Zagłada ojcowizny

Obszar Polski, który po wrześniu 1939 r. znalazł się pod okupacją sowiecką, przed wojną zamieszkiwało 5,3 mln Polaków, 4,5 mln Ukraińców, 1,6 mln Białorusinów i 1,1 mln Żydów. W następnych latach ich lokalny świat, który kształtował się przez kilka wieków, przestał istnieć.

16.02.2010

Czyta się kilka minut

Polacy od początku płacili tu cenę za przywiązanie do własnego państwa. Przykładowo, po zaciętej obronie Grodna Sowieci zaraz zaczęli masowe aresztowania, a 300 obrońców wymordowali. Na całym obszarze okupacji bezzwłocznie zaczęto masowe aresztowania urzędników, ziemian, ludzi zaangażowanych w przedwojenną działalność polityczną i społeczną. Egzekucje urzędników i policjantów w różnych miejscach (np. we Lwowie) przeprowadzano zaraz po zajęciu tych terenów. Tylko na samym obszarze "zachodniej Białorusi" w ciągu pierwszego miesiąca aresztowano ponad 4 tys. osób.

Do sowieckiej niewoli dostało się we wrześniu 1939 r. 240 tys. polskich żołnierzy i oficerów; do października 1939 r. ponad 40 tys. z nich zwolniono, a kolejne 40 tys. przekazano Niemcom. Los pozostałych miał się dokonać - oficerów w Katyniu, a żołnierzy w obozach pracy.

Deportacje i obozy

W latach 1940-41 Sowieci dokonali czterech wielkich operacji deportacyjnych obywateli RP, których wywożono głównie na Syberię i do Kazachstanu. Miały one miejsce kolejno w lutym, kwietniu i czerwcu 1940 r. oraz w maju-czerwcu 1941 r. Dwie ostatnie objęły też żołnierzy internowanych wcześniej na Litwie i Łotwie. Dostępne dziś źródła sowieckie dokumentują 327 tys. deportowanych obywateli RP różnych narodowości; według wcześniejszych szacunków polskich liczba ta była znacząco wyższa. Przymusowa, wyniszczająca praca w łagrach i kopalniach, terror i zbrodnie, przymusowe miejsca osiedlenia w stepach Kazachstanu - wszystko to powodowało wysoką śmiertelność. Szacuje się, że już na skutek nieludzkich warunków transportu do miejsc przeznaczenia nie dotarło co najmniej 10 proc. wysiedlonych.

Równolegle z deportacjami, w latach 1939-41 prowadzono rozległe aresztowania: w więzieniach osadzono ponad 100 tys. osób, z których znaczną część wymordowano podczas śledztw i zbiorowych egzekucji. Decyzją z 5 marca 1940 r. postanowiono przeprowadzić "akcję specjalną", polegającą na wymordowaniu jeńców-oficerów. Z kolei 25 tys. jeńców-żołnierzy skierowano do jednego z największych obozów koncentracyjnych na ziemiach wschodniej Polski, tzw. obozu rówieńskiego (od 1940 r. zwanego lwowskim). W ramach "Budowy NKWD nr 1" żołnierze byli wykorzystywani m.in. do niewolniczej pracy przy budowie strategicznej szosy łączącej Nowogród Wołyński z Lwowem. Dalszych 14 tys. zmuszono do pracy w kopalniach żelaza i wapienia na Ukrainie, a 8 tys. do budowy linii kolejowej w republice Komi; śmiertelność była tam ogromna.

Wyzwoliciele-okupanci

Sowiecki terror został przerwany przez atak Hitlera na ZSRR. Choć nie do końca: w trakcie akcji "ewakuacyjnej" NKWD zamordowało co najmniej 9,5 tys. osób. Dzięki szybkim postępom Wehrmachtu z więzień NKWD wyzwolono 18,5 tys. ludzi: dla nich blitzkrieg był błogosławieństwem. Niektórych uratowano w ostatniej chwili; np. wileńscy kolejarze nocą z 23 na 24 czerwca 1941 r. potajemnie odczepili wagony z ostatniego transportu NKWD.

Zapętlenie historii spowodowało, że większość ludności Kresów oczekiwała Niemców jak wyzwolicieli. Niejednokrotnie byli witani zarówno przez ukraińską, białoruską, jak i polską ludność zajmowanych miejscowości. "I wreszcie przyszli Niemcy. Cieszyłem się jak wszyscy" - wspominał Tadeusz Czarkowski-Golejewski, Polak z Tarnopolszczyzny. - "Sam niosłem kwiaty i zsiadłe mleko na ich powitanie. Ukraińcy witali ich dosłownie na kolanach".

