Za wiatru obrotem

Na obszernej liście badanych przez R. Murraya Schafera zjawisk znajdziemy klaksony w Argentynie, żaby w Kanadzie czy słyszalność głosu Boga według relacji historycznych.

20.05.2019

Czyta się kilka minut

Krajobraz Południowych Moraw, Czechy / ANATOLY GORDIENKO / GETTY IMAGES
Krajobraz Południowych Moraw, Czechy / ANATOLY GORDIENKO / GETTY IMAGES

Chcę zacząć od zachwytu. Własnego, ale przecież nie jestem w nim odosobniony. Dźwięk dzwonu wydaje mi się jednym z najpiękniejszych, jakie można usłyszeć na ziemi. I nie chodzi o przejmujący, potężny, nierzadko przytłaczający człowieka jęk, święty hałas dzwonu zawieszonego nad jego głową, ale o dźwięk płynący z daleka, kojarzący się bardziej z muzyką niż hałasem, może nawet z dźwiękami natury. Można go usłyszeć w polu, na łące albo w lesie w takim oddaleniu od miasta, że miejski gwar nas nie sięga, ledwo słyszalne brzmienie dzwonu jest zaś jedynym docierającym do naszych uszu wysłannikiem ze świata ludzi. Taki dźwięk może się narodzić tylko w ciszy, od niej się zaczyna. Najłatwiej o niego o świcie lub o zmierzchu. I z im większej odległości przychodzi do nas, tym piękniejszy się wydaje. Czasami, kiedy jest to dźwięk na granicy słyszalności, można naprawdę się pogubić: czy to daleki dzwon, czy sama cisza dzwoni w uszach. Cisza i dźwięk przestają wzajemnie się wykluczać, przeciwieństwa spotykają się jak w przeboju Simona i Garfunkela, graniczną wartością piękna jest pustka.

Kwiat, który się miota

Według legendy brzmienie dzwonu w ten właśnie sposób, jako dźwięk znikąd, objawiło się św. Paulinowi, kiedy dzwonów nie było jeszcze na świecie. Urodzony ok. 353 r. w Bordeaux prawnik, filozof i poeta, ale jednak poganin, „nawrócił się” i przyjął chrzest w 391 r., a wkrótce także święcenia kapłańskie. Z wierszy opiewających zachody słońca, łąki i lasy przerzucił się na poezję religijną, ale długo jeszcze Chrystusa obdarzał epitetami zawarowanymi dotychczas dla słońca. Zawarł korespondencyjną przyjaźń ze św. Augustynem. Prowadził pustelnicze życie nieopodal Noli we włoskiej Kampanii, gdzie w 409 r. został biskupem. Legenda, którą winniśmy traktować z taką samą powagą, z jaką podchodzimy do faktów i cyfr, mówi o romantycznym spacerze świątobliwego samotnika. Łąka, skraj lasu, zachód słońca. Zatopienie w rozmyślaniach. Z tego wszystkiego św. Paulin zwrócił się do Boga z prośbą, żeby dał mu jakiś znak swej obecności, żeby łąka, las i słońce nie były niczyje, puste i postpogańskie. I wtedy Bóg od razu zadzwonił do Paulina. Tak, usłyszał on cichutkie, ale wyraźne dzwonienie. Rozejrzał się i dojrzał liczne niebieskie kwiatki, których kieliszeczki zdawały się brzęczeć cichutko na wietrze. Wzruszony tym Paulin jak tylko wrócił do Noli, wziął się za budowę dzwonnicy, na której zawisł wielki dzwon na podobieństwo małego, leśnego kwiatka. Od tej pory dzwon miał zostać nosicielem głosu Boga, jego wygodnym nośnikiem. Kwiatek, poprzez który Bóg przemówił do Paulina, nosi dziś nazwę kampanuli, dzwonka, a dzwonnica to po włosku campanile.

