Zły Eros

Mimo wyraźnych intencji pisarzy konserwatywnych to sfera Erosa w ich książkach jest najciekawsza. Nie obraz ojczyzny, malowany z pasją w barwach sinych, i nie charakterystyki bohaterów, w których dominuje sadza zmieszana z farfoclem zgnilizny.

24.06.2013

Czyta się kilka minut

Oto ojczyzna widziana sino czy bohater w ścieku – obrazy z dawien dawna znane, nic tu człowieka umiarkowanie oczytanego nie zaskoczy ani na nowo nie zajmie. Eros jednak jest zawsze pasjonujący. Co ciekawe, tym bardziej, im pisarz słabszy, ale i dlatego, że oczekiwanie Erosa mieszka w innym rejonie czytelniczego mózgu niż zainteresowania labidzeniami o kondycji państwa.

Warsztat pisarza konserwatywnego układającego powieść z morałem – bowiem niemal tylko z tym gatunkiem mamy do czynienia w przypadku rodzimych autorów o wspomnianej proweniencji – składa się z dogmatycznie stosowanego regulaminu czy raczej schematu. A więc po pierwsze dostajemy zawsze obraz moralności ujmowanej od ogółu do szczegółu, po drugie zaś analizę kondycji fizycznej bohaterów, zwłaszcza czarnych charakterów, kreśloną skrupulatnie i najczęściej wulgarnie. Oburzenie czy gorycz, cieknąca z tych portretów, znajdują zawsze ujście w obrazie ich życia płciowego.


Warto tu dodać, że opisy zdegenerowanych społeczeństw czy przegranych moralnie osobników byłyby ciekawe, gdyby ujęcie zepsucia nie było kalką z powieści dziewiętnasto- czy dwudziestowiecznych. Wszyscy wiemy, że zło w zasobie utworów powstałych w tych czasach zostało już ograne na wszelkie sposoby. Zostało zadane, przeczytane i zanalizowane przez wszystkich nauczycieli we wszystkich wiejskich i miejskich podstawówkach w kraju. Nie da się zatem przeoczyć, wertując książki dzisiejszych moralistów, że wszyscy ci twórcy stosują aparaturę przestarzałą. Wszystkim również wiadomo, że apogeum świntuszenia literatura światowa ma za sobą, ale to akurat nie szkodzi. Jest to jeden jedyny prawdziwie rozrywkowy element w piśmiennictwie – nazwijmy je – prawicowym.

Stareńka sztanca, którą konserwatywny pisarz bije sceny łóżkowe, nie przeszkadza. Wzbudza wręcz rozczulenie i przywraca czasy dawne, gdy seks był funkcją prostą, jak nie przymierzając schemat cepa. Macanki, antyczne w swej plastyce, są zawsze macankami, za którymi człowiek niedomacany mocno tęskni, czy serce jego bije z prawa, czy z lewa – bez znaczenia.

Czytelnik w spragnieniu grzesznego obcowania buszuje zatem w uczynkach nowoczesnych targowiczan i z niejaką przyjemnością wędruje po smrodliwych torfowiskach dzisiejszego świata, odwróconego od prawa naturalnego i wartości konserwatywnych. Buszuje w zaczytanych na lewą stronę chwytach, w fabułach skądś jakby znanych, w dramatycznych dialogach, a buszując – znajduje wciąż widoki znajome i do ogarnięcia. Czytanie, czy w istocie swej zawzięte wertowanie w poszukiwaniu oparów namiętności, zwyrodnień, zezwierzęceń i usidleń w samołapkach schematów i tradycji erotyki, polskiej erotyki dodajmy, daje w nagrodę kubek mocnej esencji, wygotowanej z widzenia łoża przez tutejszy prawicowy salon literacki.

W tej różowej, a może raczej fioletowej przestrzeni, napotykamy, niestety, wady konstrukcyjne i stylistyczne, wynikające z małego talentu autorów, nieznajomości rzeczy i braku orientacji w klasyce gatunku. Ze smutkiem należy dodać gorzką uwagę, że dzisiejsza literatura konserwatywna w ujmowaniu seksu czy kwestii obyczajowych jest niepokojąco bliska literaturze milicyjnej. To skojarzenie bolesne dla każdego wielbiciela książek, zwłaszcza powieści pisanych przez prawicę polską.


Mroczny bohater lektur stworzonych przez konserwatystów ma za pazurami współpracę z bezpieką (w literaturze milicyjnej pracował dla Wolnej Europy), w najlżejszym przypadku jest pezetpeerowskim dysydentem lub byłym kacykiem. Zgoda, nie może być inaczej. Dziś podobnie jak ongiś, schlebia on obcemu kapitałowi, tym razem nie ideowemu, a ściśle pieniężnemu. Prywatyzuje zbrodniczo przemysł ciężki i lekki, żyje z biedy innych, i wreszcie, co najważniejsze – jest diablo sprawnym erotycznie zwierzakiem.