Szybko okazało się, że "wyzwolenie" to nowa okupacja, oparta na represjach i terrorze. W pierwszym rzędzie programowemu wyniszczeniu poddani zostali Żydzi i Cyganie. W następnych latach jednym z największych miejsc kaźni ludności żydowskiej stał się Babi Jar koło Kijowa; zamordowano tam 150 tys. ludzi. Później dołączyły do nich takie miejsca jak Ponary koło Wilna, które stały się największym tego rodzaju miejscem zbrodni na Kresach: w latach 1941-44 Niemcy i kolaborujący z nimi Litwini wymordowali tam 100 tys. osób - głównie Żydów, ale także tysiące Polaków.

Wygnanie w cieniu ludobójstwa

Zasadniczej zmianie uległa sytuacja Polaków na Wołyniu i w Galicji Wschodniej. W 1942 r. powstała Ukraińska Powstańcza Armia (UPA), która podjęła walkę zarówno z Niemcami i Sowietami, jak też otwarcie wystąpiła przeciw Polakom. W pierwszej połowie 1943 r. UPA, na Wołyniu liczniejsza od polskiej partyzantki, zaczęła systematyczne rzezie polskiej ludności. Najwięcej zbrodni dokonano w lipcu i sierpniu 1943 r. W sumie Ukraińcy wymordowali na Wołyniu 50--60 tys. Polaków.

Ci, którzy przeżyli, uciekali do Polski centralnej. Ci, którzy przeżyli i zostali, tworzyli lokalne samoobrony i oddziały AK. Część desperacko wstąpiła w szeregi sowieckich oddziałów leśnych, a także do tworzonych przez Niemców oddziałów policji pomocniczej. Powszechna była żądza zemsty na Ukraińcach: Polacy podjęli akcje odwetowe, polegające na mordowaniu wsi ukraińskich, choć działania takie nie osiągnęły skali działań UPA (szacuje się, że w ramach polskich akcji odwetowych na Wołyniu zginęło kilka tysięcy Ukraińców).

Przygotowania do obrony przed Ukraińcami AK podjęła także w Galicji Wschodniej. Nie zapobiegło to jednak mordom UPA, których apogeum przypadło tu na rok 1944; jedną z pierwszych zaatakowanych miejscowości była Huta Pieniacka, gdzie 28 lutego 1944 r. wymordowano 1200 Polaków. W Galicji mordy poprzedzała UPA akcjami propagandowymi, co może świadczyć, że zmierzano tutaj do wygnania Polaków, a terror miał być narzędziem odstraszającym. Rzeczywiście, było to skuteczne: w ramach masowego eksodusu z Wołynia i Galicji uciekło na zachód, najczęściej do Polski centralnej, od 300 do 450 tys. Polaków.

Podobne próby UPA podejmowała na wschodniej Lubelszczyźnie, ale tu dzięki sile polskiego podziemia miała ona zasięg mniejszy, a ofiary po obu stronach były podobne: po ok. 4,5 tys. zabitych.

Czystki na rozkaz Moskwy

Z kolei w północno-wschodniej części okupowanego kraju do antypolskiej ofensywy przeszły sowieckie oddziały leśne, którymi z reguły dowodzili specjalnie przeszkoleni przez NKWD dywersanci. Ich akcja była powiązana z sukcesami ZSRR na froncie - i z ostatecznym zerwaniem przez Stalina stosunków dyplomatycznych z Polską w kwietniu 1943 r. Było to zatem także przygotowanie do powrotu rządów sowieckich. "Należy wszelkimi rodkami prowadzi walk przeciwko polskim burżuazyjno-nacjonalistycznym oddziaom i grupom" - głosił rozkaz z 22 czerwca 1943 r. do sowieckich grup dywersyjnych. Mordowano nie tylko żołnierzy AK, ale też ich rodziny i w ogóle cywilnych mieszkańców wsi. Dokonywano rabunków, a mężczyzn siłą wcielano do sowieckich oddziałów.

Przykładem tych działań są Naliboki na Nowogródczyźnie: w maju 1943 r. sowieckie oddziały dowodzone przez płk. NKWD Grigorija Sidoruka zaatakowały miasteczko. Na miejscu mordowano mężczyzn, rabowano dobytek, podpalano domy. W sumie Sowieci zabili 128 osób i podpalili część domów. Losu Naliboków dopełnili Niemcy, którzy w sierpniu 1943 r. spalili resztę. Niedługo potem obiektem agresji sowieckiego zgrupowania leśnego stał się oddział partyzancki AK ppor. Antoniego Burzyńskiego "Kmicica". A w grudniu 1943 r. Sowieci aresztowali i wymordowali zaproszoną na wspólną "naradę" część sztabu oddziału Obwodu AK Stołpce wraz z dowódcą i przystąpili do rozbrajania i likwidacji żołnierzy.

