Zapomniane narracje

Choć ostatnio wiele mówimy o martyrologii, ograniczamy się w dyskusjach do kilku tematów: Katyń, Holokaust i powstanie warszawskie.

23.04.2012

Czyta się kilka minut

AGNIESZKA SABOR: Muzeum Historii Polski to projekt zakrojony na ogromną skalę. W którym momencie przygotowań jesteśmy? ROBERT KOSTRO: Od 2009 r. istnieje projekt przyszłego budynku muzeum. W ubiegłym roku przeprowadziliśmy konkurs na koncepcję plastyczno-przestrzenną przyszłej ekspozycji (chodzi o, bagatela, zaaranżowanie 7 tys. m² powierzchni!). Bardzo zaawansowane są prace nad scenariuszem. Niestety, nie otrzymaliśmy pieniędzy budżetowych – tak jak Muzeum II Wojny Światowej – by te projekty realizować. Planujemy pozyskać fundusze unijne na lata 2014-17. Jeśli nie, minister Zdrojewski zapewnia, że projekt zostanie w całości sfinansowany ze środków państwa. Ale to będzie oczywiście o wiele trudniejsze. Co wiemy już o scenariuszu? Czy to Muzeum będzie przypominało takie placówki, jak Muzeum Holokaustu w Waszyngtonie czy Muzeum Powstania Warszawskiego? Będziemy sięgali do wielu rozwiązać tam stosowanych, jednak mówimy o zupełnie innej placówce. Po pierwsze, mamy do opowiedzenia wiele różnych opowieści. Po drugie, nie zamierzamy podejmować się projektu równie monumentalnego jak te związane z wydarzeniami tak tragicznymi jak Zagłada czy Powstanie 1944. Postanowiliśmy podzielić narrację na trzy wątki. Uznaliśmy, że kluczową wartością w historii Polski była wolność. Wszak I Rzeczpospolita była zdumiewającym eksperymentem republikańskim w Europie, która stawała się coraz bardziej absolutystyczna. Interesuje nas unia polsko-litewska, w której Jan Paweł II zauważył jedno ze źródeł Unii Europejskiej. A konfederacja warszawska? A Konstytucja Trzeciego Maja? Opowiadamy też o powstaniach i II wojnie światowej, ale bez koncentrowania się na zagadnieniach militarnych. Drugi wątek dotyczy polskiej tożsamości – bo przecież inaczej rozumiano polskość przed zaborami, a inaczej rozumiemy ją dzisiaj. Jeszcze w okresie powstania styczniowego można było być Polakiem-Litwinem, Polakiem-Rusinem, Polakiem-Żydem. Można było być Polakiem-katolikiem, Polakiem-grekokatolikiem, Polakiem-prawosławnym, Polakiem-protestantem (kto pamięta, jak bohatersko zachowywali się polscy protestanci, często zresztą pochodzenia niemieckiego, podczas II wojny światowej?) Wincenty Pol był etnicznym Niemcem, Jan Matejko – Czechem, o Berku Joselewiczu nawet nie wspominając. W „Rocie” śpiewamy: „królewski szczep Piastowy”, ale nasze wielkie rody pochodziły także od Giedyminowiczów i Rurykowiczów. Ci, którzy powtarzają zdanie „Polska dla Polaków”, tak naprawdę nie rozumieją polskości i nie znają historii. Mnie osobiście interesują także momenty graniczne. Na przykład w roku 1870 pogrzeb rabina Dow Ber Meiselsa był wielką polską manifestacją patriotyczną. Mało kto dzisiaj zna to nazwisko, a przecież w 1846 r. poparł on powstanie krakowskie, wziął udział w Wiośnie Ludów, a w 1861 r., kiedy w proteście po profanacji przez Kozaków zamknięte zostały warszawskie kościoły, kazał na znak solidarności zamknąć synagogi. Wkrótce każdy z narodów dawnej Rzeczypospolitej poszedł w swoją stronę. Wreszcie: tematyka związana z przemianami cywilizacyjnymi, polskimi osiągnięciami nauki i techniki, przemianami społecznymi, np. urbanizacją, emancypacją Żydów czy kobiet. Które wątki sprawiają Państwu najwięcej problemów? Jest wiele trudnych wątków. Na pewno jednym z bardziej kłopotliwych jest PRL. Nie chodzi wyłącznie o to, że emocje z nim związane są jeszcze bardzo świeże. Rzecz w tym, że z jednej strony słusznie bierzemy w nawias ten okres dziejów naszej państwowości (zwróćmy uwagę, że w 1989 r. utworzyliśmy