Za nasze grzechy

Wejdziemy do ogrodu Getsemani, by iść za Jezusem z Nazaretu i towarzyszyć Mu w ostatnich godzinach ziemskiego życia. Będzie to droga bólu, samotności, okrucieństwa, zła i śmierci. Ale będzie to także droga wiary, nadziei i miłości, albowiem grób - ostatni etap tej drogi - nie pozostanie zapieczętowany na zawsze.

07.04.2009

Czyta się kilka minut

Stacja I: Jezus w Ogrodzie Oliwnym

Gdy Jerozolimę okrywają ciemności, oliwne drzewa Getsemani wiodą nas ku tamtej nocy Jezusowego cierpienia i modlitwy. Widzimy Go samotnie klęczącego pośrodku ogrodu. Jak każdy, kto staje w obliczu śmierci, tak i Chrystus popada w trwogę. Co więcej: Jego modlitwa staje się potwornym wysiłkiem, a krwawy pot na czole każe myśleć o bezmiernym cierpieniu. Łukasz na opisanie modlitwy Jezusa w Ogrójcu używa słowa agonia, czyli konanie.

Jezus zwraca się do Ojca nieomal rozpaczliwie, ale On wydaje się nie słyszeć wołania: "Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich!", kielich cierpienia i śmierci. Podobnie jeden z wielkich ojców Izraela, Jakub, pewnej ciemnej nocy nad brzegiem jednego z dopływów Jordanu, spotkał Kogoś, "kto zmagał się z nim aż do wschodu jutrzenki" (Rdz 32, 23-32). Tym tajemniczym, nieznanym Kimś, jak się okazało, był Bóg. Tak więc Jezus, w ciemnościach tamtego wieczoru "z głośnym wołaniem i płaczem zanosił gorące prośby i błagania do Tego, który mógł Go wybawić od śmierci" (Hbr 5, 7). Modlitwa czasu próby staje się przeżyciem, które wstrząsa ciałem i duszą.

Patrząc na agonię Chrystusa w Getsemani, widzimy nas samych pokonujących ciemności bólu, opuszczenia przez przyjaciół, milczenia Boga. To dlatego Jezus "będzie konał aż do skończenia świata; nie wolno nam spać przez ten czas", gdyż szuka On "towarzystwa i ulgi" (Pascal), jak każdy cierpiący na tym świecie. W Nim odkrywamy również naszą twarz zroszoną łzami i naznaczoną smutkiem.

W tych zmaganiach Jezus nie ulega pokusie rozpaczy. Przeciwnie: z ufnością powierza się Ojcu i Jego nieodgadnionym zamiarom. Tym samym, w gorzkiej godzinie, znów przypomina słowa Modlitwy Pańskiej. "Módlcie się, abyście nie ulegli pokusie... Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!". I oto zstępuje na Niego Anioł pocieszenia, wsparcia i umocnienia, który pomaga Jezusowi, i nam dzisiaj, iść naszą drogą dalej, aż do końca.

Stacja II: Jezus zdradzony przez Judasza i pojmany

Przez pogrążony w cieniu oliwnych drzew ogród skrada się grupka ludzi. Prowadzi ich Judasz, jeden z Dwunastu. W Łukaszowym opowiadaniu Judasz nie wypowiada ani słowa, jest całkowicie zimną obecnością. Wydaje się nawet, że słowa Jezusa: "Judaszu, pocałunkiem wydajesz Syna Człowieczego" powstrzymają go, i nie zdoła on stanąć przed Jezusem twarzą w twarz, by Go pocałować. Bolesne, choć zdecydowane słowa ujawniają złowieszcze zamiary, które zagnieździły się w niespokojnym i zatwardziałym sercu ucznia. Ucznia być może ulegającego złudzeniu i rozczarowaniu, ale który coraz bardziej popada w rozpacz.

Ta zdrada i ten pocałunek w następnych wiekach staną się symbolem wszelkiej niewierności, odstępstwa i oszustwa. Chrystus zatem napotyka kolejną próbę, próbę zdrady, która niesie opuszczenie i osamotnienie. Nie jest to ta sama samotność, dla której odchodził na górę, by się modlić. Nie jest to wewnętrzna samotność, którą sobie cenił jako źródło pokoju i wyciszenia wobec tajemnicy duszy i Boga. Samotność, którą przeżywa w Getsemani, jest gorzkim doświadczeniem.

Dzisiaj, w tym Jezusowym osamotnieniu ma udział wielu z nas. Teraz, gdy jesteśmy razem, i wtedy, gdy zamknięci w czterech ścianach spoglądamy na milczący telefon. Zapomniani przez świat, bo jesteśmy starzy, chorzy albo obcy. Jezus wypija z nami ten kielich goryczy opuszczenia, samotności, wrogości.

Ale oto scenę Getsemani zapełniają nowi aktorzy. Pierzcha podniosła, intymna i łagodna atmosfera modlitwy. Pod drzewami oliwnymi nasila się zgiełk, tumult, zakrada się przemoc. Jezus jednak pozostaje niewzruszony. Jest świadom, że zło potrafi opleść ludzkie dzieje siecią swojej wszechwładzy, agresji i brutalności: "to jest wasza godzina i panowanie ciemności".