Rozbudowa sił AK w następnych miesiącach zablokowała "oczyszczanie" tych ziem. Faktycznie doszło tu do lokalnej wojny polsko-sowieckiej. Szacuje się, że w sumie jeszcze podczas okupacji niemieckiej na obszarach wschodniej Polski z rąk sowieckich grup leśnych zginęło około tysiąca żołnierzy AK i wielokrotnie więcej polskiej ludności cywilnej.

W styczniu 1944 r. Armia Czerwona ponownie przekroczyła wschodnią granicę Rzeczypospolitej. W ramach planu "Burza" dochodziło do współdziałania frontowego AK z Sowietami: chodziło o wymuszenie respektowania przez ZSRR polskiej suwerenności na tych ziemiach. Tak było najwcześniej na Wołyniu, potem na Wileńszczyźnie i Nowogródczyźnie. W lipcu 1944 r. kilka tysięcy żołnierzy zgrupowań wileńsko-nowogródzkich AK wspólnie z Sowietami prowadziło kilkudniowe walki o Wilno - po czym NKWD aresztowała oficerów i żołnierzy AK. Tak było również po wspólnych walkach o Lwów. Represje sowieckie, wywózki do łagrów prowadzono wkrótce na całym obszarze wschodniej Polski.

Na Kresach AK poniosła z rąk Sowietów straty (zabici, ranni, aresztowani) większe niż z rąk Niemców. Po 1944 r. do obozów w ZSRR wywieziono kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy i ich rodziny. Tak było np. z wileńskimi AK-owcami; tylko część z prawie 8 tys. rozbrojonych żołnierzy AK uciekła do domów albo znów do lasu. Część aresztowanych Sowieci skierowali do armii Berlinga, większość trafiła do łagrów.

Kolejne fale terroru

Po 1944 r. do Litewskiej i Białoruskiej SRR skierowano wielotysięczne siły NKWD. Według obliczeń sporządzonych na podstawie dokumentów sowieckich, od połowy 1944 do 1947 r. na obszarach tych Sowieci zastrzelili w walkach z oddziałami partyzanckimi lub zamordowali co najmniej 3-4 tys. Polaków, a w ramach akcji "oczyszczających" aresztowali i deportowali do łagrów 25 tys.

Przykładem bezwzględności wobec cywilów są Ławże koło Turgieli, gdzie 23 lutego 1945 r., po bitwie z AK, siły NKWD wymordowały wszystkich mieszkańców, a wieś spaliły. "Ławż nie było - relacjonował świadek masakry. - Wszędzie po podwórkach leżały trupy pomordowanych dzieci, kobiet, mężczyzn. Jeden z mieszkańców »siedział« martwy przy płocie z przedziurawioną głową. Żona Jerzego Dziadulewicza leżała twarzą do góry, a w jednym i drugim ręku trzymała rączki swych nieżywych wnucząt. Dziewczynka miała 5 lat, chłopczyk 7. Wszyscy mieli przestrzelone głowy. Nieopodal leżeli zabici rodzice tych dzieci".

Podobnie było na obszarach wcielonych do Ukraińskiej SRR, choć po rzeziach Polaków dokonanych w czasie wojny populacja polska był tam już przetrzebiona. Największą antypolską akcję represyjną we Lwowie przeprowadzono w styczniu 1945 r.: aresztowano i wywieziono do łagrów w Donbasie 2,5 tys. osób. Dla Polaków, którzy pozostali tam na ojczystej ziemi, postrachem była wciąż UPA: choć we wrześniu 1944 r. oficjalnie zrezygnowała ona z akcji antypolskiej (faktycznie osiągnięto jej zbrodnicze cele), to poszczególne oddziały napadały na polską ludność jeszcze w 1945 r.

Sowieci, inaczej niż Niemcy, nie tolerowali żadnych niezależnych od nich sił samoobrony. Do walki z ukraińskim podziemiem tworzyli podporządkowane NKWD tzw. Istriebitielnyje Bataliony, w których znalazło się wielu Polaków. Część z nich została tam przymusowo wcielona, część widziała w nich jedyną możliwość uniknięcia poboru do Armii Czerwonej (bataliony działały na miejscu). Niektórzy wstępowali do nich ochotniczo, aby bronić Polaków lub zyskać okazję do odwetu na Ukraińcach. Były nawet przypadki utworzenia takich batalionów na bazie rozwiązanych po "Burzy" oddziałów AK. Charakterystyczne: choć istniały Istriebitielnyje Bataliony o różnym charakterze narodowym, Ukraińcy niekiedy nazywali je "polską policją".