Nie ma absolutnie żadnych hamulców w tej materii. Gdy trzeba, kładzie się na podłodze, gdy trzeba stoi. Hotele, pociągi, przychacia, sienie, samoloty, toalety publiczne, Berlin, Paryż, Moskwa – wszędy tam ów człowiek zły kopuluje bez żenady, osiągając zawsze prymitywny orgazm, posługując się często gumowymi zabawkami. Czerpie z tego przyjemność, która ma skłonić czytelnika do tak zwanej refleksji nad dolą ojczyzny. Taki jest zamiar autorów. Bierze się on najpewniej z tego, że te królicze zdolności pasują konserwatywnemu pisarzowi w dopełnieniu krwistego kreślenia podleca. Nie ukrywajmy jednak – jeżeli literatura konserwatywna ma być rodzajem kompasu i wskazówki dla rzesz (a na to wszystko wskazuje, gdy czytamy recenzje niezłomnych recenzentów), są to zabiegi niezbyt szczęśliwe. Zwłaszcza w obliczu zdradliwej katastrofy demograficznej w kraju.

Konserwatywny pisarz polski chce dobrze, ale mu nie wychodzi, też w opisach gier wstępnych, bo tylko lewak ma u niego fory, to znaczy ma forsy jak lodu, pachnie, odzienie ma od krawca, a nie z sekendhendu, koszta libacji bierze na rachunek firmowy, pije koniak, jego waluta pochodzi nie z nielegalnego uboju, a z ciemnych interesów z nomenklaturą. Lewak chleje jak gąbka, je ostrygi miast jaj na twardo i – rzecz jasna – specjalizuje się w seksie pozamałżeńskim z najatrakcyjniejszymi panienkami na rynku. Żyć, nie umierać.

Co pozostaje w tych lekturach bohaterowi pozytywnemu? Poczciwemu? Który za bolszewika stawał – za przeproszeniem – okoniem? Cóż mu zostało w III RP? Ano rozterki, zmagania z prokuratorami w sprawach o zniesławienie, pogoń za groszem, zmęczenie, zła cera, bóle głowy, szary spadek libido, eiaculatio praecox plus inne, równie kłopotliwe dysfunkcje układu moczowo-płciowego. Niestety, bohaterowie narodowi, ludzie skromni i szlachetni, mają też jeden w drugiego żony dramatycznie nieatrakcyjne. Takie życie. Wypadałoby jednak zapytać po staremu: komu to służy i kto za tym stoi?

Wydawałoby się, że ubranie człowieka w czerń i charakteropatię, w ateizm i lewactwo – czyli w zło czyste, winno go też degradować pod względem rozrodczym i fizycznym. Kobiety – zwłaszcza kandydatki na matki Polki – winny patrzeć nań z odrazą. Niestety, tak pięknie jest tylko w bajkach pisanych przez kogoś innego. Gdyby konserwatywny pisarz polski chciał dobrze, to człowiek uczciwy ongiś, a dzisiaj represjonowany, powinien i w łożu działać jak szympans, powiedzmy z gatunku wyjątkowo rozpustnego – bonobo. Wiele wskazuje, że autorzy literatury konserwatywnej nie chcą dać wyludniającej się ojczyźnie pięknego wzorca zachowań, a imaginują po staremu, jak jakiś Bratny czy Kłodzińska.


To, co powyżej, to owszem kropla-krytyka w morzu prawicowych pochwał, ale i ona może mieć nieprzyjemne konsekwencje, bowiem jak rzecze Rafał A. Ziemkiewicz w swym „Ciele obcym”: „Spuścić się facet może i w rękę, ale przyjemność zaczyna się dla niego dopiero wraz z pochwałami”.


Autor tę garść spostrzeżeń zebrał w trakcie lektury następujących książek: Bronisława Wildsteina „Czas niedokonany” oraz „Dolina Nicości”, Andrzeja Horubały „Przesilenie”, Piotra Zaremby „Plama na suficie”, fragmentów książki Pawła Lisickiego „List do damasceńczyków”, Rafała A. Ziemkiewicza „Zgred” oraz „Ciało obce”. W celach komparatystycznych autor strawił również dzieła Romana Bratnego „Losy” i Anny Kłodzińskiej, m.in. „Dwa włosy blond”.


STANISŁAW MANCEWICZ jest felietonistą „Tygodnika Powszechnego”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 26/2013