To legendarne, pierwotne pokrewieństwo kwiatów i dzwonów przetrwało do współczesnych czasów, przechowała je przynajmniej pamięć poetycka. Z naszych poetów dostrzegali je choćby Maria Pawlikowska-Jasnorzewska i Jan Pocek; ciekawe, że oni też dźwięk dzwonu sytuowali blisko ciszy. W wierszu „Słowo »Crépuscule«” Jasnorzewska pisała o upiorach dzwoniących „w kampanulę” na wieży: „Dzwonią, ciągną we dwóch – / Kwiat się rozmiotał! / Choć powiewny jak puch, / Ma serce ze złota. // Lecz nic nie słychać jeszcze / Nad łąk mglistą bielą, / Tylko grające świerszcze / Kumkaniem żabieją...”. I jeszcze w „Liliach”: „Oto dzwony, pęknięte w płatki pięciokrotne, / jakby nadmiarom tonów nie mogły podołać... / Łagodnie i nużąco, za wiatru obrotem / okrąża cały ogród pieśń ich niewesoła. // Dzwonią pachnąc, pięciokroć rozszczepione dzwony...”. A analizująca wiersze Pocka od strony dźwiękowej Katarzyna Smyk, po przytoczeniu fragmentów zrównujących milknięcie i ciche odchodzenie poety z milknięciem dzwonów, pisze: „To dzwonienie kojarzymy z głośnym dźwiękiem, ale zauważmy, że jest ono dla świata niesłyszalne”. W wierszu „dobywam piękno” znajdziemy u Pocka już nie tylko ciszę w sąsiedztwie dzwonu, ale i świętopaulińską przemianę kwiatów w dzwony: „ciszą rozwszechmocniony / widzę jak polny konik / zamienia kwiaty w dzwony / na smukłych wieżach łodyg”.

Przepis na uniwersalną lirę

Z oglądanego we wczesnej młodości serialu „Daleko od szosy” zapadła mi w pamięć dramatyczna scena z komicznym dialogiem. To Leszek, a to Ania. Zakochany w dziewczynie z miasta chłopak ze wsi zabiera ją na spacer. Łąka, skraj lasu, zachód słońca. Kiedy są już naprawdę daleko od szosy, Leszkowi kończą się przygotowane wcześniej tematy do rozmowy. Nieporadnie próbuje podtrzymać dialog, a kiedy cisza staje się naprawdę kłopotliwa, zadaje pytanie prawdziwie desperackie: „Słyszysz, jak cicho?”. Ania nie wie, co odpowiedzieć, i do dzisiaj pielęgnuję nadzieję, że jej milczenie spowodowane jest wielkim paradoksem mimowolnie sformułowanym przez wiejskiego adoratora. To pytanie skrywa przecież kwestię fundamentalną: czy cisza to jest „coś”, czy „nic”?


Czytaj także: Jacek Podsiadło: Kogo one wołają


Serial pochodzi z lat 70. i mniej więcej w tym samym czasie to samo pytanie, ale z całkowicie innych powodów, zadawał sobie na drugiej półkuli R. Murray Schafer, wielki kanadyjski nauczyciel słuchania, który m.in. dzięki popularyzatorskim pracom Sebastiana Bernata, Maksymiliana Kapelańskiego, Roberta Losiaka i Ewy Schreiber nie jest w Polsce postacią nieznaną. Ukute przez siebie pojęcie „pejzażu dźwiękowego”, soundscape, utworzone na podobieństwo słowa „krajobraz” i dosłownie znaczące „dźwiękobraz”, Schafer obudował całym zespołem terminów obłaskawiających złożoną przestrzeń foniczną współczesnego człowieka, któremu przypisuje specyficzne, uwarunkowane kulturowo „znieczulenie zmysłów”. Przekonanie o dominacji wzroku jako przyczynie takiego stanu rzeczy stało się napędem do badania pozostałych zmysłów, a więc też historii zmysłów, a więc także historii słuchu, co nie może się obyć bez studiowania historii dźwięku. A że wśród zachowanych w literaturze i ikonografii świadectw „nausznych świadków” (earwitness) dźwięków z przeszłości szczególnie wiele dotyczy bicia w dzwony, Schafer wraz z licznymi uczniami również się w nie wsłuchał. Określiwszy pejzaż dźwiękowy jako środowisko akustyczne, w którym pozostajemy zanurzeni, wypracował koncepcje inspirowanych nim kompozycji, „spacerów dźwiękowych”, wzornictwa akustycznego i edukacji w zakresie słuchania (program nazwany „czyszczeniem uszu”), przyłożył też rękę do przełożenia na środowisko człowieka pojęć z dziedziny elektroakustyki, takich jak hi-fi i low-fi. Można powiedzieć, że porwał się na ustanowienie nowej dziedziny nauki dotyczącej pejzażu dźwiękowego. Na obszernej liście badanych przez niego zjawisk znajdziemy klaksony w Argentynie, żaby w Kanadzie czy słyszalność głosu Boga według relacji historycznych. Z książek Schafera najbardziej znane są chyba „Strojenie świata” i „Głosy tyranii, świątynie ciszy”. Wśród swoich mistrzów miał m.in. McLuhana (uczęszczał na jego wykłady w Toronto) i Johna Cage’a. Tego ostatniego poprosił o definicję muzyki, którą przyjął za własną i do dzisiaj powtarza. Sformułowana w nieoficjalnej korespondencji definicja brzmi: „Muzyka to dźwięki, dźwięki wokół nas, czy jesteśmy w sali koncertowej czy poza nią – patrz: Thoreau”.