Nie chce, aby uczniowie chwycili za miecze i odpłacili winnym złem na zło, przemocą za przemoc. Jest pewien, że moce ciemności, pozornie niezwyciężone i wiecznie żądne triumfu, zostaną poskromione. Po nocy bowiem nastąpi świt, po ciemności światło, po zdradzie skrucha - także dla Judasza. Dlatego, wbrew wszystkiemu, trzeba nadal mieć nadzieję i kochać. Jak nauczał sam Jezus na Górze Błogosławieństw, aby odnowić i odmienić świat, należy "miłować naszych nieprzyjaciół i modlić się za tych, którzy nas prześladują" (Mt 5, 44).

Stacja III: Jezus skazany przez Sanhedryn

Słońce Wielkiego Piątku, rozświetliwszy doliny Pustyni Judzkiej, wynurza się zza Góry Oliwnej. 71 członków Sanhedrynu otoczyło półkolem Jezusa. Rozpoczyna się przesłuchanie. Sprawdzanie tożsamości, formułowanie zarzutów, zeznania świadków. Sąd ma charakter religijny i zgodnie z kompetencjami stawia Oskarżonemu dwa pytania: "Czy Ty jesteś Chrystusem?" i "Czy Ty jesteś Synem Bożym?".

Na tak postawione pytania Jezus odpowiada niechętnie: "Jeśli wam powiem, nie uwierzycie Mi, i jeśli was zapytam, nie dacie Mi odpowiedzi". Jezus zatem zdaje sobie sprawę z pułapki, jaką stwarza brak chęci zrozumienia, podejrzliwość, dwuznaczność. Czuje, jak zaczyna osaczać Go lodowata ściana podejrzliwości i wrogości, tym bardziej bolesna, że buduje ją jego własna wspólnota religijna i narodowa. Już psalmista doświadczył podobnego rozczarowania: "Gdybyż to lżył mnie nieprzyjaciel, z pewnością bym to znosił; gdybyż przeciw mnie powstawał ten, który mnie nienawidzi, ukryłbym się przed nim. Lecz jesteś nim ty, równy mnie, przyjaciel, mój zaufany, z którym żyłem w słodkiej zażyłości, chodziliśmy po domu Bożym w orszaku świątecznym" (Ps 55, 13-15).

A jednak Jezus nie zaprzestaje głoszenia tajemnicy, która jest w Nim i która od tej chwili zaczyna się objawiać. Odwołując się do języka Świętych Pism, przedstawia się jako "Syn Człowieczy, zasiadający po prawej stronie Wszechmocy Bożej". W tym Skazańcu objawia się oczekiwana przez Izrael mesjańska chwała. Co więcej, ten Skazaniec to Syn Boży, który, o dziwo, ukazuje się jako oskarżony. Jezusowa odpowiedź na pytanie, czy jest Synem Najwyższego, brzmi: "Tak. Jestem Nim" - i na pierwszy rzut oka wygląda to na przyznanie się do winy. W rzeczywistości staje się uroczystym wyznaniem Boskości. W Biblii bowiem zwrot "Ja jestem" jest imieniem samego Boga (Wj 3, 14).

Oskarżenie, które zakończy się wyrokiem śmierci, staje się w ten sposób objawieniem, a z czasem - naszym wyznaniem wiary w Chrystusa, Syna Bożego. Ten oskarżony, upokorzony przez butny trybunał, przez wyrok już uprzednio ustalony, przypomina nam o obowiązku mówienia prawdy. Trzeba dać świadectwo prawdzie także wbrew pokusie milczenia, wycofania się, pójścia z prądem dominującej opinii. Młoda Żydówka Etty Hillesum, skazana na zagładę w obozie koncentracyjnym, powiedziała: "Każdej nowej okropności czy zbrodni musimy przeciwstawić nowy ułamek prawdy i dobra, który zdobyliśmy w nas samych. Możemy cierpieć - ale nie wolno nam ulegać".

Stacja IV: Piotr zapiera się Jezusa

Znowu zanurzamy się w mrok nocy, którą zostawiliśmy za plecami, wchodząc do sali sądowej. Płomienie ogniska rozpalonego na dziedzińcu pałacu rozpraszają ciemność i chłód. Służba i straż wyciąga ręce do ognia; twarze jaśnieją jego blaskiem. Ale oto słyszymy kolejno trzy głosy i trzy palce wskazują na Piotra.

Pierwszy głos należy do kobiety. To pałacowa służąca, która spogląda Piotrowi w oczy i woła: "I ten był razem z Nim!". "I ty jesteś jednym z nich!" - woła jakiś mężczyzna. Następny potwierdza oskarżenie, wskazując na galilejski akcent Piotra: "Na pewno i ten był razem z Nim!". Na te oskarżenia, w desperackiej próbie obrony, Apostoł nie waha się trzy razy kłamliwie zapewniać: "Nie znam Go", "Nie jestem jego uczniem", "Człowieku, nie wiem, co mówisz!". Ogień ogniska przenika nie tylko twarz Piotra, ale obnaża jego nieszczęsną duszę: jej kruchość, egoizm i lęk. Zaledwie kilka godzin wcześniej ten sam Piotr zapewniał: "Choćby wszyscy zwątpili, ale nie ja! Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie" (Mk 14, 29. 31).

