Zakarpacie niezgody

Spór między Budapesztem i Kijowem narasta. Zarzewiem konfliktu są prawa Węgrów w regionie, który należał do nich przez prawie tysiąc lat.
z Zakarpacia (Ukraina)

22.10.2018

Czyta się kilka minut

Wieś Korolewo w powiecie wynohradiwskim, wrzesień 2018 r. / TADEUSZ IWAŃSKI
Wieś Korolewo w powiecie wynohradiwskim, wrzesień 2018 r. / TADEUSZ IWAŃSKI

Wchłodny, choć słoneczny jesien­ny poranek centralne skrzyżowanie ulic Puszkina i Hruszewskiego w Mukaczewie – 80-tysięcznym mieście powiatowym na Zakarpaciu – powoli się zapełnia. Urzędnicy i petenci suną do okazałego secesyjnego ratusza, inni poszukują pierwszej kawy w otwartych od świtu cukierniach.

Zwyczajny początek dnia w tym prowincjonalnym ukraińskim mieście, położonym na pograniczu z Węgrami, nie odzwierciedla politycznej burzy, jaka szaleje między Kijowem i Budapesztem.

Nagranie z Berehowa

Gdy rok temu, we wrześniu 2017 r., Ukraina uchwaliła nową ustawę oświatową – istotnie ograniczającą językowe prawa mniejszości narodowych – Węgry rozpoczęły blokowanie aspiracji Kijowa w strukturach euroatlantyckich. Stosunki między obiema stolicami z letnich stały się wrogie – rodząc najpoważniejszy kryzys dwustronny od rozpadu Związku Sowieckiego.

Wymiana ciosów była celna i obopólna. Kijów wszczął np. postępowanie przeciwko fundacji Egán Ede – finansuje ona większość aktywności społeczno-gospodarczych węgierskiej mniejszości, która w obwodzie (tj. województwie) zakarpackim stanowi 12 proc. ludności.

Władze ukraińskie ujawniły też nagranie, sporządzone potajemnie w konsulacie węgierskim w Berehowie – to 25-tysięczne miasto, w którym Węgrzy stanowią połowę mieszkańców, jest jednym z głównych ich ośrodków. Na taśmie widać, jak pracownicy konsulatu wręczają węgierskie dokumenty tożsamości swoim rodakom – obywatelom Ukrainy, gdzie posiadanie podwójnego obywatelstwa nie jest dozwolone. Po czym ostrzegają nowych obywateli Węgier, aby ukrywali ten fakt przed ukraińskimi władzami.

Na fali oburzenia w październiku tego roku Kijów wydalił węgierskiego dyplomatę z konsulatu w Berehowie – co spotkało się z retorsją ze strony Budapesztu.

Orbán „trolluje” Ukrainę

Na tym wymiana ciosów się nie zakończyła. Wkrótce potem powiązany z ukraińskimi służbami specjalnymi portal ­„Myrotworec” wpisał na swoją „listę wrogów państwa” szefa węgierskiego MSZ Pétera Szijjártó, a następnie rozpoczął swoiste „polowanie na czarownice”, publikując dane ponad 300 ukraińskich urzędników, rzekomo posiadających węgierskie obywatelstwo.

Budapeszt nie pozostał dłużny, z wielkim rozgłosem – choć różną skutecznością – uprawiając wymierzony w Kijów polityczny „trolling” na arenie międzynarodowej. Premier Viktor Orbán zarzucał Ukrainie, że jest „państwem upadłym” i niezdolnym do zbliżenia ze wspólnotą euroatlantycką. Niedwuznacznie wyznaczał jej też miejsce w rosyjskiej strefie wpływów oraz krytykował Unię za – jego zdaniem – zbyt surową politykę sankcji wobec Rosji.


Czytaj także: Dominik Hejj: pod rządami Orbána rozkwita nostalgia za Wielkimi Węgrami


Węgry prowokowały również na polu symbolicznym: gabinet Orbána ostentacyjnie zmienił nazwę urzędu – dotychczasowego – „pełnomocnika rządu ds. koordynacji współpracy komitatu Szabolcs-Szatmár-Bereg i Zakarpacia” na „pełnomocnika ds. rozwoju Zakarpacia”, sugerując w ten sposób przynależność tego regionu do Węgier. Budapeszt odmawiał też zmiany pisowni w listach uwierzytelniających (po angielsku i po ukraińsku) miejsca urodzenia nowego ambasadora na Ukrainie, z Beregszász na Berehowo. Oliwy do ognia dolewał minister Szijjártó, który opowiadał, że „polityka Ukrainy sięgnęła dna”, a Kijów stosuje praktyki znane z „najciemniejszych dyktatur” i „chce zmienić skład etniczny Berehowa”.

