Zdrajca PRL, bohater wolnej Polski

Wraz z wejściem do kin filmu „Jack Strong” wraca dyskusja o Ryszardzie Kuklińskim. Ale wygląda na to, że nie będzie już tak gorąca jak przed laty.

03.02.2014

Czyta się kilka minut

 / Fot. Laski Diffusion / EAST NEWS
/ Fot. Laski Diffusion / EAST NEWS

Oczywiście, aby dyskutować, trzeba znać fakty. A z tym nie jest najlepiej. Nasza wiedza na temat Ryszarda Kuklińskiego i jego współpracy z Amerykanami nadal nie jest pełna. Znamy ją głównie z relacji samego zainteresowanego, a także z części ujawnionych dokumentów CIA na ten temat. Tym zaś nie wszyscy muszą dawać wiarę – co zresztą czynią jego przeciwnicy, którzy sugerują, że prawda wyglądała inaczej.

Na razie jednak wersja Kuklińskiego – co trzeba podkreślić – nie została w sposób wiarygodny podważona. Mało tego, kolejne relacje oficerów CIA czy dokumenty CIA ją potwierdzają. Jaki wyłania się z nich obraz?

ZDOLNY OFICER LWP

Kukliński (rocznik 1930) bardzo wcześnie, bo już w wieku 17 lat, postanowił zostać zawodowym żołnierzem. Jak twierdzi, wierzył, że – choć kadrę Ludowego Wojska Polskiego stanowili głównie Rosjanie – jest to polskie wojsko. Liczył też, że jemu i kolegom uda się je zmienić od środka.

Mimo początkowych trudności – z powodu zaangażowania w czasie okupacji w „faszystowski” Miecz i Pług – i chwilowego relegowania ze szkoły oficerskiej swoje dalsze losy związał z komunistycznym wojskiem. Nie zmienił tego wyboru fakt, że szybko (jeszcze w trakcie wojny koreańskiej 1950-53) rozczarował się nim.

Przez kolejne lata – jako zdolny oficer – robił karierę, awansując w latach 60. do Sztabu Generalnego. W końcu został szefem Oddziału I Planowania Strategiczno-Obronnego. Dzięki temu poznał m.in. strategię Układu Warszawskiego i zorientował się, że dla Polski i Polaków ewentualny konflikt światowy z użyciem broni nuklearnej oznacza zagładę – ze względu na położenie i znaczenie strategiczne jako linii tranzytowej dla wojsk sowieckich. W tej sytuacji dojrzewał do decyzji o podjęciu współpracy z Amerykanami. Przyspieszyła ją inwazja Układu Warszawskiego na Czechosłowację w sierpniu 1968 r., a jego decyzję ugruntował Grudzień ’70 – i niechlubna rola, jaką odegrało wtedy LWP.

DZIEWIĘĆ LAT ŻYCIA

Kukliński wpadł na pomysł nawiązaniu współpracy z amerykańską armią dla zapobieżenia wybuchowi wojny, a gdyby do niej doszło, „by pomóc w działaniach w polskim interesie narodowym”. Chciał do niej nakłonić również innych polskich oficerów, myślących podobnie jak on. Choć kontaktu z Amerykanami szukał od 1968 r., to udało mu się go nawiązać dopiero cztery lata później. Jednak ci nie byli zainteresowani jego ofertą: zaproponowali mu agenturalną współpracę, na którą po pewnym wahaniu ostatecznie przystał. Nadano mu pseudonim „Mewa”, a kontakty z nim powierzono warszawskiej komórce CIA.

Od tego czasu – jako „Jack Strong” – przez dziewięć lat prowadził podwójne życie. Kilkukrotnie o mało nie wpadł. Jego współpraca z Amerykanami była bardzo intensywna: w tym czasie przekazał im ponad 40 tys. stron różnego rodzaju dokumentów.

