Znaki odroczenia

Po Noblu prowadziłem z nią spotkanie dla szwedzkiej Polonii. Na pewno nie mówiłem długo, ale i tak wtrąciła: „Leonie, ja nie jestem taka całkiem dramatyczna. Sam Miłosz napisał, że w moim świecie daje się żyć”.

06.02.2012

Czyta się kilka minut

Wisława Szymborska nie żyje, i muszę tu postawić kropkę. Znaki odroczenia już nie działają – przecinek czy choćby jej ulubiony dwukropek – bo znaki odroczenia działają „czarno na białym” tylko w literaturze. Tylko (aż?) literatura, czasem życie, mogą dawać poczucie chwilowego wyzwolenia od tego, co nieuchronne. Pewnie, że to naiwne i złudne poczucie, chyba że się patrzy na literaturę (na siebie) z ironią. A tak właśnie Szymborska patrzyła. Teraz dwukropek został Jej odjęty, ale my wciąż żyjąc, trzymamy go przy życiu. Ciąg dalszy nastąpi i następować będzie. To chyba najjaśniejsza z jej mądrości. Radość pisania staje się tu radością życia. Jej wiersze, jak to zauważył Adam Zagajewski, są roztańczone. Nie tylko: są dobrze wychowane, eleganckie, często pełne uśmiechu, humoru, konwersacyjne. Ale ten taniec, uśmiech, humor to także są gesty odroczenia.

Może nawet wszystko, co pisała, było taką próbą, żeby jeszcze nie, nie teraz, nie natychmiast. Próbą ostatecznie skazaną na niepowodzenie, ale wciąż ponawianą, jak oddech, który się bierze. Jednak ta próba nie była nigdy powtórzeniem. Myślę, że u Szymborskiej powtórzenie nie jest w ogóle możliwe – „nic dwa razy się nie zdarza” – jest tylko zaskakującym odkrywaniem świata, w całym jego bogactwie, nadmiarze, w całej jego kuszącej inności.

Kiedy zatem piszę o odraczaniu u Szymborskiej, kiedy piszę o nieuchronnym i ostatecznym w jej twórczości, mam na myśli nie tylko samą ich obecność, rozpacz im towarzyszącą, niechby i odsuwany lęk, ale też ten fakt, że twórczość Szymborskiej to głównie przekraczanie tego horyzontu, że jej poezja lęgnie się w obszarze wyzwolenia. Jeśli główny nurt literatury drąży to, co bolesne, realne, śmiertelne, to Szymborska żyje w ogromnym, kosmicznym, przyrodniczym, ludzkim obszarze chwilowego odroczenia.

1

Trudno o Niej pisać, bo wymyka się językom opisu, kategoriom historycznoliterackim czy krytycznoliterackim. To, o czym umiemy pisać, mieści się głównie w tym, co ta poezja odracza, a nie w ogromnych obszarach powstałych dzięki odraczaniu. To, co o Szymborskiej umiemy opowiedzieć, przekształca ją z Wisławy w Wisełkę, przed czym kiedyś przestrzegał Stefan Chwin. Paradoksalnie, umiemy Ją dramatyzować i udomawiać. Niestety, wyolbrzymiamy wtedy albo absolutyzujemy odsuwane przez Nią marginesy Jej świata. Albo banalizujemy Ją.

Prawda, była człowiekiem anegdoty: chętnie anegdoty opowiadała i świetnie nadawała się do roli bohaterki anegdot. Była człowiekiem zabawy w stanie czystym, to znaczy bezinteresownej i purnonsensowej: na urządzanych przez Nią dla najbliższych przyjaciół przyjęciach obowiązkowe były loteryjki, gdzie każdy (oprócz gospodyni) wygrywał jakąś bezużyteczną rzecz. I Szymborska zbierała te bibeloty, przygotowywała się do tej zabawy, bo Ona była serio, czyli dla przyjaciół. Mam dotąd w domu wygrane przeze mnie: maleńką puszkę do herbaty, gdzie mieszczą się maksimum dwie porcje, papierową maskę Japonki czy jakieś bliżej niezindetyfikowane przedmioty o niejasnej użyteczności. Bawiła się, bawiliśmy się jak dzieci: niepokoje były odsunięte. Śmialiśmy się i patrzyliśmy z zachwytem w jej czarne, inteligentne, błyszczące humorem i ciepłem oczy. A po spotkaniach wysyłała nam wyklejanki, każdą z Jej liniami papilarnymi, surrealistyczne, ale właśnie do nas skierowane. Zawsze na Boże Narodzenie, niekiedy na specjalne okazje.

