Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
W kulturze polskiej trudno mówić o analogicznej traumie. Po pierwsze, doświadczenie krwawego absurdu zostało zneutralizowane przez narodowowyzwoleńczy entuzjazm i włączone w bojową tyrtejską pieśń. Skandal bratobójczej walki rodaków wcielonych do armii zaborczych – zagłuszony przez patriotyczne uniesienie. Również z perspektywy czasu skupiamy się przede wszystkim na epopei Legionów. Po drugie, konflikt lat 1914–1918 został przyćmiony przez okrucieństwa II wojny światowej. We Francji akcenty rozkładają się odmiennie: wstydliwą kolaborację rządu Vichy przyćmiewa bohaterstwo czasów Grande Guerre. Ale nie chodzi tylko o politykę pamięci, lecz o długie trwanie historycznego wstrząsu. Pierwszy bloodland nowoczesnej Europy obejmował tereny Belgii i północno-wschodniej Francji, gdzie w roku 1915 ustalił się front. Dla żołnierzy wyniszczająca walka okopowa przyniosła epokowy szok związany z triumfem techniki, mechanicznością zabijania i nieznaną dotąd skalą zniszczeń. Pokolenie okopów obserwowało pod Ypres i Verdun agonię starego świata, jego humanistycznych wartości i postępowych rojeń.
Rządy maszyny
Znamy ten apokaliptyczny obraz z klasycznej powieści pacyfistycznej lat 20. i 30. Remarque, Barbusse, Céline, Duhamel czy Zweig opisywali losy jednostek miażdżonych przez tryby maszyny wojennej. „1914” Jeana Echenoza wpisuje się w tę tradycję. Jej bohaterem jest niejaki Anthime, mieszkaniec prowincjonalnego miasteczka w Wandei, niczym niewyróżniający się dwudziestotrzylatek. Poznajemy go podczas rowerowej wycieczki, kiedy ogłoszona zostaje mobilizacja. W przeciągu doby młodzieniec zostaje zredukowany do roli mięsa armatniego. Otrzymuje numer ewidencyjny i określone miejsce w żołnierskiej hierarchii bytów (co autor oddaje bardzo precyzyjnie: zostaje wcielony do 11. plutonu 10. kompanii93. pułku piechoty, 42. brygady, 21. dywizji i 11. korpusu 5. armii). Zaczynają się wielotygodniowe przemarsze, długie rozmowy z towarzyszami i wieczorne libacje. Wszyscy wierzą w rychły powrót do domu, jednak iluzja pryska już podczas bitwy pod Maissin (sierpień 1914 r.). Kolejne starcia odsłaniają nowe oblicze wojny: to konflikt przemysłowy, obliczony na wykrwawienie przeciwnika. Zgodnie z maksymą Ernsta Jüngera „rycerskość zniknęła na zawsze, ustąpiła przed rządami maszyny”. Echenoz reprodukuje utrwalony obraz tego koszmaru: ogłuszający ostrzał artyleryjski, żołnierze brnący przez księżycowy pejzaż, by odbić z rąk przeciwnika kilka metrów błotnistej ziemi, akompaniująca im orkiestra, której muzycy dziesiątkowani są przez zbłąkane szrapnele... Stosy trupów pożeranych przez szczury, kłęby trującego gazu, schowani w transzejach ludzie w maskach, podobni do istot z fantastycznego bestiarium... Ale w „1914” nie ma nic z pornografii śmierci, nic z perwersji „Łaskawych” Littella. Ta opowieść jest chłodna i klarowna, niezależnie od tego, czy opisuje frontowe pandemonium, czy późniejsze losy Anthime’a, który jako inwalida wojenny wraca do rodziny.
Ból fantomowy
Fabuła nie przynosi większych niespodzianek, przypomina materiał na scenariusz filmowy. Pisarze, którzy wyszli z okopów, dostrzegali analogie między wojną i awangardą (wszak obie łamią reguły) i poszukiwali adekwatnych narracji – epizodycznych, symultanicznych lub onirycznych. Dziś otrzymujemy klasycznie skrojoną historię. Tym, co go wyróżnia, jest... rozmiar: niespełna 70 stron! Znak czasów? Być może. Pisarz szanuje czas czytelnika i proponuje książkę, której przeczytanie zajmuje tyle, co obejrzenie pełnometrażowego filmu. Z drugiej strony bestsellerem ubiegłego roku we Francji była powieść Pierre’a Lemaitre’a „Au revoir là-haut” – blisko sześciusetstronicowy fresk o weteranach Wielkiej Wojny. Widzę w tej zwięzłości coś więcej. Echenoz powiada, że wojna jest jak opera: „widowiskowa, pompatyczna, przesadna, bardzo hałaśliwa, pełna męczących dłużyzn i w sumie dość nudna”. Jego literacką ascezę można rozumieć na dwa sposoby. Po pierwsze, jako odpowiedź na pisarskie automatyzmy (wielki temat – opasła powieść) i czytelnicze przyzwyczajenia, a nawet jako zaproszenie do żałoby po wielkiej powieści realistycznej i sugestię, by pogodzić się z jej utratą. „1914” staje się wówczas prowokacją wymierzoną w mity kultury wysokiej. Po drugie, utwór pozwala się czytać jako dokument przepracowanej traumy: oto praca żałoby dopełniła się, groza powraca pod postacią garści oswojonych obrazów. Żegnając z ulgą długie i nudne opery zniszczeń, możemy delektować się precyzyjnie zaaranżowaną sekwencją wojennych klisz.
Jean Echenoz, „1914”, przeł. Anna Michalska, Noir sur Blanc, Warszawa 2014