Kurtyna nie opada w momencie zdrady, jak to było w przypadku Judasza. Ciemności i ciszę nocy, a zwłaszcza sumienie Piotra, rozdziera dźwięk - pianie koguta. Właśnie w tej chwili Jezus wychodzi z rozprawy, na której został skazany na śmierć. Łukasz, opisując moment skrzyżowania się wzroku Chrystusa i Piotra, używa greckiego czasownika oznaczającego spojrzenie przenikliwe. W ten sposób daje nam do zrozumienia, że mamy do czynienia nie tylko z jakimś człowiekiem, ale z Panem, którego oczy przenikają serce i nerki, czyli tajemnice duszy.

Z oczu Apostoła popłynęły łzy skruchy. W tym wydarzeniu zbiegają się wszystkie historie zdrad i nawróceń, słabości i wyzwolenia. "Zapłakałem i uwierzyłem!" - wieki później, przy pomocy tych dwóch słów, pewien człowiek połączy swoje nawrócenie z historią Piotra (Francois-René de Chateaubriand, "Geniusz chrześcijaństwa"). Do tego orszaku należymy także my, którzy ulegając podłym lękom, każdego dnia dopuszczamy się małych niewierności, zasłaniając się błahymi usprawiedliwieniami. Ale tak jak przed Apostołem, tak przed nami otwiera się droga, na której z całą pewnością napotkamy spojrzenie Chrystusa, który powtórzy to samo zdanie: także ty, nawróciwszy się, "utwierdzaj twoich braci" (Łk 22, 32).

Stacja V: Jezus osądzony przez Piłata

Teraz widzimy Jezusa pośród cesarskich sztandarów, orłów, buńczuków władzy rzymskiej. Stoi pośrodku innego pałacu władzy - w siedzibie gubernatora Poncjusza Piłata, postaci marginalnej i zapomnianej w dziejach Imperium. A jednak jego imię rozbrzmiewa każdej niedzieli na całym świecie, właśnie ze względu na ten proces. Chrześcijanie wyznają, że Chrystus został "umęczon pod Ponckim Piłatem".

Ucieleśnia on, na pierwszy rzut oka, brutalne okrucieństwo. Łukasz w innym miejscu swojej Ewangelii wspomina ów dzień, w którym nie zawahał się zmieszać w świątyni krew Żydów z krwią ich ofiar (Łk 13, 1). Do Piłata dołącza również jeszcze inny rodzaj ciemnej i ulotnej władzy. Chodzi o bezlitosną siłę mas, manipulowanych przez ukrytych strategów, knujących w ciemnościach. Skutkiem tego jest ułaskawienie zabójcy Barabasza, i skazanie Niewinnego - Jezusa.

Z drugiej jednak strony widzimy inną cechę Piłata. Wydaje się on reprezentować tradycyjną bezstronność prawa rzymskiego. Przynajmniej trzy razy, ze względu na brak dowodów, stara się zaproponować uniewinnienie Jezusa, nakładając na Niego jedynie dyscyplinarną karę chłosty. Oskarżenie nie wytrzymywało przecież poważnej próby proceduralnej. Jak potwierdzają wszyscy Ewangeliści, Piłat reprezentuje zatem rodzaj otwartości, która jednak stopniowo blednie, by zupełnie zgasnąć.

Pod presją opinii publicznej Piłat przyjmuje postawę, która wydaje się dominować w naszych czasach - obojętności, nieangażowania, dbania o zachowanie politycznej poprawności. Dla świętego spokoju i własnej korzyści nie cofa się przed podeptaniem prawdy i sprawiedliwości. Jawna niemoralność wywołuje przynajmniej jakiś, choćby nikły, przejaw protestu. Tu natomiast mamy do czynienia z amoralnością, która paraliżuje sumienie, gasi jego wyrzuty i przytępia umysł. I tak obojętność staje się powolną śmiercią prawdziwego człowieczeństwa.

Skutkiem jest ostateczna decyzja Piłata. Jak mawiali starożytni Rzymianie, obłudna i nieskora sprawiedliwość podobna jest do sieci pajęczej, w której giną wpadające w nią muszki, ale ptaki zrywają ją siłą lotu. Jezus, który jest jednym z owych małych tego świata, których zdania nikt nie słucha, zostaje przez tę sieć zaduszony.

Jakże często naśladujemy Piłata! Patrzymy w drugą stronę, umywamy ręce, a jako alibi rzucamy naszym ofiarom odwieczne Piłatowe pytanie, typowe dla wszelkiego sceptycyzmu i relatywizmu: "Cóż to jest prawda?" (J 18, 38).

