Zapada zmierzch, pomnika nie ma

Czuję smutek i złość, gdy obserwuję debatę nad pomnikiem Polaków Ratujących Żydów. Sprawa dotyczy mnie osobiście: zawdzięczam życie tym, których zasługi pomnik ma upamiętnić.

05.05.2014

Czyta się kilka minut

Ślad wyznaczający przebieg muru getta. Warszawa, luty 2013 r. / Fot. Maciek Markowski / FORUM
Ślad wyznaczający przebieg muru getta. Warszawa, luty 2013 r. / Fot. Maciek Markowski / FORUM

Jestem wnukiem polskiej żydówki, która wyszła z Getta latem 1942 r. Moja babcia już nie żyje, ostatni uratowani i ratujący są coraz starsi. Ich dzieci i wnuki są coraz bardziej zmęczone tym, co się dzieje. A pomnika jak nie było, tak nie ma.

Dwa monologi

Spór ma wymiar wyłącznie polityczny. Z jednej strony mamy projekt pomnika na placu Grzybowskim (konkurs ogłoszony przez UM Warszawa i Radę Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa). W rozdziale „Założenia ideowe konkursu” możemy przeczytać m.in., że „Kościół pw. Wszystkich Świętych pod opieką proboszcza ks. Marcelego Godlewskiego był miejscem szczególnym w czasie okupacji niemieckiej. Świątynia graniczyła z gettem i siedzibą Judenratu położonego przy placu Grzybowskim, była świadkiem i uczestnikiem dramatycznych wydarzeń” (jako uzasadnienie lokalizacji!). Dalej regulamin informuje, iż „Osoby, które udzielały tej pomocy, wpisywały się w pożądane i promowane w prasie konspiracyjnej przez ówczesne władze podziemne i rząd RP na uchodźstwie postawy Polaków walczących z okupantem niemieckim i odmawiających w jakiejkolwiek formie współpracy z okupantem i narzuconym przez niego przepisom prawo. Lista nazwisk Polaków, którzy zapłacili ofiarę życia za udzielanie pomocy swoim współobywatelom Żydom, powinna być umieszczona na pomniku na równi z imienną listą pozostałych obywateli II RP, którzy z narażeniem życia udzielali pomocy prześladowanym”. I wreszcie: „Pomnik powinien ponadto upamiętniać instytucje Polskiego Państwa Podziemnego, rządu RP na wygnaniu oraz kościelne (nie tylko rzymskokatolickie), w tym żeńskie zgromadzenia zakonne, które starały się – zgodnie ze swoimi możliwościami i kompetencjami – nieść pomoc Żydom, informując świat o polityce »ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej«, a także organizować pomoc (zorganizowaną, w ramach np. struktur »Żegoty«…)”. Trzeba naprawdę dużo dobrej woli, żeby nie dostrzec w tym przedsięwzięciu prowokacji wobec uratowanych i ratujących oraz próby zakłamania historii, w której np. polski rząd na uchodźstwie cenzurował relację Jana Karskiego o skali niechęci społeczeństwa polskiego wobec ginących Żydów.

Problem w tym, że z drugiej strony mamy dramatyczne protesty środowisk lewicowych, szczególnie list Bożeny Keff, Heleny Datner i Elżbiety Janickiej, w którym czytamy m.in.: „Ten symbol [pomnik] odbiera głos tysiącom istniejących żydowskich świadectw i liczniejszym jeszcze tym, które nie zostały zapisane, ponieważ ich bohaterowie nie przeżyli, i które nie są opowieścią o Sprawiedliwych, lecz o szantażach, donosach, wykorzystaniu, wyrzuceniu, wytropieniu, ograbieniu i śmierci”. A dalej: „Pomnik Sprawiedliwych w sąsiedztwie Muzeum [chodzi o budynek Muzeum Historii Żydów Polskich] to przedstawienie ­wyjątku jako reguły. Ratujący będą zasłaniać – a w dyskursie dominującym już zasłaniają – tych, którzy donosili, przez których ginęli oni i ich podopieczni”. I wreszcie zdanie: „W Polsce wciąż dominuje stereotyp propagowany od marca 1968 roku, czyniący ze Sprawiedliwych delegatów większości, podkreślający liczbę kilku tysięcy tzw. polskich drzewek w Yad Vashem (choć realny procent Sprawiedliwych w społeczeństwie był dramatycznie znikomy, a Zagłada nie odbywała się w innych krajach, więc nie ma tu podstaw do porównań)”. Można z tego odnieść wrażenie, że Zagłada to dla autorek jedynie „polskie obozy koncentracyjne”, a nie ponad milion ofiar Einsatz­gruppen czy tropienie i mordowanie Żydów od Warty do Atlantyku.

