Zdania i uwagi

Nie brak we Wrocławiu spotkań i nagród literackich. Nieco gorzej z księgarniami...

22.09.2009

Czyta się kilka minut

Codzienną przestrzenią życia literackiego są księgarnie. Nawet - a pewnie zwłaszcza - w czasach sklepów internetowych szczególną przyjemność sprawiają te chwile, kiedy czytelnik dowiaduje się o czymś nowym i już zaraz chce tę książkę przeczytać. Jeśli jest człowiekiem poważnym, zna dobrze topografię księgarń swojego miasta. Podnosi więc słuchawkę, wystukuje numer, sprawdza tytuł. Jeżeli życie społeczne funkcjonuje jak należy, czytelnik wychodzi z domu lub z pracy, by już zaraz cieszyć się nową książką czy numerem pisma.

Jak z tym jest we Wrocławiu?

Chodząc i wspominając

Czuję się trochę jak Wiechowski Maniuś Kitajec, który oprowadzał wycieczki po stolicy i pokazywał przybyszom miejsca, w których kiedyś coś było. Niemniej w późniejszych akapitach powinno być już lepiej. Tak więc zaczynamy od placu Nankiera i Kapitałki, która właśnie dożywa ostatnich tygodni. Książki tam już mocno przetrzebione, obawiam się więc, że ostatnim dziełem literackim, jakie tam kupiłem, zostaną nabyte w sierpniu "Losy dobrego żołnierza Szwejka czasu wojny światowej" w nowym, arcykompetentnym przekładzie Antoniego Kroha. Kapitałka to wprawdzie księgarnia przede wszystkim naukowa, lecz i literatury był tu całkiem przyzwoity wybór.

Z Kapitałki idziemy Szewską w stronę Rynku. Można by też pójść równoległą Kuźniczą, przy której są dwie księgarnie uniwersyteckie, tyle że z nie nazbyt dużą ofertą literacką. Poza tym Kuźnicza ciaśniejsza (głównie od studentów prawa), natomiast Szewska cicha, spokojna, no a jeszcze po drodze dwa antykwariaty. W Rynku jest empik (powszechnie wiadomo, co to takiego), prócz tego, jak na każdym rynku większego miasta, ogródki piwne i tandetne aparaty cyfrowe z przytroczonymi turystami. Na szczęście niedługo zima. A na tej samej ścianie, gdzie empik, były kiedyś dwie ciekawe księgarnie. Społeczno-

-polityczna, gdzie owszem, półki wyginały się w łuk pod kompletami Marksa i Engelsa, ale książki inne, zwłaszcza pod koniec lat 80., też tam bywały. Cóż, księgarnia ongiś im. Marchlewskiego pozostanie dla mnie miejscem wręcz ekstatycznym, albowiem w latach 80. księgarz sprzedał mi tam wreszcie wydanych dziewięć tomów Gombrowicza. Zapalam więc zaduszkową świeczkę przed niegdysiejszą witryną; zapałek nie warto chować, bo parę kroków dalej trzeba postawić następną świeczkę, po dużej księgarni im. Żeromskiego.

Skręcamy w lewo i mijamy miejsce po księgarni Ossolineum, przeniesionej na Kołłątaja, blisko dworca głównego. Cóż, przeniesienie księgarni Ossolineum z wrocławskiego Rynku było większym wahnięciem tożsamości miasta niż, powiedzmy, przeniesienie stamtąd pomnika Fredry. Nim miniemy go po lewej, warto wstąpić tuż tuż, na Ruską, do taniej książki. Drugi taki przybytek jest w pobliskim Feniksie (jeszcze Rynek). To miejsca relatywnie nowe, ważne. Wielu uzupełnia właśnie tam swój księgozbiór, stąd pewnie tłoczniej w tych księgarniach aniżeli w zwykłych. Idziemy Świdnicką w stronę przyzwoitej księgarni im. Worcella, potem troszeczkę się cofamy, żeby skręcić w lewo i dojść do księgarni Biura Literackiego Artura Burszty. No, to jest miejsce. W zasadzie już nie ma tam książek innych oficyn, ale za to tomów sygnowanych przez BL jest tu najwięcej na świecie. A, doprawdy, jest w czym wybierać.

Z powrotem, na Świdnickiej, dochodzimy do księgarni Pod Arkadami, dawno temu słynnej z poniedziałkowych spotkań z pisarzami. Na chodnikach wspaniała rzeźba Jerzego Kaliny, przechodzimy obok postaci wyłaniających się z chodnika i pogrążających się w nim. Jeszcze tylko Ossolineum, i jeśli przyjechali państwo do Wrocławia wyłącznie po zakupy książkowe, to już właściwie wszystko, co trzeba było odwiedzić.

Co innego grudzień

Warto natomiast, i to na parę dni, wybrać się do Wrocławia w grudniu, na Spotkania Wydawców Dobrych Książek, od paru latach przeinaczone na Wrocławskie Promocje Dobrych Książek. Zjeżdża się kilkadziesiąt wydawnictw, książki można kupić taniej, co roku ileś tytułów mam tam zaplanowanych, a prócz tego trafiają się niespodzianki.