III Rzeczpospolitą, odwołując się bezpośrednio do okresu międzywojennego, pomijając prawie pół wieku), z drugiej zaś nie była to wyłącznie ziemia jałowa. Jestem bardzo krytyczny wobec PRL-u, ale przecież na wiecach w 1956 roku system ten został warunkowo legitymizowany przez społeczeństwo. Ludzie spontanicznie krzyczeli: „Wiesław, Wiesław!” Ta legitymizacja zachwiała się, m.in. w 1966 r. (obchody milenijne), w grudniu 1970 r., a ostatecznie załamała w okresie 1980-81, ale jednak nie można tego całkowicie zignorować. Pytanie brzmi, jak nie rozwodnić zbrodni i nieprawości tamtego systemu, a równocześnie pokazać ówczesne osiągnięcia Polaków? Czy można np. zdezawuować odbudowę Warszawy w ramach tamtego systemu? Czy możemy zbyć milczeniem takie fakty, jak wezwanie przez Prymasa do głosowania na listę Frontu Jedności Narodowej w 1957 r.? Czy możemy zignorować działalność wielu zasłużonych ludzi, często z piękną kartą w Armii Krajowej, jak np. Aleksander Gieysztor, którzy wybrali jakąś formę kompromisu z rzeczywistością? Oddział warszawskiego Muzeum Historii Polski zajmujący się okresem PRL-u działa już w Nowej Hucie. Jaka jest jego przyszłość? W Polsce, w odróżnieniu od wielu krajów naszego regionu, nie ma muzeum opowiadającego o czasach komunizmu – takiej prezentacji ma służyć oddział w Krakowie. Nadal obowiązuje scenariusz stałej ekspozycji opracowany przez Piotra Osękę, znakomitego historyka młodego pokolenia. Jest budynek, jest energiczna szefowa, Jadwiga Emilewicz, która z niewielkim zespołem, dysponując skromnymi środkami, robi świetne projekty (właśnie otwiera się wystawa poświęcona piłce nożnej w PRL-u, a raczej jej społecznym i politycznym kontekstom). Równocześnie zaistniał spór wśród członków Rady Programowej tej instytucji co do przyszłości placówki i niestety brakuje pieniędzy na adaptację budynku byłego kina „Światowid”. Minister Zdrojewski oraz prezydent Majchrowski prowadzą rozmowy, czy nowohucka placówka pozostanie w strukturach MHP, czy też zostanie wyodrębniona. Niezależnie od ostatecznego kształtu, uważam, że powinna mieć rangę ogólnopolską. Skoro mowa o Krakowie, jak ocenia Pan muzeum w fabryce Schindlera, opowiadające o dziejach tego miasta w latach 1939-45? Jest bardzo dobre. Oglądałem je jednak z perspektywy warszawskiej, dlatego dyskutowałbym na temat pewnych akcentów. Ekspozycja pokazuje przede wszystkim życie codzienne, nie zaś terror czy martyrologię. Boję się, że ktoś, kto po raz pierwszy przyjeżdża do Polski, może pomyśleć, że okupacja wyglądała w całym kraju tak jak w Krakowie. A było to miasto specyficzne ze względu na to, że stało się stolicą Generalnego Gubernatorstwa. Zupełnie inaczej było na Zamojszczyźnie, w Łodzi, we Lwowie, Poznaniu, Katowicach, Warszawie... W jaki sposób chcą Państwo opowiadać o totalitaryzmach, które przewaliły się przez Polskę w XX wieku? Założyliśmy, że nasza narracja będzie ukształtowana przez pozytywne punkty odniesienia. Dlatego w XX wieku istotne wydaje nam się np. pokazanie, jak powstawała II Rzeczpospolita, która de facto wprowadziła nas w nowoczesność – w sensie politycznym, społecznym czy technicznym. A także Solidarność, która powinna pełnić funkcję mitu założycielskiego dla III Rzeczypospolitej. Ale nie da się opowiadać o Dwudziestoleciu, nie pamiętając o wrześniu 1939 r., zaś o Solidarności – bez komunizmu i okupacji. Ważne jest także, że totalitaryzmy, których doświadczyliśmy, ważą na naszej teraźniejszości. Zmiany granic, Holokaust, wywózki i masakry ludności polskiej, zagłada Warszawy, rozstrzelanie polskich oficerów przez Sowietów – to w wielkiej mierze ukształtowało naszą teraźniejszość. Nie chcemy upolityczniać czy uaktualniać przeszłości, chodzi nam o