Stacja VI: Jezus biczowany i koronowany cierniem

Pewnego dnia, przechodząc doliną Jordanu, niedaleko Jerycha, Jezus zatrzymał się i Apostołowie usłyszeli pełne grozy słowa: "Oto idziemy do Jerozolimy. Syn Człowieczy zostanie wydany w ręce pogan, będzie wyszydzony, zelżony i opluty, ubiczują Go i zabiją" (Łk 18, 31-32). Teraz te słowa ujawniają swoją tajemnicę: na dziedzińcu pretorium rozpoczyna się ponury rytuał tortur, któremu towarzyszy zgiełk tłumu stojącego na zewnątrz i oczekującego wyprowadzenia skazańców.

W miejscu, do którego zabroniono wstępu ludowi, dokonuje się wydarzenie, które przez wieki będzie się powtarzać na tysięczne sposoby, równie sadystyczne i perwersyjne, w mrokach wielu cel więziennych. Jezus zostaje pobity i upokorzony. Łukasz, chcąc oddać głęboki sens tych zniewag, zadawanych przez szukających krwawej rozrywki żołnierzy, używa słowa "bluźnić". Oprawcom nie wystarczały tortury zadawane ciału Chrystusa. Zapragnęli również pohańbienia Jego osobistej godności przez urządzenie makabrycznej maskarady.

Jan przywołuje ten szyderczy akt w nawiązaniu do popularnej gry - wyszydzenie króla. I oto jest już korona, której promienie zastąpiono ostrymi cierniami. Oto królewska purpura zastąpiona czerwonym płaszczem i cesarskie pozdrowienie: Ave, Cezar! A jednak w tym właśnie szyderstwie można dostrzec chwalebny znak. Jezus zostaje upokorzony i wykpiony jako król, a przecież rzeczywiście jest On prawdziwym władcą dziejów. Gdy na końcu czasów objawi się jego królewska godność - o czym przypomina Mateusz - potępi On wszystkich ciemiężycieli dopuszczających się tortur i wprowadzi do chwały zarówno ofiary, jak też wszystkich, którzy odwiedzali uwięzionych, troszczyli się o rannych i cierpiących, wspierali głodnych, spragnionych i prześladowanych.

Teraz oblicze Jezusa przemienione na Górze Tabor doznaje pohańbienia. Ten, który jest "odblaskiem chwały Boga" (Hbr 1, 3), zostaje zbrukany i upokorzony. Mesjańskiemu Słudze Pana - jak zapowiedział Izajasz - biczem przeorano plecy. Wyrwano Mu brodę, opluto twarz. Dlatego w Tym, który jest Bogiem pełnym chwały, odnajdujemy całą obolałą ludzkość. W Tym, który jest Panem dziejów, objawia się kruchość i bezbronność stworzeń. W Tym, który jest Stwórcą świata, skupia się jęk bólu wszelkiego stworzenia.

Stacja VII: Jezus bierze krzyż na swe ramiona

Na dziedzińcach pałacu Piłata dobiega końca makabryczna zabawa. Ze skazańca opadają szaty błazeńskiego króla. Na oścież otwiera się brama i oto idzie Jezus, już w swoim codziennym ubraniu. W tunice "nie szytej, ale całej tkanej od góry do dołu" (J 19, 23). Na Jego barkach spoczywa poprzeczna belka, do której w czasie krzyżowania zostaną przytwierdzone ramiona. Milczenie Jezusa staje się Jego obecnością. Jego ślady na tej drodze, zwanej Via Dolorosa - Droga Boleści, krwawią do dziś.

To teraz, w najściślejszym tego słowa znaczeniu, rozpoczyna się Via Crucis - Droga Krzyżowa. Ten jej odcinek prowadzi poza mury Świętego Miasta, na wzgórze straceń. Jezus idzie powoli, chwiejąc się pod ciężarem belki i na skutek osłabienia poranionego ciała. Tradycja oznaczyła ten szlak trzema upadkami. Symbolizują one niekończący się szereg kobiet i mężczyzn, powalonych na ziemię przez nędzę czy głód; wygłodniałe dzieci, wycieńczonych starców, osłabionych biedaków, z których żył wyssano wszelką moc życia.

W tych upadkach zawarta jest historia wszystkich ludzi strapionych i nieszczęśliwych z powodu braku uwagi tych, którzy przechodzą obok ich niedoli. W Chrystusie, uginającym się pod ciężarem krzyża, widzimy schorowaną i osłabioną ludzkość. Spełnia się proroctwo Izajasza, który mówił, że "z ziemi przemówisz; z prochu dobywać się będzie twa mowa, głos twój z ziemi wydawać się będzie głosem upiora i twa mowa wzniesie się z prochu jak szept" (Iz 29, 4).

Również dziś wokół Jezusa, który powstaje, by dalej nieść drzewo krzyża, toczy się życie ulicy, w krzątaninie załatwianych spraw, w blasku witryn, w pogoni za chwilą przyjemności. A jednak wokół Jezusa nie panuje wyłącznie wrogość i nie otacza Go jedynie obojętność. Po jego śladach idą ci, którzy postanowili Mu towarzyszyć.

Pewnego dnia usłyszeli wezwanie, które On, idąc przez galilejskie pola, skierował również do nich: "Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje" (Łk 9, 2). Również i my "wyjdźmy do Niego poza obóz, dzieląc z Nim jego zniesławienie" (Hbr 13, 13). U kresu Drogi Boleści nie znajduje się bowiem jedynie wzgórze śmierci i otchłań grobu, ale przede wszystkim góra chwalebnego wniebowstąpienia i światła.

