Zaciśnięte pięści przeciw

Można tak "bronić" krzyża, że się go profanuje. Tak naprawdę nie ci są prze­ciw Krzyżowi Chrystusowemu, którzy domagają się przeniesienia czy usunięcia krzyży ze żwirowiska, lecz ci, którzy te krzyże tam postawili, i ci, którzy opowiadają się za ich pozostawieniem.

23.03.2010

Czyta się kilka minut

Tekst ks. Stanisława Musiała ukazał się w "TP" nr 32/98. Na oświęcimskim żwirowisku - położonym poza terenem obozu Auschwitz, miejscu, gdzie podczas wojny Niemcy rozstrzelali ponad stu polskich więźniów politycznych - trwała wówczas zainicjowana przez Kazimierza Świtonia akcja stawiania kolejnych krzyży (od 1988 r. stał tam tzw. krzyż papieski, będący elementem ołtarza, przy którym modlił się Jan Paweł II podczas odwiedzin obozu Auschwitz w 1979 r.). "Zespół pana Świtonia powstał nie z fantazji, ale z powodu ciągłego i wzrastającego molestowania przez stronę żydowską o jak najszybsze usunięcie krzyża" - mówił wówczas Prymas Polski, kard. Józef Glemp, nazywając ks. Musiała "zwolennikiem opcji żydowskiej". Po kilku dniach złagodził wprawdzie stanowisko i zaapelował do biskupów, aby starali się powstrzymać wzrost tej "niekościelnej akcji", ale prowincjał zakonu jezuitów zdążył już nałożyć na publicystę "TP" zakaz publicznego formułowania opinii w tej i podobnych sprawach. Pod koniec maja 1999 r. wszystkie krzyże, z wyjątkiem papieskiego, zostały przeniesione do klasztoru franciszkanów w podoświęcimskich Harmężach.

Przed kilkoma dniami na żwirowisku, nieopodal byłego obozu w Auschwitz, stanął drugi krzyż, tym ra­zem trzymetrowej wysokości. Stanął on obok pierwszego krzyża - siedmiometro­wego - postawionego 10 lat temu przez "nieznanych" sprawców, pod osłoną nocy. Ów drugi krzyż postawili przy świetle dziennym "sprawcy" znani, którzy sami nagłośnili swój wyczyn w środkach prze­kazu. Wedle zapowiedzi niektórych osób już wkrótce żwirowisko ma się zapełnić lasem krzyży. W ten sposób zamieni się ono ponoć w "dolinę krzyży".

Niegodna zabawa w krzyże w Au­schwitz trwa. Nie chodzi tutaj, oczywiście, ani o Pana Boga, ani o uczczenie pamięci ofiar pomordowanych w Auschwitz. Przez blisko 45 lat po wojnie miejscem tym nie interesowali się bowiem żadni katolicy i żadni patrioci. Porastała je wysoka trawa.

Kto powinien tę zabawę przerwać? Jest w tym kraju Instancja, która z racji swego powołania powinna położyć kres owej szermierce na krzyże w Auschwitz. Wszystko jednak wskazuje na to, że owa Instan­cja włożyła głowę w piasek i - co gorsza - chce, żeby opinia publiczna w kraju i na świecie uznała ten gest milczenia za prze­jaw cnoty roztropności i obywatelskiej rozwagi.

Był czas, kiedy Kościół w Polsce umiał bronić religii. Potrafił reagować szybko, precyzyjnie i stanowczo na zagrożenia zewnętrzne i wewnętrzne, na jakie nara­żona była wówczas wiara. Zwłaszcza w przypadku profanacji symboli religijnych i prób wykorzystywania religii do celów politycznych. Teraz, w zmienionej rzeczy­wistości politycznej i społecznej, Kościół jakby nie potrafił bronić religii. Wydaje się być głuchy i ślepy na zagrożenia dla wia­ry płynące ze strony sił ultraprawicowych. A tymczasem mniej szkód przynosi religii bezpośrednia walka z wiarą aniżeli instru­mentalizacja religii dla celów pozareligijnych czy wręcz sprzecznych z religią (mam na myśli np. nienawiść pośród grup narodowościowych bądź religijnych). Tamta forma walki z religią mobilizowała wiernych, ta druga rozmywa religijność i ją laicyzuje.

