Za co wyleciał generał

Czy zachodnie wojska mają jeszcze czego szukać w Afganistanie? Czy zbudowanie nowego Afganistanu to realny cel? Takie pytania padają w amerykańskiej debacie o wojnie, trwającej już dziewiąty rok. Wywołała ją dymisja generała, który był zbyt szczery.

29.06.2010

Czyta się kilka minut

Generał Stanley McChrystal w bazie USA w Kandaharze. Afganistan, grudzień 2009 r. / fot. Liu Xin /Xinhua / Xinhua Press / Corbis /
Generał Stanley McChrystal w bazie USA w Kandaharze. Afganistan, grudzień 2009 r. / fot. Liu Xin /Xinhua / Xinhua Press / Corbis /

Jak do cholery dałem się wrobić w tę kolację?«. Jest czwartkowy wieczór, połowa kwietnia. Dowódca sił USA i NATO w Afganistanie, gen. Stanley McChrystal przyjechał do Francji sprzedać nową strategię wojenną naszym ­NATO-wskim sojusznikom - to znaczy, utrzymywać fikcję, że nadal mamy sojuszników...". Tak zaczyna się feralny artykuł w amerykańskim magazynie "Rolling Stone", który już na kilka dni przed ukazaniem się pisma w druku wywołał polityczne trzęsienie ziemi w Waszyngtonie, Kabulu i w kilku innych stolicach.

Obama i "pieprzona wojna"

Dalej czytamy w nim: "»Ta kolacja przychodzi z dobrodziejstwem inwentarza na pańskim stanowisku« - zauważa szef sztabu, pułkownik Charlie Flynn. Siedzący na krześle McChrystal odwraca się. »Hej, Charlie - pyta go - a to też jest w inwentarzu?«. McChrystal pokazuje mu środkowy palec".

Lektura obszernego, napisanego ze swadą artykułu - jego autor, Michael Hastings, spędził z generałem McChrystalem kilka tygodni (prócz wyprawy do Paryża, która wydłużyła się z powodu wulkanicznej chmury, odwiedzał go też kilkakrotnie w Afganistanie) - nie pozostawia wątpliwości: McChrystal w sposób szczery i bezpośredni mówić to, co myśli. Nie kryją, co myślą, także jego współpracownicy: że ich cywilni przełożeni są nieporadni i nie mają zbyt wielkiego pojęcia o tym, jak prowadzić wojnę.

I tak, zdaniem cytowanych wojskowych, prezydencki doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego Jim Jones to "klaun". Specjalny wysłannik Richard Holbrooke zachowuje się jak "ranne zwierzę". Ambasador USA w Kabulu Karl Eikenberry określony jest mianem zdrajcy. Zapytany zaś o wiceprezydenta Joego Bidena, generał McChrystal kpi: "Biden? A kto to?". Dostaje się także prezydentowi Obamie, o którym jeden ze współpracowników McChrystala twierdzi, że "dowodzi naszą pieprzoną wojną, choć nie jest nią zbytnio zainteresowany".

Afganistan: sojusznicy się wycofują

WIELKA BRYTANIA

Pod koniec czerwca premier David Cameron zapowiedział, że wojska brytyjskie wycofają się całkowicie z Afganistanu do roku 2015 (w tym też roku odbędą się w Wielkiej Brytanii wybory parlamentarne). Brytyjczycy stacjonują na południu kraju, gdzie uczestniczą w walkach z talibami; od 2001 r. poległo tam 307 Brytyjczyków. Po wycofaniu wojska Cameron chce zostawić w kraju misję szkoleniową, współpracującą z armią afgańską. Wielka Brytania ma dziś największy (po Amerykanach) kontyngent: 10 tys. ludzi.

WŁOCHY

Włoski rząd zamierza rozpocząć wycofywanie swego kontyngentu (3150 żołnierzy) w 2011 r.; wycofywanie ma zakończyć się w roku 2013 - zapowiedział w połowie czerwca minister obrony Włoch Ignazio la Russa (tymczasem jeszcze w grudniu 2009 r. Włochy podjęły decyzję o wysłaniu dodatkowego tysiąca żołnierzy). Włosi, stacjonujący głównie w prowincji Herat, stracili w Afganistanie 23 poległych.

AUSTRALIA

Australia zamierza zredukować swój kontyngent w ciągu najbliższych 2-4 lat - zapowiedział pod koniec czerwca australijski minister obrony John Faulkner. Dziś w Afganistanie służy 1500 Australijczyków, większość wspólnie z Holendrami w prowincji Uruzgan; dotąd zginęło 16 Australijczyków.

