Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Św. Jan Bosko ostrzegał: „Lepsze jest najniebezpieczniejszym wrogiem dobrego”. Niepomne podobnych ostrzeżeń Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego ogłosiło właśnie, że 1 grudnia, w wyniku połączenia powstających w Gdańsku Muzeum II Wojny Światowej oraz Muzeum Westerplatte i Wojny 1939, zostanie utworzona nowa instytucja.
Co to oznacza? Jeśli ziści się scenariusz konfrontacyjny, pod koniec roku resort zmieni dyrektora Muzeum II Wojny Światowej, pozbywając się historyka prof. Pawła Machcewicza i jego współpracowników. Po drugie, drastycznie przerobi niemal gotową już wystawę główną, jej kształt i treść podporządkowując rygorom dyktowanym przez tzw. dobrą zmianę.
Odłóżmy na bok jeremiady o dobru Polski i racji stanu, pluralizmie czy prawdzie. Skupmy się na pytaniu prostszym: co przy powyższym scenariuszu zyska Prawo i Sprawiedliwość? Pomijając oczywiście krótkotrwałe zaspokojenie twardego elektoratu, który z rzekomych zaprzańców żąda wciąż nowych ofiar. Oraz odbicie kilku, może kilkunastu etatów.
Otóż PiS nic nie zyska, a wiele straci. Od początku jednym z głównych celów budowy Muzeum II Wojny Światowej było przebicie się z polską historią do odbiorców z zagranicy, żeby wreszcie nadrobić czas stracony, gdyśmy jęczeli pod zapisami cenzora, na dodatek odcięci od wolnego świata żelazną kurtyną. Nie bez znaczenia był też fakt, że i dziś musimy bronić się przed fałszowaniem historii. Ba – twórcy muzeum nie ukrywali, że gdańska placówka stanowić ma odpowiedź m.in. na niemieckie Centrum przeciwko Wypędzeniom.
To stąd wziął się pomysł, aby naszą polską opowieść wpisać w szerszy kontekst międzynarodowy, a do współpracy zaprosić zagraniczne autorytety, jak profesorowie Norman Davies, Timothy Snyder czy nieżyjący już Israel Gutman, notabene oddani przyjaciele Polski i Polaków. To, co obóz konserwatywno-narodowy uznał za zdradę i podstępne rozcieńczanie polskich dziejów, było w istocie metodą gwarantującą efekt tak przecież ważny dla partii Jarosława Kaczyńskiego.
Tę logikę dostrzegł prof. Andrzej Nowak. W sierpniu tego roku ten niekwestionowany na prawicy autorytet, główny architekt planujący tzw. politykę historyczną – wspólnie z prof. Snyderem opublikował głośny list otwarty. Badacze podkreślili, że powstająca wystawa „oddaje zarówno prawdę historyczną w wymiarze ogólnego obrazu wojny, jak i szczególne miejsce w niej Polski”. Dlatego też muzeum w planowanym kształcie „stwarzałoby wyjątkową szansę dla Polaków, by dowiadywali się o wojnie poza Polską, a dla zagranicznych zwiedzających – poznawania polskiej historii”.
Powtórzmy zatem: co zyska PiS, gdy zignoruje takie głosy? Odbicie muzeum w drodze proceduralnego puczu obniży międzynarodową wiarygodność placówki niemal do zera, zanim jakikolwiek minister przetnie wstęgę na uroczystym otwarciu. Będziemy mieli zresztą do czynienia z sytuacją kuriozalną, latem ukazał się już bowiem... katalog wystawy. Stawiam dolary przeciw orzechom, że światowe media z zapałem wyszukiwać będą – niczym w łamigłówce z cyklu „Znajdź pięć różnic między dwoma obrazkami” – wszelkie zmiany, podmiany i opuszczenia. Zamiast oglądać wystawę, która jest, i tak wszyscy będą zajmować się wystawą, która miała być. Rząd, a także Polska będą mieć fatalną prasę. I to na własne życzenie. Jakąkolwiek skuteczną politykę historyczną można będzie na długo wybić sobie z głowy.
A prawicowym publicystom nie pozostanie nic innego, jak znowu ogłosić, że zły świat uwziął się na szlachetnych Polaków, którzy usiłują powstać z kolan. ©
CZYTAJ TAKŻE: