Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Od początku kwietnia administracja leśna pod ochroną milicji usuwa krzyże, które środowiska niezależne stawiały w ostatnich latach. Wcześniej prezydent Łukaszenka mówił, że należy zaprowadzić tam „porządek”. Ministerstwo gospodarki leśnej oświadczyło teraz, że w ramach prac porządkowych usuwane są nie wszystkie krzyże, lecz te „postawione bez zezwolenia”.
Kuropaty to dla wielu Białorusinów, a także innych narodów mieszkających na Białorusi miejsce-symbol: w czasach Związku Sowieckiego mińska delegatura tajnej policji NKWD grzebała tu zamordowanych podczas kolejnych fal represji. Spoczywa w tym miejscu od 100 tys. do ćwierć miliona ofiar, w tym kilka tysięcy obywateli polskich z tzw. białoruskiej listy katyńskiej, których grobów Polska szuka do dziś. W czasach sowieckich teren był zamknięty, dopiero w latach 80. działacze białoruscy zaczęli poszukiwania; odkryto ponad 500 masowych mogił. Uroczystości w Kuropatach w 1988 r. były ważnym momentem dla formowania się ruchu niepodległościowego; wtedy zaczęto stawiać oddolnie krzyże. W listopadzie 2018 r. za zgodą władz stanął tam niewielki pomnik i zdawało się wtedy, iż to sygnał „odwilży”.
Skąd więc obecna akcja? – Władze nie negują zbrodni NKWD, ale chcą mieć kontrolę nad tym miejscem i przekazem, jaki z niego płynie dla społeczeństwa – mówi „Tygodnikowi” Wojciech Konończuk z Ośrodka Studiów Wschodnich. – To sygnał, że politykę historyczną robi władza, a nie opozycja.
– Obecna akcja to jeden z kilku przykładów ostatniego „dokręcania śruby”. Prócz Kuropat władze uderzają też w telewizję Biełsat, Związek Polaków na Białorusi czy środowisko ekologów w Brześciu – dodaje Konończuk.
Za: Kathpress, Belsat, inf. własna