Zmowa milczenia

Strajk w Centrum Zdrowia Dziecka ujawnił wstydliwy problem: kolejne rządy starają się oszczędzać na leczeniu najciężej chorych dzieci.

13.06.2016

Czyta się kilka minut

Uniwersytecki Szpital Dziecięcy w Krakowie-Prokocimiu, sala intensywnej opieki medycznej na Oddziale Kardiochirurgii Dziecięcej, 2012 r. / Fot. Grzegorz Kozakiewicz / FORUM
Uniwersytecki Szpital Dziecięcy w Krakowie-Prokocimiu, sala intensywnej opieki medycznej na Oddziale Kardiochirurgii Dziecięcej, 2012 r. / Fot. Grzegorz Kozakiewicz / FORUM

Pielęgniarki z CZD wróciły do pracy, porozumienie zostało podpisane, a opustoszałe w trakcie strajku oddziały znowu zapełniły się pacjentami. Dyrekcja szpitala powodów do zadowolenia jednak nie ma, bo przy okazji nie został rozwiązany główny problem zadłużonej po uszy placówki. Jest nim zbyt niska wycena wysokospecjalistycznych świadczeń pediatrycznych. Centrum po prostu dostaje za mało pieniędzy na leczenie dzieci.

Jest tak od 2008 r., kiedy to NFZ postanowił koszty leczenia rozliczać w ramach tak zwanych Jednorodnych Grup Pacjentów. Urzędnicy pogrupowali procedury medyczne i zaczęli uśredniać koszty leczenia. Nie wyszło to do końca dobrze, bo leczenie większości pacjentów w takich placówkach jak CZD kosztuje powyżej średniej. Do szpitala w warszawskim Międzylesiu trafiają najciężej chore dzieci z całego kraju. Jeżeli ktoś gdzieś w Polsce nie daje sobie rady z jakimś trudnym przypadkiem, to odsyła dziecko właśnie tam. Szpital-Pomnik, wybudowany w czasach schyłkowego Gierka, może pomieścić jednocześnie ponad pięciuset pacjentów i bywa dla nich ostatnią deską ratunku.

To tu lekarze przeszczepiają wątroby, nerki i serca. To tu ratowane są ofiary zatruć muchomorem sromotnikowym. To tu leczeni są pacjenci z wadami genetycznymi i rzadkimi chorobami metabolicznymi. To tu wreszcie skoordynowaną pomoc otrzymują dzieci z całego kraju, które muszą być karmione pozajelitowo i dojelitowo. Rola Centrum Zdrowia Dziecka jest więc nie do przecenienia, ale niestety finansowo cały czas jest niedoceniana. Szpital od ośmiu lat systematycznie się zadłuża. W 2007 r. jego dług wynosił 67 mln zł. Trzy lata później już 150 mln. W 2013 r. przekroczył 230 mln, a w tej chwili jest to już 336 mln.

Drobne korekty zamiast rozwiązania

Trudno byłoby mi policzyć materiały, jakie w tym czasie przygotowałem do „Faktów” o tym nabierającym wody flagowym okręcie – można by rzec: dumie polskiej pediatrii. Pierwsze awantury wybuchały wokół kliniki rehabilitacji CZD. Kolejni dyrektorzy szpitala i szefowie kliniki systematycznie próbowali ograniczyć przyjmowanie pacjentów na ten oddział: czytaj – próbowali ograniczyć rosnący deficyt, bo każde rehabilitowane dziecko generowało zadłużenie. Im mniej pacjentów w klinice, tym mniejszy dług; optymalnym wyjściem byłaby rezygnacja z przyjmowania dzieci. Zmniejszanie liczby łóżek za każdym razem wywoływało protesty rodziców, które miały swoje odzwierciedlenie w mediach. Dyrekcja wycofywała się z cięć i następowało dalsze zanurzanie się w topieli długów.


Magdalena Nasiłowska, szefowa Związku Zawodowego Pielęgniarek w Centrum Zdrowia Dziecka: Fajnie byłoby, gdyby ci wszyscy, którym się powiodło, przestali wymyślać życie tym, którym się nie udało.


