Zniknęli we mgle

Świadom, że może paść ofiarą terrorystów, Christian de Chergé, przeor w Tibhirine, zaczyna pisać testament. Do mordercy zwraca się: „Przyjacielu mojej ostatniej minuty”.

03.12.2018

Czyta się kilka minut

Grupa trapistów z klasztoru w Tibhirine w maju 1989 r. Siedmiu z nich zostanie zamordowanych w 1996 r. / GAMMA-RAPHO / GETTY IMAGES
Grupa trapistów z klasztoru w Tibhirine w maju 1989 r. Siedmiu z nich zostanie zamordowanych w 1996 r. / GAMMA-RAPHO / GETTY IMAGES

Porwali mnichów! – słyszy Michał Zioło. Jedyny polski trapista przyjechał do Wrocławia po wizę – ma wyruszyć do Tibhirine. Zioło nie powie, że rozminął się ze śmiercią: – Nigdy tak nie myślałem.

GŁOWY. 30 maja 1996 r. Odcięta głowa Christiana de Chergé leży w worku niedaleko miasta Medea na północy Algierii. Razem z głowami sześciu współbraci.

Kościół w sobotę 8 grudnia ogłosi siedmiu mnichów błogosławionymi. Razem z dwunastoma zakonnicami i zakonnikami. Wszyscy to ofiary islamistów z czasów wojny domowej w latach 90. XX w.

Choć nie ma pewności, czy trapistów zamordowali „bracia z gór”. Mnisi nazywali tak islamskich bojowników.

1992–2000. Czołgi na ulicach Algieru, jak dekadę wcześniej w Polsce. Władzę przejęła junta. Algierski 13 grudnia wydarzył się na początku 1992 r. To odpowiedź na zwycięstwo islamistów w wyborach. Od początków niepodległości Algierią rządziła jedna partia, panował socjalizm. Po rozpadzie bloku komunistycznego kraj szuka demokracji. Ale sytuacja wymyka się spod kontroli: gdy Islamski Front Ocalenia chce islamizować kraj, władzę przejmują generałowie.


Czytaj także: Jakub Ciećkiewicz: Brat męczenników


Islamiści schodzą do podziemia, sięgają po terror. Islamska Grupa Zbrojna morduje ludzi związanych z reżimem, dziennikarzy, intelektualistów. A także prostą ludność: we wsiach Rais i Betalha nawet kobiety w ciąży. Podkładają bomby w paryskim metrze – to zemsta za wsparcie Francji dla wojskowych. Polują na cudzoziemców. Chcą ich wymienić na więzionych współtowarzyszy. Albo mordują – zabójstwa Europejczyków mocniej wstrząsają światem.

Reżimowa armia też jest brutalna. Żołnierze strzelają do każdego, na kogo padnie cień podejrzenia. Islamscy partyzanci panują w górach. Wojsko – w dolinach. Wojna domowa potrwa osiem lat. Pochłonie 200 tysięcy ofiar.

KRONIKA. Christophe Lebreton, mistrz nowicjatu w Tibhirine, spisuje w klasztornej celi kronikę terroru.

20 października 1993. „Mam 43 lata. Ile jeszcze przetrwam tutaj? Wczoraj zasztyletowano dziennikarza. Miał 31 lat”.

19 sierpnia 1994. „Wczoraj rano w Medei 12 ciał porzuconych na ulicy, wystawionych na ludzkie spojrzenia: zmasakrowanych, okaleczonych. To odpowiedź sił porządku udzielona tamtym po zamachu na oficera policji, któremu poderżnięto gardło w sklepiku w pobliżu rynku”.

30 stycznia 1995. „W Algierze samochód wpada w zasadzkę: 20 zabitych. Naród ukrzyżowany”.

4 września 1995. „W nocy przed rozpoczęciem oficjum Christian obwieszcza nam, że dwie z naszych sióstr zostały zamordowane tej niedzieli w Belcourt, gdy wychodziły z kościoła po mszy”.

