Żonglując rodzajami

Powiadają, że hidźry wciąż mogą sprowadzić deszcz, a nawet zwrócić płodność kobiecie. Bezpowrotnie utraciły jednak pozycję, jaką trzecia płeć przez wieki cieszyła się na subkontynencie indyjskim.
z Bangladeszu

24.12.2018

Czyta się kilka minut

Tamannaah: Nie udaję kobiety, jestem hidźrą,  Cox Bazaar, 5 października 2018 r. / MAREK RABIJ
Tamannaah: Nie udaję kobiety, jestem hidźrą, Cox Bazaar, 5 października 2018 r. / MAREK RABIJ

Umówiliśmy się na końcu jednej z potwornie zatłoczonych uliczek przy Bazaar Gatha, głównym targowisku Cox Bazaar. Kierowca z wprawą manewrował pomiędzy koszami owoców, workami z ryżem i suszonymi rybami, przeciskał się obok bambusowych klatek z osowiałym drobiem i trąbił na straganiarzy, którzy nie przerywali handlu nawet wtedy, gdy od kupujących oddzielała ich maska samochodu. Dobry kwadrans zajęło dotarcie w umówione miejsce. Zaparkował w cieniu okazałych chlebowców, rosnących wzdłuż płotu starej willi, a Mostafa, mój tłumacz, wysiadł z samochodu, rozejrzał się niepewnie po okolicy i sięgnął po telefon.

– Musimy wrócić tą samą drogą – wysapał, wróciwszy do auta po krótkiej, ale burzliwej rozmowie. – Hidźra czeka nie tutaj, tylko przy targu birmańskim, opodal swojego mieszkania. Pewnie jej się nie chciało iść tak daleko. I jeszcze zmyśla, że się nie zrozumieliśmy. Ostrzegałem, one są nieprzewidywalne – dokończył z zaciętą miną.

Już trzeci dzień z rzędu próbowaliśmy umówić się z hidźrą na wywiad. Pierwsza potwierdziła spotkanie i po prostu nie przyszła. Kolejna odwołała je w ostatniej chwili, ale telefonicznie poleciła koleżankę. Niestety, podany numer okazał się własnością portiera hotelowego, dumnego ojca dwójki dzieci, który na samo pytanie o przynależność do tej starożytnej społeczności transseksualistów zareagował taką furią, że z kilku metrów słyszałem, jak wrzeszczy do słuchawki na Mostafę. Widziałem, że w tłumaczu z każdym dniem narasta opór, a może i wstręt do zadania, które mu zleciłem. Nadszedł moment, by porozmawiać o tym szczerze.

– Żaden szanujący się mężczyzna w tym kraju z własnej woli nie będzie paradować po mieście w towarzystwie hidźry. Nic dobrego z tego nie wynika. Albo tracisz pieniądze, albo reputację, albo jedno i drugie. Pamiętam, że gdy kilkanaście lat temu byłem w Kalkucie... – przerwał niespodziewanie, bo auto właśnie skręciło z głównej ulicy i niemal zmiotło z pobocza wysoką, czarnowłosą postać odzianą w przybrudzony salwar kamiz, tradycyjną damską szatę noszoną na co dzień w tej części świata.

Kierowca gwałtownie zahamował. Mostafa pobladł i zaczerpnął głęboki oddech, jakby szykował się do skoku za burtę łodzi, a nie do wyjścia z samochodu.

– No tak, to ona – chrząknął. – Ale na sam wywiad pojedźmy, proszę, do świątyni buddyjskiej. To niedaleko. Tutaj o tej porze dnia będzie zbyt głośno.

Kierowca odblokował drzwi. Wraz z hałasem bangladeskiej ulicy wnętrze samochodu wypełniła nagle woń tanich perfum. Na moich kolanach wylądowała damska torebka. Hidźra zajęła środkowe miejsce na tylnej kanapie, pobrzękując bransoletami.

– Jestem Tamannaah – przedstawiła się z uśmiechem.