HOLANDIA

Brak porozumienia w sprawie przyszłości misji afgańskiej stał się w lutym tego roku powodem rozpadu koalicji rządowej w Holandii. Holendrzy, mający w Afganistanie 1200 żołnierzy, w minionych kilku latach dowodzili wojskami międzynarodowymi w prowincji Uruzgan; udało im się zaprowadzić tam spokój. Holendrzy stracili 24 żołnierzy. Wycofanie wojsk zacznie się w sierpniu.

KANADA

Żołnierze kanadyjscy mają opuścić Afganistan do końca 2011 r. - zapowiedział jeszcze w 2009 r. premier Stephen Harper. Prawie 3000 Kanadyjczyków stacjonuje na południu, w najbardziej niebezpiecznym regionie, m.in. w prowincji Kandahar, gdzie toczyli liczne walki z talibami, tracąc 148 poległych. Amerykanie mają nadzieję, że cenieni przez nich Kanadyjczycy zmienią zdanie lub przynajmniej zostawią kilkuset żołnierzy w misji szkoleniowej.

DANIA

Duńczyków jest w Afganistanie 750 - duńscy politycy i media podkreślają, że w odniesieniu do liczby ludności Danii to najliczniejszy NATO-wski kontyngent. Duńczycy stacjonowali na południu w prowincji Helmand i uczestniczyli w walkach. O wycofaniu wprawdzie się nie mówi, ale po tym, jak w czerwcu padł kolejny zabity - zginęła 22-letnia żołnierka, tym samym liczba poległych wzrosła do 32 - duński rząd, naciskany przez parlament, postanowił do końca 2011 r. wycofać żołnierzy z walki i skierować do szkolenia armii afgańskiej.

POLSKA

2600 polskich żołnierzy wróci do domu do roku 2012 - zapowiedział kandydat na prezydenta Bronisław Komorowski po tym, jak w minionych dniach w Afganistanie zginęło trzech Polaków (w sobotę 26 czerwca zginął kolejny, łączna liczba poległych wzrosła w ten sposób do 19). Komorowskiego wsparł premier Donald Tusk. Wycofywanie wojska ma zacząć się od połowy 2011 r.

NIEMCY, tworzący czwarty pod względem wielkości kontyngent: 4500 żołnierzy, oraz FRANCUZI (3800 żołnierzy) nie podają daty wycofania. W obu krajach - przede wszystkim w Niemczech - trwają dyskusje nad celowością dalszego udziału w wojnie w Afganistanie.

1862 poległych

Łącznie od października 2001 r. do końca czerwca 2010 r. zginęło w Afganistanie prawie 1900 żołnierzy wojsk międzynarodowych, a niemal 6500 zostało rannych. Lista poległych (choć niepełna) ze zdjęciami i opisem, kiedy i w jakich okolicznościach zginęli, znajduje się na stronie internetowej serwisu CNN: http://edition.cnn.com/SPECIALS/war.casualties/ Opracował WP

Ale to nie wyzwiska i przekleństwa są najważniejsze. Cytowany w tekście gen. Bill Mayville, jeden z najbliższych współpracowników ­McChrystala, otwarcie mówi to, co nieoficjalnie coraz częściej powtarza się na korytarzach Pentagonu i Departamentu Stanu: że wojny w Afganistanie nie da się wygrać, że Amerykanie mogą co najwyżej przebrać porażkę w szaty zwycięstwa: "Nie będzie to wyglądało jak wygrana ani pachniało jak wygrana, ani smakowało jak wygrana. Wszystko skończy się awanturą".

Nowa strategia długiej wojny

Jeszcze w miniony wtorek rano, 22 czerwca, McChrystal miał się ponoć chwalić, że nie przeczytał artykułu, którego był bohaterem. Poprzedniego dnia wieczorem trafił on jednak na biurko prezydenta Obamy, który najwyraźniej z lekturą nie zwlekał. We wtorek rano McChrystal został pilnie wezwany do Waszyngtonu. W czasie, gdy leciał tam z Kabulu - lot trwa 14 godzin - w Białym Domu toczyły się gorączkowe narady.

Zwolnienie generała ze stanowiska głównodowodzącego wszystkich wojsk amerykańskich i sojuszniczych w Afganistanie było Obamie zdecydowanie nie na rękę. Amerykanie od kilku miesięcy szykują się do decydującego natarcia na kontrolowany przez talibów Kandahar. Operacja, która miała zacząć się wiosną, została przełożona na jesień, gdyż, jak wyraził się niedawno sekretarz obrony Robert Gates, postępy prowadzonej od kilku miesięcy w Afganistanie ofensywy są "wolniejsze, niż przewidywano".