Najwyższy czas, żeby Kościół w Pol­sce przebudził się i zabrał głos w sprawie nadużywania symboli religijnych do pozareligijnych celów. To nieprawda, że jest on tutaj skazany na bezsilność. Kościół ma w swym ręku instrument, którego może mu pozazdrościć każda władza świecka. Instrumentem tym nie są siły porządko­we, którymi Kościół nie dysponuje, ani try­bunały sądowe, ani parlament czy sejmi­ki. Instrumentem tym jest słowo, jasne stwierdzenie, kiedy symbol powszechnie uchodzący za religijny jest rzeczywiście symbolem religijnym, tzn. pełniącym funkcję religijną, a kiedy ów symbol nie pełni takiej funkcji, bo jest "sprofanowa­ny", czyli wciągnięty w służbę celów pozareligijnych. Takie orzeczenie pozbawia symbol - uznawany za religijny - jego sakralności lub ową sakralność potwierdza.

Kościół wcale nie musi być - jak twierdzą niektórzy - właścicielem terenu, na któ­rym znajdują się "sporne" symbole reli­gijne. W tym przypadku usunięcie sym­boli, które nie spełniają warunków "reli­gijności", nie jest sprawą Kościoła, lecz sprawą władzy świeckiej.

Oświadczenie Kościoła w Polsce w tej kwestii byłoby ogromnie ważne. Z dwóch powodów. Po pierwsze, trzeba, żeby Kościół kla­rownie reafirmował niezbywalne prawa, jakie tylko on posiada w tej materii. Wy­daje się bowiem, że ostatnimi laty Kościół nie afirmuje tego prawa, wręcz jakby je scedował na grupy mieniące się patriotycz­nymi czy katolickimi. Nie może być tak, że każdy na własną rękę stawia w miej­scach publicznych chrześcijańskie symbole religijne i żąda, żeby społeczność wier­nych czy wręcz Kościół broniły tych zna­ków jako świętości chrześcijańskich. Nie może być tak, ponieważ nasila się walka polityczna przy użyciu symboli religij­nych, a - z drugiej strony - coraz częściej jesteśmy świadkami wykorzystywania owych symboli przez reklamę.

Po drugie, oświadczenie Kościoła, że tylko on może wyrokować, czy dany sym­bol religijny pełni rzeczywiście funkcję religijną, byłoby ważne szczególnie wte­dy, gdy zajdzie potrzeba, by owe symbole - uznane za "niepełniące funkcji religij­nej czy wręcz z nią sprzeczne" - usuwać lub też przemieszczać (może się bowiem zdarzyć, że ów symbol postawiony w innym miejscu będzie posiadał znaczenie religijne).

To oświadczenie byłoby ważne m.in. po to, żeby osoby, wykonujące takie czynności, nie przeżywały niepotrzebnych konfliktów sumienia, iż czynią coś prze­ciw religii czy Bogu.

Na marginesie warto zaznaczyć, że dzi­wi osamotnienie miejscowego biskupa w sprawie decyzji dotyczącej krzyży w Oświęcimiu. Ojciec Święty ciągle podkre­śla, że biskupi odpowiedzialni są nie tylko za swoje diecezje, lecz także za cały Kościół. Nie widać tej kolegialności biskupiej w Polsce w tej konkretnej sprawie. Wręcz przeciwnie. Nie tylko, że nie po­maga się biskupowi bielsko-żywieckiemu, ale wręcz wkłada się przysłowiowy "kij w szprychy" w jego wysiłek rozwiązania tego problemu. Bo jak inaczej nazwać hojne i ogólnikowe apele ostatnio wygła­szane przez niektórych pasterzy Kościoła w Polsce: "Brońcie krzyża!"? Czy ci pa­sterze nie zdają sobie sprawy, że te apele są obosieczne? Przecież można dzisiaj tak "bronić" krzyża, że się go w rzeczy samej profanuje. Tak naprawdę nie ci są prze­ciw Krzyżowi Chrystusowemu, którzy domagają się przeniesienia czy usunięcia krzyży ze żwirowiska nieopodal obozu w Auschwitz, lecz ci, którzy te krzyże tam postawili, i ci, którzy opowiadają się za ich tam pozostawieniem. Krzyż Chrystusa - to nie zaciśnięta pięść. A tym są krzyże na żwirowisku w Auschwitz. Z woli ich bu­downiczych i sprzymierzeńców. Zaciśnię­tymi pięściami przeciw.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]