Mnie najbardziej urzeka w niej końcowe wezwanie: „patrz: Thoreau”. Chodzi tu zapewne o rozdział książki „Walden, czyli życie w lesie ” zatytułowany „Dźwięki” i opowiadający m.in. o odległym dźwięku dzwonów: „Niekiedy w niedziele przy sprzyjającym wietrze dochodziło mnie bicie dzwonów w Lincoln, Acton, Bedford czy Concord – nikła, słodka melodia, jak gdyby dzieło Natury, które warto było przenieść do leśnej głuszy. Dźwięk ten niesiony przez las z dostatecznie dużej odległości nabiera pewnego rodzaju wibrującego poszumu, jak gdyby igły sosnowe na horyzoncie były strunami szarpanej przez niego harfy. Wszelkie dźwięki dolatujące z większej odległości robią jedno i to samo wrażenie – wibrują niby harfa wszechświata, podobnie jak za sprawą atmosfery odległa krawędź ziemi przyciąga nasze oko swym błękitnym zabarwieniem. Dolatywała mnie zatem melodia przesiana przez powietrze, melodia, która prowadziła rozmowę z każdym liściem i igłą w lesie, owa porcja dźwięków wchłonięta i modulowana przez żywioły, odbijająca się echem z jednej dolinki do drugiej. Echo to w pewnym stopniu dźwięk pierwotny, stąd też jego magia i urok. Nie jest ledwie powtórką tego, co warto powtórzyć w dzwonie, lecz w pewnej mierze jest głosem lasu – te same błahe słowa i nuty śpiewane przez leśną nimfę”.

Harfa wszechświata z przekładu Haliny Cieplińskiej jest też w oryginale lirą (universal lyre). To może być o tyle istotne, że lira umożliwia Thoreau spotkanie się za pośrednictwem Homera z Schaferem, który idei muzyki jak tworu artysty przeciwstawił wizję muzyki organicznie obecnej w naturze, a jej patronem uczynił Hermesa odkrywającego w homeryckim hymnie właśnie lirę. Lirę, czyli według Schafera „właściwości dźwiękowe wszechświata” ujawnione poprzez odpowiednie połączenie skorupy żółwia z jelitami barana i kawałkami trzciny. I póki mamy przed sobą tę żółwią skorupę: jedną jeszcze nauką o pustce, jakiej dzwony nam udzielają, jest ta, że pustka to potęga. Że z próżni, z nicości może płynąć moc. W polszczyźnie prawda ta ładnie się zadomowiła dzięki staremu powiedzeniu: „Dlatego dzwon głośny, że wewnątrz próżny”. Bez pustki nie byłoby rezonansu.

Do zatytułowania swojego najważniejszego dzieła „Strojenie świata” natchnął Kanadyjczyka drzeworyt Roberta Fludda z początków XVII w., przedstawiający wyobrażenie układu harmonii sfer rzuconego na mapę wszechświata, przez którego oś przebiega „monochord świata” strojony widoczną u góry ręką Boga. I dla Schafera Bóg jest właśnie stroicielem, akustykiem, wręcz inżynierem dźwięku! Pisze: „Bóg był, lub raczej jest, pierwszorzędnym inżynierem akustycznym. My radzimy sobie gorzej w projektowaniu naszych maszyn, pochodzący z nich hałas jest bowiem straconą energią. Stworzone przez Boga maszyny nie tracą energii poprzez hałas. Dlaczego nie umiemy naśladować inżynieryjnego geniuszu Boga?”.

