Zdziczenie obyczajów miłosnych

Przypisano mu, nie bez racji, osobistą antropologię, metafizykę, ba, teologię – ujrzano w nim, jak by rzekł Hamlet, pana światów w łupinie orzecha. Bolesław Leśmian stworzył sobie świat szczelny; rzec o nim coś nowego, to chcieć ów orzech rozłupać.

05.03.2017

Czyta się kilka minut

Jerzy Flisak, Garbus / Repr. Janusz Zimon / BWA GALERIA ZAMOJSKA
Jerzy Flisak, Garbus / Repr. Janusz Zimon / BWA GALERIA ZAMOJSKA

Czasem pomaga przypadek. „W kręgu Młodej Polski”, zbiór prac ofiarowanych prof. Marii Podrazie-Kwiatkowskiej (2001), zawiera studium prof. Henryka Markiewicza „Drobiazgi Boyowskie” ze spisem rzeczy niedoszłego lwowskiego tomu Boya, a tam literówka – samorodne arcydzieło (s. 386): „Drogi i zaułki sztachetczyzny”. Sztachetczyzna tak ma się do szlachetczyzny, jak w „Trans-Atlantyku”

Gombrowicza synczyzna do ojczyzny. Wyobraźnia maluje te zapłocia, sztachety, parkany, za którymi ustaje wreszcie nieznośne ciśnienie zbiorowości i do praw dochodzi „wolnoć Tomku w swoim Sodomku”. Sztachetczyzna – to prywatność, to swoboda w łupinie orzecha. Pamiętacie, jak parodiował Leśmiana Tuwim?

A ty płotem, kociugo, chwiej,
A ty kotem, płociugo, hej!

Nie ma w literaturze polskiej prywatniejszego pisarza niż Leśmian. Nie więcej niż pięć wierszy ukazuje go jako „podmiot liryczny na tle życia społecznego” – choćby na ulicy.

Sad rozstajny

Na tejże płaszczyźnie przebiega główny dziś podział młodopolskiego dziedzictwa. Dotyczy akceptacji, uwewnętrznienia erotyzmu. Miał rację Przybyszewski, że to opcja elementarna. Autorów ówczesnych, którzy bez mizoginicznych konwulsji i repulsji szli śmiało na całość, doliczyć się można tyluż, co palców u jednej ręki, i to z przydaniem dwuznacznego kciuka – Witkacego. Ale nikt z nich nie okazał się autentycznie, aprobatywnie, do dna osobowości zmysłowy – prócz Leśmiana.

Wyjątkowość tę rozjaśnia wydobycie z naftaliny pisarza, który się w Polsce nie przyjął. Dowód tego objawił się przed rokiem, gdy PIW bez śladu echa wydał spoczywający od lat w szufladzie nowy przekład „Ewy jutra” Auguste’a wicehrabiego Villiersa de L’Isle Adama. Tego nazwiska nie wymienia także autorka świeżej publikacji „Leśmian międzynarodowy – relacje kontekstowe”. A wymienić by warto, bo Villiers napisał opowiadanie „Wera” („Véra”, 1874, przekład Wacława Rogowicza 1911), które Leśmian znał na pewno. Jak wiadomo, wszystko ma swoje reguły, nawet anarchizm, a tym bardziej doktrynę stanowi okultyzm. Otóż opowieść Villiersa sięga w stronę dla doktryny tej nielegalną. To okultystyczna herezja.

W owej historii hrabia d’Athol traci żonę, która pewnej nocy „z uczuć nadmiaru”, jak by rzekł Leśmian, u szczytu szczytowania odchodzi w zaświaty. Hrabia zamyka się w jej sypialni i puszcza w ruch imaginację. Po roku autosugestii rozpętuje wokół siebie, z udziałem należących do nieboszczki rekwizytów, taki Teatr Niewidzialnej, że w dzień rocznicy zgonu do obecności hrabiny brak tylko jej samej. I w istocie coś na jej kształt się zjawia, lecz w punkcie kulminacyjnym zbliżenia z Iluzją hrabia doznaje deluzji. Moment zwątpienia – a Nieobecna znika, zostawiając prostrację. Nie pozostaje nic, jak pragnąć jeszcze głębiej. I odnosi to skutek. Wprost z tamtej strony nicości spada na łoże klucz. Do grobowca.

Oś tej fabuły tworzą formuły. Villiers akcentuje na przykład bezbożność małżonków: „Były to dwie istoty obdarzone cudownym rozumieniem życia, lecz wyłącznie ziemskim. Pewne idee, idea duszy na przykład, Nieskończoności, Boga nawet, były jak gdyby zakryte przed ich pojęciem zasłoną. Wiara wielu ludzi w rzeczy nadprzyrodzone była dla nich jeno przedmiotem nieokreślonego zdumienia”. Namiętność jest tu bez reszty zmysłowa: „zatopili się w oceanie tych męczących i przewrotnych rozkoszy, w których duch zlewa się z pełnym tajemnic ciałem! Duch przenikał tak doskonale ciało, iż kształty ich wydawały im się formą duchową i że uściski skuwały ich palącymi ogniwami w idealne zlanie się w jedno”. Z żalem wypada skrócić ten niebywały w swoich czasach opis.

