Wyrzutek

Wolność to fetysz współczesnej kultury. Mało kto się zastanawia nad możliwością zniewolenia przez nią.

05.11.2012

Czyta się kilka minut

Jean Genet w swoich utworach i w życiu zmagał się z imperatywem wolności absolutnej. Można powiedzieć, że zniewalała go konieczność urzeczywistnienia wolności totalnej. Zmuszony został do tego – by powołać się na myśl jednego z najciekawszych interpretatorów życia i twórczości autora „Matki Boskiej Kwietnej”, Jeana-Paula Sartre’a – przez burżuazyjne społeczeństwo francuskie I poł. XX w.

Biała karta

Nie bez powodu czołowy egzystencjalista na bohatera ponad pięciusetstronicowej „biografii filozoficznej” wybiera właśnie Geneta. Jego życiorys to kopalnia przykładów, którymi bez większych problemów może ilustrować swoje tezy guru młodzieży francuskiej, stającej na barykadach w roku 1968. Autor „Dziennika złodzieja” nie miał łatwego życia. Jego matka porzuciła go, zlitowała się nad nim chłopska rodzina i postanowiła wziąć pod swoje skrzydła, by wychować na przykładnego obywatela Republiki Francuskiej. Jak szybko miało się okazać, ich działania spełzły na niczym. Młody Genet zaczyna bowiem okradać przybraną rodzinę. Pomimo ostrzeżeń, kar i próśb nie zaprzestaje tych praktyk. Zatwardziałość powoduje, że zostaje umieszczony w zakładzie poprawczym dla młodocianych przestępców w Mettray. Stanie się dla Geneta miejscem uświęconym, krainą, w której rozpoznał swoje przeznaczenie – los społecznego odpadu.

Był nim w sposób podwójny. Nie tylko jako złodziej, ale także jako homoseksualista. To miejsce, w którym spędza nastoletnie życie, do którego będzie powracać we wspomnieniach niczym do raju. Każdorazowy pobyt w więzieniu będzie dla niego repetycją tego pierwszego razu, gdy umieszczony został wśród ludzi o podobnych mu przypadłościach. Wbrew temu, co Genet pisze sam o sobie, trudno nazwać go przestępcą z prawdziwego zdarzenia – takim, który sieje postrach wśród przykładnych obywateli. Z faktów zebranych przez biografów wynika, że dopuszczał się drobnych kradzieży, a jego łupem często padały książki. Dodatkowo był na tyle niezdarny (a może podświadomie sam tego pragnął), że dawał się przyłapać nawet na najprostszych kradzieżach. Powracanie do „nałogu” spowodowało, że zawisła nad nim groźba zesłania do jednej z kolonii francuskich, przed czym uratowali go prominentni ludzie kultury jak Sartre czy Jean Cocteau. Przyczyniła się do tego także rzesza anonimowych czytelników sławiących jego talent.

Sartre w życiu i pisarstwie Geneta odnalazł materiał empiryczny, na którym mógł zilustrować to, co do tej pory bytowało w sferze czystej abstrakcji. W „Świętym Genecie” Sartre odmalowuje człowieka, który naznaczony został piętnem wyrzutka. Pierwotny akt, którym stało się odrzucenie Geneta przez matkę, powoduje oderwanie od społecznego kontekstu. Tym samym mały Jean staje się przedmiotem, który nie może skonstruować swojej definicji, jest wydany innym. Jest wolny od konieczności ustanawiania siebie wobec fundamentalnych punktów odniesienia, jakimi są rodzina czy klasa społeczna. Staje się białą kartą zapisywaną przez tych, którzy na niego patrzą i oceniają wedle własnych kryteriów. Jego wolność jest wolnością w iście egzystencjalnym sensie. Zostaje oderwany od wszelkich stałych miar i może wybierać w zgodzie z własnym mniemaniem.