Stacja VIII: Cyrenejczyk pomaga nieść krzyż Jezusowi

Wracał z pola, może po wielu godzinach pracy. Spieszył, by zdążyć z przygotowaniami do święta Paschy. Po zachodzie słońca, wraz z pojawieniem się pierwszych gwiazd na niebie, miał przecież przekroczyć święty próg szabatu. Na imię miał Szymon. Był Żydem pochodzącym z Afryki, z Cyreny. Z miasta na wybrzeżu libijskim, goszczącego dużą diasporę żydowską. Suchy rozkaz jednego z rzymskich żołnierzy każe mu się zatrzymać, wziąć na plecy krzyż wycieńczonego Skazańca i nieść.

Szymon przechodził tamtędy przez przypadek i nie mógł wiedzieć, że to spotkanie okaże się tak znaczące. A jednak "iluż ludzi, aż po dzień dzisiejszy, chciałoby tam być, na jego miejscu? Przechodzić tamtędy dokładnie w tym momencie. Ale jest już za późno. Jedynie on przechodził tamtędy i przenigdy tego miejsca nie ustąpiłby nikomu" (Charles Peguy). Jest to tajemnica spotkania z Bogiem, który niespodziewanie wchodzi w życie wielu ludzi. Paweł został zauważony, "pochwycony i zdobyty" (Flm 3, 12) przez Chrystusa na drodze do Damaszku. Dlatego za swoje przyjmie te zdumiewające słowa, które Bóg wypowiedział przez Izajasza: "Dałem się znaleźć tym, którzy Mnie nie szukali, objawiłem się tym, którzy o Mnie nie pytali" (Rz 10, 20).

Bóg czeka na nas w codziennych sprawach. Puka do drzwi, prosząc o miejsce przy stole, by zjeść z nami posiłek. Albo niespodziewanie zjawia się na naszej drodze, podobnie jak w przypadku Szymona, by stać się darem zapoczątkowującym nawrócenie. Świadczy o tym Marek, wymieniając imiona synów Cyrenejczyka, Aleksandra i Rufusa (Mk 15, 21). Jako chrześcijanin Cyrenejczyk jest zatem symbolem tajemniczego splatania się Bożej łaski z działaniem człowieka. Ewangelista bowiem ukazuje Szymona jako ucznia, który "niesie krzyż za Jezusem", idąc po jego śladach.

Ten czyn, choć wymuszony, staje się symbolem aktów solidarności z cierpiącymi, uciskanymi i umęczonymi. Tym samym Cyrenejczyk przedstawia sobą niezliczoną rzeszę ludzi wielkodusznych: misjonarzy, samarytan, którzy "nie przechodzą na drugą stronę drogi", lecz pochylają się nad nieszczęśnikami, biorą na ramiona, by ich ratować. Uginające się pod ciężarem krzyża barki Szymona, jego umęczona twarz, zdają się powtarzać słowa św. Pawła: "Jeden drugiego brzemiona noście i tak wypełnijcie prawo Chrystusowe" (Ga 6, 2).

Stacja IX: Jezus spotyka jerozolimskie niewiasty

W ten wiosenny piątek przy drodze prowadzącej na Golgotę tłoczyli się nie tylko próżniacy, ciekawscy i wrogo nastawieni do Jezusa. Oto grupa kobiet, być może członkiń bractwa rytualnych płaczek, lamentujących nad konającymi i skazańcami.

Chrystus przezwyciężał utarte schematy i uprzedzenia. W Jego otoczeniu było wiele kobiet, z którymi rozmawiał o ich wielkich i małych dramatach. Z tą samą uwagą pochylał się nad teściową Piotra trawioną gorączką, jak nad tragedią wdowy z Nain, nad szlochającą prostytutką i nad Marią Magdaleną. Cieszył się miłością Marty i Marii, nie pozostawał obojętny na los kobiety cierpiącej z powodu krwotoków, troszczył się o młodą córkę Jaira i o zgiętą wpół staruszkę, o wyniosłą Joannę, żonę Chuzy i ubogą wdowę, jak też inne kobiety z tłumu, które szły za Nim. Aż po ostatnie tchnienie wokół Jezusa tłoczy się świat matek, córek i sióstr.

A teraz wyobrażamy sobie u boku Jezusa wszystkie dzisiejsze kobiety, przede wszystkim te upokarzane i gwałcone, zepchnięte na margines i poddane nieludzkim rytualnym praktykom plemiennym. Przywołajmy kobiety przeżywające kryzys i osamotnienie z powodu macierzyństwa. Matki żydowskie i palestyńskie, i te ze wszystkich ziem ogarniętych wojną. Wdowy i kobiety w podeszłym wieku zapomniane przez własne dzieci. Jakże długi jest ten orszak kobiet, które nieczułemu światu wciąż niosą dar czułości i wzruszenia, jak uczyniły to wtedy Synowi Maryi. Budzą w nas piękno uczuć: nie wolno się wstydzić serca, które tknięte współczuciem zaczyna mocniej bić, a na policzkach pojawiają się łzy z pragnienia czułości i pocieszenia.