Do najważniejszych należały plany strategiczne Układu Warszawskiego na wypadek wojny z Zachodem, tajemnice sowieckich rakiet strategicznych czy czołgów T-72. Paradoksalnie, największym zagrożeniem w przypadku Kuklińskiego nie okazał się jednak kontrwywiad (polski lub sowiecki) czy jego brawura lub lekkomyślność, i nawet nie komunistyczni szpiedzy w Waszyngtonie, lecz... agentura Służby Bezpieczeństwa w Watykanie.

EWAKUACJA

To dzięki jej działaniom z MSW do MON trafiła informacja, że Amerykanie mają najnowsze plany peerelowskich władz dotyczące stanu wojennego. I to tę ich wersję, która była znana zaledwie kilku osobom – na dodatek wyłącznie w Sztabie Generalnym LWP. W ten sposób grono podejrzanych ograniczono do kilku osób – wśród nich znalazł się Kukliński.

Gdy ten dowiedział się o przecieku, zdecydował się na ucieczkę z kraju. Doszło do niej w nocy z 7 na 8 listopada 1981 r. Jej okoliczności nie są do końca jasne – inaczej opisuje ją sam zainteresowany, inne były ustalenia Wojskowej Służby Wewnętrznej (tj. wojskowego kontrwywiadu PRL), która po jego ucieczce prowadziła rozpracowanie o kryptonimie „Renegat”. W każdym razie wraz z rodziną udało mu się szczęśliwie opuścić PRL.

Akurat Kuklińskiego – wbrew jego obawom – o zdradę wówczas nie podejrzewano. Dopiero we wtorek 10 listopada, w związku z niestawieniem się pułkownika do pracy i telefonem do Sztabu Generalnego jego zaniepokojonej siostry, próbującej nawiązać z nim kontakt, „podjęto czynności poszukiwawczo-wyjaśniające”. W tym czasie on wraz z rodziną był już bezpieczny.

Trafili do USA, gdzie znaleźli się pod ochroną władz. Kukliński okazał się jednym z najcenniejszych agentów USA w okresie zimnej wojny. Jego informacje pozwoliły Stanom m.in. zaoszczędzić ponad 5 mld dolarów na niepotrzebnych zbrojeniach. Co ważniejsze, zapobiegły przewadze Układu Warszawskiego w przypadku ewentualnego konfliktu zbrojnego i zajęciu Europy Zachodniej. Nic zatem dziwnego, że – jak pisał szef CIA w raporcie dla prezydenta USA: „Nikt na świecie nie zaszkodził komunizmowi sowieckiemu tak, jak ten Polak”. To zaś narażało Kuklińskiego i jego najbliższych na niebezpieczeństwo.

BEZ HAPPY ENDU

W 1984 r. Sąd Warszawskiego Okręgu Wojskowego uznał „winnym trwałego uchylania się od służby wojskowej oraz popełnienia zdrady ojczyzny” i skazał zaocznie na karę śmierci, dożywotnie pozbawienie praw publicznych i konfiskatę mienia. Istnieją poszlaki, że przymierzano się do realizacji tego wyroku: WSW, przy pomocy „bratnich służb”, próbowała namierzyć Kuklińskiego w USA...

Tymczasem Kukliński, który czuł się przecież nadal Polakiem, ale od dwóch lat był (na mocy wyroku) bezpaństwowcem, zdecydował się w 1986 r. przyjąć obywatelstwo USA. Miało go to chronić przez zemstą peerelowskich lub sowieckich tajnych służb. Prawdopodobnie jednak – o czym za chwilę – nie uchroniło.