Ekspatriacje

W latach 40. wschodnie tereny II RP zasadniczo zmieniły oblicze etniczne, które wcześniej kształtowało się przez stulecia. Na skutek sowieckiego terroru i deportacji zniknęła większa część polskiej społeczności. Niemcy wymordowali Żydów. Zaczęto sprowadzać mieszkańców wschodniej Ukrainy i Białorusi oraz innych republik ZSRR - głównie Rosjan, którzy obsadzali stanowiska w administracji, zasilali kadry zakładów pracy itp.

Po wojnie tereny włączone do ZSRR zostały poddane sowietyzacji i faktycznej depolonizacji. Tragiczne doświadczenia pierwszej okupacji sowieckiej (1939-41), polowania na żołnierzy podziemia i kolejne wywózki do łagrów, w końcu przymusowy pobór młodzieży do Armii Czerwonej spowodowały nowe ofiary i ucieczkę wielu mieszkańców Kresów do Polski centralnej i zachodniej. Proces wyjazdów z rodzinnych stron, zamieszkanych od setek lat, przez komunistyczną propagandę po obu stronach Bugu nazywany był oficjalnie "repatriacją". Czyli, jak na urągowisko, "powrotem do ojczyzny". W rzeczywistości była to ekspatriacja - wysiedlenie bądź wymuszone opuszczenie ziemi ojczystej.

Cała południowa część wschodnich ziem II RP uzyskała ukraiński charakter etniczny. Już w latach 1943-44 z obszaru wcielonego do Ukraińskiej SRR wyjechało ok. 1,5 mln Polaków. Eksodus trwał w następnym okresie. Władze naciskały na szybkie przeprowadzenie wysiedleń. Nadzieje na powrót Lwowa w granice Polski powodowały początkowo niechęć do wyjazdów z samego miasta. Dlatego zaczęto stosować, szczególnie wobec inteligencji, rozliczne represje, np. w postaci konfiskaty mienia i poboru do armii sowieckiej.

Na terenie obecnej zachodniej Ukrainy zostało ledwie 150-250 tys. Polaków-rzymskich katolików. Z Wołynia żywioł polski zniknął prawie w całości; przetrwały jedynie resztki polskich społeczności. Po wielu spalonych wsiach nie zostało nawet śladu. Paradoksalnie, największe skupiska polskiej ludności przetrwały na obszarach położonych poza przedwojennymi granicami Polski: po czystkach etnicznych, wywózkach i ekspatriacji największym skupiskiem ludności polskiej stała się Żytomierszczyzna i obwód chmielnicki (czyli obszary, które po 1921 r. znalazły się w ZSRR). Bardziej zauważalne skupiska Polaków przetrwały też we Lwowie i okolicach. W 1959 r. na całej Ukrainie mieszkało ok. 363 tys. Polaków.

Czerwona lituanizacja

Mimo olbrzymiej skali ekspatriacji, polska ludność przetrwała w najbardziej zwartym skupisku głównie na Grodzieńszczyźnie i Wileńszczyźnie - przedzielonej wzdłuż granicą litewsko-białoruską. Polacy w obu tych republikach sowieckich byli przez następne dziesięciolecia przedmiotem bezwzględnej polityki władz lokalnych i moskiewskiej centrali.

W obu republikach przez długi czas, wbrew spisom ludności, w ogóle negowano istnienie polskiej mniejszości. Litewscy komuniści szybko zaadoptowali nacjonalistyczne teorie mówiące, że na Litwie nie ma Polaków, lecz "Litwini mówiący po polsku". Na Białorusi do początku lat 90. obowiązywała wersja, że nie ma tu Polaków, a jedynie "skatolicyzowani Białorusini". W obu republikach sytuacja powojenna kształtowała się podobnie, choć na Litwie z większym uporem próbowano realizować politykę wynaradawiania. Niewielki obszar kilkunastu tysięcy kilometrów kwadratowych, stanowiący część Wileńszczyzny wcielonej do Litewskiej SRR, w latach 1945-48 opuściło aż 200 tys. Polaków, z czego 100 tys. stanowili mieszkańcy samego Wilna.