Na uwagę zasługują też słowa, w których pisarz francuski ujął roczne współżycie małżonków o radykalnie odmiennym statusie ontologicznym. „Mijały dni, noce, tygodnie. Ani jedno, ani drugie nie wiedziało, czego dokonywali. A teraz działy się fenomeny osobliwe, kiedy trudno było dostrzec punkt, w którym imaginacja i rzeczywistość były identyczne. Jakaś obecność unosiła się w powietrzu; jakiś kształt silił się przebić przez zaporę, utkać swą formę w przestworzu, którego teraz określić nie było można”. Z łaski gramatyki, wbrew swemu nieistnieniu, Nieistniejąca pojawia się jako agens, przechylający z wolna parkan światów. Co ułatwia pamiętliwość rzeczy, które – każda we właściwy sobie sposób – jej pragną: opowieść podkreśla „olbrzymie i bezwzględne wrażenie jej obecności, przekonanie, podzielane w końcu przez same przedmioty”, nie bez wpływu na rychłe uobecnienie.

Koncept domyka sformułowanie ogólne, które zdaje się już zapowiadać Sartre’a: „Hrabia wyżłobił w próżni kształt swej miłości i oczywiście trzeba było, żeby tę pustkę wypełniła jedyna istota, która była z nim jednorodna, inaczej Wszechświat runąłby”. I negatywność ta się wypełnia, lecz tylko na chwilę i tylko Iluzją. Karmione pożądaniem Iluzje wabią obietnicą pełni po stronie pustki. Tamten świat z opowieści Villiersa nie jest niebem ani piekłem z ich sankcją nadprzyrodzoną, lecz spontanicznym bytowaniem ułomnym, którego niepełność zbliża się asymptotycznie do zera, aliści go nie osiąga. Intensywność „kształtu wyżłobionego w próżni” stanowi funkcję pożądania. Życie w negatywności jest życiem na tejże zasadzie, za sprawą której liczby ujemne są wciąż liczbami. Nikt temu nie zaprzeczy, prawda? Toteż Villiers, wbrew Hamletowi, twierdzi: „Reszta nie jest milczeniem”.

Co Leśmianowi, w młodości poecie dwujęzycznemu, mogło być zwłaszcza miłe, autor opowiadania zmyślnie rozgrywa antynomię dwu sensów imienia zgasłej (acz nie do końca) Rosjanki: łacińskie vera, prawdziwa, i rosyjskie wiera – wiara. Przy czym prawdziwość żąda wiary, a wiara – prawdy, by tak rzec, namacalnej. Żadne zresztą streszczenie niezdolne jest oddać miłosno-okultnej frenezji opowieści, która zawiera esencję Leśmianowskiego libido istnienia, i to znaną z jej głównych manifestów: „Ballady bezludnej”, „Łąki”, „Nocą umówioną”, „Pana Błyszczyńskiego”, „Dziewczyny”. Klucz, który spada na łoże rozkoszy w „Werze”, jest kluczem do teurgii Leśmiana.

Uśmiech bez kota

Czym jest teurgia, ściśle nie wiadomo, lecz przyjąć można, że to zestaw sposobów, z pomocą których skłania się bogów do spełniania naszych życzeń. Są powody do podejrzeń, że to, co w poezji Leśmiana nosi miano bogów lub Boga, bywa nader odległe od wyobrażeń przyjętych w religiach Mojżeszowych. To raczej moce pierwotne (Miłosz rzekłby: „primordialne”) lub może jedna Moc w różnych kształtach i stanach skupienia. Tu wypada zaufać autorom wspomnień, którzy utrzymywali, że poeta żywo interesował się nauką współczesną. Owa Moc to Entropia, z którą Leśmian toczył bój całe życie.

Znaczna część wierszy Leśmiana o zakroju filozoficznym ma za sprężynę fabuły dyspersję, rozpad pewnej jedności na części i cząstki składowe, ich rozproszenie w przestrzeni zgodnie z drugą zasadą termodynamiki. Tak np. kończy parobczak, ofiara fatalnych amorów piły z wiersza pod tymże tytułem, tak kończy strychowy uwodziciel Alcabon. Ale w światach Leśmiana trwa walka z asymetrią przyczyn i skutków oraz anizotropią czasu. Tu właśnie przywołać znów można „Balladę bezludną” i „Pana Błyszczyńskiego”, gdzie ma miejsce próba syntezy, pozbierania (się) części w całość dla przejścia na wyższy szczebel bytu – niestety, daremne. Przeklęty Hermann Helmholtz egzekwuje swe prawo. To prawo zachowania energii, na mocy którego niemożliwa jest jakakolwiek przemiana jakościowa, są tylko ilościowe, co oznacza niemożność ostatecznych wcieleń. Są same nieskończone, dręczące metamorfozy. Jedynym bodaj bohaterem Leśmiana, który za specjalnym wstawiennictwem Stwórcy znika z ulgą ze wszystkich światów, bo w stanie poszatkowanym wzgardziła nim dziewczyna, jest ofiara lawiny, Marcin Swoboda z wiersza pod tymże tytułem. Nie dane jest to zaś skrzeblom, niepojętym stworzeniom, których życie jest biegiem, a bieg umieraniem: z kaprysu przeznaczenia nie mogą przestać biec ani umrzeć do końca.