Trzecia płeć

Powiadają, że to bogowie stworzyli hidźry, choć nie wiadomo, któremu z nich przypisać to dzieło. Same hidźry utrzymują, że sprawczynią cudu była Bahuchara Mata, w której dawno temu miał zakochać się jeden z władców Gudżaratu. Bogini nie była zainteresowana mezaliansem, zwiodła więc zalotnika obietnicą ślubu, wcześniej nakłaniając go jednak – jak głosi legenda – do oczyszczającej kąpieli w pobliskim jeziorze, wskutek której królowi odpadła męskość. Na pocieszenie Bahuchara Mata miała mu przyobiecać, że spotka na swej drodze mężczyzn, którzy na jego cześć sami pozbawią się członka – w zamian za co bogini obdarzy ich z kolei darem błogosławieństwa dla nowożeńców i kobiet pragnących zajść w ciążę.

Jednak w „Ramajanie”, jednym z najważniejszych hinduskich poematów, Rama, awatar boga Wisznu, chcąc ratować wyznawców towarzyszących mu w ucieczce, rozkazuje, by opuścili go wszyscy mężczyźni i kobiety, a wtedy u jego boku zostaje garstka najbardziej oddanych, którzy nie czują się ani kobietami, ani mężczyznami. O kimś, kogo można by nazwać hidźrą, wspomina też „Mahabharata”, a „Kamasutra” wymienia tritīyā prakriti, czyli trzecią płeć: kogoś, kto nie jest ani mężczyzną, ani kobietą.

– Co znaczy być hidźrą? – uśmiechnęła się Tamannaah. – Na pewno nie oznacza mężczyzny, który stał się kobietą, bo nie uważam się za kobietę. Nawet nie udaję kobiety. Jestem hidźrą, tak jak kot jest kotem. Inaczej ci tego nie potrafię wyjaśnić. Hidźrą się nie zostaje.

Siedzieliśmy w cieniu pagody, na chłodnych kamiennych schodach. Opodal z zaciekawieniem przysłuchiwało się rozmowie dwóch mnichów buddyjskich i starszy mężczyzna, który opiekował się przyświątynnym ogrodem. Tamannaah zasiadła między mną i zakłopotanym Mostafą, który na wszelki wypadek natychmiast zrobił jej więcej miejsca. Dłonie złożyła na kolanach i tylko od czasu do czasu spędzała z czoła kosmyk włosów, który nie chciał dołączyć do pozostałych, spiętych z tyłu głowy w rodzaj kucyka. Każdy jej gest, mina, nawet intonacja, sprawiały wrażenie wyuczonych, ale wciąż nie dość oswojonych, by wyglądały na naturalne. Imię też pewnie zawdzięczała Tamannaah Bhatii, indyjskiej aktorce młodego pokolenia. Nie zdążyłem jednak o to zapytać.

– Chcesz dotknąć? – spytała niespodziewanie, chwytając piersi. – One są prawdziwe. Miałem 14 lat, kiedy zauważyłem, że mi rosną. Wszystkim moim rówieśnikom rosło wtedy co innego. Mnie nie. Ale to już był moment, kiedy się z tego cieszyłem. Bo tam na dole – Tamannaah wykonała palcem jednoznaczny gest – nie różnię się od kobiety. Bez żadnych operacji. Bóg tak chciał.

Gdy kilka godzin później wyszliśmy ze świątyni, pożegnawszy się z hidźrą i zapłaciwszy ogrodnikowi, który okazał się także bezwzględnie skutecznym poborcą jałmużny, Mostafa zwrócił uwagę na coś, czego nie mogłem wyłapać, słuchając jego tłumaczeń na angielski.

– Hidźry – pośpieszył z wyjaśnieniem – żonglują rodzajami w charakterystyczny sposób. Kiedy klną lub się kłócą, używają rodzaju męskiego. Podobnie jak wtedy, gdy wspominają czasy przed przystąpieniem do wspólnoty. Ale gdy opowiadają o sobie w czasie teraźniejszym, albo okazują czułość, zawsze, zawsze – podkreślił – przechodzą na rodzaj żeński.

Paragraf 377

Powiadają, że hidźry mogą rzucić na człowieka urok, ale potrafią też błogosławić. Dlatego zaprasza się je na wesele lub do domu, który zbyt długo czeka na cud nowego życia, by tańcami i śpiewem sprawiły, że bóstwa łaskawszym niż dotąd okiem spojrzą na gospodarzy. Kiedy nie pada przez dłuższy czas, taniec hidźry potrafi także sprowadzić deszcz.

Ale niech się strzeże ten, kto zaprosiwszy je do siebie, urazi je lub odmówi jałmużny. Będą wtedy obrażać gospodarza, jego rodzinę oraz gości, popsują najbardziej podniosłą atmosferę przekleństwami, a w ostateczności któraś z nich uniesie poły sari, pokazując gospodarzowi pośladki lub, co gorsza, bliznę po kastracji. Ten widok przynosi nieszczęścia.

