Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
I jaki to ma związek z otwartą właśnie w Berlinie wystawą? Autorem obrazów i bohaterem wystawy jest Emil Nolde (1867–1956), ekspresjonista operujący swobodną i mocną plamą barwną, malarz scen religijnych, pejzaży i kwiatów. Jego dzieła w 1937 r. uznano za Entartete Kunst, sztukę zdegenerowaną. Tyle że on sam był nazistą, członkiem NSDAP i antysemitą. Cenił go Goebbels, który uważał, że to ekspresjonizm jest sztuką prawdziwie niemiecką, ale przegrał z ideologiem Alfredem Rosenbergiem i fatalnymi gustami Hitlera. Potępienie ekspresjonistów pomogło po wojnie w zbudowaniu legendy Noldego jako ofiary reżimu, choć kto chciał, mógł bez trudu poznać fakty. Teraz w berlińskim Hamburger Bahnhof pokazano dorobek Noldego w biograficznym kontekście, stąd zapewne reakcja Angeli Merkel. Rozumiem, że nie chce ona, by w urzędzie kanclerskim wisiały obrazy nazisty (choć mógł jej ktoś wcześniej powiedzieć o poglądach Noldego). Co jednak w ogóle z dziełami wybitnych twórców, którzy robili rzeczy paskudne albo głosili paskudne poglądy? Zygmunt Krasiński (też nie anioł, straszny antysemita) napisał: „Przez ciebie płynie strumień piękności, ale ty nie jesteś pięknością”. Może warto o tym pamiętać. Tak bywa. ©℗