Wyuczona nieomylność

Wędrowny biegun, który zmienia adresy cywilizacjom, przemieszczając się od Aten przez Jerozolimę, Rzym i Londyn, znów wyruszył w drogę. Właśnie opuszcza Amerykę.

10.04.2018

Czyta się kilka minut

Kapitan Ameryka (Chris Evans) jako tapeta komputerowa / MATERIAŁY PROMOCYJNE
Kapitan Ameryka (Chris Evans) jako tapeta komputerowa / MATERIAŁY PROMOCYJNE

Donald Trump loguje się na Twitterze. Waszyngton, Londyn, Paryż, Berlin, Mexico City, Seul i kilka pomniejszych stolic wstrzymuje oddech. W tym samym czasie Pekin śpi spokojnie. Tam wiedzą, co będą robili do końca jego kadencji z dokładnością do kilku godzin. W Moskwie – karnawał. Do końca jego kadencji nic już nie muszą robić.

Trump zmienia świat, postrzeganie świata, i zmienia sposób, w jaki myślimy o postrzeganiu świata. Powstaje nowa ontologia, epistemologia i etyka. Nieźle, jak na skromne dwa lata prezydentury, bez innych znaczących osiągnięć.

Zwrot z archetypu

To, że przywódcy mogą cierpieć na zaburzenia osobowości lub tożsamości, albo oba jednocześnie, wiemy od dawna. Wydaje się, że nawet powinni – istnieją badania, z których wprost wynika, że właśnie dzięki zaburzeniom niektóre jednostki żywią przywódcze ambicje, że skuteczny lider musi być lekko walnięty. Nie znamy tylko koniecznych proporcji: ile i jakich zaburzeń musi wystąpić, by uwolniły się cechy przywódcze, skrajna determinacja i owa tajemnicza charyzma, będąca skrzyżowaniem wdzięku, narcyzmu i obłąkania. Przy czym ani zaburzona osobowość, ani tożsamość nie są w takich przypadkach oprawcami niewinnego, cierpiącego człowieka, lecz są ofiarą chorej logiki – logiki nieomylności: „Jestem liderem, ponieważ nie popełniam błędów. Nie popełniam błędów, ponieważ jestem liderem, a liderzy są nieomylni. Wiem, że wiem”.

Jeśli zatem pewien typ zaburzeń jest kosztem stałym przywództwa, to czy mogą one również dotknąć cały kraj, który politycznie, gospodarczo i militarnie pozycjonuje się, rozpoznaje i wymusza traktowanie jako lidera? Czy kraj (państwo, naród, lud, wspólnota) może mieć osobowość i tożsamość?

Dowodu wprost nie ma, bo spór rozpoczęty wraz ze wschodem państwa narodowego nie chce się skończyć. Rozpoczęty przez filozofów i poetów, wpadł w łapska demagogów i kaznodziejów populizmu, postmarksistów i neoliberałów, millenarystów i millenialsów. Odżywa przy każdym cywilizacyjnym przesileniu. W gruncie rzeczy jest to niekończąca się dyskusja o granicach antropomorfizacji, czyli w istocie spór o prawomocność pewnego zbioru narzędzi poznawczych.

Nawet jeśli nie chce się jednoznacznie opowiedzieć po którejś ze stron sporu, to nadal trudno zlekceważyć kilka prostych pytań. Czy ktokolwiek zaprzeczy, że Szwajcaria ma osobowość? Czy ktokolwiek wątpi, że Niemcy mają tożsamość? I to nie jest tylko przywilej bogatych, bo nikt nie kwestionuje osobowości Nepalu czy tożsamości Etiopii. Rozmiar nie ma znaczenia. ­Luksemburg i Lichtenstein, a nawet Monako, Andora i San Marino to klarowne, definiowalne i rozpoznawalne tożsamości. Argument, że Stany nie mają osobowości, ponieważ są tyglem wielu tożsamości, upada w świetle jedynej sensownej odpowiedzi: że to właśnie ta mnogość jest ich tożsamością. Ameryka ma i osobowość, i tożsamość. Przywódcy. Swojego przywódcy.