Emocje, tożsamość, spór

Tak pokrótce wygląda lista ostatnich zgrzytów między Ukrainą i Węgrami – i nic nie wskazuje, aby w najbliższym czasie znaleziono kompromis.

Dlaczego? Bo mało kto będzie go szukał. Konflikt napędzany jest zwłaszcza kwestiami tożsamościowymi i emocjami – po stronie węgierskiej „traumą Trianon” [na skutek traktatu pokojowego z 1920 r., narzuconego Węgrom – przegranemu uczestnikowi I wojny światowej – kraj stracił dwie trzecie terytorium sprzed 1914 r., w tym Zakarpacie – red.]. „Trauma Trianon” skutkuje do dziś – niezależnie od ideologicznej afiliacji rządzących – szczególną troską Budapesztu o Węgrów zamieszkałych w państwach ościennych.

Z kolei po stronie ukraińskiej nieustępliwość napędzana jest agresją Rosji, której skutkiem jest przesunięcie „na prawo” głównego nurtu tamtejszej sceny politycznej, a także przestrzelone analogie i alergiczne reakcje na krytykę z zewnątrz.

Kompromisowi nie sprzyja też kalendarz wyborczy w 2019 r.: podwójne wybory na Ukrainie (prezydenckie wiosną i parlamentarne jesienią) oraz wybory do Parlamentu Europejskiego na Węgrzech.

Wszystko to sprawia, że obie strony są przekonane o słuszności jedynie własnego stanowiska, a doraźne zyski polityczne przysłaniają im długofalowe ryzyko.

Hamburger dwujęzyczny

– Rzeczywiście, ukraińska ustawa oświatowa stworzyła warunki do realnego ograniczenia praw mniejszości do nauki w języku narodowym w klasach od piątej w górę, oraz do zwiększenia nauki języka ukraińskiego. Jednak sytuacja językowa na tym terenie wymagała interwencji naszego państwa – przekonuje Dmytro Tużański, politolog i ekspert w zakresie stosunków z Węgrami, z którym rozmawiam w Użhorodzie (stolicy obwodu).

Tajemnicą poliszynela jest, że wokół Berehowa czy Wynohradiwa – miast powiatowych na południu obwodu – spora część mieszkających tam Węgrów nie posługuje się ukraińskim. Mogą sobie na to pozwolić, gdyż żyją w hermetycznej wspólnocie, na prowincji – i nieznajomość języka państwowego nie jest aż tak uciążliwa. W tamtejszych miastach i wsiach szyldy i napisy w przestrzeni publicznej są dwujęzyczne. Nawet w menu food trucka w centrum Berehowa zdjęcia hamburgerów i hot dogów podpisane są i po ukraińsku, i po węgiersku.

Co więcej: ustawy oświatowej, która odpaliła ten konflikt, w istocie nie da się wcielić w życie. Przyznaje to nawet Wasyl Brenzowycz (László Brenzovics) – deputowany do ukraińskiej Rady Najwyższej z prezydenckiej frakcji Blok Petra Poroszenki oraz prezes Związku Kulturalnego Zakarpackich Węgrów (KMKSZ), największej i powiązanej z Fideszem partii politycznej zakarpackich Węgrów.

Artykuł siódmy

Z Wasylem Brenzowyczem rozmawiamy w centrum Użhorodu, w nowej siedzibie partii – stara, na nabrzeżu, spłonęła zimą po tym, jak opłaceni prowokatorzy wrzucili tam materiał wybuchowy.

– Państwo ukraińskie nie dysponuje taką liczbą nauczycieli, szczególnie w obwodzie zakarpackim, którzy mogliby zastąpić nauczycieli węgierskojęzycznych w nauczaniu większości przedmiotów po ukraińsku – nie ukrywa polityk.

Nieoficjalnie również węgierscy nauczyciele przyznają, że ustawa jako całość jest dobra i potrzebna, ponieważ reformuje sowiecki jeszcze system nauczania. A jedynym problemem jest jej artykuł siódmy, regulujący nauczanie w językach mniejszości. Jego zapisy, ukierunkowane głównie na ograniczenie szkolnictwa rosyjskojęzycznego, rykoszetem uderzają także w prawa językowe mniejszości – nie tylko zresztą węgierskiej, ale też polskiej czy rumuńskiej.