4 grudnia 1995. „Rano dowiadujemy się od sąsiadów, że na brzegu szosy w Ain-el-Ares leżą dwa trupy. Są to dwie kobiety: być może matka i córka”.

Brzmi jak kronika zapowiedzianej śmierci.

TESTAMENT. 1 grudnia 1993: Christian de Chergé spisuje testament.

„Gdyby pewnego dnia zdarzyło się – a mogłoby to być już dzisiaj – że padnę ofiarą terroryzmu, który zdaje się obecnie zagrażać wszystkim cudzoziemcom mieszkającym w Algierii, pragnąłbym, aby moja wspólnota, mój Kościół, moja rodzina pamiętali, że moje życie było oddane Bogu i temu krajowi”.

BÓG. „Co oni robią?” – pyta matki. Ma pięć lat, przyjechał do Algierii – jego ojciec, generał Guy de Chargé, walczy w Północnej Afryce. Mały Christian widzi mężczyzn bijących czołem o ziemię, skandują: „Allah akbar!”. „Modlą się do Boga” – tłumaczy mu matka.

40 lat później o. Christian-Marie pisze do przyjaciela: „Od zawsze wiedziałem więc, że Bóg islamu i Bóg Jezusa Chrystusa nie są dwoma różnymi Bogami”.

1954–1962. Algieria chce się wybić na niepodległość. Arabscy nacjonaliści dokonują zamachów na francuskie koszary, komisariaty, urzędy. Zabijają Algierczyków kolaborujących z kolonialną władzą. Ale Francja nie traktuje Algierii jak kolonii – tylko jako przedłużenie swojego terytorium. Co dziesiąty mieszkaniec Algierii to Francuz. Żeby zdławić powstanie, Paryż wysyła karne ekspedycje. Są masowe aresztowania, tortury, zbrodnie.

Na nic. 5 lipca 1962 r. Algieria ogłasza niepodległość. Oficjalnym językiem staje się arabski, religią – islam.

PRZYJACIEL. Zdał maturę. Śpiewa psalmy w seminaryjnej kaplicy. Chce być księdzem.

Nie tak szybko. Kleryk Christian musi zamienić sutannę na wojskowy mundur. Jako podporucznik armii francuskiej zaczyna służbę w ogarniętej wojną Algierii. Mohamed to wiejski komendant posterunku policji, ma rodzinę, gorliwy muzułmanin. Francuz i Algierczyk przyjaźnią się. Nacjonaliści chcą zabić francuskiego podporucznika. Mohamed go ostrzega. Poderżną mu gardło.

Christian po latach: „We krwi przyjaciela znalazłem zrozumienie, że moje wezwanie do pójścia za Chrystusem prędzej czy później musi być przeżywane w tym samym kraju, w którym niegdyś został mi dany dowód największej miłości”.

Do Algierii wróci za kilkanaście lat. W habicie.

MNICH. Na razie leży krzyżem na posadzce kościoła Saint-Sulpice w Szóstej Dzielnicy Paryża. Za chwilę zostanie księdzem. W Watykanie trwa Sobór. Kardynałowie i biskupi stwierdzą, że „Kościół spogląda z szacunkiem również na muzułmanów”. To przełom.

Christian jest kapelanem w bazylice Sacré-Coeur na Montmartrze. Wróżą mu kościelną karierę. Wybiera surowe życie trapisty. Dostaje biały habit z czarnym szkaplerzem, wstaje o trzeciej nad ranem, modli się siedem razy dziennie, nie je mięsa, zachowuje milczenie. Przyjmuje imię Christian-Marie.


Czytaj także: Maja Żółtowska: Módl się i otwórz na ludzi


Nie jest łatwy. Jako dziecko, gdy nie mógł czegoś dostać, wpadał w złość. Teraz narzuca swoją wolę. Tak jest, gdy mnisi w Tibhirine zastanawiają się pierwszy raz: zostać czy wyjechać. Decyduje za wszystkich: zostać.