Argument za poznawczym sensem takiej antropomorfizacji przychodzi z jeszcze jednej, najmniej oczekiwanej strony – ze świata biznesu. Globalna agencja reklamowa Young & Rubicam, która dziś zachowuje się bardziej jak instytut naukowo-badawczy niż reklamiarz, stworzyła narzędzie w branży znane jako Brand Asset Valuator. Zastosowane do działań na markach (w tym markach narodowych) przyniosło wymierny wzrost przychodów (lub standingu marki narodowej w międzynarodowych indeksach). Marki, które w komunikacji marketingowej przedstawiały siebie jako archetypy osobowości lub tożsamości, zaczęły szybciej rosnąć. To działa, nie tylko jako język opisu, ale jako praktyczne narzędzie. Przynosi zyski. Zwrot z archetypu. W naszym świecie dowody nie bywają bardziej empiryczne.

Dlaczego jako klienci i jako obywatele tak dobrze reagujemy na archetypy? Bo je znamy. Wszyscy. Od zawsze. Nawet jeśli nie umiemy ich ponazywać, to wciąż je znamy z doświadczenia wielu pokoleń – są częścią wspólnego kodu. Dlatego tak nerwowo reagujemy na ich złowrogie cienie. Na wszystko, co nie mieści się w kodzie konstytuującym archetyp, reagujemy lękiem. A lęk to żniwa populistów.

Osobowość mnoga i katalog

Czy kraj (państwo, wspólnota, naród, lud) może być zaburzony? Tak, jeśli usunąć z niego przewidywalność, ironię i wstyd.

Czy logika może być zaburzona? Tak, jeśli usunąć z niej prawdę, a zostawić rację.

Czy polityka może być zaburzona? Tak, jeśli usunąć z niej fakty.

Zaburzenie dysocjacyjne tożsamości, znane również jako osobowość naprzemienna, polega z grubsza na występowaniu dwóch lub więcej osobowości u zaburzonego osobnika, przy czym na ogół jest tak, że poszczególne osobowości nie wiedzą o swoim istnieniu. Nie wiedzą tak bardzo, że badania funkcjonalnym rezonansem magnetycznym wykazują u takiego człowieka aktywność różnych części mózgu, w zależności od tego, w jakim jest epizodzie, która z tożsamości aktualnie dominuje. To nie są tylko dwie różne dusze, to są dwa różne mózgi.

Ameryka, która tak sprawnie poruszała się wśród archetypów, żonglowała nimi i zarządzała w miarę doraźnych i strategicznych potrzeb, przymierzała jak letnie sukienki i zrzucała jak niewygodne buty, ta Ameryka dziś zarządza lękiem. Wybiera przywódcę, który wprawdzie nie rozumie lub lekceważy wyzwania współczesności, ale za to zna wszystkie proste odpowiedzi na lęki epoki. Najważniejsze słowo w tym zdaniu to nie „lęk”, „epoka” ani „odpowiedź”, ale „proste”.

Przy archetypach, w których przegląda się dzisiaj Ameryka, czyha przykra niespodzianka – mniej powabna, a czasem po prostu ponura osobowość mnoga. Oto ich katalog.

MĘDRZEC. Czy to jest ten sam Mędrzec, który nie umie lub nie chce ograniczyć dostępu do broni obywatelom i jednocześnie nie potrafi zapobiec dostępowi do broni jądrowej szalonemu towarzyszowi Kimowi? Ten sam, który nie widzi, że walka klas trwa w najlepsze, tylko na innym planie, że oś konfliktu nie biegnie między bogatymi a biednymi – ponieważ bogaci odskoczyli już tak daleko, że są poza terytorium konfliktu – ale między biednymi a bardzo biednymi? Który nie rozumie, że po raz pierwszy Ameryka naprawdę potrzebuje sojuszników, a nie tylko klientów?

NIEWINNY. Szkoda gadać... Poczciwa Ameryka Woodrowa Wilsona, Herberta Hoovera czy nawet Roosevelta nie istnieje. Ciężko ranna w Mỹ Lai, a potem w Chile i Nikaragui, poległa w Syrii. Zabiera biednym i rozdaje bogatym. Drwi z intelektu: „Jeżeli jesteś taki mądry, to dlaczego jesteś taki biedny?”. Kwestionuje swój własny wkład w mitologię popularną, czyli formatywny mit „od pucybuta do milionera”. I to po Obamie (od niewolnika do prezydenta). Niewinny, szlachetny i powabny etos ulega erozji, zastępuje go samoreprodukcja klasy nieomylnych. Od milionera (dziecka milionera) do miliardera. Od miliardera do prezydenta.