O ile jednak kontrowersje z Polską zostały szybko zażegnane, a dialog z Rumunią zmierza do kompromisu, to z Węgrami sytuacja jest odmienna. Budapeszt zażądał natychmiastowego cofnięcia ustawy, a wszelkie rozmowy uznał za bezprzedmiotowe, krytykując tryb uchwalania dokumentu. Niebezzasadnie w tym punkcie, gdyż niekorzystne dla mniejszości poprawki zostały zgłoszone do uzgodnionego zawczasu tekstu w ostatniej chwili, już w sali plenarnej, przez bliską prezydentowi deputowaną Oksanę Biłozir.

– Kampania antywęgierska trwa na Ukrainie od 2015 r., gdy prezydenccy analitycy uznali zakarpackich Węgrów za zagrożenie. Na Ukrainie zmieniają faktycznie konstytucję, bez jej formalnej zmiany. Ograniczać prawa mniejszości można tylko w drodze referendum, a nie oddzielnych ustaw – ubolewa Brenzowycz.

Paszporty węgierskie jak rosyjskie

– Że Węgry paszporty Ukraińcom rozdają? Eee tam, żadna tajemnica, wszyscy to wiedzą – kpi ukraiński policjant, kontrolujący samochód na granicy obwodów lwowskiego i zakarpackiego.

Wie, co mówi: tzw. paszportyzacja na Zakarpaciu nie jest czymś nowym. Węgry prowadziły tę akcję od lat, jeśli nie dekad. Obecnie szacuje się, że taki paszport posiada ok. 100 tys. osób. Szacuje się też, że jedna trzecia z nich nie ma żadnych korzeni węgierskich – zadeklarowali jednak narodowość węgierską, by wejść w posiadanie paszportu państwa Unii (pozwalającego nawet na bezwizowy wjazd do USA).

Kijów, choć wiedział o problemie, długo nic z tym nie robił.

Sytuacja zmieniła się po aneksji Krymu. Odtąd rozdawnictwo paszportów mieszkańcom regionów granicznych przez państwa sąsiedzkie kojarzy się na Ukrainie jednoznacznie: jako wstęp do roszczeń terytorialnych. A w przypadku Węgier wrażenie to wzmacniane było przez retorykę Orbána i członków jego rządu: z jednej strony prorosyjską, z drugiej skoncentrowaną na rozszerzaniu praw Węgrów żyjących poza granicami obecnych Węgier.

Jednak rządzący w Kijowie nie zauważają – albo nie chcą zauważać – że to, co rząd w Budapeszcie robi na Zakarpaciu, nie różni się od tego, co robi w południowej Słowacji, w rumuńskim Siedmiogrodzie czy w serbskiej Wojwodinie. Wszędzie tam Węgry prowadzą konsekwentną politykę rozszerzania lub obrony praw swoich mniejszości, w tym przez paszportyzację, nierzadko doprowadzając do gwałtownych kryzysów w relacjach z Bratysławą, Bukaresztem czy Belgradem.

Patrząc z takiej – szerszej – perspektywy, spór ukraińsko-węgierski, przynajmniej na razie, nie przybiera form zdecydowanie ostrzejszych niż wcześniejsze spory Budapesztu z sąsiadami. W przeszłości zdarzały się „wysyłki” dyplomatów, a nawet ostentacyjne zawrócenie przez słowackich pograniczników prezydenta Węgier László Sólyoma z mostu w Komarnie.

Życie w rytmie sąsiadów

Zakarpacie jest jednym z najbiedniejszych i najbardziej oddalonych od Kijowa ukraińskich regionów. Użhorod od stolicy dzieli ponad 800 km i wysokie pasmo Karpat Wschodnich. Wiedza na jego temat jest na Ukrainie tyle nikła, co stereotypowa.

Gdy we wrześniu szef ukraińskiego MSZ Pawło Klimkin stwierdził publicznie, że „Zakarpacie to przemyt, migracja zarobkowa i trochę turystyki”, wywołał furię elit regionalnych – niezależnie od przynależności partyjnej i etnicznej.

Choć niektórzy miejscowi politycy – jak Wiktora Bałoha, zrobili kariery w stolicy, to zakarpackie elity nigdy nie były w Kijowie tak silne jak te z Donbasu czy znad Dniepru. Kijów zaś wolał oddawać Zakarpacie „w dzierżawę” lokalnym klanom, w zamian za spokój i działkę z przemytu.

