarczanie biskupa taką odpowiedzialnością byłoby uzasadnione, gdyby również w Katowicach, gdzie abp Skworc jest obecnie metropolitą, pojawiła się nagle fala samobójczych śmierci kapłanów. A skoro nie mamy z nią czynienia, nie możemy twierdzić, że osoba biskupa i sposób zarządzania diecezją to „czynnik ryzyka”.

Nie możemy oczywiście bagatelizować skarg księży, że nie jest im łatwo spotkać się ze swoim biskupem jako „ojcem, bratem i przyjacielem” w kapłaństwie. To odczucie ma znaczenie, gdyż – jak pokazują badania amerykańskie – relacja z biskupem stanowi czwarty co do ważności czynnik kapłańskiego szczęścia i morale (po „wewnętrznym pokoju”, „relacji z Bogiem”, „przeżywaniu celibatu”).

Nawet jeśli ponad 70 proc. amerykańskich księży pozytywnie ocenia swoją relację z biskupem, tylko 42 proc. uważa, że hierarchowie potrafią właściwie reagować, gdy ich podwładni są oskarżani o „niemoralne zachowanie”. To znaczy, że księża będą się bali przyznać do błędów, które popełnili; że nie będą otwarci na szczerą rozmowę i szukanie u biskupa pomocy, kiedy uwikłali się w dwuznaczne sytuacje.

Badania pokazują jednak, że za jakość relacji biskup-księża odpowiedzialne są obie strony. Obie muszą pracować nad ich poprawą i nie jest to problem tylko jednej diecezji. A zwolennicy tezy, że „feudalna struktura Kościoła” – bez względu na charakter biskupa, który może być naprawdę dobrym człowiekiem – generuje kryzysy wśród duchownych, nie uwzględniają z kolei danych dotyczących psychologicznego dobrostanu księży jako „grupy zawodowej”.

WYPALENI MŁODZI

Wbrew stereotypom – dotyczącym życia w celibacie, które jakoby unieszczęśliwia zdrowych mężczyzn i przyciąga osoby niedojrzałe emocjonalnie – duchowni katoliccy nie tylko nie są grupą o widocznych brakach emocjonalnych, ale w porównaniu do innych mężczyzn wypadają nieco lepiej na wskaźnikach mierzących poziom lęku, depresji i ogólnego psychicznego dobrostanu.

Nie tylko odkryto wśród nich mniej klinicznych objawów zaburzeń psychicznych, ale księża wykazywali większe – od mężczyzn z grupy kontrolnej – poczucie bliskich relacji („przyjaźni”) między sobą i ze świeckimi. Życie w strukturze hierarchicznej i w celibacie nie skazuje więc nikogo na niedojrzałość emocjonalną, choroby fizyczne i psychiczne oraz samotność. Z badań wynika, że nie tyle „feudalna struktura” Kościoła może być czynnikiem ryzyka w podjęciu decyzji o samobójstwie, lecz raczej brak właściwego odczytania oznak „wypalenia zawodowego” oraz opór księży i ich przełożonych przed korzystaniem z pomocy psychologicznej.

Badania amerykańskie pokazały, że duchowni nie są bardziej od innych mężczyzn „wypaleni zawodowo” – osiągają nawet nieco lepsze wyniki na skalach zadowolenia z pracy. Okazało się jednak, że najbardziej podatni na wypalenie są młodzi księża, i to nie dlatego, że są „aktywistami”, tylko dlatego, że nawet jeśli chcą, nie zawsze potrafią podołać stawianym im wymaganiom (i nie otrzymują wystarczającej pomocy w ich realizacji). Przełożeni nie widzą też bądź marginalizują fakt, że większość młodych księży pochodzi z niepełnych rodzin i już w dzieciństwie miała jakieś problemy psychiczne, które oddziałują na nich w dorosłości.