Stawanie się hidźrą to proces długotrwały, w zasadzie tożsamy z dojrzewaniem.

– Bo hidźra – mówiła Tamannaah – odkrywa w sobie trzecią płeć pod skorupką pierwotnej męskości. Nigdy nie chciałem się bawić tak jak reszta chłopców. Pamiętam, że raz na polu za naszą wsią dopadli kobrę. Rzucali w nią z daleka kamieniami tak długo, aż się dało do niej podejść bezpiecznie, i wtedy dobili węża kijami. A ja siedziałem obok i płakałem, chociaż węży się boję okropnie.

W Indiach każdemu w miarę wykształconemu hindusowi nie trzeba tłumaczyć, że świat nie jest ani męski, ani żeński. Sam Siwa jako Ardhanariśwara, „bóg, który w połowie jest kobietą”, uczy przecież ludzi, że pełnię bytu stanowi dopiero połączenie obu tych pierwiastków, do tego w równych proporcjach. Ten męski to siła, pragnienie dominacji, zmysł strategiczny. Żeński wiąże się natomiast ze wszystkim, co bliskie emocjom, a także sztuce, wrażliwości i umiejętności współpracy. Daleko stąd oczywiście do konstatacji, że któryś z tych pierwiastków jest od drugiego lepszy czy ważniejszy.

Hinduska duchowość, ceniąca ascezę, wiele uwagi poświęca natomiast umiejętności wyjścia poza ograniczenia płci. Niektóre jej odłamy uważają to wręcz za warunek niezbędny do wyzwolenia od odwiecznego rytmu sansary, czyli kolejnych ziemskich inkarnacji i nieodłącznie związanego z nimi cierpienia. Prastary ryt bhakti uczy wejścia w niemal intymną relację miłosną z czczonym bóstwem i zachęca wyznawców, by w tym celu dążyli do odkrycia w sobie tej żeńskiej połowy, którą w figurze Ardhanariśwary symbolizuje jego ukochana żona Parvati. Ci, którzy nazwę „hidźra” wywodzą od arabskiego „hjr” (czyli „tego, który opuścił własny ród”), widzą czasem w przedstawicielach trzeciej płci właśnie osoby usiłujące wznieść się ponad ograniczenia narzucone przez ciało.

W społeczeństwie indyjskim, regulowanym przez system kastowy i z typowym dla niego tyglem religii, trzecia płeć była przez wieki łącznikiem między światem bóstw i ludzi. Władcy obdarzali dotknięte przez bogów hidźry przywilejem jałmużny, zaś poddani może nie na masową skalę, ale i bez oporów zapraszali je do domów w roli posłańców niebios, a czasem także szafarzy czysto ziemskich, cielesnych przyjemności. Ekspansja islamu zawęziła wprawdzie zakres swobody obyczajowej, ale trzecia płeć nawet dla wyznawców Mahometa pozostała tu dziełem Najwyższego, a nie odstępstwem od jego planu stworzenia.

Za panowania dynastii Wielkich Mogołów, którzy w XVI w. przejęli kontrolę nad większą częścią Indii, hidźry pełniły ważną funkcję strażniczek haremów. Do społecznego półświatka zepchnęli je dopiero Brytyjczycy z typowym dla zachodnich kolonizatorów przekonaniem o „moralnym zepsuciu” podbitych. „Droga Białych Ludzi”, którzy w wierszu Kiplinga ruszają „oczyścić kraj”, zachowaniom i zwyczajom trzeciej płci, od wieków uważanym na subkontynencie za może przerysowane i czasem męczące, ale naturalne, przypisała wartościujące komponenty rodem z judeochrześcijańskiego systemu wartości. W ten sposób stały się one – jak napisze potem w słynnym „Orientalizmie” Edward Said – składnikiem „demonologii Wschodu”, złamaniem podwójnego tabu, jakie ówczesna zachodnia cywilizacja nakładała zarówno na próby zmiany płci, jak i na stosunki homoseksualne. Nic dziwnego, że indyjski kodeks karny z 1860 r. w artykule 377 o „przestępstwach przeciw naturze” przewidział 10 lat więzienia i grzywnę dla każdego, kto „bez przymusu odbywa stosunek płciowy wbrew prawom natury z mężczyzną, kobietą czy zwierzęciem”.