Cztery lata temu prof. Janusz Książyk przy stanie zadłużenia przekraczającym 200 mln zł wystosował do ministra zdrowia (czyli organu założycielskiego szpitala) dramatyczny list, w którym opisywał spiralę niemożności. Skończyło się to kolejnym skandalem: ówczesny szef resortu zdrowia Bartosz Arłukowicz oskarżył dyrektora, że nie ma pomysłu na ratowanie szpitala i odwołał go ze stanowiska. Rozpoczęło się szukanie nowego kapitana. Przez pół roku nie było chętnych. Wreszcie trudnego wyzwania podjęła się prof. Małgorzata Syczewska. Przystąpiła do intensywnych reform – przede wszystkim zaczęła zmniejszać wydatki: restrukturyzowała system i cięła liczbę etatów. Nawiasem mówiąc, to między innymi z tego powodu wybuchł ostatni strajk pielęgniarek, które skarżyły się, że teraz pracuje ich w szpitalu za mało. Plan ratunkowy prof. Syczewskiej jednak się nie powiódł: Instytut CZD zadłużył się o kolejnych 100 mln zł.

Trudno jednak mieć pretensje do zarządzających placówką, skoro szpital niezmiennie od ośmiu lat dostaje od Narodowego Funduszu Zdrowia za mało pieniędzy. W trakcie zakończonego właśnie strajku przypomniała o tym w specjalnym oświadczeniu Rada Naukowa Instytutu. Z obliczeń prof. Jarosława Pereguda-Pogorzelskiego, prezesa Polskiego Towarzystwa Pediatrycznego, wynika, że w skali kraju niedofinansowanie onkologii dziecięcej wynosi około 10 proc., hematologii dziecięcej ok. 25 proc., a ciężkich grzybic układowych u pacjentów po chemioterapii aż 48 proc. Jak w tej sytuacji ma dobrze funkcjonować szpital, który specjalizuje się w tego typu leczeniu? Nie tylko Centrum Zdrowia Dziecka ma zresztą z tego powodu kłopoty finansowe, inne placówki pediatryczne o najwyższym poziomie referencyjności też cienko przędą, ale w Międzylesiu sytuacja jest zdecydowanie najgorsza.

Co na to ministerstwo? Odpowiedź na to pytanie jest kluczowa. Już trzy lata temu problem miał zostać definitywnie rozwiązany. Ze strony rządzącej koalicji PO-PSL padła obietnica zwiększenia wyceny procedur wysokospecjalistycznych w pediatrii. I faktycznie NFZ zmienił wycenę, ale jedynie dla dziewięciu niszowych jednodniowych procedur, które nie miały wpływu na zadłużanie się szpitali. Ta drobna korekta nie rozwiązała żadnego problemu. Zamiast koła ratunkowego, rzucono tonącemu świętojański wianek. Czy mamy prawo łudzić się, że teraz, kiedy nastała „dobra zmiana”, wreszcie nadejdzie skuteczna pomoc dla CZD? Niestety, można mieć co do tego wątpliwości.

Po pielęgniarkach znikną lekarze

Od wyborów zmieniło się jedynie to, że Ministerstwo Zdrowia przekazało Centrum 100 mln zł na opłacenie najpilniejszych zobowiązań. W ten sposób zmniejszony został dług wymagalny. Jest to jednak gaszenie pożaru, który za chwilę i tak wybuchnie ze zdwojoną siłą. Kolejny rząd wydaje się nie mieć pomysłu na zasadnicze rozwiązanie problemu.