Jezus, który wcześniej z wdzięcznością przyjmował od kobiet delikatne gesty miłości, teraz też nie lekceważy ich serdecznej troski. Przeciwnie, troszczy się o nie i ostrzega przed cierpieniami, które zagrażają "córkom jerozolimskim". "Nie płaczcie nade Mną, ale nad sobą i nad waszymi dziećmi!". Istotnie, na horyzoncie dziejów pojawia się już ogień, który ma spaść na lud i Miasto Święte, "uschłe drzewo", gotowe na podsycenie tych płomieni.

Wzrok Jezusa biegnie ku przyszłemu sądowi Bożemu nad złem, niesprawiedliwością i nienawiścią, które ożywiają ów ogień. Chrystus już teraz cierpi z powodu bólu, jaki ma spaść na te matki, gdy Bóg zacznie wprowadzać sprawiedliwość w dziejach. Ale Jego drżący głos nie przypieczętowuje beznadziejnego końca, gdyż jest głosem proroków, niegłoszącym agonii i śmierci, ale nawrócenie i życie: "Szukajcie Pana, a żyć będziecie. Wtedy ogarnie dziewicę radość wśród tańca i młodzieńcy cieszyć się będą ze starcami. Zamienię bowiem ich smutek w radość, pocieszę ich i rozweselę po ich troskach" (Am 5, 6; Jr 31, 13).

Stacja X: Jezus przybity do krzyża

Golgota, po łacinie Kalwaria, czyli Czaszka - może ze względu na swój kształt, leży za murami Jerozolimy. Na jej szczycie wznoszą się teraz trzy krzyże: dla dwóch złoczyńców, najprawdopodobniej spiskowców antyrzymskich, i dla Jezusa z Nazaretu. Tam dobiegają końca ostatnie godziny Jego ziemskiego życia. Naznaczone paraliżującym napięciem mięśni, bólem kości wyrywanych ze stawów, stopniowym duszeniem się i wewnętrzną udręką. Tak Jezus przypieczętowuje pełne braterstwo Syna Bożego z człowiekiem, który podobnie jak On cierpi, kona i umiera.

Jeden z poetów wyśpiewywał: "Łotr po lewej i łotr po prawej czuli jedynie gwoździe w nadgarstkach rąk. Chrystus natomiast znosił ból zadawany dla zbawienia. Ból przebitego włócznią boku i Serca. To Serce płonęło w Nim. Serce trawione miłością" (Charles Peguy). Wokół miejsca straceń rozbrzmiewa głos Izajasza: "On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie. On wyda swe życie na ofiarę za grzechy". To umęczone ciało, rozpostarte ramiona sięgają aż za horyzont. Pragną ogarnąć wszystkich ludzi, podobnie jak "ptak, który gromadzi swe pisklęta pod skrzydła" (Łk 13, 34). Taka jest misja Jezusa: "A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie" (J 12, 32).

Przed wiszącym na krzyżu i umierającym Człowiekiem przewala się tłum chcących napawać się tym makabrycznym przedstawieniem. Cisną się do krzyża powodowani próżną ciekawością. Wzrok zatrzymują na powierzchni zjawisk i z tym większą zawziętością poszukują mocnych wrażeń. Jakże bliski jest nam ten okrutny obraz. Chcąc ożywić zdrętwiałe dusze, nieczułe serce i przyćmiony umysł, uciekamy się do prowokacji i przesady, choć działają jak narkotyk.

Na Golgocie, pod krzyżem Jezusa, odsłania się również naszym oczom okrucieństwo dzierżących władzę i żołnierzy, którzy przy wykonywaniu swoich obowiązków nie znają litości. Drwiąc ze wszystkiego i wszystkich, potrafią sprofanować nawet cierpienie i śmierć: "Jeśli Ty jesteś królem żydowskim, wybaw samego siebie!". Nie zdają sobie sprawy, że te pełne sarkazmu słowa oraz sentencja wyroku wypisana na tabliczce i umieszczona na krzyżu nad głową Skazańca: "To jest król żydowski" - mówią prawdę.

Jezus nie schodzi z krzyża, gdyż nie chce zniewalać cudami. Czeka, kiedy sami z wolnej woli i z miłości do Niego przyjdziemy.

Jego porażka, upokorzenie i bezsilność wobec śmierci otwierają przed nami drogę do chwały i życia. Jezus staje przed nami jako Pan i Król dziejów i świata.

Stacja XI: Jezus obiecuje swoje Królestwo dobremu łotrowi

Słońce jeszcze wysoko świeci na niebie. Powoli upływają minuty agonii. A jednak, będąc w tak tragicznym położeniu, zdobywa się On na jeszcze jeden, ostatni już akt miłości, wobec jednego z dwóch skazanych razem z Nim. Między Chrystusem a tym człowiekiem odbywa się rozmowa, ograniczona do dwóch krótkich zdań.

