Zimny chów

Emitowany przez TVN program „Surowi Rodzice” to przepis na to, jak nie wychowywać dzieci. Jego twórcy z pewnością nie przeczytali ani jednej książki Korczaka.

07.08.2012

Czyta się kilka minut

 / Graf. Zalley
/ Graf. Zalley

Dobry rodzic? Władczy. Nieznoszący sprzeciwu. Trzymający żelazną dyscyplinę. Obsesyjnie dbający o czystość. Stosujący wielkie kary za drobne przewinienia. Nierespektujący prywatności nieletniego. Nie podlegający krytyce...

DOMOWE WIĘZIENIE

Ten typ matki i ojca lansują „Surowi Rodzice”, polska wersja brytyjskiego reality show „The World’s Strictest Parents”, od wiosny emitowana w TVN-ie oraz na platformie tvnplayer.pl. Rzecz polega na tym, że nastolatki sprawiające problemy wychowawcze na tydzień trafiają pod dach obcej rodziny. Przybrani rodzice stosują tzw. zimny chów – w 7 dni małolaty mają przemienić się z rozwydrzonych w spolegliwe.

Nastolatek pojawiający się w „Surowych Rodzicach” jest w fazie buntu. Kontestuje świat i za wszelką cenę chce się wyróżnić z otoczenia. Popija, popala, sporadycznie sięga po marihuanę. Pyskuje, klnie, wagaruje, nie pomaga w domu, dniami i nocami siedzi w internecie. Są jeszcze rodzice prawdziwi – w sumie typ zbliżony do tych „surowych”, tyle że mniej konsekwentny. Wrzeszczą lub rozkładają ręce z bezsilności. Marzenia: dzieci chodzące jak w zegarku, mające dobre stopnie w dzienniku, sprzątające mieszkanie. Dziewczyna lepiąca pierogi, chłopak ścielący łóżko. „Surowi Rodzice” biją rankingi oglądalności, po emisji pierwszego sezonu trwają przygotowywania kolejnego.

Zamysł programu bazuje na mechanizmach zachowań ludzkich, które na początku lat 70. przetestował doktor Philip Zimbardo. Jak wiadomo, w sztucznie spreparowanym więzieniu zamknął on ochotników podzielonych na dwie grupy – więźniów i strażników. Przez dwa tygodnie mieli oni się wcielać w przydzielone im role. Po sześciu dniach eksperyment został przerwany – strażnicy wykazywali się wyjątkowym sadyzmem wobec zestresowanych więźniów. Wniosek: agresję wpisaną w naturę ludzką wywołuje się błyskawicznie. W „Surowych Rodzicach” rolę strażników pełnią „przybrani” rodzice. Więźniami są oczywiście nieznośne dzieci. Ale nawet te najbardziej rozwydrzone budzą odruchy solidarności w zderzeniu z nadgorliwymi dorosłymi.

„Surowi Rodzice” propagują wachlarz zachowań bazujących na przemocy psychicznej; zaledwie krok dzieli ją od fizycznej. Rzecznik Praw Dziecka nie zajął jeszcze stanowiska wobec wysokiej szkodliwości społecznej tego programu, na razie zaprotestowali psychologowie i psychoterapeuci z „Centrum Po Zmianę”. Wypunktowali łamane w „Surowych Rodzicach” zasady konstytucji. W poszczególnych odcinkach naruszane jest prawo dziecka do posiadania własnych opinii, przekonań, postaw, potrzeb. Przymusza się je do uczestniczenia w praktykach religijnych, obraża, wyśmiewa, zastrasza, szantażuje, szczuje, szkaluje dobre imię. Nastolatki „prostowane są” brutalną metodą „łamania charakteru”, stosowaną w wojsku wobec „kotów”.

Ten program uwstecznia mentalnie i fałszuje obraz zdrowych relacji w rodzinie. Przywołuje stereotypy nieobowiązujące już w XXI w. – „kobieta rządzi w domu, mężczyzna na dom zarabia”, „dzieci i ryby głosu nie mają”, „uspokoi się, jak złoi się mu skórę”. Surowi rodzice stwarzają mylne złudzenie konserwatywnych. Odwołują się do pracy kształtującej charakter oraz rozmowy – panaceum na każdą bolączkę. Obydwie te wartości w ich rozumieniu i wykonaniu ulegają degradacji. Pracę, do której są zmuszani nieletni, rozdaje się w trybie kary, a dialog – jako furtka do autentycznego spotkania – ma kształt dogmatycznego monologu dorosłych. Surowy rodzic chętnie używa pojęcia „normalny”; w jego interpretacji znaczy tak naprawdę: stłumiony, milczący, przeciętny, pedantyczny, odnoszący sukcesy, nawet jeśli nie jest do nich zdolny.

PRAWIDŁA ŻYCIA

W „z” gruntownej resocjalizacji wymagają tytułowi bohaterowie – gdy oni pójdą po rozum do głowy, zmądrzeją też i dzieci. Przede wszystkim powinni wykuć na pamięć sztandarowy tekst Janusza Korczaka „Prawo dziecka do szacunku”. Autor zastanawia się tam m.in. nad pedagogiczną klęską dorosłych, którzy wymuszeniami stosowanymi wobec młodszych maskują prymitywizm i brak elementarnej refleksji nad złożoną naturą człowieka. Ani ciut nie straciły na aktualności jego słowa: „Baczność: życie współczesne kształtuje silny brutal, homo rapax, on dyktuje metody działania”. Stary Doktor nie mógł znieść dorosłych, odbierających dziecku prawo do tego, by było tym, kim jest.

