Zdania złożone

"Bump": wszystko, co wydarzy się w programie, zależy od sugestii widzów. Reality show, jak każde. Tylko temat inny: uczestniczki mają zdecydować o przerwaniu lub donoszeniu ciąży.

16.03.2010

Czyta się kilka minut

Rys. Marcin Bondarowicz /
Rys. Marcin Bondarowicz /

Hailey nie przepada za poważnymi programami w telewizji, bo łatwo płacze. Woli komedie. Lubi się śmiać. Ze śmiechem zauważa np., że bez trudu zachodzi w ciążę. To już trzeci raz. Z poprzednimi nie było większych komplikacji, bo wcześnie je "wyłapała". Zapytana przez lekarza o datę ostatniej miesiączki, szybko konsultuje się ze swoim chłopakiem.

Denise lubi cukierki. Jest wesoła, nie zraża się trudnościami. Wie, że dzieci nie rosną na drzewach, a ich wychowanie to ciężka praca. Wychowuje już dwoje - w przyczepie kempingowej, w której mieszka z dość podejrzanym typem, Buzzem.

Katie wychowała się w religijnej rodzinie i od dawna marzyła o dzieciach. Ale wszystko miało być inaczej. Nie wie, co ma zrobić, i nie ma nikogo, z kim mogłaby porozmawiać.

Przekonania bez znaczenia

Wszystkie trzy - młode i atrakcyjne - są w pierwszym trymestrze nieplanowanej ciąży. Wszystkie trzy zdecydowały się wziąć udział w trwającym sześć tygodni reality show poświęconemu aborcji. Zostały wybrane spośród 300 kandydatek. Choć najważniejszym kryterium było posiadanie rozterek - intencją twórców programu było pokazanie, w jaki sposób poradzą sobie z wątpliwościami i jaką podejmą decyzję - tak naprawdę tylko Katie zdaje się je posiadać. Kilka miesięcy temu jej mąż, John, wyjechał na wojnę do Iraku. Wkrótce potem zdradziła go z przypadkowym mężczyzną, na zakrapianej alkoholem imprezie. Obawia się, że musi dokonać wyboru między dzieckiem a ocaleniem małżeństwa.

Beztroska Denise sprawia wrażenie zdecydowanej, by dziecko urodzić. Na udział w programie zdecydowała się, ponieważ nie ma ubezpieczenia medycznego. Liczy na opiekę lekarza i korzyści finansowe. Hailey także sprawia wrażenie osoby pozbawionej wątpliwości. Chce rozpocząć naukę w szkole dla pielęgniarek, dziecko uniemożliwiłoby realizację tych planów. Do wzięcia udziału w programie, który traktuje jak przygodę, namówił ją chłopak. Oboje liczą, że staną się sławni, a to otworzy przed nimi nowe możliwości.

Towarzyszem i przewodnikiem dziewczyn jest doktor Patterson. Jak sam wyjaśnia, zajmuje się infekcjami ucha i przepisywaniem antybiotyków, i nie jest "lekarzem, który ratuje ludziom życie". Podczas pierwszej wizyty w jego gabinecie Katie pyta, na ile poważnie traktuje to, co robi. - Ten program czy medycynę? - próbuje uściślić doktor. - Jedno i drugie. W jakich okolicznościach, twoim zdaniem, aborcja jest dopuszczalnym rozwiązaniem?. - Moje osobiste przekonania są bez znaczenia - odpowiada dr Patterson. - Dla mnie mają znaczenie. Muszę podjąć ważną decyzję, od której nie będzie odwrotu. Nie mam nikogo, kogo mogłabym się poradzić.

Eksperyment

- Podejmujemy eksperyment - wyjaśniają autorzy interaktywnego programu, którego premiera miała miejsce 22 stycznia. To rocznica słynnego orzeczenia Sądu Najwyższego w sprawie Wade contra Row, które w 1973 r. zalegalizowało w USA aborcję. Twórcy "Bump" przekonani są, że choć Amerykanki zyskały wówczas prawo do wyboru, przez niemal cztery dekady nie mogły dojść do głosu. Chcą nadrobić to zaniedbanie i rozpocząć debatę, która pozwoli "uczłowieczyć" problem.

"Przez wieki, w różnych kulturach, opowieść stanowiła bezpieczną strefę, w której łatwiej było poszukiwać odpowiedzi na najtrudniejsze pytania" - wyjaśnia na stronie internetowej producentka Laurie Deason. "Chcemy zobaczyć, czy opowieść może sprawdzić się tam, gdzie przez blisko cztery dekady nie sprawdzała się przesycona złością retoryka i polityczne debaty".

