Zagubieni w tłumaczeniu

Czy jeśli nie dzielimy tej samej przeszłości, a na co dzień zmagamy się z innymi problemami, to jesteśmy skazani na wieczne nieporozumienie i przerzucanie się stereotypami?

15.10.2018

Czyta się kilka minut

Willwmijn Lamp /  / KBF
Willwmijn Lamp / / KBF

W 2016 r., podczas ceremonii otwarcia międzynarodowego festiwalu literackiego Read My World – edycji poświęconej literaturze z Polski i Ukrainy – wydarzyło się coś niezwykłego. Jako organizatorka imprezy co roku proszę zagranicznych gości, aby przedstawili się w formie, która im najlepiej pasuje: mogą przeczytać wiersz, wygłosić oświadczenie, zaśpiewać piosenkę – cokolwiek, co uznają za odpowiednie do wyrażenia siebie. Mogą mówić zarówno w swoim rodzimym języku, jak i po angielsku. Tłumaczenie wyświetlane jest za ich plecami. Zależy mi, aby przedstawili się sami, bo w przeciwnym razie mogłyby pojawić się słowa, z którymi nie będą się czuli komfortowo. Prezenterzy oczywiście zawsze przy takich okazjach starają się, jak mogą, nikogo nie urazić, ale łatwo o puste frazy, które nijak nie oddają artystycznej tożsamości gości. Innymi słowy – chodzi o to, aby unikać nieporozumień i błędów w tłumaczeniu.

W 2016 r. poprosiłam także czarnoskórą poetkę z Amsterdamu, znaną z prostego, a jednocześnie bardzo poetyckiego stylu, aby napisała wiersz otwierający Festiwal. Wcześniej jednak zapytałam ją, czy była kiedykolwiek w Polsce, na Ukrainie albo w ogóle we wschodniej Europie. Powiedziała, że owszem, dwukrotnie była w Polsce – pierwszy raz jeszcze jako nastolatka, drugi już jako osoba dorosła. Po czym dodała, że jest wielką miłośniczką twórczości Wisławy Szymborskiej, bo jej poezja przez lata była dla niej źródłem inspiracji i otuchy. Poprosiłam więc, aby przygotowała wystąpienie. Miała wolną rękę, ważne było tylko, aby pojawił się wątek związany z tamtą częścią Europy. Zależało mi też, żeby tekst był osobisty – żadnych eksperckich tonów ani akademickich dywagacji. Chciałam, żeby zdała się wyłącznie na swoją poetycką wnikliwość i intuicję.

Co zatem poszło nie tak? Otóż nawet teraz, gdy to piszę, a minęły dwa lata od tamtego wieczoru, wciąż przechodzą mnie dreszcze. Poetka, którą poprosiłam o otwierający wiersz, była w Polsce dwa razy. Za każdym razem podróż odbywała się zimą. Tak więc owszem, było wtedy chłodno i zimowo, stąd w wierszu pojawiły się fragmenty opisujące piękno kryształowych płatków śniegu. Wspomniała także o obchodach upamiętniających wydarzenia Nocy Kryształowej, w których wzięła udział w Krakowie, i o tym, jak silne wrażenie to na niej wywarło. Mówiła również o zniewalającym zapachu świeżo upieczonego chleba, dochodzącym z małej piekarni, w której spotkała się z ciepłym przyjęciem, mimo że wcześniej obawiała się niechęci z powodu koloru skóry. Mimo że na wstępie mówiła o wizytowanym mieście z rezerwą, to pod koniec przyznała, że jej początkowe obawy miały się nijak do tego, czego doświadczyła na miejscu. A doświadczyła przede wszystkim ciepłego przyjęcia w miejscach, w których się tego kompletnie nie spodziewała, dzięki czemu mogła skonfrontować się z własnymi uprzedzeniami i skłonnością do bycia outsiderem. To była historia z głębi serca, do tego opowiedziana poetyckim językiem i z użyciem obrazów, które mimo upływu lat tkwiły dalej w jej pamięci.