Rokiem Korczaka ogłosił Sejm rok 2012. Ironia losu sprawia, że to „Surowi Rodzice” w tym szczególnym czasie są obecni w przestrzeni publicznej. O Korczaku cisza. No, niezupełnie. Ktoś wpadł na makabryczny pomysł i nazwał imieniem Korczaka pociąg – miejsce, które już zawsze będzie kojarzone z transportem do komór gazowych w Treblince. Organizuje się konferencje i sympozja, na których o fenomenie autora „Jak kochać dziecko” rozmawiają nauczyciele z nauczycielami lub pedagodzy z władzami miasta. To dreptanie w miejscu: postępowa myśl Starego Doktora dociera do garstki wybrańców.

Podziwiamy współczesną myśl pedagogiczną Szwedów, Niemców, Włochów, a nie widzimy, że już pierwszych czterech dekadach XX w. na ziemiach polskich rozkwitała jedna z najbardziej rewolucyjnych i niezawisłych koncepcji wychowawczych w dziejach światowej pedagogiki. Korczak wyprzedził epokę nie tylko swoją, ale i obecną. W dziecku zobaczył człowieka – to pozorna oczywistość, permanentnie unieważniana m.in. przedsięwzięciami spod znaku „Surowych Rodziców”.

Stary Doktor nawoływał do respektowania cech osobowości malucha – choleryka, flegmatyka, melancholika. Pokazywał, że jedne dzieci są powolne, inne działają jak błyskawica. Są takie, którzy w mig łapią naukę i takie, dla których największym wyczynem jest opanowanie tabliczki mnożenia. Powtarzał uparcie: nie wolno przykładać jednej miary do wszystkich dzieci. Prosił, żeby ich nie tresować; przeciwnie: pielęgnować indywidualność, co od dorosłego wymaga intuicji, inteligencji, pokory, cierpliwości. Ogromną wagę przywiązywał do pracy – jego wychowankowie mieli przydzielone konkretne zadania uczące odpowiedzialności. Stworzył do dziś podziwiany system demokratyczny – samorządów i sądów koleżeńskich (sam także podlegał osądzeniu). Pisał o szacunku dla własności dziecka i jego budżetu. Szacunku dla niepowodzeń i łez. Szacunku dla niewiedzy i niedojrzałości. Szacunku dla tajemnicy.

Nie idealizował maluchów, wielokrotnie przyznawał się do bezradności wobec dzieci zdemoralizowanych. Spotykał kilkulatki, które kradły – poświęcił im szereg akapitów, wnikliwych i wolnych od moralnej oceny. Z czułością obserwował dzieci z nadpobudliwością psychoruchową. Uważał, że gniew – katalizator konfliktu – trzeba hamować dla dobra reszty i siebie. I jednocześnie doceniał jego energię – bywa, że jest jedyną drogą do rozładowania milczenia – stanu równie szkodliwego co otwarta agresja.

„Momenty wychowawcze”, „Jak kochać dziecko”, „Prawo dziecka do szacunku” – to przewodniki po labiryncie dziecięcych potrzeb, pragnień, lęków. Szkoda, że te tytuły nie zostały wznowione w ramach roku Korczaka. Nie dadzą nam wiedzy o fenomenie intelektualnym Starego Doktora ukazujące się w wydawnictwie W.A.B. jego powieści – dwie części „Króla Maciusia Pierwszego” i „Kajtuś Czarodziej”.

Namiastkę publicystyki wychowawczej dają znakomite „Prawidła życia” (Agencja Wydawnicza Ezop, Warszawa 2012). Gdyby ten esej sprzed 80 lat był czytany w klasach gimnazjalnych, pojawiłby się cień nadziei, że małolaty z „Surowych Rodziców” znałyby reguły kierujące życiem grupy. W „Prawidłach” nie ma laptopów, komórek, konsoli, chwilami język trąci myszką, ale mimo to każdy rozdział zachwyca humanistycznym horyzontem. Autor ustanowił w swoim szkicu klarowny porządek. Problemy „rosną”, zaczynają się od tych dotyczących społeczności najmniejszych – rodziny i domu. Dalej analizuje relacje w przestrzeniach większych – na podwórku, ulicy, w szkole. W finale dotyka dylematów związanych z dorastaniem – podziałem na biednych i bogatych, świadomością ciała, różnicą płci, talentem, oceną siebie i innych. W „Prawidłach życia” nie ma tonu autorytaryzmu, za to jest głos prawdziwego autorytetu, który wielokrotnie wyznaje „nie wiem”, „może”, „jeśli”. Korczak szuka rozwiązań, nie daje gotowych odpowiedzi. Relacje z dzieckiem widzi jako proces niedający się zamknąć w ograniczającej definicji.

***

„Surowi Rodzice” są na niskim poziomie realizacyjnym: bohaterowie klepią sztucznie brzmiące kwestie, w ogóle całość wydaje się być mocno reżyserowana, niewiele tu autentyczności. A jednak technicznie ubytki przegrywają z potrzebą podglądania bliźnich – stąd ich triumf. „Surowi Rodzice” są też zwierciadłem najbardziej popularnego modelu rodziny polskiej. Widzowie rozpoznają w programie siebie samych. To nie wszystko, dostają jeszcze w prezencie kłamliwy przekaz: to, co widzicie, jest fantastyczne. Dlatego wy też jesteście fantastyczni.

Korczak uznałby to za rodzaj upadku. Pewna też jestem, że natychmiast zmobilizowałby wszystkie swoje siły do działań naprawczych. Innego wyjścia nie ma.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka działów Kultura i Reportaż. Biografka Jerzego Pilcha, Danuty Szaflarskiej, Jerzego Vetulaniego. Autorka m.in. rozmowy rzeki z Wojciechem Mannem „Głos” i wyboru rozmów z ludźmi kultury „Blisko, bliżej”. W maju 2023 r. ukazała się jej książka „Kora… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 33/2012