Inspiracji twórcom programu dostarczył prezydent Barack Obama, który wiosną zeszłego roku podczas przemówienia na katolickim Uniwersytecie Notre Dame apelował, by zarówno przeciwnicy, jak i zwolennicy prawa do wyboru, porzucili mało produktywne spory, a zamiast tego wspólnie próbowali szukać jak najbardziej pragmatycznych rozwiązań.

Właśnie temu ma służyć "Bump". Autorzy zapewniają widzów, że to, co wydarzy się w programie, zależy od ich sugestii. Po emisji każdego odcinka mogą nadsyłać swoje komentarze. Wydarzenia w programie komentuje także na blogu asystentka produkcji Emily ("nasz rudy mól książkowy, który chce zmieniać świat na lepsze"), która opisuje m.in., co dzieje się w filmowej kuchni.

Gra

"To będzie fajny wieczór" - zapowiada na blogu Emily przed emisją trzeciego odcinka, w którym bohaterki mają się dowiedzieć, że zwyciężyły w konkursie i zakwalifikowały się do programu. Aby uczcić to wydarzenie, w przychodni K będzie mini-impreza. "Zależy nam, by było wesoło. Być może będzie jakaś gra".

Rzeczywiście, jest gra. Katie, Denise, Haeily i towarzyszący tej ostatniej Jason (zdają się być nierozłączni) po kolei wyciągają losy z pytaniami. "W którym momencie zarodek staje się człowiekiem?". Wyraźnie zakłopotana Hailey patrzy w stronę Jasona. - That’s above my paygrade (to powyżej moich kwalifikacji, za to mi nie płacą) - odpowiada ze śmiechem młodzieniec. Kolej na Katie: "Jaka była najgorsza rada, jakiej udzielono ci podczas tej ciąży?". Celne pytanie. - Stary lekarz, naprawdę miły, powiedział mi, żebym wróciła do domu i spokojnie porozmawiała z mężem. Że wszystkie te problemy zawsze jakoś można rozwiązać.

- Mam nadzieję, że bohaterki będą miały alternatywę, m.in. możliwość terapii - komentuje po programie Marie, która ćwierć wieku temu sama przerwała ciążę. Ktoś inny zauważa, że trzy kobiety rzeczywiście znalazły się z pułapce, ale to nie ciążowe wpadki są tak naprawdę prawdziwą przyczyną ich kłopotów. Do dyskusji przyłącza się ksiądz Al: przerwanie ciąży niewiele zmieni, o ile Denise nie odejdzie od stosującego przemoc Buzza, Hailey nie nauczy się myśleć samodzielnie, a Katie nie zdobędzie się na szczerą rozmowę z mężem. Być może ta trudna sytuacja stanie się szansą na to, by te kobiety coś w swoim życiu zmieniły?

Fikcyjne, ale realne

To reality show nie do końca jest realne. W rolę kobiet, lekarza oraz reżyserki programu wcielili się aktorzy. Jak zapewniają na stronie internetowej twórcy "Bump" (ci prawdziwi) postaci bohaterek, choć fikcyjne, zostały skonstruowane w oparciu o realne doświadczenia konkretnych, znanych im osób. Inspiracji dostarczali także widzowie (wirtualni, ale prawdziwi), dzieląc się przemyśleniami i doświadczeniami. To od ich sugestii po części zależą decyzje bohaterek. (Nie jest to jednak głosowanie - zapewnia Deason. - Życie nie jest tak proste). Na planie raz po raz pojawia się również pani reżyser (fikcyjna), która opowiada o związanych z pracą nad programem rozterkach i dylematach (realnych).

O dylematach opowiada także w rozmowie telefonicznej z "Tygodnikiem" producent programu, Christopher Riley. - Oskarżano nas o trywializowanie poważnego problemu. Zdecydowaliśmy się na format reality show, by przybliżyć widzom to, co dzieje się w umyśle osoby podejmującej trudną decyzję. W normalnych warunkach trudno wtargnąć z kamerą do czyjejś głowy, reality show to ułatwia. Umożliwia także interaktywność, a nie ma lepszego sposobu na to, by widzowie naprawdę wczuli się w to, co przeżywa taka osoba. Z drugiej jednak strony, mieliśmy poczucie, że gdyby to wszystko, co przytrafia się naszym fikcyjnym bohaterkom, działo się naprawdę przed kamerami, wykazywalibyśmy brak szacunku i odpowiedzialności. Dlatego potrzebna była fikcja.

