Zabić przeszłość

Jej sztuka to opowieść o kobiecie: jej fizyczności, macierzyństwie, rodzeniu dzieci, ale też o śmierci.

08.06.2010

Czyta się kilka minut

31 maja zmarła Louise Bourgeois. Miała 98 lat. Wielkie wystawy jej poświęcone, poczynając od zorganizowanej w 1982 r. w nowojorskim Museum of Modern Art - pierwszej w dziejach tej słynnej placówki poświęconej kobiecie-artystce - sprawiły, że została uznana za klasyka współczesności. Na trwałe weszła do kanonu sztuki. Nie poprzestała na tym. Do końca tworzyła, i to dzieła bardzo niepokorne.

Urodziła się 25 grudnia 1911 r. w Paryżu. Początkowo interesowała się matematyką i filozofią, by następnie rozpocząć studia artystyczne, m.in. pod kierunkiem Marcela Gromaire’a, André Lhote’a i Fernanda Légera. Ten ostatni namawiał ją do zajęcia się rzeźbą. W 1938 r. poznaje Roberta Goldwatera, amerykańskiego historyka sztuki. Po ślubie, jeszcze w tym samym roku, przenoszą się do Nowego Jorku. Artystka na stałe zwiąże się z tym miastem.

Zaczyna wystawiać, znajduje się w samym centrum tamtejszego życia artystycznego. Pierwszy indywidualny pokaz otwiera w 1945 r. W kolejnych latach powstają całe grupy rzeźb wykonywanych z polichromowanego drewna. Tworzy uproszczone zarysy ludzi, zredukowanych do oszczędnych, sumarycznych form, czasami tylko cieni. To prace bliskie sztuce prymitywnej - jak ją wówczas powszechnie nazywano, subtelne, bardzo oszczędne.

Lata 60. przynoszą radykalną zmianę. Rzeźbiarka zwraca się ku ciału - kobiety, ale także mężczyzny. Pojawiają się formy, nie zawsze rozpoznawalne. Niektóre wydają się powiększonymi fragmentami ludzkiego ciała, w całej jego fizyczności i materialności, inne przypominają tajemnicze stwory, ni to zwierzęta, ni to jakieś tajemnicze owady. Niekiedy jej rzeźby przywodzą na myśl obiekty z epoki prehistorycznej, rzeźby podkreślające witalność i seksualną siłę.

Artystka sięga po materiały, które umożliwiają swobodny modelunek, zachowanie płynności materii: lateks, gumę, gips. Bujność form udaje się jej przenieść także do prac w bardziej tradycyjnych materiałach: marmurze i brązie. Oddaje biologiczną stronę życia. Próbuje odtworzyć emocje. Przypomina o fizycznej stronie człowieka, o jego erotyzmie i pożądaniu - to ono właśnie będzie jednym z najważniejszych wątków w jej twórczości.

Louise Bourgeois nie unika tematów tabu. Pozwalała sobie na przedstawienia zaskakujące swą odwagą. Jedno z najsłynniejszych - "Fillette" (1968) - to rzeźba z lateksu przedstawiająca wielki męski członek, dowcipna i ironiczna. Nadal - mimo upływu dekad - zaskakuje widzów swą wizualną bezczelnością. Tytuł dodatkowo podkreśla dwuznaczność jej dzieła (fillette to po francusku "dziewczynka"). Odważnie gra z tym, co męskie i żeńskie, z pragnieniami, ukrytymi żądzami.

W 1992 r. Robert Mapplethorpe właśnie z tą rzeźbą sfotografował artystkę. To czarno-białe zdjęcie, przeznaczone na stronę tytułową katalogu wystawy w Museum of Modern Art (sic!), przedstawia elegancko ubraną starszą panią. Pod pachą, niedbale, trzyma swoje dzieło niczym parasolkę czy podręczny pakunek. Jest na tej fotografii perwersyjnie niewinna, z zagadkowym, ale też filuternym uśmiechem na twarzy. Drażniąca i dostojna jednocześnie. Trudno o lepszy manifest jej postawy.