Dramatycznie konfrontacyjny język i niezachwiana pewność co do wymowy nieistniejącego pomnika są przeciwskuteczne dla przyjęcia przez Polaków trudnych faktów dotyczących ich zachowań w trakcie i po wojnie. Wiem to także dlatego, że od wielu lat takie rozmowy prowadzę.

Między barykadami

Po obu stronach nieustępliwa jest pewność swoich racji. Po obu stronach głębokie przekonanie, że nie wolno ustąpić. Nie chcę używać określenia „polskie piekło”, nie twierdzę też, że moje stanowisko jest neutralne. Doceniam zbiorową troskę o przestrzeń publiczną Warszawy. Chciałbym jednak zwrócić uwagę uczestników i obserwatorów tego sporu na prosty fakt: czas mija, pomnika nie ma.

Nie da się tej sprawy całkowicie odpolitycznić. Tu nie będzie zgody. Kwestie, które do niedawna „siedziały w szafie”, będą budziły emocje jeszcze przez lata. Z doświadczeń brytyjsko-irlandzkich, francusko-niemieckich czy niemiecko-polskich wiadomo, że spływające krwią relacje między narodami wymagają dziesięcioleci dyskusji, aby przekroczyć złość i resentymenty. Uspokoić rozognione emocje. Wyjść poza ukryte poczucia winy i jawne rachunki krzywd. A przecież losy polsko-żydowskie są jeszcze bardziej splątane, a przy tym pełne niedomówień, przemilczeń. Znam to z dziejów mojej rodziny i własnych wspomnień: o tym się przez dekady nie mówiło, to były zbyt trudne tematy.

Od kilkunastu lat ten temat jest znowu otwarty. Moje dzieci nie mają problemu z opowiadaniem o swoim żydowskim pochodzeniu i rozmawianiu z rówieśnikami o trudnej historii. Skąd zatem bierze się moja złość? Gdy słyszę kolejne pomysły lokalizacji pomnika, kolejne opinie, jaka musi być jego wymowa, kolejne oczekiwania rozwiązania, które uwzględni wszystkie winy… mam rosnącą świadomość, że pomnik najprawdopodobniej nie powstanie za życia ostatnich z tych, którzy za swoje ocalenie chcieliby podziękować. Smutek bierze się stąd, że sprawa dotyczy moich bliskich i bliskich moich przyjaciół. Także tych, którzy odeszli przez ostatnie lata. Jestem zły, ponieważ byłby to także mój pomnik. Chciałbym chodzić w to miejsce z dziećmi, żeby uświadamiać im, że nie byłoby na świecie ich ojca, gdyby nie trudna do wyobrażenia odwaga zwykłych ludzi. Że odwaga jest cnotą, której wszyscy potrzebujemy. Że jeśli można pomóc tylko nielicznym, trzeba to robić, nawet ryzykując bardzo dużo. Wreszcie: że warto robić wszystko, aby historia nie stawiała nas znowu przed takimi wyborami.

Wyciągnięte ręce

Jeżeli miałoby to mieć jeszcze jakieś znaczenie, chciałbym zaapelować do moich przyjaciół Żydów – nie oczekujmy, że za pomocą jednego pomnika wyrównamy rachunki krzywd ostatnich dwóch stuleci na ziemiach polskich i tysiąclecia historii Europy. Może to być ewentualnie mały krok w rozmowie o naszej trudnej historii.