Czy jest zadowolony z efektów? - Przeszły nasze oczekiwania. Aborcja to temat budzący ogromne kontrowersje. Tymczasem udowodniliśmy, że jest możliwa uczciwa, rzeczowa i pełna empatii debata na tak trudny temat.

Laurie Deason donosi w mailu, że emitowany w internecie program w ciągu sześciu tygodni obejrzało blisko 70 tys. widzów, a stronę internetową odwiedziło 126 tys. gości z 64 krajów. Pozostawili 1 300 komentarzy (gospodarze, którzy zapowiedzieli moderowanie dyskusji, twierdzą, że usunęli tylko znikomą liczbę obraźliwych wypowiedzi). - To nie są wielkie liczby i nie spodziewam się bynajmniej, że z dnia na dzień odmienimy amerykańską kulturę - mówi Riley. ­- Ale na pewno odmieniliśmy trochę sposób myślenia osób, które przyłączyły się do programu: czegoś cennego się nauczyły.

Twórcy "Bump" cieszą się, że kilka szkół średnich ma zamiar wykorzystywać ich materiały jako pomoc podczas lekcji prowadzenia debat. - Wystarczy, że niewielka grupa ludzi pokaże, że coś jest możliwe.

Trzynasty odcinek

Umieszczony na stronie zegar odmierza czas do emisji 13. odcinka, podczas którego mamy dowiedzieć się, jakie decyzje podejmą Katie, Hailey i Denise - 1:35:24. Jestem prawie pewna, że wiem, jak się wszystko skończy: jedna z dziewczyn przerwie ciążę (zgodnie z regułami sztuki powinna być to Denise, która na początku miała dokładnie odwrotny zamiar), jedna postanowi urodzić (Hailey, patrz wyżej). A Katie? Może urodzi i odda dziecko do adopcji?

Kiedy pierwszy raz usłyszałam o tym programie, nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Aborcyjne reality show? Wirtualna gra ze skrobanką w tle? "Ruskich by na nich trzeba" - zwykła ponoć mawiać moja prababka (w młodości uciekła z Rosji przed bolszewikami), ilekroć komuś mylił się pion z poziomem. Dobrze, że nie dożyła do czasów Facebooka i aborcyjnych transmisji na żywo.

Spędziwszy trochę czasu na stronie "Bump", z zaskoczeniem odkryłam jednak, że rzeczywiście toczy się tam dająca do myślenia dyskusja. Dużo złożonych zdań i skomplikowanych akapitów. Uczestnicy nie tylko potrafią formułować swoje myśli, ale rzeczywiście słuchają z empatią innych - nawet tych, z którymi się nie zgadzają.

Nadal mam mocno mieszane uczucia. Czy dyskusja - jakkolwiek cywilizowana i na wysokim poziomie - jest tu na miejscu? Jeden z katolickich blogerów określił cały proceder mianem "moralności sytuacyjnej". Niepokoi mnie rozmycie granicy między tym, co zabawne, a tym, co poważne. Czuję się nieswojo, bo chwilami mam poważne kłopoty z rozstrzygnięciem, co dzieje się naprawdę, a co na niby.

Próbowałam o programie porozmawiać ze znajomym księdzem. Zajrzał na moment na stronę, ale ani na oglądanie filmu, ani na dłuższą rozmowę o nim nie miał ochoty. - Ci, którym naprawdę zależy na prawie kobiety do wyboru, powinni zadbać o to, by rzeczywiście miały wybór. Zaoferować im alternatywę - opiekę zdrowotną, przedszkola, terapie, wsparcie, adopcje - by aborcja nie była jedynym wyjściem - skomentował. Być może ktoś z widzów "Bump" zgłosił podobną sugestię i to ona sprawiła, że program zakończył się zupełnie inaczej, niż przewidywałam?

***

Denise poroniła ("Czasami wydaje nam się, że możemy podjąć decyzję, ale tak naprawdę nie nad wszystkim mamy kontrolę"). Katie odbyła rozmowę z mężem, który przyjechał na przepustkę. Popędził szybko kupić samochodowy fotelik. Hailey odeszła od Jasona i postanowiła urodzić. Dr Patterson zaoferował jej pracę asystentki w swojej klinice. Czy takie zakończenia zdarzają się w życiu? Czy tylko w fikcyjnych reality show?

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1969. Reperterka, fotografka, była korespondentka Tygodnika w USA. Autorka książki „Nowy Jork. Od Mannahaty do Ground Zero” (2013). Od 2014 mieszka w Tokio. Prowadzi dziennik japoński na stronie magdarittenhouse.com. Instagram: @magdarittenhouse.

Artykuł pochodzi z numeru TP 12/2010