Oddanie się Złu

Doskonałym tego przykładem są jego młodzieńcze kradzieże. Dopóki nie zostaje zobaczony i nazwany złodziejem, dopóty jego czyn nie ma dla niego najmniejszego znaczenia moralnego i w żadnym stopniu nie określa tego, kim jest. W żaden sposób nie definiuje swojego bytu – jest poza nim. Nie ma języka, w którym mógłby siebie w jakikolwiek sposób określić. Oderwanie od matki staje się też oderwaniem od języka.

Wolność w sensie egzystencjalnym zostaje mu odebrana w momencie, gdy słowa „Ty złodzieju” odnosi do siebie i gdy stają się one częścią jego tożsamości. Od tego właśnie momentu jego życie i twórczość są podświadomą próbą odnowienia wolności absolutnej, wolności od wszystkiego i do wszystkiego, wolności odmienianej przez wszystkie przypadki. Nawet całkowite i dobrowolne oddanie się Złu (na podobieństwo zupełnego oddania się świętych Dobru) jest wolnością pozorną, bo uzależniającą.

Pod koniec lat 50., wyprzedzając o dekadę bunt młodzieży we Francji, Genet w jednym z wywiadów wypowiada znaczące słowa: „Chciałem napisać sztuki teatralne, skrystalizować emocję teatralną i dramatyczną. Jeśli moje sztuki służą Czarnym, to nie troszczę się o to. Zresztą, wcale tak nie uważam. Sądzę, że działanie, bezpośrednia walka z kolonializmem więcej przysporzy dobra Czarnym niż sztuka teatralna. Na podobnej zasadzie uważam, iż związek zawodowy gospodyń domowych więcej uczyni dla służących niż sztuka teatralna. Starałem się dosłyszeć głęboki, daleki głos, który mógłby zostać wypowiedziany przez Murzynów i przez wszystkie wyobcowane istoty”.

W zgodzie z tymi słowami autor „Dziennika złodzieja” postanawia zarzucić pisanie i zaangażować się w działania społeczne i polityczne. Łudzi się jednak ten, kto myśli, że głównym powodem takiej decyzji była chęć wspomożenia uciśnionych. Jak słusznie zauważa Edmund White, Genet popiera tylko te ruchy, które w jakiś sposób są mu na rękę. Można wręcz uznać, że skoro walka o wolność absolutną nie udała się na kartach utworów literackich, to należy wypróbować możliwość osiągnięcia jej poprzez działania społeczne. Wstawianie się za najradykalniejszymi ugrupowaniami walczącymi o wolność przy użyciu siły (Czarne Pantery, Frakcja Czerwonej Armii), która zawsze mu imponowała, ma prowadzić do urzeczywistnienia wolności totalnej, gdzie każdy wybór okaże się wyborem absolutnym, niezależnym od niczego, zwłaszcza zaś – od norm społeczeństwa burżuazyjnego. Świadectwem tej późnej fascynacji jest wydany właśnie „Zakochany jeniec”.

***

Bunt młodych, który objął kraje leżące na wszystkich kontynentach, był dogodnym momentem na wypróbowanie idei, która nie przyniosła w dotychczasowej twórczości efektów. Jednak nadzieje na urzeczywistnienie wolności absolutnej rozwiewają się tu jeszcze szybciej niż w tekstach literackich. Okazuje się bowiem, że działania emancypacyjne mają koniunkturalną podszewkę. Gorzkie prawdy ostatnich sztuk („Balkon”, „Murzyni”) przechodzą pozytywnie test rzeczywistości. Wszelka walka o wolność to tak naprawdę teatr masek, a rewolucja prowadzi jedynie do odwrócenia ról w układzie dominujący-zdominowani.

Genetowi nie udało się ani w pisarstwie, ani w życiu urzeczywistnić idei wolności absolutnej, ale śmiało można powiedzieć, że Sartre nie pomylił się: zmagania Geneta z wolnością i niewolą są najlepszą jak dotychczas próbą wykazania fikcji totalnej wolności, spędzającej sen z powiek wielu bojownikom.  


Jean Genet, „Zakochany jeniec”, Wydawnictwo W.A.B., Warszawa 2012

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 46/2012