Zeszyt w żonkile

Miałem taki zeszyt. Pamiętam, jak wyglądał, jak pachniał. Tekturowa okładka, na okładce żonkile. Ale okładka była z makulatury, a żonkile w kolorze ubikacji.

02.07.2008

Czyta się kilka minut

"Na wolności" - okładka /
"Na wolności" - okładka /

Tak wyglądały nasze "zaczęte zeszyty" czasów PRL. Niektórzy zapisywali w nich rachunki za prąd, gaz i depresję; inni - prywatny rachunek sumienia. Tom "Na wolności. Dziennik dla Adama" Agnieszki Osieckiej jest poruszającym zapisem psychologicznej kotłowaniny: z żonkilami na okładce, z kłującym ostem wewnątrz.

Sprzeczności często budują jedność. To nie była książka przeznaczona do druku, ale bardzo dobrze, że się ukazała. Osiecka pisała swój dziennik dla uwięzionego od 1985 roku Adama Michnika. Cel, przynajmniej na początku, nie był jasno określony. W trakcie towarzyskiego spotkania, w gronie przyjaciół, ktoś wpadł na pomysł, żeby zapisywać "dla Adama" wszystko to, co ważne, ale i błahe. W zeszytach w kratkę zapisywać zakratowaną polską rzeczywistość po drugiej stronie krat więzienia, w którym siedział Michnik.

Osiecka nie zaniedbała sprawy. Dzień za dniem, w doskonale znanym z jej piosenek, esejów i wspomnień, liryczno-zadziornym stylu pisała o zniewoleniach duszy i ciała. O spotkaniach autorskich i alkoholu, który "piła jak lemoniadę", o neurozach i biesiadach, o córce i rodzinie... Notowała własne i cudze życie, bo za wszelką cenę chciała zapełnić pustkę "po kimś, jak powietrze w starej marynarce wypchanej człowiekiem".

Pisany przez sześć miesięcy "Dziennik dla Adama" nie jest wyłącznie archiwalną ciekawostką: lekturą nigdy niewysłanego, bardzo długiego listu poetki do uwięzionego adresata. "Na wolności" czyta się dzisiaj przede wszystkim jak kronikę stanu ducha polskiej inteligencji w połowie lat 80. "Pusto, smutno, gin". Na Dworcu Gdańskim jest "głucho, ciemno, późna noc jakby", w dużym mieście o siódmej wieczorem wszystko od dawna pozamykane, tymczasem mały chłopiec pyta ojca, czy ten kupi mu karabin maszynowy... Z podlaną alkoholem atrofią szlachetnych gestów i słów sąsiaduje smutek zwierząt, miast, wsi, ulic: "To jest (...) świat, ten nieopisany brud dworców, tramwajów, ubikacji... Ostatecznie organizmy przystosowują się do niedotlenienia, do bajor, do gnojówek, do wszystkiego. Il faut vivre, quand m?me". Trzeba żyć. Żyliśmy.

W momencie, w którym życie nam się rozłazi, desperacko szukamy kogoś, kto potrafiłby znowu zszyć rozprute kanty. Pozwolił uwierzyć w sens. Agnieszka znalazła Adama. Pisała: "Ty posiadasz jasność etyczną (...) jasność co do etycznego wymiaru każdej sprawy. Ja czegoś takiego nie mam. Czasem po prostu nie wiem, co jest moralne, a co nie". Osiecka nigdy nie była przyjaciółką Michnika, nie należała nawet do grona jego bliskich znajomych, ale "Adam" był dla "Agnieszki" punktem odniesienia, autorytetem. To najważniejsze.

***

Zaczęte zeszyty. Ekstatyczny rejs jachtem, złośliwe wspomnienie Andrzejewskiego i szydercza lektura "Wieczoru Wybrzeża", serial "Powrót do Edenu" ("o Stefanii zjedzonej przez krokodyla") i nowo odkryty przebój w zawodach zręcznościowych: kostka Rubika. Opalenizna ciała, smutek duszy: wszystko razem, jednocześnie. Bez cieniowania wagi wspomnień, monitorowania dzieła, adiustacji prawdy. Oglądamy fotokopie brulionów Osieckiej ze wzruszającymi reprodukcjami rysuneczków lwich paszcz i goździków, brzydko upiększających socjalistyczne nieszczęścia krajowego przemysłu papierniczego. Także zdjęcia, dużo dobrych zdjęć. Na jednej z pierwszych fotografii Osiecka z Michnikiem: on jeszcze bardzo młody, w dżinsowej katanie, z uśmiechem sowizdrzała. Il faut vivre... Dalej jakieś listy, teksty piosenek, albo zdjęcie zadumanej Agnieszki w towarzystwie kogutów i kur.

