Zaolzie niezgody

„Tramwaj by jeździł pod górę, za rzekę” – śpiewał Jaromír Nohavica o podzielonym Cieszynie. 80 lat temu tramwaj znów pojechał za rzekę, która przestała być granicą: Polska zajęła Zaolzie.

17.09.2018

Czyta się kilka minut

Polacy z Zaolzia wkroczenie wojsk polskich traktowali jak wyzwolenie. Czeski Cieszyn, październik 1938 r. / NAC
Polacy z Zaolzia wkroczenie wojsk polskich traktowali jak wyzwolenie. Czeski Cieszyn, październik 1938 r. / NAC

Ostatniego dnia września 1938 r. rząd polski zażądał od Czechosłowacji oddania Zaolzia – części przygranicznych powiatów Śląska Cieszyńskiego. Gabinet premiera Felicjana Składkowskiego ustami szefa MSZ Józefa Becka argumentował, że w Czeskim Cieszynie, Karwinie, Jabłonkowie, Frysztadzie, Boguminie i Polskiej Ostrawie mieszka ponad 170 tys. obywateli czechosłowackich narodowości polskiej, którzy mają prawo do samostanowienia.

W rzeczywistości Polaków było mniej – choć nie ulegało wątpliwości, że jako mniejszość byli w Czechosłowacji dyskryminowani. „Moi przodkowie przyjmowali przyłączenie Zaolzia w 1938 r. jako wyzwolenie” – wspominał na łamach „Tygodnika” historyk Grzegorz Gąsior, sam pochodzący z Karwiny [patrz „TP” nr 49/2009 oraz na powszech.net/zaolzie – red.].

Ale było też więcej powodów do roszczeń. Wraz z tym terenem polska gospodarka otrzymywała m.in. 18 kopalń węgla kamiennego. Beck uważał też, że dzięki twardemu stanowisku wobec sąsiada Polska wzmocni pozycję na arenie międzynarodowej – w chwili, gdy sypał się już ład utworzony w Europie Środkowej po I wojnie światowej.

Wojna polsko-czeska

Do 1919 r. określenie „Zaolzie” oznaczało tereny położone za rzeką Olzą, gdzie w czasach ck monarchii mieszkała ludność polskojęzyczna. „Na Śląsku Cieszyńskim polski ruch narodowy rozwijał się od połowy XIX w., gdy szersze warstwy ludności zaczęły zyskiwać prawa obywatelskie i uczestniczyć w życiu publicznym. Utworzenie w październiku 1918 r. Rady Narodowej Księstwa Cieszyńskiego było wyrazem samostanowienia miejscowych Polaków, zwieńczeniem ich własnej drogi do Polski” – pisał Gąsior w „Tygodniku”.

Jednak w styczniu 1919 r., gdy polscy ochotnicy z tego regionu walczyli na wschodzie z Ukraińcami, Czesi zaatakowali – i zajęli ten teren.

„W Stonawie i kilku innych miejscach mordowano polskich jeńców i cywilów, czemu do dziś zaprzeczają niektórzy historycy czescy, którzy wolą pisać o obustronnym okrucieństwie” – pisał Gąsior, cytując dowódcę wojsk czechosłowackich ppłk. Josefa Šnejdárka, który we wspomnieniach nie ukrywał, że zdobył dla swojego kraju „kopalnie węgla o miliardowej wartości”.

Wojna polsko-czeska skończyła się wtedy szybko rozejmem – pod naciskiem państw zachodnich. Ale przelana krew i poczucie krzywdy po stronie polskiej sprawiły, że termin „Zaolzie” stał się odtąd symbolem sporu z południowym sąsiadem.

Poczucie krzywdy było tym silniejsze, że Pradze udało się zapobiec plebiscytowi – w tej części Europy powszechnemu wówczas sposobowi na rozwiązywanie sporów terytorialnych. Edvard Beneš i Tomáš Masaryk, mający świetne kontakty wśród polityków ententy, w zaciszu gabinetów wyjednali więcej niż rząd polski, który musiał stawiać czoło bolszewikom.