Paszport węgierski to przepustka do Unii, a droga tam jest krótka, choć wyboista. Obwód graniczy z Polską, Słowacją, Węgrami i Rumunią – i pod wieloma względami żyje w rytmie tych właśnie krajów, a nie Ukrainy. Nie chodzi tylko o zegary, których część ustawiona jest na czas środkowoeuropejski [na Ukrainie obowiązuje czas o godzinę do przodu – red.]. Na ulicach i w radiu słychać – prócz ukraińskiego i rosyjskiego – także rumuński, węgierski i słowacki. Po drogach, z przyczyn podatkowych, jeżdżą w większości auta z rejestracjami unijnych państw sąsiednich, mijając banery reklamowe a to Czeskich Dni Kultury, a to darmowej nauki języka słowackiego.

W międzywojennej dzielnicy Użhorodu, wybudowanej jeszcze dla czechosłowackich urzędników samorządowych, restauracje serwują dania kuchni lokalnej – częściej węgierskiej niż ukraińskiej – alkohol zaś przegryza się raczej pogaczami niż sałem.

– Tu nie ma konfliktu etnicznego, tu jest BerehFest – mówi politolog Tużański. Festiwal we wsi Janoszi (niegdyś: Makkos­jánosi, Janosovo, Iwanowka, Iwaniwka; 85 proc. mieszkańców to Węgrzy) zebrał producentów sera i wina, lokalne drużyny piłkarskie oraz artystów. Pod koniec września, w szczycie konfliktu Budapesztu z Kijowem, kilka tysięcy ludzi – Węgrów, Ukraińców czy Romów – zgodnie konsumowało, kibicując piłkarzom i maratończykom.

Ponoć festiwal odwiedziła żona premiera Orbána, Anikó – i przyjacielsko gawędziła z Hennadijem Moskalem, gubernatorem obwodu [odpowiednik wojewody – red.], nominowanym przez prezydenta Poroszenkę.

Krótki wiek XX

Bo o ile „na górze” trwa burza, to tutaj, na Zakarpaciu, nie widać napięć na tle etnicznym. Choć nieraz już różnorodność regionu próbowano wykorzystać dla rozhuśtania sytuacji. Aktywna była zwłaszcza Rosja: starała się pchnąć nielicznych lokalnych Rusinów do walki o autonomię oraz poróżnić Ukraińców i Węgrów.

Nie udało się – co nie oznacza, że prób ­zaniechano.

Teraz, od paru miesięcy, w regionie wyczuwalne jest przekonanie, że region – podobnie jak wiele razy w historii – znów może stać się ofiarą wielkiej polityki.

Po 900 latach władzy węgierskiej, w „krótkim” XX stuleciu Zakarpacie kilka razy zmieniało przynależność państwową. Do 1920 r. należało do Królestwa Węgier (części Austro-Węgier). W dwudziestolecie międzywojenne weszło jako część Czechosłowacji. Następnie wiosną 1939 r. proklamowano tu Karpacką Ukrainę (próbę stworzenia państwa ukraińskiego, zdławioną przez wojska węgierskie). W latach 1939-44 znów należało do kolaborujących z Hitlerem Węgier, by po II wojnie światowej zostać częścią Związku Sowieckiego, a po roku 1991 – niepodległej Ukrainy.

W trakcie zawirowań historii, będących udziałem wszystkich mieszkańców tego pogranicza, wytworzyła się specyficzna lokalna tożsamość: oparta prędzej na solidarności i współpracy, niż na podziałach.

W ciągu ostatniego ćwierćwiecza mniejszość węgierska – w 1991 r. licząca 150 tys. osób, a dziś tylko dwie trzecie z tego (to skutek emigracji i demografii) – nie wysuwała haseł separatystycznych. Współpracowała z władzami centralnymi i lokalnymi, nie uchylając się od obowiązku wobec Ukrainy: 11 z 85 żołnierzy z Zakarpacia, którzy polegli w wojnie na wschodzie Ukrainy, było narodowości węgierskiej.

Nawet dziś sytuacja się nie zmieniła: partia węgierska KMKSZ jest kluczowym koalicjantem Bloku Poroszenki w radzie obwodowej; bez niej władzę objęliby przeciwnicy prezydenta (Jedyne Centrum Wiktora Bałohy i Batkiwszczyna Julii Tymoszenko).