Prawda tamtych czasów polegała na nieuchwytności. Życie w Polsce było i nie było polityką. Było i nie było wierszem. Prozą, tragedią, komedią. A bezinteresowna książka Osieckiej zmysłowo chwyta szum epoki. Nie ma w niej zdarzeń mniej czy bardziej istotnych. "Dziennik dla Adama" opisuje urodziny Becketta w Teatrze Studio i dziewiąty miesiąc ciąży Magdy Umer, ale także wizytę u pewnej Krysi, której "podobają się placki krowie, dymiące i ciepłe" oraz mężczyźni "starzy i bogaci". Agnieszka spotyka Olbrychskiego, ale nie komentują procesu politycznego, bo Daniel akurat "biegł kupić synowi struny do gitary". Po spektaklu według Herberta w Teatrze Powszechnym poetka zauważa: "moim Panem Cogito był mój ojciec", ale zaraz potem wspomina, jak to Elka (Czyżewska) tańczyła w "Czarnym Kocie", albo opisuje nieudaną premierę "Niech no tylko zakwitną jabłonie" w Gdyni i ponury bankiet, na którym podstarzała, prowincjonalna aktorka odgrywała przed gośćmi ze stolicy swój mały, smutny teatrzyk: "Mnie to nawet niejedno w tej kobiecie bliskie... A może jedno: straceńcza samoobrona przed starością". "Na wolności" to także niesprawiedliwe zdania o Miłoszu, niepogrzebane wspomnienia o Hłasce albo pogrzeb Andrzeja Kijowskiego (w kościele "żadnej niespodzianki, żadnego hochsztaplera, żadnej dziewuchy..."). Piękna Grażyna Szapołowska ("piłam letnią herbatę, jadłam jabłuszka i czułam się trochę jak mężczyzna"), Andrzej Titkow, Krzysztof Zaleski, Zbigniew Mentzel...

Rzeczywistość była dojmująca ("dnie są nie dość upalne, za to wieczory nie dość rozkoszne"), ale kontrą wobec przerażenia stała się odwaga uśmiechu. Gorzkiego, ironicznego, niekiedy także serdecznego. Tak jakby wyblakła gama kolorów za oknem kontrastowała w dzienniku Osieckiej ze sztucznym, mocnym światłem w jej pokoju. Z jej zeszytem z żonkilami, biurkiem, książkami, miłościami, płytami. Ten wewnętrzny, mimo wszystko ukwiecony świat dodawał wiecznie zachmurzonemu polskiemu niebu odrobinę wdzięku. Czasami trzeba było po prostu ruszyć w taniec, żeby zapomnieć o chocholim danse macabre.

Czy jednak rozwodnienie błahostkami tak zwanych spraw istotnych nie zubożyło refleksji egzystencjalnej? Nie, bo sprawy istotne z reguły nie wymagają koturnu. Mądrość (życiowa) wynika również z niefrasobliwości. Z grzeszków, wpadek, rozczarowań, czasami sukcesów. Dopiero na takim tle, na marginesie nonszalancko sfotografowanej przez Osiecką obyczajowo-towarzyskiej dezynwoltury dostrzegamy grozę pojedynczego, wtrąconego mimochodem zdania, w którym poetka pisze, że się boi. Polski, szarości, ale przede wszystkim: boi się siebie. Bo czuje, że nie sprostała zadaniu podwójnie. Jako człowiek - matka, kochanka, żona; ale także jako obywatel. Czujemy, że jej prywatny zeszyt to nie był wcale niewinny brulion z żonkilami, tylko wyświechtana serwetka w restauracji - na której walały się "bułka z pomidorami, jajko i pięćdziesiątka wódki (200 zł)". Zawyżony rachunek wymagań: wobec Polski, wobec siebie.

W tomie "Na wolności" ciągle wraca temat ubezwłasnowolnienia - również na własne życzenie. Ludzie marzą o Zachodzie: wycieczce, która okaże się ucieczką. Ktoś już zresztą wyjechał - do Francji albo do Szwecji. Inni, jak Osiecka, uciekają choćby na Mazury: gdzie w towarzystwie Michała Komara i Olgi Lipińskiej ciągle jest szansa na to, żeby (na czas wakacji) uszy ozdobić zatyczkami znieczulenia. Nie słyszeć politykierów, klakierów i karierowiczów: czyli czasami także siebie... Zamiast tego wsłuchać się w upajającą monotonię natury. Spróbować dostrzec różę pnącą się po barierce, która ma karminowy kolor ust, nie do scałowania. Jest tęskniąca i zarozumiała. A w finale urlopu ze smutkiem skonstatować, że fioletowe irysy właśnie przekwitają. Są teraz żałosne, zawstydzone: bo wszystko inne pięknieje na ich tle. Pokwitanie, przekwitanie, prześwit. Plus wieczna nadzieja na żonkile. Bukiecik dla Adama.

Agnieszka Osiecka, Na wolności. Dziennik dla Adama, Warszawa 2008, Prószyński i S-ka.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2008

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku (27/2008)