Dzięki wpływom Beneša i Masaryka planowany początkowo plebiscyt zastąpiła decyzja Rady Ambasadorów w Paryżu. W lipcu 1920 r. – gdy Armia Czerwona szła na Warszawę – przyznała ona Czechosłowacji najbardziej uprzemysłowioną część Śląska Cieszyńskiego. W tym Trzyniec, Karwinę, Jabłonków i część Cieszyna (a także fragment Spisza i Orawy). Liczbę Polaków, którzy zostali z przymusu obywatelami Czechosłowacji, Gąsior szacuje na 140 tys. Zaolzie zamieszkiwali też Czesi (w okresie międzywojennym ich liczba się zwiększy na skutek stymulowanego odgórnie osadnictwa), Niemcy i nieznaczny odsetek ludności żydowskiej.

Symbolem podzielonego odtąd miasta stała się linia tramwajowa – uruchomiona przed I wojną światową i zawieszona po 1921 r., gdyż nie mogła jeździć przez granicę. Jej motyw, w piosence „Cieszyńska”, spopularyzował w Polsce Jaromír Nohavica (i tłumacz jego utworów Artur Andrus).

Rząd polski odpuścił. Także w zamian za obietnicę, że Czesi przepuszczą transporty z bronią dla polskiego wojska. Ale przez Olzę na polską stronę nie przejechał żaden transport.

Polityki władz w Pradze wobec Zaolzia nie sposób określić inaczej niż antypolska – presja na tutejszych Polaków, aby stali się Czechami, była powszechna i dotyczyła właściwie wszystkich sfer życia: od edukacji przez gospodarkę po kulturę.

Radość Polaków, smutek Czechów

Temat południowej granicy wrócił 18 lat później.

W 1938 r. kanclerz Adolf Hitler zażądał od Czechosłowacji przekazania Niemcom przygranicznego rejonu, który od I wojny światowej zamieszkiwała w większości ludność niemiecka (dawni poddani ck monarchii, zwani Niemcami Sudeckimi).

Na terenach położonych przy granicy z Austrią i Niemcami, które po 1918 r. znalazły się w Czechosłowacji, stanowili oni spójną społeczność. Jednocześnie tzw. Kraj Sudecki (Sudetenland) był czempionem czechosłowackiej gospodarki – a tym samym łakomym kąskiem dla szykujących się do wojny Niemiec. Ta część granicy była zresztą przygotowana do odparcia ataku ze strony niemieckiego sąsiada. Nieco na wyrost zwano ją „czeską linią Maginota”.

Europa przystała na żądania Hitlera, ignorując rząd Czechosłowacji. A podpisany 30 września 1938 r. w Monachium układ przewidywał kilka innych międzynarodowych posunięć – w tym zwołanie w przyszłości konferencji, która miałaby rozstrzygnąć spór o Wolne Miasto Gdańsk czy Zaolzie.

Polscy dyplomaci, obawiając się sprowadzenia Rzeczypospolitej do roli politycznego przedmiotu, postanowili nie czekać. Jeszcze tego samego dnia notą dyplomatyczną rząd w Warszawie zażądał od Pragi korekty granicy nad Olzą. Jednocześnie Samodzielna Grupa Operacyjna „Śląsk” dowodzona przez gen. Władysława Bortnowskiego przygotowywała się do akcji zbrojnej. „Nad granicą nie istniejącą w sercach narodu polskiego” – jak pisał do Bortnowskiego naczelny wódz armii, marszałek Rydz-Śmigły – stanęło 35 tys. żołnierzy.