Mimo że kolejni ukraińscy prezydenci obiecywali (w zamian za głosy) spełnienie głównego postulatu Węgrów – utworzenie okręgu wyborczego, który gwarantowałby Węgrowi fotel deputowanego w Kijowie – ale nigdy nie dotrzymali słowa.

W cieniu wyborów

Zasadniczo zgodna – choć nieco przaśna – koegzystencja Ukraińców i Węgrów na Zakarpaciu kontrastuje więc ostro z zapiekłymi oświadczeniami ministrów i centralnych mediów na Ukrainie. Te przedstawiają Orbána i Węgry jako drugiego Putina i Rosję, mających analogiczne plany wobec Zakarpacia, co Kreml wobec Krymu.

Paradoks ten tłumaczy (anonimowo) wysoki urzędnik w zakarpackim urzędzie gubernatora: – Kijów złożył Węgrów z Zakarpacia na ołtarzu konsolidacji narodu ukraińskiego, a zwłaszcza elektoratu, wobec nowego wroga zewnętrznego: Węgier.

Kalkulacja ta miałaby zakładać, że zaostrzanie konfliktu z Budapesztem – choć pewnie pozbawi urzędującego prezydenta głosów węgierskiej mniejszości w wyborach 31 marca 2019 r. – pozwoli mu zyskać znacznie więcej w oczach patriotycznie nastawionego elektoratu ukraińskiego.

Determinacja w walce o ukraińską integralność terytorialną i ukrainizowanie systemu oświaty mają przedstawić Poroszenkę jako niezłomnego patriotę, zgodnie z jego wyborczym hasłem, które już dziś widać na billboardach rozwieszonych po całym kraju: „Armia, język, wiara”.

Natomiast władze lokalne nie chcą dopuścić do eskalacji w regionie. Gubernator Hennadij Moskal „amortyzuje” sytuację: otwarcie krytykuje ustawę oświatową i współpracuje nie tylko z zakarpackimi Węgrami, ale nawet z Budapesztem, przyjmując zeń, a nie z Kijowa, niezbędne dostawy chloru do uzdatniania wody i szczepionek na odrę (liczba przypadków tej choroby wzrosła ostatnio gwałtownie w całym kraju).

Sytuacja przypomina grę w złego i dobrego policjanta. Choć jej źródłem mogą być także odmienne taktyki władz lokalnych i centralnych. – Jeśli gubernator Moskal straci Węgrów, to nie utrzyma większości proprezydenckiej w radzie obwodowej. Dlatego musi spełniać ich życzenia. A z kolei Poroszenko, rękami Służby Bezpieczeństwa Ukrainy i MSZ, roznieca konflikt – twierdzi Jurij Dziamulycz, analityk polityczny z Mukaczewa, związany z opozycyjnym stronnictwem Wiktora Bałohy.

Na dole i na górze

Co dalej? Lokalne realia pokazują, że Ukraina i Węgry nie są skazane na konflikt. Co więcej: możliwe są też okresowe ocieplenia stosunków dwustronnych „na górze” – o czym świadczą np. pojednawcze oświadczenia po niedawnych spotkaniach Klimkina i Szijjártó w Luksemburgu i zapowiedź kontynuowania rozmów w Warszawie podczas Warsaw Security Forum, pod koniec października.

Ale spór raczej nie zostanie rozwiązany całościowo. Kijów nie wycofa się bowiem z ustawy oświatowej i nie zaakceptuje rozdawania węgierskich paszportów, Budapeszt nie zrezygnuje zaś z polityki wspierania Węgrów za granicą.

Ponadto wcześniejsze konflikty z Rumunią i Słowacją na tle praw mniejszości w pewnym momencie Budapeszt przeciął, gdyż obciążały współpracę dwustronną w ramach Unii lub Grupy Wyszehradzkiej. Natomiast w relacjach z Ukrainą rząd Węgier nie ma takiego interesu. Węgry bowiem tradycyjnie patrzyły na Ukrainę przez pryzmat mniejszości na Zakarpaciu. Kijów z kolei latami lekceważył współpracę z unijnymi sąsiadami, niesłusznie uznając, że jego miejsce jest przy stole z mocarstwami.

Skutki takiej gry może ponieść Zakarpacie – region już dziś niedoinwestowany i pozostawiony samemu sobie. A także mniejszość węgierska, coraz częściej stygmatyzowana jako „piąta kolumna”. ©

Autor jest analitykiem Ośrodka Studiów Wschodnich im. Marka Karpia, specjalizuje się w tematyce ukraińskiej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 44/2018