Ale to były chwile odroczenia. Szymborska spotykała się z nami – u siebie czy na mieście – tylko kiedy była w dobrej formie. Spotykała się z każdym z osobna, choćbyśmy siedzieli w osiem osób. Cieszyła się z każdego spotkania, jakby stanowiło cud. I cudem było. Nie słyszałem nigdy, żeby się na coś skarżyła. Niepowodzenia, lęki, smutki zostawiała gdzieś indziej. Nie na tyle jednak daleko, żeby udawać nieistnienie: odroczenie nie oznacza – głupiej w gruncie rzeczy – negacji. Oznacza chwilowe zawieszenie dominacji nicości. Wiedziała także o problemach Jej przyjaciół, tych problemów się nie negowało, tylko na tę chwilę spotkania – odsuwało. Także wiersze, które pisała, w większości lądowały w koszu. Ale kosz nie był nigdy ośrodkiem Jej poezji. On tam był, ale poza polem widzenia.

2

W 1996 r. w związku z uroczystościami Noblowskimi przyszło mi prowadzić spotkanie z nią dla Polonii. Sala była, rzecz jasna, nabita, o to się nie martwiłem. Martwiłem się o dwie – bagatela! – rzeczy: jak nie zamienić Wisławy w Wisełkę. I jak skłonić Ją do mówienia w sytuacji bardzo przez Nią nielubianej, to znaczy – wystawienia na pokaz.

Pierwszy problem musiałem wziąć na siebie. Zdawałem sobie sprawę, że Szymborska, jeżeli w ogóle coś powie, to natychmiast zdusi ton serio, patos, pompę i hołdownictwo, a potem zauroczy salę. Ba, ale jako kto? Zatem uznałem, że muszę jednak powiedzieć o wielkości tej poezji. Ten drugi problem wzięła na siebie Teresa Walas. Nie pamiętam już, co takiego powiedziałem, na pewno nie mówiłem długo, jakieś pięć minut. Wtedy wtrąciła się: „Leonie, ja nie jestem taka całkiem dramatyczna. Sam Miłosz napisał, że w moim świecie daje się żyć”.

Teraz przyszła już kolej na Teresę Walas, która wymyśliła pytanie-ideał: – Wisełko, gdyby tak się zdarzyło, że jakiś inny poeta dostałby Nobla, a ty byś się znalazła w takiej sytuacji jak tu zgromadzeni, to jakie byś takiemu nobliście zadała pytanie? Wisława zaczęła się śmiać i powiedziała (jaka ulga!), że nie sądzi, żeby się odważyła przyjść na takie spotkanie, a jeśli już, to na pewno przycupnęłaby w ostatnim rzędzie i na pewno nie zadałaby żadnego pytania.

Ten rodzaj lęku miał wstęp do jej twórczości. Nazywała go tremą: żeby wyjść na scenę, pokazać się publicznie anonimowym widzom i słuchaczom, żeby wystąpić, czyli wtrącić ich w anonimowość, było dla niej udręką. Albo żeby zdawać egzamin, jak w szkole, która przecież jest u Niej także szkołą życia. Myślę, że wiąże się to ze stosunkiem Szymborskiej do tego, co uważamy za trywialne, do nieodświętnej codzienności. Otóż Szymborska tak rozumiane trywia, byle nie nachalne, wpisywała w swoją twórczość, „Nawet to, / że dziś jadłeś kluski ze skwarkami” („Metafizyka”). Myślę, że dla Niej naprawdę krępująca, żenująca, budząca lęk była amputacja owych „trywiów”. A takim kimś odartym z nich jest osoba występująca, jest patos sytuacji, wielkie słowa i to, co od wielkiego dzwonu. Trema jest właśnie reakcją na te żenujące okaleczenia.

Odroczenie u Szymborskiej otwiera przestrzeń ekstatycznej radości tworzenia, spotykania się ze sobą, ze światem; przestrzeń, w której możliwy jest zachwyt i pełnia. Trywia, język konwersacji, detronizacja, ale i intronizacja siebie samego do tej pełni należą:

Dopóki ta kobieta z Rijksmuseum

w namalowanej ciszy i skupieniu

mleko z dzbanka do miski

dzień po dniu przelewa,

nie zasługuje Świat

na koniec świata.

(„VERMEER”)Dopóki ta kobieta z Rijksmuseum
w namalowanej ciszy i skupieniu
mleko z dzbanka do miski
dzień po dniu przelewa,
nie zasługuje Świat
na koniec świata.

(„VERMEER”)

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 07/2012