Z dużą uwagą przysłuchiwałem się temu, co na temat sytuacji w CZD w obliczu strajku ma do powiedzenia minister zdrowia. Konstanty Radziwiłł publicznie zabrał głos dopiero tydzień po tym, jak pielęgniarki rozpoczęły protest. Podczas długiej konferencji na temat podwyższenia wyceny procedur wysokospecjalistycznych w pediatrii nie powiedział ani słowa. Dociskany przez dziennikarza pytaniem – jakie ma pomysły na pomoc międzyleskiej placówce – zasłaniał się tłumaczeniami, że najważniejsze jest na ten moment zapewnienie opieki wszystkim dzieciom. Oczywiście, że tak. Tyle tylko, że od ministra zdrowia należałoby oczekiwać także postawienia jasnej diagnozy i złożenia deklaracji, kiedy wieloletni finansowy kryzys placówki, generujący pracownicze protesty i zagrażający zdrowiu pacjentów, zostanie wreszcie zażegnany? Niepokoi również fakt, że także pani premier nie wspomniała o zwiększeniu wyceny procedur, choć miała w Sejmie ku temu okazję podczas wystąpienia otwierającego debatę na temat CZD. Gdyby rząd planował skuteczne rozwiązanie problemu, to na pewno Beata Szydło nie omieszkałaby pochwalić się tą wieścią.

Chwalenia jednak nie było. Były za to ogólne zapowiedzi zmian systemowych. Konstanty Radziwiłł, występujący po pani premier, w półgodzinnym wystąpieniu tylko jedno zdanie poświęcił pediatrii, stwierdzając oczywisty fakt, że jest ona niedofinansowana. I na tym koniec. Cały impet wystąpienia obojga został skierowany przeciwko opozycji, za której czasów sytuacja finansowa CZD znacząco się pogorszyła. Co ciekawe, przedstawiciele rządu nie krytykowali PO za to, że nie zwiększyła finansowania pediatrii. A przecież łatwo byłoby to politycznie zdyskontować. Opozycja z tego samego powodu zbyt pilnie nie dopytuje rządu o zwiększenie finansowania.

W ten sposób zawiązują się polityczne zmowy milczenia ponad podziałami, których nie są w stanie rozwiać ani apele rzecznika praw dziecka, ani krajowych konsultantów ds. pediatrii, ani przedstawicieli Polskiego Towarzystwa Pediatrycznego, ani członków Rady Naukowej Instytutu. Rozwiązanie problemu wymaga po prostu nakładów finansowych, wyłożenia dużych pieniędzy, a tego właśnie politycy zrobić nie chcą. Jest to szczególnie irytujące, zważywszy na fakt, że jednocześnie zostały w budżecie zabezpieczone pieniądze na przykład na mało efektywną akcję pt. „Darmowe leki dla seniorów” (o wiele bardziej efektywne dla pacjentów byłoby przyjęcie innego niż wiekowe kryterium dofinansowania; propagandowo nie brzmiałoby to jednak tak spektakularnie).

Istnieje obawa, że jeżeli w ogóle dojdzie do zmian wyceny leczenia pediatrycznego w tzw. koszyku świadczeń gwarantowanych, to będą one miały charakter – tak jak kilka lat temu – kosmetyczny. Jednak dalsze utrzymywanie takiego stanu grozi odpływem z najlepszych oddziałów pediatrycznych w Polsce nie tylko pielęgniarek, ale też lekarzy.

Jest dużo prawdy w sarkastycznym stwierdzeniu, że służbę zdrowia w Polsce reformują w pierwszej kolejności jej pracownicy, protestami wymuszając na politykach pożądane zmiany. Ten styl „reformowania” ma jednak swoją wysoką cenę: jest nią zagrożone bezpieczeństwo pacjentów. W ciągu minionych tygodni doszło do skandalicznych sytuacji, kiedy to wywożone były ze szpitala dzieci oczekujące na transplantacje, pacjentom onkologicznym odmawiano badań diagnostycznych, a co za tym idzie – szybkiego wdrożenia leczenia. Ta sytuacja moralnie obciąża w pierwszej kolejności nie protestujących, lecz tych, którzy przez wieloletnie zaniedbania do tych protestów doprowadzili. Zakończony właśnie strajk w Centrum Zdrowia Dziecka ujawnił wstydliwy problem: kolejne rządy starają się oszczędzać na leczeniu najciężej chorych dzieci. Dla takiej polityki nie ma usprawiedliwienia i nie ma dla niej – niech to dobrze na Miodowej usłyszą – przyszłości. ©

​Autor jest dziennikarzem „Faktów” TVN.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 25/2016