Ostatecznie w protokołach podpisanych pod koniec 1938 r. Polska otrzymała obszar 1871 km2, a Czechosłowacja teren cztery razy mniejszy. Zajęte tereny Śląska Cieszyńskiego włączono do Polski jako powiat cieszyński zachodni, frysztacki oraz dwie części miasta Cieszyna. Administracyjnie Zaolzie przyłączono do autonomicznego Górnego Śląska. W trakcie uroczystych obrad z tej okazji posłowie Sejmu Śląskiego zdecydowali, aby Beckowi, „wielkiemu rzecznikowi nieprzedawnionych praw polskich do Śląska Zaolziańskiego”, wysłać telegram z podziękowaniami. Wymienieni w nim byli również „bracia-posłowie” z Zaolzia. W granice Rzeczypospolitej włączono też niewielkie fragmenty Orawy i Spiszu.

Entuzjastyczne nagłówki w polskiej prasie sprawiły, że kraj ogarnęła euforia. Dał jej się ponieść Melchior Wańkowicz, który w „Sztafecie”, książce prekursorce dzisiejszego reportażu, opisywał „dziejową sprawiedliwość” kończącą „czeską niewolę Polaków” i malował obrazy kobiet płaczących z radości w ramionach polskich żołnierzy.

Inaczej widzieli to europejscy dziennikarze: tak złej prasy, pełnej zarzutów o moralną współpracę z Hitlerem, Polska nie miała od lat.

Wszystko wyliczone

„Czeska niewola” była argumentem chętnie wysuwanym przez polski rząd na rzecz zajęcia Zaolzia. W jednym z dokumentów opracowanych przez Polski ­Instytut Współpracy z Zagranicą podawano, że rodaków, którzy po 1920 r. otrzymali czechosłowackie obywatelstwo, jest ponad 121 tys. Z kolei Witold Sworakowski w analizie opublikowanej przez tę samą instytucję obliczył, że powinno być ich 170 tys. Na jednym z propagandowych plakatów domagano się „uwolnienia 250 tysięcy Polaków”.

Dziś liczbę Polaków zamieszkujących Zaolzie można tylko szacować. O tym, czy ktoś jest Polakiem, decydowała – jak w innych regionach pogranicznych – głównie samoświadomość, osobista decyzja.

Bo z pewnością nie świadczyła o tym znajomość polskiego. Pochodzący z Trzyń- ca Gustaw Pietroniec wspominał, że w pierwszych latach szkoły, do której chodził jeszcze przed I wojną, językiem wykładowym był polski, ale z roku na rok zakuwał coraz więcej niemieckiego, a w klasie szóstej wolno było uczniom posługiwać się w szkole już tylko niemieckim. Między sobą mówili jednak cieszyńską gwarą. W klasie Pietrońca było też kilku chłopców mówiących po czesku, których rodziny emigrowały tu z Moraw za pracą, i dwóch Niemców. Po 1920 r. rząd w Pradze dołożył licznych starań, by czeska kultura i język zdominowały region.

Kryterium polskości nie było też nazwisko. W kwietniu 1939 r. wojewoda śląski Michał Grażyński anulowal zmiany w metrykach urzędów stanu cywilnego lub dokumentach kościelnych, które „przekręcały” polskie nazwiska.

Nieoczywiste były również kwestie wyznaniowe. Po październiku 1938 r. administratorem Zaolzia z ramienia Kościoła rzymskokatolickiego został biskup katowicki Stanisław Adamski, który pisał w liście do kardynała Augusta Hlonda, że musi szybko zorganizować tam silny ruch katolicki, ze względu na znaczną liczbę protestantów i husytów, energicznie ewangelizujących po czesku.

Ale równie ważne na Zaolziu było to, co można było dokładnie policzyć. Wraz z przejęciem powiatów w granicach II RP znalazły się kopalnie węgla, które w 1937 r. dały 7,6 mln ton surowca. Była to niemal połowa całej czechosłowackiej produkcji węgla i nieco ponad 10 proc. produkcji polskiej. Znajdujące się na zajętym obszarze koksownie produkowały prawie połowę tego, co udawało się uzyskać wszystkim zakładom koksowniczym w II RP.

Pierwsze strzały drugiej wojny

Po zajęciu Zaolzia w 1938 r. polskie władze wprowadziły antyczeską politykę, zwłaszcza w dziedzinie oświaty, kultury i zatrudnienia. W efekcie z regionu wyjechało ok. 35 tys. Czechów. Już 8 października 1938 r. delegat wojewody nakazał używanie w regionie tylko języka polskiego, również na szyldach i w nazwach ulic.