Siła cywilizacyjnego ciążenia British Raj okazała się silniejsza, niż się mogło zdawać samym, nielicznym w końcu kolonizatorom. Wraz z europejską inżynierią, medycyną i angielszczyzną, do tutejszego społeczeństwa i jego kultury przeniknęło także sporo anglosaskiego purytanizmu. Sąd Najwyższy w Indiach dopiero w sierpniu 2018 r. zdołał ostatecznie usunąć z systemu prawnego ostatki zapisów penalizujących homoseksualizm; oponowali nie tylko indyjscy chrześcijanie, ale i muzułmanie.

Fenomen trzeciej płci, który przez wieki funkcjonował na subkontynencie jako coś przynależnego bardziej do sfery duchowości niż cielesności, został oficjalnie uznany w 2014 r. przez indyjski Sąd Najwyższy. Ale nie odzyskał już dawnej reputacji.

Dobrym przykładem był sam Mostafa, świetnie zaznajomiony ze wszystkimi plotkami i legendami miejskimi na temat wątpliwej konduity hidźr, ale nieznający ich historii oraz zwyczajów. „Dziwadła” – powtarzał, kiedy próbowaliśmy namówić którąś z nich na spotkanie. A teraz, kiedy siedział bezpiecznie odsunięty od Tamannaah, większość jej opowieści zdawała się go irytować, w najlepszym razie nudzić; rzecz jasna prócz tych, które choćby pośrednio dotykały tematyki erotycznej.

Gdybyśmy byli w Indiach, mógłbym tłumaczyć to sobie wpływem systemu kastowego, z którego hidźry, żyjące we wspólnotach złożonych z osób różnego pochodzenia i wyznania, wyłamują się niejako automatycznie, wzbudzając niechęć u tych, dla których stanowi on wartość. Siedzieliśmy jednak na stopniach buddyjskiej świątyni w najdalej wysuniętym na wschód mieście Bangladeszu, którego mieszkańcy nie posługują się nawet odmianą bengalskiego zrozumiałą we wschodnich prowincjach Indii. Mostafa był zresztą muzułmaninem i jako taki powinien być wolny od kastowych przekonań. Jego ojciec, urodzony jeszcze jako poddany Jerzego VI w tej części Królestwa Indii, która dziś stanowi zachodnie rubieże Birmy, był jednak kucharzem armii brytyjskiej. – Czy możesz mi powiedzieć, jak twój tata zwykł mówić na hidźry? – zaryzykowałem pytanie, podejrzewając, jaka będzie odpowiedź.

Mostafa nie wahał się ani chwili: – Dziwadła.

Półtora klaśnięcia

Powiadają, że po usunięciu męskości hidźra powinna leżeć kilkanaście dni niczym w połogu. Przed wycięciem narządów, które z reguły przeprowadza najstarsza z hidźr mieszkających w danej wspólnocie, operowana wprawia się medytacją w rodzaj hipnozy, która pomaga przetrzymać operację wykonywaną bez znieczulenia. Zwyczaj każe, by w trakcie kastracji nie tamować krwi, wraz z nią z ciała wypływają bowiem resztki męskich fluidów. Niektóre hidźry nie przeżywają takiego zabiegu.

– No dobrze, powiem prawdę. W końcu i tak stąd wyjedziesz – uśmiechnęła się Tamannaah. – Tam na dole jednak różnię się od kobiety. Nawet bardzo. Biorę leki, żeby moje ciało upodobniło się do kobiecego. A moje prawdziwe nazwisko to Shamshul Alam. Odkąd jestem hidźrą, każę mówić na siebie Shamshul Alam Tamannaah. Dla przyjaciół jestem Tamannaah.

Wspólnota hidźr w samym Cox Bazaar i okolicy liczy niespełna 30 osób. Niektóre zamieszkują piętro częściowo zrujnowanego hotelu na obrzeżach miasta. Inne wolą własny adres bliżej centrum.

– Ja na przykład mieszkam niedaleko stąd, z siostrą – wyjaśniła Tamannaah, wskazując dłonią budynki za płotem. – Razem łatwiej się nam utrzymać. Część dochodów, zgodnie ze zwyczajem, dzielę z resztą hidźr, a to, co mogę zatrzymać, nie wystarczy na samodzielne życie. Bo ludzie coraz rzadziej zapraszają nas na prywatne uroczystości. Może z obawy przed reakcją bliskich i sąsiadów, a może dlatego, że już nie wierzą, że taniec i śpiew mogą zwrócić płodność kobiecie lub sprowadzić deszcz?