ODKRYWCA. Wynalazł polityczną poprawność i kiedy – zdaniem kobiet, kolorowych i gejów – w końcu zaczęła ona przynosić owoce, uznał, że jest nudna, kłamliwa i zbędna. Odkrywca, który wciąż szuka ropy, gazu i uranu, podczas gdy Chiny wydają więcej na import półprzewodników niż na import ropy i już teraz kontrolują połowę światowych zasobów kobaltu i pierwiastków ziem rzadkich. Ze zbioru cnót Odkrywcy zostało tylko zamiłowanie do ryzyka i to w jego infantylnej wersji. Bo chyba tylko dzieci i przywódcy zamiast kalkulować, strategizować i optymalizować ryzyka, wolą po prostu sprawdzić, na co jeszcze mogą sobie pozwolić.

KLAUN, który już nikogo nie bawi i nie buduje relacji przez dystans, ironię i poczucie humoru. Chyba jedyne supermocarstwo, które dobrowolnie zrezygnowało z soft power. Słyszałem podczas pewnej kolacji w Stanfordzie, jak rektor Condoleezza Rice, przyszła sekretarz stanu, powiedziała: „Po co nam soft ­power? Mamy przecież Hollywood”. Klaun, który nie doszacował psychologicznych skutków ironii. Najpierw prezydent (ówczesny) nazywa Rosję „mocarstwem regionalnym”, a zaraz potem Rosja zajmuje Krym i najeżdża wschodnią Ukrainę. Potem przyboczny prezydenta (ówczesnego) nazywa Rosję „stacją benzynową, która myśli, że jest państwem”, a stacja benzynowa w odwecie hakuje Ameryce wybory, czyli kradnie demokrację. I to w tak ostentacyjny sposób, że zostawia mnóstwo czytelnych tropów, czego potrafiłby uniknąć, gdyby chciał, początkujący członek Anonymous.

Heath Ledger jako Joker w filmie „Mroczny rycerz” w reżyserii Christophera Nolana / WARNER BROS. / MAT. PRASOWE

CZARODZIEJ, który wysłał człowieka na Księżyc, a człowieczeństwo do muzeum historii naturalnej, zmienił wszystkie składowe macierzy paradygmatu (model uczestnictwa, model kreatywny, model finansowania i model dystrybucji). Czarodziej, który potrafi wydobyć gaz z łupków, a łupki z parku narodowego. Czarodziej, który na zbrojenia wydaje więcej niż 26 następnych w kolejności państw razem wziętych, przy czym 24 z nich to sojusznicy. A i tak przegrywa wojnę za wojną. Jedyna magia, jaka się tu odbywa, to fakt, że po kryzysie finansowym 2008 r. nikt nie poszedł siedzieć, że księżycowa ekonomia, która pozwala zaparkować 80 proc. długu publicznego w jednym ręku (Chiny), trwa w najlepsze i że niemal co rok usługi publiczne uciekają przed bankructwem.

BUNTOWNIK, który lęka się własnego przywiązania do wolności, który w pośpiechu uczy się doktryny mniejszego zła. Buntownik, który paradoksalnie wierzy w siłę państwa prawa. Wierzy, że to państwo obroni jego swobody i wolności, w tym prawo do buntu, że ukarze złoczyńców, obnaży kłamstwo i wymierzy sprawiedliwość. Buntownik, który tłumaczy sam sobie, że mając dość przesłanek do wszczęcia procedury impeachmentu, nie może się do tego posunąć z obawy przed zamieszkami na bezprecedensową skalę. Bo to już nie jest tylko koszmarny sen szefa FBI czy głównodowodzącego Gwardii Narodowej – wielu trzeźwych, poważnych i rozsądnych analityków umie sobie wyobrazić możliwą reakcję wyborców Trumpa na próbę złożenia go z urzędu. A to ludzie gniewni, sfrustrowani i uzbrojeni po zęby. To nie jest samotny nastolatek, który naoglądał się „Matriksa”, ukradł tatusiowi uzi i rozstrzelał pół klasy oraz kilku nauczycieli. Ci ludzie są zorganizowani w milicjach, wyszkoleni i zsieciowani, często weterani. Wielu z nich umie zabijać, niektórzy nawet lubią. Ameryka pamięta Waco. W tym zaburzonym archetypie paradoksalnie buntownikiem okazuje się Rex Tillerson, uosobienie establishmentu i wcielony konserwatysta, który traci stanowisko sekretarza stanu po tym, jak nazwał Trumpa idiotą. Jeżeli buntownikami Ameryki są jej Tillersonowie, FBI i Gwardia Narodowa, to archetyp już nie rzuca ponurego cienia – stanął na głowie.