Z jednej strony słyszymy prośbę złoczyńcy, nawróconego w ostatniej godzinie życia, dlatego Tradycja nazwie go dobrym łotrem: "Jezu, wspomnij na mnie, gdy wejdziesz do swego Królestwa". Na swój sposób ten człowiek recytuje jakby osobistą wersję modlitwy "Ojcze nasz", wezwanie "Przyjdź Królestwo Twoje". Te słowa kieruje bezpośrednio do Jezusa, nazywając Go po imieniu. Po imieniu, które w tym momencie odsłania swoje olśniewające znaczenie, swoją treść: "Pan zbawia". Dobry łotr nieomal nakazuje Jezusowi: "Pamiętaj o mnie!". W języku biblijnym to słowo posiada szczególną siłę. Wyraża pełne, mocne zaufanie. To tak, jakby powiedzieć: Zaopiekuj się mną, nie porzucaj mnie, bądź przyjacielem, który podtrzyma i wesprze!

I Jezus odpowiada. Krótko, jakby jednym tchem: "Dziś będziesz ze Mną w raju". To słowo "raj" w Piśmie Św. pojawia się jedynie dwa razy i przywołuje obraz żyznego i ukwieconego ogrodu. To odurzające, wonne wyobrażenie Królestwa światłości i pokoju, Jezus zapowiadał w swoim nauczaniu. Jego istnienie zapoczątkował cudami. To królestwo już wkrótce zostanie objawione w paschalnych wydarzeniach Wielkiej Nocy. Oto nastaje kres naszej pełnej trudów wędrówki przez dzieje, oto nastaje pełnia życia, bo Bóg ogarnia nas ramionami. Ten ostatni dar Chrystusa bierze swój początek w ofierze z życia, dlatego wprowadza nas do chwały zmartwychwstania.

Niczego więcej nie powiedzieli sobie dwaj ukrzyżowani. Ale tych kilka słów, które z trudem przecisnęły się przez spieczone wargi, stale będzie odbijać się echem jako znak, któremu można zaufać i w którym każdy grzesznik, jeśli tylko uwierzy i zaufa Jezusowi, u ostatecznego kresu życia znajdzie zbawienie.

Stacja XII: Jezus na krzyżu, Matka i uczeń

Powolna rozłąka Maryi z Synem rozpoczęła się w momencie, gdy Jezus mając 12 lat, powiedział Jej, że ma inny dom i inną misję do spełnienia, w imię Jego Ojca Niebieskiego. Oto nadszedł dla Maryi czas ostatecznej rozłąki. Dla każdej matki takie wydarzenie staje się przyczyną niezmiernego cierpienia. Widzi ona, jak w jej życiu następuje odwrócenie porządku zwykłych praw natury, zgodnie z którymi to dzieci żegnają swoich rodziców, nie odwrotnie. Jan, opowiadając o Maryi stojącej pod krzyżem, z Jej udręczonej twarzy ociera "wszelką łzę" i gasi na Jej wargach krzyk bólu, i nie pozwala Jej pod ciężarem nieszczęścia osunąć się na ziemię.

Aureolę ciszy przełamuje głos umierającego Syna. To o wiele więcej niż przeznaczony dla rodziny testament: to objawienie, które całkowicie odmieni przyszłość Matki. Ta śmierć, to bezpowrotne oddalenie, nie jest na próżno. Nieoczekiwanie wyda owoc. Ta śmierć stanie się nowymi narodzinami. Śmierć zostanie porównana do matki. Tę przemianę Jezus zapowiedział kilka godzin wcześniej: "Kobieta, gdy rodzi, doznaje smutku, bo przyszła jej godzina. Gdy jednak urodzi dziecię, już nie pamięta o bólu z powodu radości, że się człowiek narodził na świat" (J 16, 21).

Maryja na nowo staje się matką. To dlatego, w kilku zaledwie wierszach ewangelicznej opowieści, aż pięciokrotnie wraca słowo "matka". Maryja na nowo zaczyna być matką, a Jej dziećmi będą wszyscy ci, którzy są jak "umiłowany Syn". To znaczy wszyscy ci, którzy znajdują schronienie pod płaszczem zbawczej Bożej łaski. Którzy naśladują Chrystusa w wierze i miłości.

Od tej chwili Maryja nie będzie już sama. Stanie się Matką Kościoła, niezliczonego ludu z każdego języka, narodu i rasy, który na przestrzeni wieków będzie się wraz z Nią gromadził wokół krzyża Jej pierworodnego Syna. Od tej chwili także my idziemy wraz z Nią drogą wiary. Mieszkamy z Nią w domu, w którym wciąż żyje Duch Pięćdziesiątnicy. Razem zasiadamy do stołu, gdzie łamie się chleb Eucharystii, w oczekiwaniu na dzień, w którym Jej Syn powróci, by zaprowadzić nas - tak jak Ją - do swojej wiecznej chwały.

Stacja XIII: Jezus umiera na krzyżu

W Getsemani początek drogi krzyżowej spowijał mrok nocy, ciemność konania. Teraz, nad Golgotą, słońce traci swój blask i świat pochłania ciemność. Nad ziemią, na której umiera Bóg, zdaje się panować "królestwo śmierci". Tak! Aby w pełni być człowiekiem i naszym bratem, Syn Boży musi także pić z kielicha śmierci - tej śmierci, która stanowi rzeczywisty dowód tożsamości wszystkich potomków Adama. W ten sposób Chrystus "we wszystkim upodabnia się do braci". W pełni staje się jednym z nas, aż po ostatnie tchnienie, po tę chwilę między życiem a śmiercią. Ta Jego agonia powtarza się także teraz, w tej chwili, w agonii wielu mężczyzn i kobiet na całym świecie.