Twórczość Bourgeois wydaje się stałym zapisywaniem własnego doświadczenia. Powstaje rozpisana na lata opowieść o kobiecie, jej fizyczności, macierzyństwie, rodzeniu dzieci, ale też o śmierci. Nieprzypadkowo bywa zestawiana z młodszymi artystkami, które w latach 60. zwróciły uwagę na ciało: Evą Hesse czy Aliną Szapocznikow.

W swej twórczości jest bardzo konsekwentna. Wierna określonym stałym wątkom. Jednym z kluczowych w jej oeuvre jest Femme Maison - kobieta-dom, postać organicznie zrośnięta z budynkiem. Odnosi się do przestrzeni tradycyjnie przypisywanej tej płci oraz do funkcji pełnionych przez kobiety i im narzucanych. Jednak jest to także przywołanie metafory domu jako miejsca tworzenia. Przestrzeni umożliwiającej działanie i warunkującej własną aktywność, o czym tak celnie pisała Virginia Woolf we "Własnym pokoju". "Proszę Was o to - apelowała też pisarka - byście żyły świadome rzeczywistości, a więc wiodły żywot fascynujący, niezależnie od tego, czy uda się przekazać innym jego treść". Dom to też - jak zauważyła Rachel Whiteread, jedna z najciekawszych artystek ostatnich dwóch dekad - przestrzeń, w której zaczyna się myślenie o body of work - o ciele dzieła.

Kobiety-domy można znaleźć we wczesnych obrazach Bourgeois, jeszcze z lat 50. Powtarza je przez kolejne dekady w rzeźbach i rysunkach. W 1981 r. nabywa nawet nieruchomość z lat 60. XIX wieku w Staten Island z myślą o własnym synu, Michelu. Jednak ostatecznie niezamieszkaną (syn umiera w 1990 r.) przerabia na wielką rzeźbę - "Maison vide". Staje się miejscem opłakiwania, lamentu, żałoby.

W jej twórczości pojawia się jeszcze jeden istotny motyw. W latach 90. powstają jej słynne pająki. Wielkie rzeźby owadów, złowieszcze, groźne. Pająki-stróże, obrońcy przeciwko złu, chorobie. Ale są to także pająki-samice, symbole macierzyństwa. Istoty groźne, wywołujące lęk, strach, ale też fascynujące. Pajęczyce, które z uporem bronią potomstwa i cierpliwie naprawiają sieci. Spokojne i konsekwentne w codziennym nieustannym działaniu.

Te monumentalne prace - często wystawiane w przestrzeni publicznej, znacznych rozmiarów, spektakularne - stały się znakiem rozpoznawczym Bourgeois. Bluźnierczym wyzwaniem i jeszcze jednym wyobrażeniem kobiecości. Sama artystka stała się jednym z symboli emancypacji. Już w 1945 r. jej prace - obok m.in. Leonory Carrington i Lee Krasner - pokazano na wystawie "The Women". Jest bardzo świadoma swej płci i od niej nie ucieka, nie chowa się za rozmaite przebrania. Jako artystka--kobieta mówi o kobiecości. Bardzo sumiennie dokonuje bolesnej autowiwisekcji.

W ostatnich latach wykonuje rzeźby-lalki, ale pozbawione niewinności dziecięcych zabawek. To nie są niewinne bibeloty, chociaż pierwszy rzut oka może nas zmylić. Figury czasami są okaleczone, to jedynie głowy czy korpusy. Nie po raz pierwszy dotyka kwestii dojrzewania, seksu, macierzyństwa. Przedstawia obejmujące się pary, kochających się, narodziny. Zajmuje się tym wszystkim, co długo nie było "odpowiednim tematem", zwłaszcza dla kobiet-artystek, podlegało wykluczeniu, wyparciu. Z kolei w 1987 r. wykonała rysunek nagiej kobiety przeszywanej strzałami, zatytułowany "Święta Sebastiana". To przewrotny obraz męczeństwa, ironiczny, dla niektórych może obrazoburczy. Obraz stanu ataku, oblężenia. "Całe życie polega na tworzeniu autoportretu" ? mówiła sama artystka. Dodawała też: "Sztuka nie mówi o sztuce - mówi o życiu, i na tym to polega".

