Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Mamy tu bowiem do czynienia z poematem pojemnym w wątki i archetypiczne figury (matki, ojca, syna), wykorzystującym tradycję dadaizmu i surrealizmu. Do tego dodać trzeba absurdalny humor, intensywność w przebiegach języka i ogólne wrażenie prędkości pojawiania się i znikania kolejnych fraz – a wszystko to poza końcem i początkiem, jakby wbrew ponawianym frazom o ojcostwie i macierzyństwie. Party Przybyły dzieje się wśród znaków, które – jak pisze autor – „programują chaos”.
Pytania, jakie można zadać po lekturze „Apokalipsy...”, dotyczą konsekwencji takiej strategii. Czy te ludyczno-parodystyczne zagrania autora wymierzone są w myślenie o poezji jako o wiarygodnej sile nadającej sens światu, dalekiej od wszelkiego żartu, zgrywy i niedorzeczności? Czy może – odwrotnie – są znakiem tęsknoty za doniosłością społecznie poważanej poezji i w związku z tym banalizują apokaliptyczne języki schyłku i wyczerpania? Czy Przybyła „programuje chaos” (alinearność, niehierarchiczność, antycentryczność, radykalną arbitralność znaków), bo chce poluzować sztywne reguły sensu ludzkiego świata, czy – przeciwnie – jego dadaistyczne wesołe miasteczko ma nas przestraszyć i zwrócić ku konserwatywnie pomyślanym kaplicom i kościołom? ©
PIOTR PRZYBYŁA, APOKALIPSA. AFTER PARTY, Dom Literatury w Łodzi, Łódź 2015