Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Na takich białych plamach skrępowani własną niewiedzą kartografowie dorysowywali, stulecia temu, fantastyczne potwory – albo pisali „tu są smoki”. Potworów akurat nie było na zdjęciach, które NASA pokazała wieczorem w środę 15 lipca. Ale obrazy surowych, bardzo obcych światów – Plutona i jego księżyców, w tym ogromnego Charona – i tak zapierały dech w piersiach. Nie tylko geologom planetarnym.
„To straszne, straszne uczucie, wszyscy mamy depresję, nic nie rozumiemy” – z kamienną twarzą powiedział na konferencji prasowej Alan Stern, główny naukowiec misji, w odpowiedzi na pytanie: „co czujecie, widząc te zdjęcia po 10 latach lotu”... Po czym wraz z całą salą wybuchnął śmiechem. „To, co zobaczyliśmy, zdmuchnęło nam skarpetki z nóg”, dodał po chwili.
Bo jak inaczej opisać wysokie na 3,5 km góry lodowe na powierzchni Plutona? Siedmiokilometrowej głębokości wąwóz biegnący jak blizna po krawędzi obróconej w stronę sondy New Horizons półkuli Charona? Pluton i Charon okazały się o wiele bardziej fascynujące, niż komukolwiek się wcześniej wydawało.
Tajemnic, zamiast ubywać – przybyło. Sfotografowane światy okazały się zupełnie inne, niż spekulowali naukowcy. Pluton miał być podobny do Trytona: spodziewano się, że to zamarznięty świat o niemal płaskiej powierzchni, wielka, lodowa kula bilardowa. Do tego zorana kraterami i bliznami po zderzeniach, które gromadziłyby się przez 4,5 mld lat. Zamiast tego zobaczyliśmy miejsca pełne łańcuchów górskich, urwisk, świat o urozmaiconej powierzchni, która świadczy o bardzo czynnej geologii. Ale powierzchni niemal pozbawionej kraterów – naukowcy szacują wiek powierzchni Plutona na zaledwie 100 mln lat, co czyniłoby zeń planetarnego bobasa. To oznacza, że Pluton nie pasuje do naszych modeli.
Na razie hipotezy są dwie: albo geologię Plutona i Charona zasila ciepło pochodzące z rozpadu promieniotwórczych pierwiastków leżących gdzieś głęboko w ich wnętrzu, albo proces stygnięcia planet – które zaczynają życie jako rozgrzane do białości kule magmy – przebiega o wiele wolniej, niż sądziliśmy. O miliardy lat wolniej.
Jedno i drugie wytłumaczenie miałoby kolosalne konsekwencje dla naszej wiedzy o wszechświecie. A nawet dla naszych wyobrażeń o tym, jakie światy mogą być potencjalnym domem dla życia. Do dziś spodziewaliśmy się go na planetach podobnych do Ziemi, ewentualnie na księżycach wielkich planet, takich jak Europa, Enceladus czy Tytan. Nikt na poważnie nie brał pod uwagę kamyków w rodzaju Plutona. Bo przecież miały być one martwymi, zimnymi światami, na których nie ma źródeł energii podtrzymującej życie. Okazały się zupełnie inne. Choć nikt raczej nie będzie szukał plutoniańskich mikrobów – temperatura bliska zeru absolutnemu byłaby dla nich raczej nieznośna.
Zobaczyliśmy dopiero pierwszych kilka zdjęć. Będą kolejne. Tysiące kolejnych, o jakości nawet stukrotnie lepszej. Pluton, Charon, Hydra, a także Kerberos, Nix i Styx – księżyce, których dotąd NASA nie pokazała – wreszcie ożyją, staną się dla ludzkości prawdziwymi światami, dołączą do planetarnej rodziny. Naukowców z zespołu New Horizons czeka jeszcze wiele nieprzespanych nocy.
To w pewnym sensie koniec epoki – bo za naszego życia raczej nie uda się już Ziemianom zapełnić tak wielkich białych plam na mapach. Jest kilka podobnych rozmiarami światów leżących jeszcze dalej niż Pluton – ale znajdują się tak daleko i tak trudno do nich dotrzeć, że czas od przygotowania misji do pierwszych zdjęć ich powierzchni liczyłby się nie w latach, lecz w dekadach. A na razie nikt takiej misji nawet nie planuje.
Ale to też początek nowej ery. Bo dzięki sondzie New Horizons oraz zdjęciom Plutona i Charona ludzkość zaczęła badać zupełnie nowe, obce miejsce – światy tak inne od tych, które znaliśmy dotąd, że tak naprawdę nie wiemy o nich nic. ©
WOJCIECH BRZEZIŃSKI jest dziennikarzem Polsat News, gdzie prowadzi autorski program popularnonaukowy „Horyzont zdarzeń”. Stale współpracuje z „Tygodnikiem Powszechnym”.