Oto przed Jezusem ustępują bogowie greccy i rzymscy. Niewzruszeni, niedostępni, jak imperatorzy, osłonięci niebiosami złotego Olimpu. W Chrystusie, który umiera, objawia się Bóg, zakochany w swoich stworzeniach, aż po dobrowolne zamknięcie się we właściwych im granicach cierpienia i śmierci. To dlatego Ukrzyżowany jest czytelnym, bo ludzkim, znakiem samotności i umierania, a także niesprawiedliwości i zła. Jednocześnie jest On czytelnym, Bożym znakiem nadziei, bo gwarantującym wypełnienie się oczekiwań każdego setnika - każdego, kto gorliwie poszukuje prawdy.

Jezus nie przestaje być Synem Bożym również teraz. Tutaj, gdy wisi na szubienicy i umiera. W tym momencie przecież Bóg przenika i bierze w swe posiadanie wszystkie cierpienia i każdą śmierć. Syn Boży ogarnia je swoją wiecznością. Cierpienie i śmierć zasiewa ziarnem wiecznego życia i rozpala w nich iskry Bożego światła.

A zatem śmierć, mimo że nic nie traci na swej tragicznej powadze, nieoczekiwanie objawia zupełnie inną twarz. Ma twarz, ma oczy samego Ojca, który jest w niebie. Dlatego Jezus w chwili konania tak czule woła do Niego: "Ojcze, w twe ręce powierzam ducha mego". Także i my przyłączamy się do tego wołania: "Ojcze, twe palce zamkną także i moje powieki. Ty, który jesteś dla mnie Ojcem, zwróć się ku mnie jak czuła Matka, która spogląda na swoje dziecko, pogrążone we śnie w łóżeczku. Ojcze, spójrz na mnie i weź mnie w swe ramiona" (Marie Noel, "Pieśni i godziny").

Stacja XIV: Jezus złożony do grobu

Ukrzyżowane, umęczone ciało Jezusa, owinięte w płótno całunu, Józef z Arymatei jak najczulej i najdelikatniej składa do grobu wykutego w skale. Przez najbliższe godziny wielkiego milczenia Chrystus, jak każdy człowiek, zamieszka w mrocznej, surowej, cmentarnej dolinie śmierci. A jednak ciemnościami Wielkiego Piątku wstrząsa przedziwny dreszcz. Łukasz odnotował, że działo się to akurat wtedy, gdy w oknach domów Jerozolimy "rozjaśniał się szabat".

Wigilia Paschy w domach żydowskich staje się tym samym symbolem oczekiwania owych kobiet, owego tajemniczego ucznia Jezusa, Józefa z Arymatei, i innych uczniów. Jest to takie samo oczekiwanie, jakie wciąż na nowo przenika serce każdego wierzącego, gdy staje nad grobem albo gdy zaczyna odczuwać, jak na sercu zaciska mu się zimna dłoń śmiertelnej choroby. Jest to oczekiwanie innego świtu - tego, który za niewiele godzin, gdy minie szabat, ukaże się oczom uczniów Chrystusa.

Gdy wzejdzie owa jutrzenka, spośród grobów wyjdzie nam naprzeciw anioł i zapyta: "Czemu szukacie Żyjącego wśród umarłych? Nie ma Go tu! Zmartwychwstał!". A gdy będziemy wracać do domu, u naszego boku pojawi się sam Zmartwychwstały. Pójdzie z nami, przekroczy nasz próg, i zasiądzie do stołu, by łamać z nami chleb. I wtedy zaczniemy modlić się słowami pieśni wiary, przecudnej "Pasji według Mateusza" jednego z największych muzyków ludzkości Jana Sebastiana Bacha: "Choć moje serce rozpływa się we łzach, ponieważ Jezus opuszcza nas, to Jego Testament czyni mnie radosnym: Swoje Ciało i Krew Najdroższą oddaje w moje ręce. Oddam moje serce Tobie, wejdź we mnie, mój Zbawicielu! Ja zanurzę siebie w Tobie! I jeśli świat będzie za mały dla Ciebie, Ty sam dla mnie będziesz większy niż świat i niebo!".

Wielki Piątek, 2007 r.

Abp Gianfranco Ravasi (ur. 1942) jest wybitnym biblistą i popularyzatorem wiedzy o Piśmie Św. Od 1995 r. członek Papieskiej Komisji Biblijnej. Od września 2007 r. arcybiskup, prezydent Papieskiej Rady Kultury oraz komisji ds. Dziedzictwa Kulturowego Kościoła i komisji ds. Sekretnej Archeologii. Powyższą medytację o Drodze Krzyżowej wygłosił w Wielki Piątek 2007 r. w rzymskim Koloseum.

Tekst za KAI, niewielkie skróty od redakcji "TP".

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 15/2009