Michał Zioło: – Absolutysta. Ale potem pytał każdego o zdanie.

OGRÓD. W języku berberyjskim Tibhirine znaczy „ogród”. Kilka kilometrów od miasta Medea, dwie godziny samochodem od Algieru. Góry. A w nich Berberowie: pracowici, ale biedni.

Trapiści przybywają tu w 1938 r. z Prowansji. Mają prawie 400 hektarów ziemi. Po zaprowadzeniu socjalizmu i reformie rolnej zostawiono im 12 hektarów. Z muzułmańskimi sąsiadami uprawiają ziemię, dzielą się dochodami. Brat Luc leczy za darmo.

„Modlący się wśród innych modlących się” – mówią o życiu pośród wyznawców islamu. Klasztorną salę oddają im na meczet, póki muzułmanie nie wybudują nowego.

Christian de Chergé przyjeżdża tu w 1974 r. W celi wiesza portret policjanta Mohameda. A może to tylko legenda: po śmierci mnichów w celi Christiana nie znaleziono żadnego portretu.

ISLAMOFIL. Nauczył się arabskiego. Pości w czasie ramadanu, przed wejściem do kaplicy ściąga sandały.

„Naiwny islamofil” – szydzą niektórzy. Działa w międzyreligijnej grupie Ribat al-Salam (Więź Pokoju): chrześcijanie i muzułmanie dwa razy do roku razem się modlą, rozmawiają. Gdy wiele lat później islamscy fanatycy mordują chrześcijan, pisze: „Jest ogromnym uproszczeniem patrzeć na islam przez pryzmat fundamentalistycznej ideologii ekstremistów”.

WIGILIA. 24 grudnia 1993. „Nie masz wyboru” – brodaty mężczyzna przyłożył mu do brzucha kałasznikowa. „Zawsze mam wybór” – z ojca Christiana wychodzi arystokrata. Postawił się, że z uzbrojonymi nie będzie rozmawiał w klasztorze. Wychodzą na zewnątrz.

Brodaty mężczyzna to Sayah Attiya, emir Islamskiej Grupy Zbrojnej. Żąda pieniędzy, lekarstw, telefonu. Chce zabrać brata Luca, żeby leczył rannych bojowników. Christian mówi, że to wykluczone: brat Luc ma astmę. „Możecie przyprowadzić swoich rannych do nas. Pomożemy im, jak wszystkim innym”.

Algierskie władze, nuncjatura, generał trapistów nalegają: wyjedźcie. Ośmiu mnichów głosuje. Nie wszyscy chcą umierać. Ktoś mówi, że nie po to wstępował do zakonu, żeby popełniać zbiorowe samobójstwo. Ale większość chce zostać. Nie chcą ochrony wojska. Obiecują, że będą wcześniej zamykać bramę. Głosowania powtarzają co pół roku. Za każdym razem są podzieleni.

PTAKI. Fotografie. Jest ich pełno. Na jednej brat Luc robi zastrzyk berberyjskiemu chłopcu, na drugim – siedzi przy herbacie z miejscowymi kobietami. Na jeszcze innym Christian czyta książkę berberyjskim dzieciom.

Miejscowi mówią: Wy jesteście gałęzią, a my ptakami. Pytają: Co z nami będzie, jak odejdziecie? Odpowiadają im: Jesteście przyjaciółmi. Nie zostawimy was.

INSZALLAH. 1 stycznia 1994. Christian de Chergé kończy pisać testament:

„A także ciebie, przyjacielu mojej ostatniej minuty, który nie będziesz wiedział, co czynisz. Tak, ciebie też do mojego »dziękuję« włączam i do mojego »À Dieu – Z Bogiem«, którego widzę także w twojej twarzy. By dane nam było się spotkać, jak dobrym łotrom, w raju: bo tak spodobało się Bogu, który jest Ojcem nas obu. Amen. Inszallah”.

MANDARYNKI. Drzewa oblepione mandarynkami, pomarańczami, grejpfrutami.

