Zapis a wypis

Za dawnych złotych lat, gdy życie było proste, autorytet umocnić bądź zbudować można było na jeden z dwu sposobów: można się było gdzieś zapisać albo skądś wypisać.

15.12.2014

Czyta się kilka minut

Bywało, że każda z tych czynności należała do heroicznych, ale heroizm ich był osobny. Zapisanie i wypisanie nie należały do tej samej kategorii, były zdarzeniami, których wartości były różne. Oto zapisanie się, którego następstwem miało być heroiczne wypisanie, miało wartość zerową. Z kolei heroiczne zapisanie się wykluczało takież wypisanie. Czy to jest jasne? Otóż nie bardzo. By to zagadnienie oświetlić, trzeba posłużyć się garścią przykładów, dobrych do ogarnięcia istoty polskiego zapisywania i wypisywania. Nadmieńmy, że polski zapis i wypis, jako należące bezwzględnie do kategorii moralnego zwycięstwa, są specyficzne w skali świata, jak dajmy na to jedzenie żurku.

Weźmy zatem najpowszechniejsze w historii PRL heroiczne wypisywanie się. Najpierw, gdzieś w zamierzchłej swej młodości, człowiek zapisywał się do PZPR. Normalka: kilka milionów ludzi zrobiło to bez demonstrowanego obrzydzenia ani heroizmu. Odbywało się to przez dziesięciolecia w ciszy. Na ogół. Bez bicia piany, bez walenia w bębny, bez heroldów i bez szczególnego poczucia wyjątkowości. Zapisywanie się do PZPR było w swej istocie raczej czynem kombinacyjnym niźli ideowym. Dopiero występowanie z PZPR było świętem herkulesowym. Podziw, gratulacje, brawa i aura czynu tworzyły wartość jedyną w swoim rodzaju. O człowieku, który wystąpił, mówiono z szacunkiem, człowiek taki awansował z kategorii oportunistów do grona tzw. najlepszych synów. Oczywiście do czasu, bowiem przyszła taka chwila, gdy wypisywanie stało się tak powszechne, że aż nudne, i takoż należało do zestawu praktyk nie ideowych, a kalkulacyjnych. Wtedy może nie szacunek, ale zaciekawienie zaczęli budzić ci, którzy twardo się nie wypisywali, aż do końca wspomnianej tu formacji. Zważmy, patrząc na tę historię, że kluczem do zdobycia szacunku był refleks. Wystąpienie z PZPR cichcem w latach 50. XX wieku miało gruntownie inny wymiar niż nawet najgłośniejsze rzucenie legitymacją w latach 80.

Zapisywanie z kolei było podobnież aktem wyjątkowym, zwłaszcza gdy chętnych nie było wielu, gdy nie było kolejki – zaznaczmy zgrubnie. Np. do opozycji przeciw wspomnianej tu PZPR nieboszczki. Zapisanie się do opozycji w latach 50. aż po lata 70. dawało sporo luksusu bycia heroicznym, później zaś, a zwłaszcza w latach 90. i po dziś dzień (to też specyficzne) było i jest sportem uprawianym przez masy, jak nie przymierzając fitness. Zważmy takoż, że zapisanie się do opozycji nie miało w najmniejszym stopniu kontynuacji w wypisaniu się z niej, bowiem – jak wiemy – historia tamta skończyła się na tyle wcześnie, że na zmianę zdania nie starczyło czasu. Sumując – sytuacja człowieka heroicznie się wypisującego bądź takoż zapisującego się gdziekolwiek była klarowna. Mieliśmy poczucie porządku, wyjątkowości losu i celowości istnienia. Przez dziesięciolecia można się było bohatersko wypisać skądś i po namyśle zapisać gdzieś. Owe zarówno zapisy, jak i wypisy stawały się elementem biogramu idealnego do pokazywania panienkom, synom, wnukom i prawnukom. Złote lata uporządkowanych wartości minęły. Trzask bicza czasu słychać tu wyraźnie.

I tak oto, gwarząc sobie o dawnych oczywistościach, rozkoszach bytowania między młotem a kowadłem i ruszaniu głową pośród rytuałów, nadeszły czasy, w których chcemy konsumować tamto jadło bez hamulców. Zarówno zapis, jak i wypis musi się dziś odbywać bardzo szybko. Tak prędko, że nie słychać przerwy pomiędzy hukiem dzwonu obwieszczającego zapis i bijącego grubo z okazji wypisu. Przykładem najświeższym jest akcja pięciu biskupów naszych, którzy zapisawszy się bohatersko do komitetu marszowego, po dniach kilku się zeń wypisali. Nawiasem: uczeni od lat, że w Kościele wszystko trwa długo, byliśmy, co zrozumiałe, zdziwieni tempem tej zmiany. Ileż odwagi trzeba było – pisała prasa specyficzna – by się do komitetu marszowego zapisać. W dni kilka po tym ta sama prasa specyficzna uznała, że wypisanie było podyktowane przemocą sił nieczystych, jądro intencji jednak pozostało czyste i heroiczne, jak lilia kwitnąca na radioaktywnym mule. Wypis był zatem takoż heroizmem ofiary. Po tym zdarzeniu widać, że dziś można mieć wszystko i szybko, bez względu na okoliczności; że oklaski za wpis i wypis są nieuniknione i się pokrywają. Nimb zapisu i wypisu scaliły się w jedno. Ich urok zszarzał i jest powszechnie dostępny, jak za przeproszeniem podróż w kosmos.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Felietonista „Tygodnika Powszechnego”, pracuje w Instytucie Literackim w Paryżu.

Artykuł pochodzi z numeru TP 51-52/2014