ZWYKŁY CZŁOWIEK. Ma być bezpretensjonalny, sympatyczny, skromny, pracowity, przyjazny i serdeczny. Jednak funkcjonalny analfabetyzm dotyczy niemal 20 proc. uczniów szkół średnich, co dwudziesty Amerykanin wierzy w płaskość Ziemi, a co dziesiąty nie wierzy w teorię ewolucji. Zwykłego człowieka już nie stać na zwykły amerykański sen ani na zwykłe wykształcenie dzieci. Nie stać go na wiedzę, musi polegać na newsach. Nie stać go na krytykę źródła tych informacji, musi poprzestać na opiniach takich samych jak on zwykłych ludzi. Nie stać go na samodzielną analizę, musi zaufać komentarzom mediotów. Im zwyklejszy zwykły człowiek, tym bardziej podatny na perswazję i manipulacje, aż do poziomu, na którym ulega rosyjskiemu trollowi. Nie stać go na wolność, ale została mu garść drobnych – dosyć, żeby sobie kupić antydepresanty. Za mało, żeby coś za to zbudować, ale wystarczy, żeby zburzyć. Dość, żeby patrzeć z góry, za mało, żeby patrzeć w dal. Jak ma być sympatyczny i przyjazny?

OPIEKUN. Walczy z biedakami, a nie z biedą. Opiekun, który z jednej strony usiłuje zlikwidować powszechnie dostępną opiekę zdrowotną, a z drugiej toleruje stan, w którym dochodzi do ponad stu tysięcy błędów w sztuce lekarskiej rocznie. To tak, jakby codziennie spadał jeden pasażerski jumbo jet. Codziennie. Trzydzieste pierwsze miejsce na świecie pod względem średniej długości życia. Za Kostaryką. Śmiertelność niemowląt na poziomie między Kubą a Białorusią, trzy razy wyższa niż w Szwecji. Możesz umrzeć na zawał na izbie przyjęć, jeśli wyszedłeś bez portfela z domu. Usunięcie hemoroidów wymaga kredytu hipotecznego – polip w dupie zadłuży cię na lata. Opiekun? W rzeczy samej. Pierwsze miejsce pod względem ilości więźniów na każde sto tysięcy mieszkańców.

KOCHANEK, którego nie można nie kochać, bo przecież jest sexy, otwarty na eksperymenty i bogaty. Ameryka nie musi umieć kochać, w zupełności wystarczy jej, że umie być kochana. Taki Kochanek oczekuje rozkoszy, ale dowody na to, że sam chce i umie ją dać, są skąpe. Nawet nie musi uwodzić – bierze, bo mu się należy. Czasem molestuje, a kiedy dochodzi do skandalu i aktu oskarżenia, robi wielkie oczy – sama chciała. Dzięki niekwestionowanej wielkiej urodzie, atrakcyjnej powierzchowności, muskularnej budowie i namiętnym obietnicom świat wciąż wierzy, że może liczyć na poważny związek z Kochankiem, któremu uważności i odpowiedzialności starcza zaledwie na szybki romans. Ten Kochanek nie wchodzi w związek, on ma partnerki. W wersji genderowo-symetrycznej to Kochanka, która nie wchodzi w związki, tylko eksploatuje kolejnych Greyów.