Życie w Stanach nie było łatwe. Dla niego i jego rodziny był to obcy kraj. Ponadto Kuklińscy – ze względów bezpieczeństwa – byli zmuszeni do kilkukrotnych przeprowadzek. A przede wszystkim przyszło im przeżyć śmierć swoich dzieci. Obaj synowie zginęli w tajemniczych okolicznościach. Najpierw młodszy, Bogdan, który wypłynął z kolegą jachtem w przybrzeżny rejs po Zatoce Meksykańskiej. Po poszukiwaniach odnaleziono na pełnym morzu pusty jacht. Kilka miesięcy później starszego syna, Waldemara, śmiertelnie potrąciło auto na uczelnianym campusie w Phoenix. Tożsamości kierowcy (mimo odnalezienia przez policję pojazdu) nie udało się nigdy ustalić. Sprawca nie zostawił nawet odcisków palców.

Być może to niezwykły zbieg okoliczności. Bardziej prawdopodobne jednak, że była to zemsta postsowieckich służb specjalnych. Obaj synowie zginęli bowiem w latach 90., gdy Związek Sowiecki zakończył już swój żywot.

ZREHABILITOWANY

W wolnej Polsce Kukliński – po długich bojach – doczekał się w końcu rehabilitacji. Niekiedy zresztą opór pojawiał się z niespodziewanej strony: przeciwny jej był m.in. ówczesny prezydent Lech Wałęsa. Początkowo zresztą, na mocy amnestii, zamieniono mu karę śmierci na 25 lat więzienia. Ostatecznie, w wyniku nacisków USA – rehabilitacja Kuklińskiego była jednym z nieoficjalnych warunków wejścia Polski do NATO – wyrok uchylono i przywrócono mu stopień pułkownika. Uznano, że działał w stanie wyższej konieczności.

W końcu docenione zostały również jego zasługi dla wolnej, demokratycznej Polski: po śmierci (zmarł w 2004 r.) jego prochy złożono na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach w Warszawie, w Alei Zasłużonych. Pojawiają się kolejne inicjatywy uhonorowania Kuklińskiego – budowy pomnika czy nazywania jego imieniem ulic. Dzieje się tak, choć jego czyny nadal budzą spory. Dla obrońców komunistycznej PRL był on bowiem – i zapewne już na zawsze pozostanie – po prostu zdrajcą. Dla jego obrońców zaś będzie bohaterem.

„ZARYZYKOWAŁ WSZYSTKO”

To zresztą paradoks, że człowiek, który zdradził PRL i złamał przysięgę wojskową (notabene mowa w niej była o wierności Polsce i Związkowi Sowieckiemu...), działał jednocześnie na rzecz Polaków i Polski. Warto zacytować słowa Zbigniewa Brzezińskiego, który stwierdził, że Kukliński zostanie zapamiętany jako „bohater, który zaryzykował wszystko, by Polska była bezpieczna i by w końcu stała się wolna”. Trudno się z tą opinią nie zgodzić.

Nie sposób nie przywołać opinii Wojciecha Jaruzelskiego, który miał stwierdzić, że jeżeli Ryszard Kukliński jest bohaterem, to „my wszyscy” (czyli inni oficerowie LWP) „jesteśmy zdrajcami”. Zresztą w przypadku obu jak na dłoni widać podobieństwa i różnice. Jaruzelski we współpracy z obcym, sowieckim mocarstwem tłumił demokratyczne dążenia Polaków, wprowadzając stan wojenny. Kukliński, współpracując z innym mocarstwem, USA, starał się uchronić Polskę i Polaków przed zagładą atomową. Ten pierwszy był za swą działalność odznaczony Orderem Lenina, ten drugi otrzymywał medale od Amerykanów. W przypadku obu mówi się o patriotyzmie i działaniu w stanie wyższej konieczności. Jednak wydaje się, że w przyszłości to Kukliński, a nie Jaruzelski będzie uznawany w Polsce za bohatera.