Michał Zioło odszedł z zakonu dominikanów, idzie do trapistów. W Polsce ich nie ma. Postulat odbywa w Fezie. Przełożony klasztoru wychodzi po niego na dworzec. O. Bruno Lemarchand jest w gumiakach i przybrudzonych drelichach. W ręku (tak się umówili) trzyma gazetę.


Czytaj także: Katarzyna Jabłońska: Zwyczajna świętość


Klasztor w Fezie to filia Tibhirine. Po postulacie Michał Zioło chce pojechać tam do nowicjatu.

HARAM. Bracia z gór przyjdą do nich jeszcze nieraz. Skorzystać z telefonu. Opatrzyć rannych. Zawsze jest nerwowo. Jak wtedy, gdy mieszkający u nich pustelnik zapala papierosa, a terrorysta drze się: „Haram!” (zakazane). Pustelnik na to: „Haram to zabić drugiego człowieka”.

Reżimowi żołnierze też ich odwiedzają. Szorstcy, podejrzewają, że mnisi pomagają islamistom. A oni nikogo nie popierają. Wojskowych nazywają „braćmi z dolin”.

LIST. „Cher frére MICHAŁ!”. Zioło czyta list od przeora z Tibhirine. O. Christian pisał go 27 grudnia 1995 r., do Fezu dotarł w styczniu roku następnego. Imię napisał po polsku. Poznali się kilka miesięcy wcześniej. Rozmawiali o nowicjacie. „Dużo mówiliśmy o Tobie. Rada klasztorna woli, żebyś czas probacji zaczął po Wielkanocy. Ale żeby tak się stało, musisz naprawdę się na to zgodzić” – pisze przeor.

Fez jest w Maroku, Tibhirine w Algierii. Polak wraca do kraju po wizę.

GŁOSOWANIE. Nie wiedzą, że głosują ostatni raz. Tym razem wszyscy chcą zostać. Pierwszy raz taka jednomyślność. Na nic nalegania generała, że zakon potrzebuje mnichów, nie męczenników. Zioło: – To nie był heroizm. Nie chcieli zdradzić ślubów, w których mnich decyduje się na wierność danemu miejscu.

SER. Z plecaka wyciąga hostie, list, ser. Brat Paul Favre wrócił właśnie z opactwa trapistów w Tamié, w Sabaudii. Będą potem mówić, że zdążył na śmierć.

W Tibhirine jest też o. Bruno Lemarchand z Fezu. 31 marca ma wziąć udział w wyborach przeora – Christianowi de Chergé kończy się kadencja. Po wyborach ma wrócić do Maroka. Nie zdąży.

PORWANIE. Noc z 26 na 27 marca 1996. Myślą, że to znów „bracia z gór”. Oni. Ale dziś zachowują się inaczej. Brutalni, każą wstawać, ubierać się, popychają do wyjścia. Na ikonie jeden z brodaczy rozmazuje ser, który przywiózł Bruno.

Skąd wiemy, że tak było? Brat Amédée patrzył przez dziurkę od klucza. Jean-Pierre miał dyżur przy furcie – zarzeka się, że nic nie widział. Amédée będzie potem powtarzał, że uratowała go Matka Boża. Jean-Pierre wpadnie w depresję.

W katedrze w Paryżu kard. Jean-Marie Lustiger zapala siedem świec. Będą płonęły dwa miesiące. Na znak, że mnisi się odnajdą.

MONTAŻ. Scena jak z Ostatniej Wieczerzy – piszą krytycy. Ich ostatni posiłek w klasztorze. Jakoś bardziej uroczyście. Jest wino. Szybkie cięcie, jak to w filmie. Uzbrojeni brodaci mężczyźni wyrywają ich z łóżek, wpychają do samochodu.

Film „Ludzie Boga” wchodzi do kin w 2010 r. W laickiej Francji obejrzy go kilka milionów widzów, dostanie Złotą Palmę w Cannes. Reżyser Xavier Beauvois pokazał życie w Tibhirine od wybuchu wojny do porwania. Ostatnia scena: brną pod górę w śniegu. Christian podtrzymuje słabnącego Luca. Giną we mgle.