WŁADCA, którego każdego dnia zaskakuje sam fakt posiadania władzy, którego zdumiewa własna sprawczość i który z rozbawieniem testuje granice własnej nieobliczalności. Wznosi mury i nakłada cła. Demoluje zastany porządek, nie oferując zgoła nic w zamian, poza tanimi sloganami i kosztownymi szantażami. Nie rozumie, że panuje tylko wtedy, kiedy służy. I że nie ma ani takiej edukacji, ani takich osiągnięć biznesowych, ani takiego dorobku intelektualnego, który rzeczywiście przygotowywałby do sprawowania władzy. Gdzie decyduje się o rzeczach eschatologicznych i ostatecznych, jak życie i śmierć, i jednocześnie o tak prostych, jak środki do życia. Władca idealny to władca pokorny. Do wykonywania demokratycznego mandatu potrzebna jest skromność, do rządzenia wystarczy pycha. Bez elementarnego zasobu etycznego można być tylko okrutnym albo śmiesznym. W każdym władcy jest coś z klauna, w każdym klaunie jest coś z władcy.

WOJOWNIK, który nie licząc operetkowej inwazji na Grenadę, nie wygrał żadnej wojny od ponad 70 lat. Przegrywa wyścig zbrojeń liczony nie w głowicach nuklearnych, lotniskowcach i czołgach, ale w bramkach logicznych i algorytmach sztucznej inteligencji. Lubi małe, zwycięskie wojenki, które świetnie wyglądają w telewizji albo na monitorach operatorów dronów. Wojownik, w którego doktrynie funkcjonują jednostki rotacyjne. WTF? Rotuj się kto może?! Ale nowa zimna wojna (tech cold war) jeszcze się dobrze nie zaczęła, a już wydaje się rozstrzygnięta. Inna niż tamta konfrontacja Wschodu z Zachodem. Pojedynek giełdowych spółek myślących kwartałem obrachunkowym i wartością dla akcjonariuszy z potężnym państwem, które organizuje myślenie zależnych od siebie firm wokół perspektywy dekady lub dwóch. Starcie Androida z iOS.

KREATOR. Na badania i rozwój wydaje wprawdzie najwięcej na świecie i więcej niż kiedykolwiek (astronomiczne 455 mld dolarów w 2015 r.), ale udział państwa w tych nakładach systematycznie malał, aż osiągnął historyczne minimum na poziomie około 20 proc. Na harwardzkim seminarium słyszałem kilku wybitnych tamtejszych profesorów, jak z goryczą przyznawali, że żaden z innowacyjnych modeli biznesowych ani wielkich wynalazków, które naznaczyły to stulecie, nie powstał w uniwersyteckich laboratoriach, ale w garażach rodziców brodatych geeków wyrzuconych z college’u. Korporacje ze środka tabeli „Fortune 500” dysponują większymi budżetami na ­badania i rozwój niż uczelnie ze szczytu listy szanghajskiej. Kupują sobie tylu badaczy, ilu trzeba, żeby stworzyć u siebie odpowiedniki całych wydziałów uniwersyteckich. Kreator sprywatyzował postęp, a uspołecznił ignorancję.

Stany Podzielone Ameryki

Trump przekonał nas, że z jego nadejściem zaczął się wiek XXI; że wędrowny biegun, który zmienia adresy cywilizacjom, od Aten przez Jerozolimę, Rzym i Londyn, właśnie znów wyruszył w drogę; że państwa mogą mieć instynkt samozachowawczy zupełnie jak ludzie i nie podejmować działań, które zagrażają fundamentom ich istnienia; że Stany Podzielone Ameryki w swej roli przywódczej zdradzają symptomy zaburzeń tożsamości charakterystyczne dla lidera; że najwyższą formą organizacji wspólnoty jest państwo prawa, bo nawet republikańskim jastrzębiom nie przejdzie przez myśl, aby dłubać przy konstytucji, żeby wysadzić w powietrze dochodzenie specprokuratora Muellera lub jego samego; że obnażył słabość potencjału symbolicznego Ameryki; że dowiódł, iż politologia nie jest nauką na gruncie żadnej z definicji nauki, od Szkoły Jońskiej, przez Ajdukiewicza do Poppera; że poprawił nastrój tym Polakom, którzy wprawdzie nie rozumieją, jak to możliwe, że PiS cieszy się 40-procentowym poparciem, ale pocieszają się, że przecież Amerykanie sobie Trumpa wybrali; że nikogo nie śmieszy dowcip „Jaka jest różnica między Panem Bogiem a Donaldem Trumpem? Pan Bóg nie myśli, że jest Trumpem”.