W gruncie rzeczy dużo w tym racji. Dar błogosławieństwa mają przecież tylko hidźry po kastracji, a w dzisiejszych czasach nieliczne spośród nich decydują się na ten najwyższy stopień wtajemniczenia w trzecią płeć.

Pozostaje coś, co w Indiach – dokąd Tamannaah pojechała jako chela, czyli praktykantka, uczyć się pod okiem doświadczonych hidźr śpiewu, tańca, wspólnotowych rytuałów i gestykulacji – nazywają śarāp denā. Przekleństwa. Wulgaryzmy to wręcz składowa hijra boli, języka trzeciej płci, na który składają się prócz dosadnych słów także obsceniczne gesty, nosowa wymowa niektórych słów i wysoka barwa głosu, której można się albo w mozole wyuczyć, albo zafundować za pomocą odpowiedniej kuracji hormonalnej. W przestrzeni miejskiej, którą w tej części świata kontrolują mężczyźni, hidźry zmieniają swój język w oręż, którym wymuszają posłuszeństwo na silniejszej rzekomo płci.

– Na przykład – ciągnęła Tamannaah – dzwonimy do hotelu czy restauracji i prosimy o jałmużnę. Jeśli jej nam nie udzielą, nazajutrz zjawiamy się w kilkanaście przed wejściem i zaczynamy swoje tańce. Tacy jak on – wskazała palcem na Mostafę – czmychają wtedy na drugą stronę ulicy, właściciel placówki widzi, że traci klientów, i już wie, że popełnił błąd. Wtedy zwykle płaci, tyle że już dwa razy więcej.

Taneczny rytuał rozpoczyna deṛh tāli, czyli „półtora klaśnięcia w dłonie”. Palce muszą być maksymalnie rozwarte, dłonie wyprostowane. Pierwsze klaśnięcie jest prawdziwe. Drugie, które musi nastąpić natychmiast po tamtym, trzeba jedynie zamarkować. Taki gest, wykonany przez najstarszą w grupie hidźrę, dla pozostałych staje się sygnałem, by ruszyć korowodem pełnym obscenicznych gestów, przekleństw i sugestii, jakoby mężczyźni w pobliżu cierpieli na problemy z potencją.

– Wiesz, dlaczego faceci w tym kraju tak panicznie boją się choćby sugestii, że hidźry miały sposobność widzieć ich nago? – spytała. – Bo wielu z nich wie, że to prawda.

To, o czym mówiła teraz Tamannaah, stało w sprzeczności z tym, na co skarżyła się niespełna godzinę wcześniej, kiedy podkreślała ostracyzm, jakim społeczeństwo Bangladeszu otacza hidźry. Nieprzypadkowo nazywa się je tutaj także khićrji. To nazwa wegetariańskiego odpowiednika naszego bigosu, a w języku potocznym także synonim miszmaszu.

Trzecia płeć, narzekała dalej Tamannaah, nie ma szans na dobrą pracę, bo nikt nie pyta nawet hidźry o wykształcenie, z góry zakładając, że pochodzi z ubogiej rodziny i edukację skończyła na kilku klasach szkoły podstawowej. A na wsiach po dziś dzień zdarza się, że rodzina, która odkrywa w jednej z latorośli trzecią płeć, okalecza ją i podrzuca hidźrom pod drzwi, żeby ją odchowały. – Jesteśmy najbardziej prześladowaną grupą w tym kraju – teatralnie wzdycha.

– A gdybyś dowiedziała się, że twoja siostra chce wyprowadzić się od ciebie i zamieszkać z kobietą? – zapytałem.

Tamannaah popatrzyła na mnie groźnym spojrzeniem, w którym widać było teraz Shamshula Alama: – Nigdy się na takie zboczenie nie zgodzę!

Siedzący obok Mostafa po raz pierwszy wyglądał na kogoś, kto w pełni zgadza się z hidźrą. ©℗

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Historyk starożytności, który od badań nad dziejami społeczno–gospodarczymi miast południa Italii przeszedł do studiów nad mechanizmami globalizacji. Interesuje się zwłaszcza relacjami ekonomicznymi tzw. Zachodu i Azji oraz wpływem globalizacji na życie… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 1/2019