Zaklinanie deszczu

Debata nad nową strategią NATO - której poświęcony był w minionym tygodniu szczyt przywódców Francji, Niemiec i Rosji w Deauville, a która będzie dyskutowana na listopadowym szczycie NATO w Lizbonie - tworzy wrażenie politycznego przesilenia. Złudne wrażenie.

26.10.2010

Czyta się kilka minut

Przesilenie to miałoby spowodować głębokie zmiany w architekturze bezpieczeństwa Europy. W rzeczywistości jednak obserwujemy proces postępującej zapaści - zarówno NATO, jak i Unii Europejskiej - któremu towarzyszy jedynie wzmożony ruch narodowych dyplomacji, próbujących nadać nowy sens starym pomysłom.

Wszystko tradycyjnie kręci się wokół Rosji.

Ułożenie dobrych relacji z Moskwą uważane jest przez większość państw NATO i Unii za klucz do rozwiązania większości problemów bezpieczeństwa Europy. Ale choć założenie to nie jest pozbawione sensu, sposób, w jaki próbuje się zadekretować "reset" w relacjach rosyjsko-europejskich, nie daje szans na rzeczywistą zmianę.

Po pierwsze, wcale nie jest pewne, że Rosja jest zainteresowana zmianą swej roli w Europie. Drobne gesty w postaci wycofania wojsk z gruzińskiego Perewi (ale już nie z Abchazji czy Osetii) są elementem kampanii poprawy wizerunku, a nie początkiem rewolucji w myśleniu. Mimo to NATO zamierza udzielić Rosji kolejnego kredytu zaufania, odbudowując relacje, po tym jak - najwyraźniej nieroztropnie - postanowiło je zawiesić po wojnie w Gruzji w sierpniu 2008 r.

Dzieje się to w sytuacji utrzymywania głębokich podziałów między sojusznikami, którzy debatują nie tyle nad sposobami radzenia sobie ze wspólnymi zagrożeniami, co uzgadniają ich listę i hierarchię. Od tego bowiem zależy kierunek inwestowania funduszy i rozwoju zdolności wojskowych. W ten sposób każdy dostaje wprawdzie to, na czym mu zależy. Ale jaka jest realna wartość porozumień, pozbawionych "wspólnego ducha"?

Nawet próba budowy solidarności w oparciu o wspólny projekt systemu obrony przeciwrakietowej jest przedmiotem kontestacji. Gdy Niemcy uzależniają swe poparcie od włączenia do projektu Rosji i rozbrojenia nuklearnego, Francja godzi się na to pierwsze, ale nie na drugie, zaś Polska w ogóle nie widzi takiej potrzeby. Jak na ironię, sami Rosjanie nie wiedzą, co o tym myśleć. Z jednej strony, włączenie ich do systemu mogłoby oznaczać faktyczne objęcie Rosji elementem wspólnej obrony, a tym samym przyznanie swego rodzaju "członkostwa NATO tylnymi drzwiami", co przekształciłoby Sojusz w tzw. instytucję bezpieczeństwa zbiorowego - a to odwieczne marzenie Kremla. Z drugiej natomiast strony, krok ten mógłby też otworzyć Sojusz na państwa byłego ZSRR (w ramach "resetu II") i tym samym wzmocnić rolę Sojuszu na Wschodzie - a przecież nie po to armia rosyjska pobiła Gruzinów.

Tego typu dylematów nie ma natomiast Rosja względem Unii. Przesłanie niemiecko-francusko-rosyjskiego szczytu w Deauville (tradycyjnie zabrakło na nim ministra spraw zagranicznych Unii) sprowadza się do postulatu zacieśniania współpracy unijno-rosyjskiej.

Z perspektywy Francji i Niemiec celem jest oczywiście współpraca gospodarcza: inwestycje w Rosji, w zamian za kupno zachodnich technologii. Kwestie bezpieczeństwa są wtórne, bowiem ani Berlin, ani Paryż nie traktują Moskwy jako przeciwnika. Nie zmienia to jednak faktu, że odniesienia do tzw. nowej architektury bezpieczeństwa osłabiają rosyjskie zainteresowanie współpracą z Sojuszem i dają Kremlowi nadzieję na jego trwałą marginalizację.

Testem "resetu" ma być wspomniany w deklaracji z Deauville konflikt w Naddniestrzu: zbuntowanej prowincji Mołdowy, która powstała na początku lat 90. pod osłoną armii rosyjskiej, jako przykład sprawnej struktury mafijnej. Poparcie unijnych starań o rozwiązanie konfliktu jest ponoć warunkiem dopuszczenia Rosji do wewnątrzunijnego dialogu w sprawach bezpieczeństwa.

Znając jednak historię relacji rosyjsko-unijnych i rosyjsko-natowskich, trudno nie zadać sobie pytania o polityczny sens wymiany "bezpieczeństwo za instytucje". Z jednej strony jest rzeczą absurdalną, aby nagradzać Rosję za rozwiązanie problemu, który sama stworzyła. Z drugiej natomiast strony, nawet obsesyjni na punkcie "dialogu instytucjonalnego" Rosjanie muszą wiedzieć, że cofając poparcie dla naddniestrzańskiej mafii, tracą silną kartę przetargową, na rzecz złudzenia wpływu w Unii.

Decyzje Unii - te polityczne i formalne - zapadają w Radzie ministrów spraw zagranicznych, której przewodniczy baronessa Ashton. Włączenie w ten proces Rosjan jest możliwe na dwa sposoby. Pierwszy polegałby na rewizji traktatu o Unii i wprowadzeniu do niego zapisów pozwalających państwom trzecim na branie udziału w wewnętrznych posiedzeniach i podejmowaniu decyzji

w gronie "27". Ów szalony krok miałby jednak ten skutek, że moglibyśmy równie dobrze do współpracy zaprosić USA - co bez wątpienia zdynamizowałoby unijną wspólną politykę zagraniczną i bezpieczeństwa, i trwale rozwiązałoby problem braku współpracy Unii i NATO. Zgodzimy się jednak, że nie takie przyświecają Unii cele.

Drugim rozwiązaniem jest stworzenie kolejnego gremium dekoracyjnego, którego praktyczna użyteczność byłaby wprawdzie mała, ale narzucałaby polityczną interpretację relacji z Rosją jako z "państwem zaprzyjaźnionym". Taką próbę NATO podejmowało już dwukrotnie: najpierw w 1999 r., tworząc Stałą Wspólną Radę Rosja-NATO, a następnie w 2002 r., gdy wspomniana rada zmieniła nazwę na Rada Rosja-NATO, aby dowartościować prozachodni kurs prezydenta Putina po atakach z 11 września 2001 r. Efektem tej współpracy było słynne "zimnowojenne" przemówienie Putina w Monachium i wojna z Gruzją.

Powracający co kilka lat temat reformy architektury bezpieczeństwa przypomina zatem zaklinanie deszczu. Utrzymanie politycznego status quo na mapie Europy przez nadanie mu wymiaru instytucjonalnego jest nierealne w obliczu przemian zachodzących w USA, Rosji, Europie i jej sąsiedztwie. Dlatego zarówno w Deauville, jak i za kilka tygodni w Lizbonie ważna będzie nie tyle treść uzgodnień, co ich konsekwencje.

Te zaś poznamy tak naprawdę dopiero wtedy, gdy kolejny kryzys obnaży wartość dzisiejszych deklaracji.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 44/2010