Gorąca linia z Bogiem

Rozproszone po całej twórczości Schafera wątki kosmologiczne uporządkował w mrówczej pracy opublikowanej w 2005 r. na łamach „Sztuki i Filozofii” Maksymilian Kapelański. Harmonia sfer i cisza zajmują wśród nich rolę szczególną. Mówiąc o tych sprawach, Schafer często wyraża się jak poeta. Również wtedy, kiedy odpowiada Leszkowi z „Daleko od szosy”: „Czy można usłyszeć ciszę? Owszem – jeśli zdołalibyśmy rozszerzyć swą świadomość ku wszechświatowi i nieskończoności, moglibyśmy usłyszeć ciszę. Stopniowo, przez praktykę kontemplacji, mięśnie i umysł umieją się rozluźnić, a całe ciało otworzyć, by stać się samym słuchem. Gdy indyjski jogin osiąga stan uwolnienia od zmysłów, słyszy anahatę – dźwięk niewydobyty. Osiągnięta jest wtedy doskonałość. Ujawniony jest tajemny hieroglif Wszechświata”.


Czytaj także: Jacek Podsiadło: Człowiek rozciąga się


Zatem, choć język temu przeczy i zalicza ciszę do singularia tantum, może jest wiele cisz, tak jak wiele jest dźwięków? Przywiązany do obecnej już u myślicieli średniowiecza i renesansu idei dźwięku doskonałego, niesłyszalnego dla niedoskonałego człowieka, Schafer na wzór dawnych mistrzów postrzega muzykę w kategoriach kosmicznych, a kosmos w kategoriach muzycznych. Historia świata ma, jego zdaniem, formę sonaty. Jak streszcza Kapelański: „Ciągły, doskonały dźwięk rozpoczęty przed powstaniem ludzkości nie byłby prawdopodobnie świadomie postrzegany jako dźwięk, lecz jako cisza”, a „Harmonia sfer może być zespołem takich właśnie dźwięków (nie jest zatem postrzegana żadnym ze zmysłów)”. Czyli harmonię sfer można by wyobrażać sobie jako, powiedzmy, kwartet smyczkowy złożony z czterech cisz. Albo całą orkiestrę różnych rodzajów ciszy. Ale właśnie: raczej wyobrażać sobie, niż usłyszeć. Być może doświadczać ciszy można tylko poprzez dźwięk. Schafer zdaje się to potwierdzać, kiedy nazywa ciszę zbiornikiem, w którym może się objawić dźwięk. Poeta taki jak ja może zdać sobie z tego sprawę, kiedy próbuje oddać jakiś rodzaj ciszy słowami. I kiedy ma zarysować ciszę wnętrza katedry, spróbuje odtworzyć sposób, w jaki w katedrze rozchodzi się głos: „Ci mnisi, cisi i kościści, ściśnięci sznurem, zbici z tropu...”.

Wspomniane wcześniej zainteresowanie Schafera słyszalnością głosu Boga potwierdzaną w najstarszych relacjach doprowadziło go do uznania, że kiedyś człowiek miał z Bogiem „bezpośrednią łączność”, którą stopniowo tracił. W okresie przejściowym łączność tę zachowywali prorocy, później została zerwana. Donośny śpiew i bicie w dzwony mają być próbą ponownego jej nawiązania przez człowieka, do którego płynie z kosmosu jedynie cisza. W „Głosach tyranii...” Schafer pisze: „Na różne sposoby – za pomocą świętych kości, grzechotek, dzwonów czy głosu – człowiek chce jakby dotrzeć do ucha Bożego; chce skłonić Go do nadstawienia ucha”. Nośnik głosu Boga okazał się też nośnikiem głosiku człowieka. ©

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Poeta, prozaik, dziennikarz radiowy, tłumacz i felietonista „Tygodnika Powszechnego”. Laureat licznych nagród literackich, pięciokrotnie nominowany do Nagrody Literackiej „Nike”. W 2015 r. otrzymał Wrocławską Nagrodę Poetycką „Silesius” za… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 21/2019