W psychologii wyuczona nieomylność oznacza utrwalenie przekonań o jedynie słusznym związku przyczynowo-skutkowym, zachodzącym między własnymi działaniami a ich konsekwencjami, nawet jeśli relacja ta ma cechy sadystyczne. Pewien typ istot ludzkich szybko uczy się nieomylności, czyli poczucia, że ich osobista kontrola wzmocnień i wpływ na sytuację są stuprocentowo efektywne. W związku z tym uczą się oczekiwać narzędzi wzmagania kontroli w przyszłości. To oczekiwanie prowadzi do deficytów poznawczych, motywacyjnych, emocjonalnych i społecznych, a te z kolei prowadzą do trudności w uczeniu się, izolacji społecznej, deprywacji emocjonalnej, które mogą skutkować frustracją, poczuciem panowania nad innymi, nadużywaniem substancji psychoaktywnych oraz popadaniem w nałóg seksualny.

Wyuczona nieomylność potrafi też być kategorią socjologiczną, gdy okazuje się, że można się nią zarazić od otoczenia. Wówczas odnosi się do warstw uprzywilejowanych, których członkowie wierzą, że wobec nierówności społecznych jednostka musi sobie poradzić sama, czyli nie potrzebuje wsparcia państwa ani żadnych usług publicznych. Tak rozumiana wyuczona nieomylność siłą rzeczy musi jednocześnie prowadzić do subiektywnego poczucia alienacji i obiektywnej alienacji. Wywoływana jest poczuciem całkowitej kontroli nad życiem własnym i innych przy całkowitym braku związków z kontekstem społecznym. Alienacja ta wywodzi się również z zaniku norm, które uniemożliwiają liderowi realizację celów lub zaspokojenie potrzeb. Przywódca musi stworzyć własny system normatywny – taki, który wprawdzie izoluje, ale nie przeszkadza w osiągnięciu celów. Główną konsekwencją takiej alienacji jest nowy, szczególny język i narastające poczucie wszechwładności. Zgadza się?

Wykorzystawszy figurę antropomorfizacji do granic, na jakie zezwala esej, muszę dokonać osobistego wyznania: rozumiem każdego, kto nie zgadza się z żadną tezą ani argumentem użytym w tym tekście. Spędziłem w Ameryce dziesięć najlepszych lat życia, tam wszystkiego się nauczyłem i wypróbowałem w praktyce. Amerykę wybrały moje dzieci. Tak jak wielu moich tamtejszych przyjaciół, tęsknię za tą piękną, dobrą i mądrą – Ameryką niewinnego zwykłego człowieka, opiekuńczego władcy, mądrego buntownika, wojowniczego odkrywcy i czarującego kochanka. Spokojnie poczekam.

Ale badając od lat upadki przywódców i kryzysy przywództwa, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że najtrudniej podnieść się z nieomylności. Zaraz potem na liście jest śmieszność. ©

Autor pisze dla „Tygodnika Powszechnego” od 35 lat. Były dyrektor Instytutu Kultury Polskiej w Nowym Jorku i w Londynie. W latach 2008-16 dyrektor Instytutu Adama Mickiewicza. Nominowany do Nagrody Literackiej Nike i Nagrody Literackiej Gdynia za powieść „Ludzka rzecz” (2013).


CZYTAJ TAKŻE:

Marcin Napiórkowski: Ameryka kochana na odległość stanowi jeden z kluczowych elementów naszej narodowej mitologii. To miejsce, które nie istnieje na mapie świata, tylko na mapie naszych lęków, fantazji i pragnień.

Mariusz Zawadzki: Jak po czasach romantycznych wzlotów relacje z USA wracały do normalności – i dokąd zaszły.

Jan Smoleński: Zamiast wejść w tradycyjną rolę załamanych ofiar szkolnej masakry, uczniowie z Florydy zainicjowali ruch, który rozlewa się na całą Amerykę. To być może największy zryw społeczny w USA od czasu protestów przeciw wojnie w Wietnamie.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru Nr 16/2018