Oczywiście przeczytałam ten tekst zawczasu i uznałam, że jest szczery, osobisty i poetycki – odczytałam go jako spojrzenie z zewnątrz, impresję gościa w obcym miejscu, który z perspektywy czasu analizuje dobre i złe doświadczenia swojej podróży. Nie zwróciłam jednak należytej uwagi na jeden drażliwy punkt – frazę „Noc Kryształowa” z wszystkimi jej historycznymi konotacjami. Oczywiście w Holandii ­doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, co wydarzyło się podczas Nocy Kryształowej, niemniej naprawdę nie widziałam nic złego w użyciu samej frazy w tym konkretnym wierszu, w tej osobistej refleksji na temat wizyty w innym kraju. Jednakże moja naiwność – a może ignorancja albo wręcz niewrażliwość? – szybko została ukarana. Jedna z polskich pisarek weszła na scenę i zamiast przedstawić się, zażądała od czarnoskórej poetki przeprosin za to, w jaki sposób właśnie przedstawiła Polskę. Jej zdaniem posłużyła się wyłącznie negatywnymi stereotypami, które jej ojczyznę przedstawiają jako rasistowski kraj wiecznej zimy. „I to odniesienie do Nocy Kryształowej? Co to do cholery było? Czy tak się wita w Holandii zagranicznych pisarzy? Zaprasza się czarnoskórą poetkę, żeby wymieniła wszystkie istniejące stereotypy na temat Polski? Cóż za brak wrażliwości i szacunku dla wszystkich autorów, którzy właśnie tu przyjechali!”. Gdy zamilkła, na widowni zaległa cisza. Nikt nie wiedział, czy należy jej się aplauz, czy może natychmiast powinno się wziąć w obronę czarnoskórą poetkę. Jednak zaraz po tym wybuchu wygłosiła wcześniej przygotowane przemówienie i opuściła scenę, co widownia przyjęła ciepłym aplauzem. Jej żarliwe przemówienie i pełna konfuzji cisza, która po niej nastała, trwały łącznie może minutę, ale dla mnie była to wieczność.

„Co się właściwie przed chwilą stało?” – pomyślałam wtedy. Być może chodziło o zwykły błąd w przekładzie? A może przeoczyłam zawoalowaną w wierszu obelgę? Źle odczytałam wiersz? Albo jego autorkę? A może to polska autorka coś źle zinterpretowała? Czy poetka zbyt dużo mówiła o swojej początkowej niechęci do Polski, przez co wzmocniła istniejące stereotypy? Czy raczej z powodzeniem zdekonstruowała wszystkie uprzedzenia, o których wcześniej mówiła, tyle że polska pisarka nie dostrzegła tego w porę, bo fraza „Noc Kryształowa” zdążyła już zatruć wszystko?

W tym wydarzeniu można dostrzec wiele różnych warstw i wątków, ale wszystkie prowadzą do kluczowych dla przekładu pytań: jakie są konsekwencje używania słów, które w zależności od kontekstu mogą dotyczyć zupełnie innych wartości? Czy jeśli nie dzielimy tej samej przeszłości, a na co dzień zmagamy się z innymi problemami, to jesteśmy skazani na wieczne nieporozumienie i przerzucanie się stereotypami? Jeśli nawet pisarze – współtwórcy naszej kultury i zbiorowej pamięci – tak łatwo potrafią wpaść w pułapkę błędnej interpretacji albo nieświadomie umocnić negatywne stereotypy, to do wspólnego zrozumienia i szacunku mamy jeszcze daleką drogę.

Ale to jest właśnie nasz cel. Jako organizator festiwalu literackiego Read My World za wszelką cenę chcę budować platformę, dzięki której możemy sobie radzić z tego typu napięciem, gdyż alternatywą jest utknięcie w oddzielających nas od siebie bańkach ignorancji.

Na szczęście mieliśmy jeszcze trzy dni Festiwalu, żeby przedyskutowywać tamtą sytuację. Wszyscy zaangażowani w debatę, łącznie ze mną, byli w stanie rozmawiać ze sobą, nie próbując udowodnić, kto miał rację, a kto nie. Zamiast tego stawialiśmy sobie szczere pytania, lokalizując bolesne źródło nieporozumienia. Koniec końców przyprawiające o dreszcze doświadczenie otwierającego Festiwal wieczoru okazało się ćwiczeniem z ponadkulturowej szczerości. Czy było bolesne? Owszem, ale w ten sposób otrzymaliśmy ważną lekcję. Bezcenną wręcz w tych trudnych czasach. ©

Tłumaczenie MICHAŁ SOWIŃSKI

WILLEMIJN LAMP (ur. 1977) jest holenderską krytyczką literacką i teatralną. Założycielka i dyrektorka amsterdamskiego festiwalu Read My World. Wcześniej kuratorka festiwalu Writers Unlimited. Doradca miasta Utrecht w kwestiach kultury. Koordynatorka programu Amsterdam World Book Capital (2008/2009). Współ­pracuje z Dutch Theatre Festival oraz z Holland Festival.

FESTIWALE LITERACKIE są miejscem spotkania, podczas którego ludzie posługujący się różnymi językami i funkcjonujący na co dzień w różnych kulturach dzielą się ze sobą indywidualnymi i zbiorowymi doświadczeniami. Żeby uczynić je zrozumiałymi, muszą podjąć pracę tłumaczenia. Nie chodzi przy tym jedynie o przekład pewnej opowieści na inny język, np. angielski, ale także o znalezienie płaszczyzny porozumienia w chwili, w której stykają się ze sobą różne kultury. O tym, co zostaje utracone podczas takiej wymiany, i jak działać, by tych strat było jak najmniej, rozmawiać na Festiwalu Conrada będą Willemijn Lamp i Chris Keulemans.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 43/2018

Artykuł pochodzi z dodatku „Magazyn Conrad 03/2018