"Ja", własne życie, bliscy, wreszcie przeszłość to stały punkt odniesienia w jej sztuce. Wyznawała: "Przeszłość mnie przeraża". Trzeba ją porzucać lub akceptować. Jeżeli jednak wybieramy drugą z tych opcji, to musimy podjąć wysiłek odtwarzania przeszłości. "To właśnie czynię" - mówiła. Pisząc o jej twórczości, chętnie przywołuje się Jorge Luisa Borgesa, który tak często w swych książkach wracał do minionego czasu, ale jest też starsza referencja - Marcel Proust, z jego umiłowaniem dla szczegółu, niepozornego przedmiotu, drobiazgu czy fragmentu widoku, który ewokuje przeszłość.

"Jestem zbieraczką przestrzeni i wspomnień" - to jeszcze jedna wypowiedź artystki.

W latach 90. powstają jej słynne obiekty przestrzenne "Cells". Komórki - pomieszczenia przez nią konstruowane i dalece wykraczające poza tradycję rzeźby. Nie sposób dostać się do ich wnętrza. Pozostaje podglądanie przez kraty, prześwity, szczeliny w boazeriach. Bourgeois w tych przestrzeniach zgromadziła bliskie jej rzeczy, pamiątki rodzinne, ale też swoje własne rzeźby. Te prace bliskie są palimpsestom. Nakładają się w nich, warstwa po warstwie, rozmaite wątki, ale też dochodzi do pomieszania czasu i przestrzeni.

Artystka wraca do przeszłości, do warsztatu renowacji dawnych tkanin prowadzonego przez babkę, a następnie przez rodziców w Paryżu, później zaś w podstołecznych Choisy-Le-Roi i Antony. To także forma rozliczenia, indywidualnego, bardzo osobistego z przeszłością. W "Passage Dangereux" (1997) znalazły się zniszczone meble, fragmenty gobelinów z rodzinnej fabryczki i rozmaite ciekawostki. Powstał zbiór śladów po minionym życiu. W "Czerwonym pokoju" (1994) odtworzyła starą, burżuazyjną sypialnię, z boazeriami z ciemnego drzewa, wielkim łóżkiem i przedmiotami do robótek. Powstało pomieszczenie intymne, ale też klaustrofobiczne, zamknięte. W jednej z najbardziej niezwykłych prac z tego czasu - "Komórce (Choisy)" (1990-93) - umieściła w centrum marmurowe wyobrażenie domu, który jej rodzina wynajmowała w latach 1912-17. To solidny, klasycyzujący XIX-wieczny budynek, siedziba zamożnej francuskiej rodziny. Piękny i zimny jednocześnie. Bourgeois wraca do czasu wczesnego dzieciństwa, szczęścia, ale też niepokoju (jej ojciec w tym czasie był na froncie). Wysoko, nad rzeźbą, umieszczono stalowe ostrze gilotyny. Rzuca ona niepokojący cień na biel budowli. Ostrzeżenie? Raczej przypomnienie o nieuchronnym przemijaniu. Zmiana jest konieczna.

"Przeszłość trzeba zabijać w teraźniejszości" - powtarzała przecież. W imię wierności sobie. Temu zaleceniu była wierna do końca.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Krytyk sztuki, dziennikarz, redaktor, stały współpracownik „Tygodnika Powszechnego”. Laureat Nagrody Krytyki Artystycznej im. Jerzego Stajudy za 2013 rok.

Artykuł pochodzi z numeru TP 24/2010