No i spotkania literackie, których nie brakuje we Wrocławiu także w ciągu roku. Wieczory odbywają się w różnych miejscach, są trochę archipelagowe, to znaczy gromadzą zróżnicowaną publiczność. Od czasów tuż powojennych organizowane są czwartki literackie. To dziś domena SPP; żeby prawdę powiedzieć, te wieczory ostatnio trochę siadły, niemniej tysięczny czwartek literacki wyprawiony został hucznie, aczkolwiek w sobotę. Na takie milenijne spotkanie zaproszono całą poezję polską: okazją stała się mianowicie antologia przygotowana przez Jacka Łukasiewicza. Spotkania anonsowane przez SPP posiadają tradycyjny charakter, inaczej natomiast pomyślane zostało Studium Literackie, prowadzone przez Joannę Orską, organizowane przez Ośrodek Kultury i Sztuki oraz "Odrę". Na spotkania przyjeżdżają pisarze młodzi i w wieku średnim. Najpierw jest rozmowa z pisarzem, potem zaś konkurs jednego wiersza, który przyciąga na spotkania głównie najmłodszych. Cóż, trudno chyba wskazać kogoś z ważnych pisarzy, kto nie byłby gościem Studium; także zresztą wśród uczestników konkursu są dziś autorzy tomików i/lub redaktorzy. Spotkania odbywały się w różnych miejscach, także w Kapitałce.

Stałym miejscem spotkań jest natomiast wspomniana wcześniej księgarnia Biura Literackiego. Tam odbywają się premiery, a ponieważ jest to największe wydawnictwo poetyckie w Polsce, więc atrakcji nie brakuje. Poza tym BL prowadzi działalność edukacyjną (połowy i pogotowia poetyckie). No i, oczywiście, co roku na wiosnę odbywa się organizowany z rozmachem Port Wrocław.

Od dwóch lat z Portem czasowo łączy się odrębna instytucja, czyli Nagroda Poetycka Silesius. Jury wybiera książkę poetycką roku, debiut roku oraz przyznaje nagrodę za całość poetyckiej twórczości. Początek był najmocniejszy z możliwych, gdyż laury za całokształt przyznano Różewiczowi. Do tego książką roku został tomik Andrzeja Sosnowskiego, tak więc nagroda nie jest wyłącznie powielaniem zadawnionych hierarchii. A uroczystość wręczenia w Teatrze Polskim wypadła wspaniale: nie tylko ze względu na udaną oprawę pantomimiczną, lecz przede wszystkim z powodu znakomitej formy Różewicza, który przygotował na tę okazję cudownie ironiczne odpowiedzi na Mickiewiczowskie "Zdania i uwagi" (skoro nagrodzie patronuje Silesius...). Rok później organizacja wpadła przez transmisję: jakaś osoba o inteligencji telewizyjnej uznała, że trzy minuty na wiersz Barańczaka to za dużo, tak tedy nieobecnego z powodu choroby laureata nie zastąpił nawet jego poetycki tekst.

Nieco tylko starszą Nagrodą od Silesiusa jest międzynarodowy Angelus, przeznaczony dla prozy. Zaczęło się od Jurija An-

druchowycza, ostatnio był Péter Esterházy. Najbliższe wręczenie w grudniu, w czasie Promocji; pewien kandydat wydaje się niektórym czytelnikom murowany, ale ćśśś...

Cyklicznie, rytmicznie, wyjątkowo

Nagrody, niekoniecznie pisarzom, przyznaje również "Odra", jedno z najstarszych pism literackich w Polsce. Od dwóch dekad kierowana przez Mieczysława Orskiego, umiejętnie łączy długie trwanie ze zmiennością. Tu najczęściej publikuje swoje nowe wiersze Różewicz, najmłodsi zaś cenią sobie ósmy arkusz tego miesięcznika. Ta młodoliteracka część jest osobnym, a zarazem integralnym składnikiem pisma. Poza tym to zapewne jeden z niewielu periodyków, w którym działa poczta literacka (Karol Maliszewski).

Z innych pism warto wymienić "Notatnik Teatralny", "Ritę Baum", "Reda" (wprawdzie redakcja mieści się w Brzegu, ale naczelny, Radek Wiśniewski, często bywa we Wrocławiu). Najmłodszym pismem jest bodaj "Cegła" Karola Pęcherza, niewątpliwy nieregularnik przestrzenny: jeden z numerów miał kształt pudełka od papierosów, inny urzędniczej teczki.

Wrocław jest jednym z miejsc festiwali Instytutu Książki (Pora Prozy, Pora Poezji, Pop-lit), wyłącznie tu natomiast odbywają się inne, nieraz tłumne, literackie imprezy (Festiwal Opowiadań, Festiwal Kryminału). A czasem trafiają się spotkania zupełnie wyjątkowe. Należy do nich każde spotkanie z Różewiczem (mimo że wrocławianin). Jeśli poeta czyta podczas tych wieczorów wiersze, to długo ma się je później w uszach. Niezwykłą atmosferę miały też (byłem na dwóch) wieczory Ludwika Flaszena, które były czymś w rodzaju doznania legendy: oto można było na własne oczy zobaczyć autora "Cyrografu"...

Oczywiście, ktoś starszy ode mnie ma inne legendy i inaczej by o literackim Wrocławiu opowiedział, ktoś młodszy jeszcze inaczej. Nie powiem, niekiedy mnie te czy inne poczynania obu generacji nie zachwycają, ale pewnie literatura polega również na tym, aby były miejsca i teksty do niekomunikowania. Archipelag zaś jest przecież także przestrzenią ciągłości.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2009