Rok później temat przestał istnieć. Nie było już II Rzeczypospolitej. W miejsce Czechosłowacji powstały – jeszcze wiosną 1939 r. – Protektorat Czech i Moraw oraz sprzymierzona z Hitlerem Słowacja (1 września 1939 r. jej wojska uderzą wspólnie z Wehrmachtem na Polskę). Zaolzie włączono do niemieckiej Prowincji Śląskiej ze stolicą we Wrocławiu.

W tym regionie padły też jedne z pierwszych strzałów II wojny światowej. Nocą z 25 na 26 sierpnia 1939 r. niemieccy dywersanci próbowali zająć strategiczny tunel kolejowy na Przełęczy Jabłonkowskiej – do oddziału nie dotarła informacja, że niemiecki atak na Polskę, pierwotnie planowany na noc 25/26 sierpnia, został przesunięty na 1 września. Wymiana ognia z polskimi żołnierzami skończyła się ucieczką Niemców i przeprosinami niemieckich władz. 1 września polscy saperzy wysadzili tunel.

Po wrześniu 1939 r. niemieckie władze zaczęły represje wobec ludności Zaolzia. Zamknięto żydowskie sklepy, prowadzono rewizje w domach podejrzanych o działalność polityczną. Już w listopadzie 1939 r. zaczęto aresztowania wśród polskiej inteligencji. W Zagładzie zginęła niemal cała żydowska ludność regionu.

Symbolem terroru wobec Zaolziaków stało się więzienie Gestapo w (dziś) Czeskim Cieszynie – i liczne groby zbiorowe cywilów, np. w parku pod Wałką, gdzie w 1942 r. powieszono członków polskiego ruchu oporu, albo na cmentarzu żydowskim, z którego w latach 70. XX w. ekshumowano ciała 18 czeskich harcerzy. Najbardziej znana jest masakra mieszkańców Żywocic w sierpniu 1944 r.: 27 Polaków, 8 Czechów i jednego wpisanego na niemiecką listę narodowościową. Zginęli w odwecie za zabicie przez AK dwóch oficerów cieszyńskiego Gestapo.

Lekcja Zaolzia

Po wojnie władze czechosłowackie uzna- ły, że korekta granicy z 1938 r. jest nieważna. Ale po stronie polskiej ponownie pojawiły się argumenty o „kluczowej sprawie koksu”, a nawet idee „przehandlowania” Zaolzia w zamian za (także sporną) Kotlinę Kłodzką. Ostatecznie umowę pozostawiającą Zaolzie po stronie czechosłowackiej podpisano w 1958 r.

Czy jesienią 1938 r. rząd II RP mógł nie zajmować Zaolzia? Być może inny ruch nie był możliwy w ówczesnych realiach – po doświadczeniach roku 1919 i 1920, po dwóch dekadach antypolskiej polityki władz czeskich, w klimacie społecznym, któremu uległ wszak nawet tak krytyczny obserwator jak Wańkowicz. Ale jakkolwiek polskie roszczenia do Zaolzia byłyby uzasadnione, nie zmienia to faktu, że Polska wzięła udział w niszczeniu Czechosłowacji. Nawet jeśli jej odpowiedzialność trudno porównać do odpowiedzialności Brytyjczyków czy Francuzów – tych, których Czesi uważali za swych przyjaciół i patronów.

W tym roku mija 80 lat. I znów słyszymy o Zaolziu. „Robi się klimat Zaolzia. Polski MSZ powinien opowiedzieć, czym grożą takie zabawy w środku Europy” – tak Paweł Kowal komentował na Twitterze wieść, że premier Węgier Viktor Orbán żąda od Ukrainy – od ponad czterech lat stawiającej czoło Rosji – autonomii dla mniejszości węgierskiej na Zakarpaciu. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 39/2018