Chciałbym zaapelować też do moich przyjaciół Polaków: nie próbujmy traktować tego pomnika jako lekarstwa na poczucie niedoceniania naszego bohaterstwa. Nie dotyczy on bohaterstwa narodu polskiego, lecz heroicznej odwagi konkretnych osób, z których wiele zapłaciło życiem za ludzki odruch w nieludzkich czasach.

Pomnik Ratujących nie może być traktowany jako „pułapka” na odwiedzających Muzeum Historii Żydów, aby zmienili swój stosunek do Polski i Polaków. Nie zadziała w ten sposób. Mam wielu przyjaciół wśród Żydów mieszkających na całym świecie i wiem, że to nie pomniki i oświadczenia przekonują ich do Polski, ale to że Polacy, ich ulice i instytucje są dziś zupełnie inne niż te znane im z opowieści rodziców i dziadków. Przekonują ich dzieci, które nie ukrywają w Polsce swojego żydowskiego pochodzenia. Przekonuje ich odradzające się życie żydowskie w miejscu, które uznawali za cmentarz. Przekonują ich zadbane cmentarze. W Pomniku – powtórzę – chodzi tylko i aż o podziękowanie za życie tym, którzy często własnym życiem zapłacili za ludzki odruch.

Wiem, że to, co za chwilę napiszę, jest kontrowersyjne: mamy w polskich miastach sporo pomników upamiętniających osoby i wydarzenia, co do wielkości których nie ma zgody. Wiele z nich pozostawia dużo do życzenia pod względem estetycznym, a nawet szpeci przestrzeń publiczną. Poza wyjątkowymi sytuacjami nie burzymy ich jednak. Nie starajmy się zatem stworzyć idealnego pomnika zaspokajającego wszystkie oczekiwania. Zbudujmy pomnik „wystarczająco dobry”. Pozwólmy najbardziej zainteresowanym – Ocalałym i Sprawiedliwym – zdecydować o jego kształcie. To jest ich pomnik, i pomnik ich dzieci i wnuków. A do Ocalałych i Sprawiedliwych apelujmy o szukanie części naszej wspólnej pamięci o Zagładzie i okupacji. Wiem, że to trudne, ale możliwe, bo znajduję takie części w sobie.

Warunki brzegowe

Zdaję sobie sprawę, że każda kolejna propozycja lokalizacji i kształtu pomnika tylko przedłuży proces. Dlatego zaproponowałbym postulaty minimum dla tego projektu:

1) Warunki konkursowe muszą umożliwiać powstanie pomnika nie później niż na 72 rocznicę Powstania w Gettcie Warszawskim (konkurs, zgody administracyjne, wykonanie).

2) Pomnik powinien być zlokalizowany na terenie wyznaczonym murem getta (ze względów symbolicznych może nawet na linii muru).

3) Charakter pomnika nie może uwzględniać jedynie upamiętnienia konkretnych osób i instytucji, ale także bohaterów, którzy pozostaną anonimowi.

4) Przesłanie projektu musi dotyczyć bohaterstwa i ofiary zwykłych ludzi, a nie któregokolwiek narodu (są inne pomniki, aby to wyrażać).

5) O wyborze projektu muszą współdecydować Ocaleni i Sprawiedliwi.

Pomnik nie rozwiąże problemów narosłych przez stulecia pomiędzy moimi narodami. Nie spowoduje wyleczenia z ran doznanych przez ostatnie dziesięciolecia. Może być jednak krokiem na długiej drodze, która jeszcze jest przed nami. Na pewno jest on znakiem należącym się Sprawiedliwym i Ocalonym. Należącym się teraz (nareszcie), a nie po wieloletniej dyskusji.


RAFAŁ SZYMCZAK jest wnukiem Sylwii Majde – Ocalonej, ukrywającej się w latach 1942-44 w Warszawie. Konsultant komunikacji społecznej, wspólnik w agencji Profile, wykładowca Instytutu Dziennikarstwa UW, współtwórca ruchu Obywatele Nauki.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 19/2014