ZAGADKI KUKLIŃSKIEGO

To „wydaje się” wynika tylko i wyłącznie z braku pełnego dostępu do dokumentów na temat Kuklińskiego, zarówno amerykańskich, jak i sowieckich. Bez nich zaś nie sposób z całkowitą pewnością odrzucić zarzutów jego przeciwników, że mógł podjąć współpracę z CIA wcześniej, niż sam twierdzi, i z innych, mniej szlachetnych pobudek, albo że mógł współpracować ze służbami ZSRR. Niemniej trzeba od razu dodać, że takie oskarżenia (szczególnie dotyczące współpracy ze służbami sowieckimi, w świetle śmierci jego synów) nie mają realnych podstaw. Nie potwierdza ich też dokumentacja rozpracowania Kuklińskiego po jego ucieczce na Zachód, zgromadzona przez Wojskową Służbę Wewnętrzną.

Nieco inaczej jest w przypadku zarzutów dotyczących jego kontaktów z polskim aparatem: pod adresem Kuklińskiego padają oskarżenia o współpracę z WSW, a nawet pojawiają się sugestie, że mógł wcześniej współpracować z niesławną Informacją Wojskową. O ile w drugim przypadku można mówić o pomówieniach (czy delikatniej: o bezpodstawnych oskarżeniach), to nieco inaczej jest jednak w pierwszym.

Kwestia ta jest istotna, ale niestety słabo udokumentowana. Nie ulega wątpliwości, że Kukliński bywał wykorzystywany przez WSW. Z jednego z dokumentów, zachowanych w aktach jego rozpracowania po ucieczce, jest o tym kilka informacji. Wynika z nich, że od 1962 r. był wykorzystywany operacyjnie (m.in. gdy brał udział w pracach Międzynarodowej Komisji Nadzoru i Kontroli w Indochinach) przez kontrwywiad WSW. A także, że był traktowany jako „OZ”, czyli osoba zaufana; jak twierdzi np. Sławomir Cenckiewicz, od lat 60.

ILU Z NAS...

Sprawa, wbrew pozorom, jest nieco bardziej skomplikowana.

Choć sam dokument „Karta operacyjna” (jej pierwszą stronę opublikowano w artykule Cenckiewicza „Na tropie »Renegata«”, „Uważam Rze Historia” z 2010 r.) powstał w 1974 r., to kolejne informacje o Kuklińskim dopisywano w nim co najmniej do 21 listopada 1981 r. Co więcej: niewykluczone, że zapis o operacyjnym wykorzystywaniu Kuklińskiego jako „OZ” powstał już po jego ucieczce na Zachód. Ponadto – przynajmniej formalnie – nie powinien się on odnosić do lat 60., gdyż tę kategorię osobowego źródła informacji wprowadzono dopiero w 1971 r. Warto też nadmienić, że nie zawsze oznaczała ona świadomą współpracę.

Nie sposób zatem określić w tym przypadku ani okresu, w jakim Kukliński był zarejestrowany jako osoba zaufana (tej kategorii OZI nie rejestrowano w kartotekach operacyjnych), ani też jak ta współpraca dokładnie wyglądała. Można tylko przypuszczać, że mogła być doskonałą przykrywką dla jego pracy dla CIA. Oczywiście w żaden sposób nie przekreśla też ona jego zasług dla wolnej Polski. W końcu dla wolnego świata, dla jego triumfu nad komunistycznym Związkiem Sowieckim poświęcił on tak wiele.

Ilu z nas dziś – gdyby znalazło się w jego sytuacji – byłoby skłonnych zaryzykować życiem oraz poświęcić losy swoje oraz najbliższych dla dobra Polski? 


GRZEGORZ MAJCHRZAK jest historykiem, pracownikiem Biura Edukacji Publicznej IPN w Warszawie. Zajmuje się badaniem oporu społecznego w PRL (zwłaszcza NSZZ „Solidarność”) i funkcjonowaniem aparatu represji. Ostatnio wydał (wraz z Janem M. Owsińskim) „I Krajowy Zjazd Delegatów NSZZ »Solidarność«. Stenogramy”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 06/2014