Władze sowieckiej Litwy prowadziły konsekwentną politykę lituanizacyjną. Dążąc do depolonizacji miasta jako stolicy republiki, prowadziły naciski na wyjazdy Polaków, którzy jeszcze w 1945 r. stanowili ponad 80 proc. mieszkańców - opornych pozbawiano kartek żywnościowych, wyrzucano z mieszkań. Do Wilna zaczęli przybywać Litwini i Rosjanie z głębi ZSRR. W efekcie w 1959 r. tylko 20 proc. mieszkańców stanowili Polacy (Litwini 50 proc., a Rosjanie także 20 proc.).

Gdzie wieś pozostała polska

Natomiast inna sytuacja była na terenach wiejskich. Z obawy przed nagłym spadkiem produkcji żywnościowej w regionie zamieszkanym niemal tylko przez Polaków ograniczano wyjazdy. Stwarzano utrudnienia administracyjne, skądinąd licząc na to, że ludność wiejska, pozbawiona elit inteligenckich, będzie bardziej podatna na wynarodowienie.

Jednak mimo wywózek, wojennych strat i represji Wileńszczyzna jako jedyny region wschodnich ziem Rzeczypospolitej utrzymała swój polski charakter przez następne dziesięciolecia, aż do XXI w. Wielu Polaków zostało na ojcowiźnie, nie decydując się na wyjazd w nieznane. Niektórzy, przeżywszy różne zmiany państw i ustrojów, liczyli, że sytuacja może się jeszcze odmienić. Jeszcze inni uważali, że trzeba czekać na powrót zesłanych i wywiezionych na Syberię i do Kazachstanu - żeby mieli domy, do których będą mogli wrócić. Byli też najwytrwalsi, którzy uważali za obowiązek podtrzymywanie polskości na ziemi ojców - i wielu z nich długo kontynuowało pracę konspiracyjną.

W rezultacie, mimo litewsko-rosyjskiej akcji osadniczej, przetrwał tam zwarty obszar etniczny, gdzie Polacy stanowią (nawet wg spisów sowieckich) ponad 80 proc. ludności. Według oficjalnych danych, w 1959 r. na Litwie w dalszym ciągu mieszkało 230 tys. osób narodowości polskiej. W rejonie nowowilejskim stanowili ponad 89 proc. mieszkańców; w solecznickim, niemenczyńskim, wileńskim - odpowiednio 83 proc., 76 proc., 75,8 proc. W wielu innych stanowili ponad połowę ludności bądź najliczniejszą grupę narodowościową.

Natomiast z terenów wcielonych do republiki białoruskiej wyjechało w II połowie lat 40. ponad 400 tys. Polaków. Tu również kładziono nacisk na wysiedlenie inteligencji, licząc na rusyfikację pozostałych. Jak na Litwie, wielu chłopom odmawiano prawa do wyjazdu w obawie przed utratą potencjału roboczego. Procesy rusyfikacji i sowietyzacji w odniesieniu do Polaków były mało skuteczne, choć w kolejnych dekadach część ludności przestała się posługiwać językiem polskim.

Największe skupisko ludności polskiej przetrwało na Grodzieńszczyźnie i w białoruskiej części Wileńszczyzny. Według spisu z 1959 r., w ośmiomilionowej Białorusi mieszkało 538 tys. Polaków, którzy w wielu rejonach stanowili dominującą grupę narodową.

20 lat później

W końcu lat 40. i w latach 50. Polacy - podobnie jak Ukraińcy, Białorusini czy Litwini - zostali poddani wszystkim ograniczeniom, jakie niosła z sobą sowiecka władza. Z żelazną konsekwencją przeprowadzono przymusową kolektywizację rolnictwa, zakończoną w latach 1949-50. Gospodarzom, którzy nie zgodzili się na przejście do kołchozu, konfiskowano ziemię, dając prawo do uprawy tylko domowego ogródka. Bezwzględnie egzekwowano pobór do sowieckiej armii.

Część Polaków, którzy przetrwali łagry, zwalniano do domów. W tym czasie kolejne grupy były obejmowane deportacjami i represjami. Między innymi w 1951 r. przeprowadzono na Białorusi akcję deportacji do obwodu irkuckiego tzw. andersowców, czyli ok. 4 tys. żołnierzy (wraz z rodzinami) z Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie, którzy zdecydowali się wrócić po wojnie w rodzinne strony.

W efekcie po 1955 r., gdy na fali "odwilży" możliwe stały się znów masowe wyjazdy do (już) PRL-u, z terenów zaanektowanych przez ZSRR wyjechało kolejne ćwierć miliona Polaków.

Ostatni opuszczali kresową ojcowiznę w 1959 r. - w 20 lat po tym, jak rozpętana przez Hitlera i Stalina wojna zaczęła etniczną hekatombę Europy Środkowej.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 08/2010

Artykuł pochodzi z dodatku „Polscy wypędzeni (8/2010)