GAZETA. „Algieria. 7 francuskich zakonnic uprowadzono z monasteru Tibehirine na południe od stolicy kraju Algieru. Zapewne zrobili to islamscy fundamentaliści” – czyta Zioło w „Gazecie Wyborczej”.

Pomyłka: w Tibhirine nie ma zakonnic. Ale Zioło nie wierzy, że chodzi o mnichów. Przecież wkrótce ma tam jechać.

ŻYCIE. 27 kwietnia 1996. Arabska gazeta „Al-Hajat” podaje: trapistów porwała Islamska Grupa Zbrojna. Nowy emir Dżemal Zitoumi (poprzedni zginął) chce wymienić mnichów na więzionych we Francji islamistów. Kilka dni później do francuskiej ambasady w Algierze ktoś przynosi kasetę z nagraniem głosów siedmiu trapistów. Każdy po kolei się przedstawia, mówi, ile ma lat i że jest zdrowy.

Al-Hajat znaczy po arabsku: „życie”.

ŚMIERĆ. 21 maja 1996. Islamska Grupa Zbrojna nadaje komunikat: „Poderżnęliśmy gardła siedmiu mnichom”. Dziewięć dni później ktoś znajduje siedem głów.

Zamordowani:

O. Christian de Chergé – lat 59, przeor.

O. Christophe Lebreton – lat 46, mistrz nowicjatu, w duchowych zapiskach opisał kronikę algierskiego terroru.

O. Bruno Lemarchand – lat 66, były profesor literatury francuskiej, przełożony w Fezie. Przyjechał na chwilę.

O. Célestin Ringeard – 63 lata, prowadził śpiew liturgiczny.

Br. Luc Dochier – lat 82, w Tibhirine od 1946 r., lekarz, wielki fan rugby.

Br. Michel Fleury – lat 52, kucharz i ogrodnik.

Br. Paul Favre – lat 57, były spadochroniarz z czasów wojny o niepodległość Algierii, w klasztorze wykonywał prace naprawcze.

W katedrze Notre Dame gaszą siedem świec. Zioło: – Mój świat runął.

PYTANIA. Terroryści: bo nienawidzili chrześcijaństwa? A może junta: żeby pokazać okrucieństwo islamistów i usprawiedliwić własny terror? Do dziś nie wiadomo, kto zamordował mnichów. Kościół uznał ich za męczenników, którzy zginęli z nienawiści do wiary.

SIÓDEMKA. Już po pogrzebie. Głowy pochowano w klasztornym ogrodzie. Ojciec Zioło jedzie z kilkoma trapistami do Tibhirine. Chcą przywrócić klasztor do życia. Nie wzięli habitów. Ubierają te, które zostały po zamordowanych.

Amédée (prowadził pralnię) mówi, że Zioło założył habit Christiana. Poznał go po „siódemce” – taki numer miał na habicie przeor. Zioło znajdzie też skórzany pas z siódemką.

Trapiści nie wrócili na stałe do Tibhirine. W klasztorze mieszka dziś ekumeniczna wspólnota Chemin Neuf z Francji.

TESTAMENT. Po zamordowaniu mnichów otwarto testament Christiana. „Oczywiste jest, że moja śmierć będzie dla niektórych potwierdzeniem tego, że byłem naiwny, że byłem nadmiernym idealistą. »Oto, do czego doprowadziły go jego ideały!«. Niech jednak wiedzą te osoby, że ostatecznie ta moja inność odnalazła spełnienie i uwolnienie”.

Testament spisał po francusku. Końcówkę dopisał po arabsku. ©

Korzystałem z książek: Bruno Chenu „Ludzie Boga”, „Tchnienie Daru. Dziennik brata Christophe’a, mnicha z Tibhirine” i z wywiadu rzeki z Michałem Ziołą OCSO „Po co światu mnich?”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 50/2018