McChrystal, któremu Obama powierzył dowodzenie w Afganistanie rok temu, powszechnie uważany był za jednego z najzdolniejszych i najskuteczniejszych dowódców w armii USA. Jako jeden z nielicznych miał dobre kontakty z Afgańczykami, w tym z prezydentem Hamidem Karzajem, który ponoć osobiście apelował, by Obama go nie usuwał ze stanowiska.

To pod wodzą McChrystala wprowadzono w ubiegłym roku nową strategię wojny anty-partyzanckiej. Określana w wojskowym żargonie jako COINN (od angielskiego counter--insurgency), zakładała znaczne zwiększenie liczby wojsk lądowych. Miało to umożliwić przeprowadzanie bardziej "precyzyjnych" operacji, a w rezultacie zminimalizowanie ofiar wśród cywilów. Strategia przewidywała, że działaniom militarnym towarzyszyć będzie wspieranie demokracji i instytucji afgańskiego państwa: szkolenie wojska i policji, budowa szkół i szpitali itd. Wszystko po to, by zdobyć serca i umysły Afgańczyków.

Ale nie wszyscy byli przekonani, że strategia ta jest właściwa. Sam McChrystal przyznawał, że jest kosztowna i ryzykowna. Wysyłaniu dodatkowych żołnierzy sprzeciwiał się m.in. wiceprezydent Biden. Generał nie wahał się otwarcie go krytykować: jesienią ubiegłego roku, podczas wystąpienia w Londynie, zarzucił mu krótkowzroczność: "Chce tam stworzyć Chaos-istan". Jeśli wierzyć doniesieniom "Rolling Stone", Obama, który wezwał generała na dywanik, miał mu wówczas poradzić, by nie wychodził przed szereg i "zamknął pieprzoną gębę". Zgodził się jednak na wysłanie dodatkowych 30 tys. żołnierzy, o co prosił McChrystal.

"Afganistan konfuduje nawet Afgańczyków"

Tym razem generał stracił stanowisko, zanim "Rolling Stone" trafił do kiosków. Informując o decyzji, Obama podkreślił, że robi to z żalem, i nie chodzi o osobiste urazy, ale o podważenie jednej z podstawowych zasad demokracji: cywilnej kontroli nad armią. Obama przypomniał, że dyscyplina obowiązuje w równym stopniu "świeżo zwerbowanego kaprala, jak i generała, który nim dowodzi", i to dzięki temu armia USA jest jedną z najskuteczniejszych na świecie.

Tłumaczył, że jako naczelny wódz winien jest szacunek wszystkim żołnierzom, którzy narażają dla kraju życie. Brak dyscypliny i jedności, podważanie autorytetu cywilnego zwierzchnictwa nad armią niweczy ich wysiłki. "Moim obowiązkiem jest sprawić, by nic nie zakłócało tej ważkiej misji, którą prowadzą".

McChrystala na stanowisku głównodowodzącego w Afganistanie zastąpi jego dotychczasowy szef: dowódca sił USA na całym Bliskim i Środkowym Wschodzie gen. David Petraeus. Obama zapewnił, że to zmiana personalna, a nie zmiana strategii. Ale zapewnieniom tym w Waszyngtonie coraz mniej osób daje dziś wiarę. "Administracja sama ze sobą prowadzi wojnę" - pisze Hastings w swym artykule. Cytowani przez niego eksperci, z prawa i z lewa, jeden po drugim zgłaszają wątpliwości: Amerykanie nie mają już czego szukać w Afganistanie; Al- Kaida przeniosła się gdzie indziej; wysyłając tam miliardy dolarów, Waszyngton przyczynia się do coraz większej korupcji i osłabia lokalny rząd. Czy serca i umysły można kupić? Czy leży to dziś w interesie USA?

"Afganistan konfuduje nawet samych Afgańczyków" - przyznawał w którymś momencie McChrystal. Obama nie mógł przejść do porządku dziennego nad publicznymi zwierzeniami generała. Można jednak przypuszczać, że to, co znalazło się w feralnym artykule, da do myślenia zarówno jemu, jak i jego współpracownikom.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Ur. 1969. Reperterka, fotografka, była korespondentka Tygodnika w USA. Autorka książki „Nowy Jork. Od Mannahaty do Ground Zero” (2013). Od 2014 mieszka w Tokio. Prowadzi dziennik japoński na stronie magdarittenhouse.com. Instagram: @magdarittenhouse.

Artykuł pochodzi z numeru TP 27/2010