to, by przypomnieć pewne zdarzenia, które w jakiś sposób powracają w dyskusjach dotyczących współczesności. Ale dla nas ważne jest również pokazanie, w jaki sposób Polacy dawali sobie radę z trudnymi czasami. Myślę, że dzieje Armii Krajowej, polskiej emigracji, historia opozycji w PRL i Solidarności, rola kard. Wyszyńskiego i Jana Pawła II – to są te jasne punkty odniesienia w trudnych czasach. Muzeum Historii Polski wejdzie w relacje z innymi, istniejącymi już bądź powstającymi instytucjami – Muzeum Powstania Warszawskiego, Muzeum II Wojny Światowej, Muzeum Żydów Polskich. Jak wyobrażają sobie Państwo te relacje? Staramy się, by nasze narracje się uzupełniały. I tak np. jeśli mowa o II wojnie światowej, bardziej niż na Zagładzie czy powstaniu warszawskim skupimy się m.in. na Polskim Państwie Podziemnym czy doświadczeniach wywózek i przymusowych migracji. Czy w naszej historii są elementy niesłusznie dziś zapomniane? O jednym z nich już wspominaliśmy: o poziomie komplikacji tożsamości polskiej, o jej niejednoznaczności. Kompletnie zapomnieliśmy też o naszej historii cywilizacyjnej – o polskich naukowcach, podróżnikach, odkrywcach. O duecie Wróblewski–Olszewski, o Arctowskim i Strzeleckim... Śmiem także twierdzić, że choć ostatnio wiele mówimy o martyrologii, to w gruncie rzeczy ograniczamy się w tych dyskusjach do kilku tematów: Katyń, Holokaust, powstanie warszawskie. Myślę, że gdyby przeprowadzić sondę uliczną i zapytać przechodniów o Dzieci Zamojszczyzny, Piaśnicę albo o Palmiry, niewielu potrafiłoby rozszyfrować te pojęcia. Dlatego mam zawsze wątpliwości słysząc zdanie, że „zbyt wiele mówimy o martyrologii”. Może ona jest w niewłaściwy sposób opowiadana? Jeden z przyjaciół, profesor akademicki, opowiadał mi ostatnio, że jego magistrant nie potrafił rozszyfrować skrótu PZPR... To dowód na to, jak szybko teraźniejszość zmienia się w historię. Inna sprawa: czy widzi Pan gdzieś w świecie muzeum, które mogłoby służyć za wzór Muzeum Historii Polski? Nie ma tu jednego wzorca. Bardzo cenię muzea zajmujące się historią Niemiec – w Berlinie i Bonn. Dobrą metodą jest często używana dziś w muzealnictwie metoda personalizowania historii. My także staramy się ją stosować: w 2009 r. przygotowaliśmy np. wystawę pt. „Wojenne rozstania”, którą pokazaliśmy w Bibliotece Uniwersyteckiej w Warszawie – poprzez losy siedmiu polskich rodzin opowiedzieliśmy praktycznie całą historię II wojny światowej. Wróćmy do architektury. Wiele budynków muzealnych stało się ikonami architektury – by przywołać tylko Muzeum Libeskinda w Berlinie. Tak zapowiada się także przyszłe Muzeum Żydów Polskich w Warszawie, zaprojektowane przez zespół fiński pod kierunkiem Rainera Mahlamäkiego. Projekt Bogdana Paczowskiego, który wygrał zorganizowany przez Państwa konkurs, jest bardzo neutralny i skromny. Jeden z członków międzynarodowego jury, Rafael Moneo (laureat Nagrody Pritzkera, architektonicznego Nobla), powiedział mi: „Jeśli oczekiwali państwo ikony, wybraliście złych sędziów, lokalizacja budynku nie pozwala, by zdominował otoczenie – w jego sąsiedztwie stoi już przecież inny znak, Zamek Ujazdowski. Wybieramy budynek nowoczesny, prosty, elegancki i bardzo funkcjonalny”. Jak Pan sądzi, kiedy będziemy mogli go zobaczyć „w realu”? Mam nadzieję, że w 2017 r.
ROBERT KOSTRO jest dyrektorem Muzeum Historii Polski, historykiem i dziennikarzem. Były dyrektor Departamentu Spraw Zagranicznych przy Kancelarii Prezesa Rady Ministrów i szef Gabinetu Politycznego ministra Kazimierza M. Ujazdowskiego.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, historyk i krytyk sztuki. Autorka książki „Sztetl. Śladami żydowskich miasteczek” (2005).

Artykuł pochodzi z numeru TP 18-19/2012