Rzecz jasna, w światach Leśmiana trwa ruch wertykalny: dochodzi do pożądanych, acz niedopełnionych awansów tego, co przypadkowe, w osoby, i rozprzęgania się istot w rozsiane ćwierćistnienia. Co ciekawe, wraz z entropią nie gaśnie bynajmniej pamięć i przynajmniej niekiedy disiecta membra zachowują zmysłową, choć resztkową więź ze światem. To znów, w ruchu horyzontalnym, pewni, jak by to rzec, nosiciele świadomości pchają się nieproszeni w zabronione im strefy czy przestrzenie. Lecz nie mniej często sympatyczne zwierzaki, jak koń czy wół, rośliny, jak drzewko wiśni czy wierzba z poematu o królu Asoka, lub obszary, jak łąka, bywają tam zapraszane. Wiersze Leśmiana to istne studia rejonizacji, przybierającej niekiedy kształt paradoksalny. Na przykład w pejzażowym na pozór wierszu „Wieczór” zadziwia fraza: „Za miedzami, za ustroniem młyna, / Bóg się kończy – trawa się zaczyna”. Jak gdyby poeta pytał z ironią: „A co: na odwrót byłoby zrozumialej?”.

Antynomiczne libido, sojusznik entropii, to znów jej uparty rywal, objawia się na wszystkich szczeblach bytu, na tysiączne sposoby, spada na swe ofiary z nieodwołalną nagłością pożądań lub/i popędu śmierci. A czasem obu naraz. Taki jest przecież drastyczny, nawet jak na Leśmiana, casus „Panny Anny” i jej lubieżnych zabaw z kukłą z drewna. W wersji bardziej lirycznej stracił tak życie Śnigrobek. Przypadki te uderzają stężoną aurą mrocznych inicjacji. Ale obok ontologicznych kataklizmów w pole widzenia wierszy zakradają się mniej radykalne przejawy: coś daje się poznać, coś nieznanego mruga, coś jakby się prawie zaczyna – i te zapowiedzi cudów odsłaniają nagle nadzwyczajność, powiedzmy, czwarty wymiar powszedniości. Za pierwowzór uznać tu można styl znikliwości Kota z Cheshire z „Alicji w Krainie Czarów”. „Wiele razy widziałam kota bez uśmiechu – rzekła Alicja – pierwszy raz widzę uśmiech bez kota”. Co prawda Leśmian obchodzi się bez kota: dość mu podsunąć poczucie, iż żywa przyroda odwzajemnia się kochankom życzliwą obserwacją („W polu”, „Przemiany”, „Otchłań”). Jako że głównych przykładów dostarcza liryka miłosna Leśmiana: gdzie uczucie, tam czwarty wymiar. Są to zapewne małe inicjacje, raczej intuicje, lecz dzięki nim w tej poezji w czwarty wymiar wpisuje się miłość.

Bohaterowie Leśmiana dzielą się generalnie na ludzi i figurki z teatrzyku kukiełek, bałaganczika, jaki poeta mógł za młodu odwiedzać w Kijowie. Co do kukiełek – bohaterów cykli „Ballad”, „Pieśni kalekujących”, „Postaci” – zdarzyć się im może, a więc i zdarza wszystko. Cierpią męki duszne, cielesne, miłosne, przemierzają alternatywne kosmosy, oddają się orgiastycznym pląsom i swawolom, animizują bezludzia resztkami swych roztrzepanych cielesności. Niektórym po drodze dane bywa tknąć palcem, jak Szewczyk czy Znikomek, groźnych sekretów bytu. Ludziom, których znamy z cykli lirycznych Leśmiana, dane są zaś przeczucia, że tylko zaślepienie miłosne odsłania „ja głębokie”; kto tę szansę roztrwoni, z żywego staje się żytym i pisana mu scena z teatrzyku kukiełek. ©

AUTOR (ur. 1950) jest krytykiem, tłumaczem i eseistą. Przełożył m.in. „Słownik komunałów” Flauberta (1993), powieści i sztuki Jarry’ego, teksty Josifa Brodskiego i Georges’a Pereca. Za tłumaczenie „Ćwiczeń stylistycznych” Raymonda Queneau otrzymał Nagrodę „Literatury na Świecie”. Autor m.in.: monografii „Schulz” (2006), zbiorów esejów „Paradoks o autorze” (2011) oraz „Duch opowieści” (2014). Ostatnio pod jego redakcją ukazał się zbiór tekstów Tadeusza Boya-Żeleńskiego „Mity i zgrzyty” (2016).

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 11/2017

Artykuł pochodzi z dodatku „Książki w Tygodniku 1-3/2017