GLINIANE NACZYNIA

W polskim Kościele rozpowszechniane jest przekonanie, że „wypalenie” pojawia się wśród księży, kiedy „za mało od siebie wymagają”. „Zniechęceni i wypaleni są ci, którzy za mało kochają” – twierdzi krajowy duszpasterz powołań ks. Marek Dziewiecki w „Gościu Niedzielnym” – bowiem „kto ofiarnie i radośnie kocha ludzi, do których jest posłany, kto z życzliwością odnosi się do proboszcza i biskupa, ten otrzyma wsparcie przełożonych i ciepłe sygnały od parafian. Będzie szczęśliwym księdzem. Im więcej dam, tym więcej otrzymam”.

W świetle badań, które referuję, i realiów polskiego Kościoła, które znam – takie mówienie o problemach wypalenia wśród księży uważam za przejaw pobożnych życzeń, które mają, niestety, poważne konsekwencje w myśleniu o formacji i pomocy duchownym.

Formacja zaprogramowana na „szlifowanie diamentów”, a nie „kształtowanie gliny” – a różne jej mutacje dominują w polskim systemie formacji seminarzystów i młodych księży – nie bierze pod uwagę ludzkich uwarunkowań. Słabość i ograniczenia poszczególnych księży są postrzegane przez jej zwolenników jako znamiona „braku dobrej woli” czy „słabej wiary”, bo kapłaństwo uważają oni za „diament w koronie Kościoła”. Powołany musi być jedynie właściwie „ociosany” – i na tym ma polegać formacja ludzka i duchowa do kapłaństwa.

Badania amerykańskie pokazują jednak, że księża nie są z cennego kruszcu zbudowani, lecz z gliny. Tym, co pomaga im nosić łaskę powołania „w naczyniach glinianych”, jest umiejętność przyznania się do swojej niemocy i gotowość przyjęcia pomocy psychologicznej w pracy nad sobą.

W odróżnieniu od Polski, w USA kandydaci do kapłaństwa nie tylko przechodzą przez dokładniejszą ewaluację psychologiczną na początku i w trakcie formacji, ale duża część samych księży (46,3 proc.) korzystała z pomocy psychologicznej. W tym względzie w Polsce mamy jeszcze wiele do zrobienia. Nie chodzi oczywiście o zastępowanie formacji duchowej psychologią, tylko o pomoc łasce, która działa w oparciu o naturę i ją wydoskonala.

KIEDY KSIĄDZ JEST COOL

Badania amerykańskie pokazują, że kapłaństwo naprawdę może dawać satysfakcję, poczucie duchowego spełnienia i psychologicznego dobrostanu, a wśród księży nie ma żadnej „epidemii depresji” czy innych zaburzeń psychicznych. Kapłaństwo nie jest jednak łatwe. Jest ono dane i zadane jako „projekt” na całe życie.

Jeden z niemieckich teologów słusznie zauważył, że „wzniosłe, wymarzone przez siebie ideały, świadomość własnego powołania, osobiste tęsknoty związane z powołaniem kapłańskim oraz oczekiwania Kościoła wobec kapłana – wszystko to stanowi hipotekę, której nie potrafi sprostać żaden człowiek ani żadne życie. Dlatego rozczarowania są tu wręcz zaprogramowane”.

W przypadku rozczarowań „Kościołem”, czyli kierownictwem diecezji, współbraćmi, świeckimi współpracownikami, parafianami – amerykańscy księża mówią wspólnym głosem: „Love it, leave it or change it! (Pokochaj, porzuć albo zmień to!). Nie daj się zamknąć w strukturach klerykalizmu, ani go nie stwarzaj! Bądź »zranionym uzdrowicielem«, bo jak mówi jedna ze zwrotek hymnu z francuskiego Magnificat: »Nie ma czułej miłości, kto sam nie był zraniony. Nikt nie przebaczy, jeśli nie ujrzał własnej słabości«”.

Ksiądz może być cool, nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Musi jedynie pamiętać (por. 2 Kor 11, 30), że jego własna słabość to nie manko, lecz dyspozycja do duszpasterstwa.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Jezuita, teolog, psychoterapeuta, publicysta, doktor psychologii. Dyrektor Instytutu Psychologii Uniwersytetu Ignatianum w Krakowie. Członek redakcji „Tygodnika Powszechnego”. Autor wielu książek, m.in. „Wiara, która więzi i wyzwala” (2023). 

Artykuł pochodzi z numeru TP 22/2012