Wyjść z czasów zamętu

KS. ALFRED WIERZBICKI: W naszych warunkach nie można skutecznie głosić ewangelii, jeśli się nie broni konstytucji.

14.01.2019

Czyta się kilka minut

Abp Sławoj Leszek Głódź na Westerplatte, 1 września 2018 r. / MICHAŁ FLUDRA / NURPHOTO / GETTY IMAGES
Abp Sławoj Leszek Głódź na Westerplatte, 1 września 2018 r. / MICHAŁ FLUDRA / NURPHOTO / GETTY IMAGES

ARTUR SPORNIAK: Czy miniony rok był dla polskiego Kościoła pomyślny?

KS. ALFRED WIERZBICKI: Raczej nie, gdyż w ostatnim czasie pojawiły się widoczne rysy. Mam na myśli przede wszystkim liczne skandale pedofilskie.

Poza tym był to rok stulecia odzyskania niepodległości. Ogromnym rozczarowaniem było to, co Kościół miał do powiedzenia na temat sensu niepodległości i dzisiejszych wyzwań. List, który Episkopat skierował do wiernych, był napisany, oględnie mówiąc, w naiwnej „bogoojczyźnianej” stylistyce.

Co powinno było się w nim znaleźć?

Choćby podkreślenie sensu niepodległości jako wysiłku wielu pokoleń Polaków z różnych środowisk. Nawiązanie też do nadchodzącej 30. rocznicy upadku komunizmu i budowania suwerenności na nowo – te fakty się łączą i nie powinno się ich oddzielać. Nie możemy się odwoływać tylko do roku 1918. Następnie, brak jakiegokolwiek poważnego uświadomienia kryzysu demokracji w Polsce. I wreszcie sprawa, która do tej pory nie była poruszona (nie wspomniał o niej także doskonały w wielu innych aspektach list Episkopatu o patriotyzmie z 2017 r.): patriotyzm polski a patriotyzm europejski. Można odnieść wrażenie, że mamy atmosferę coraz bardziej antyeuropejską – gdzieś tam krąży widmo polexitu. W zakresie odpowiedzialności biskupów powinno być także kształtowanie postaw proeuropejskich i łączenie polskości z europejskością.

Czy przypominanie Polakom w Kościele, że są także obywatelami Europy, nie byłoby mieszaniem się do polityki?

Niewątpliwie jest to temat polityczny. Ale chodzi o los Polski, a więc o dobro wspólne. Znajdujemy się zatem na płaszczyźnie metapolitycznej. Tu Kościół ma prawo zabierać głos.

W ostatnim ćwierćwieczu panował konsensus co do sensu polskiej polityki zagranicznej i miejsca Polski w Europie. W tej chwili jest to coraz bardziej kwestionowane. Żyjemy w czasach wielkiego zamętu. Kościół chciał, żeby nasz kraj wnosił twórczy wkład do Unii Europejskiej. Przypomnijmy, że bardzo zależało na tym Janowi Pawłowi II. Gdyby Polska miała się przyczynić do destrukcji Unii, byłaby to dla nas cywilizacyjna katastrofa. Kościół powinien być tu aktywny – obecność w Unii przesądza o naszym cywilizacyjnym rozwoju.

W wyborach samorządowych biskupi unikali agitacji politycznej – w przeciwieństwie do wielu proboszczów, którzy agitowali z ambon i nie wahali się zapraszać do kościołów na spotkania przedwyborcze kandydatów PiS. Skąd takie lekceważenie nauczania Kościoła?

Zabrakło wewnątrz Kościoła rozmowy na ten temat. Brak rozmowy jest w ogóle słabością naszego Kościoła. Fakt, że biskupi coś postanowią, nie znaczy, że duszpasterze od razu to realizują. Poza tym świadomość soborowa jest bardzo słaba. Sobór Watykański II i nauczanie późniejszych papieży mocno podkreślają, że Kościół nie może się utożsamiać z programem jakiejkolwiek partii – nawet wtedy, gdy dana partia programowo chce realizować zasady chrześcijańskie, ani też wtedy, gdy Kościół oczekuje pomocy ze strony polityków.

Jeśli szukamy powodów angażowania się księży w agitację, trzeba wskazać na działanie mediów ojca Tadeusza Rydzyka. Gdy odwiedzam różne plebanie i rozmawiam z księżmi, to częstszym źródłem ich wiedzy i inspiracji okazuje się właśnie to środowisko, które bardzo mocno angażuje się politycznie.

Działania o. Rydzyka mają pełne wsparcie prowincjała redemptorystów, który na przypominających wiec partyjny obchodach jubileuszu 27-lecia rozgłośni witał premiera Morawieckiego: „Panie premierze – podziwiamy i wspieramy!”. Podoba się Księdzu ta wypowiedź?

Oczywiście są to słowa idące zdecydowanie za daleko. Ale i w drugą stronę: słyszymy słowa premiera, że tam, w Toruniu, są prawdziwi polscy patrioci. Wolałbym, żeby władza nie klasyfikowała Polaków i nie stopniowała patriotyzmu. Uroczystości te stwarzały wrażenie, że kościelne przecież Radio Maryja jest agendą rządu.

Taki ścisły związek z władzą przynosi rozgłośni toruńskiej wymierne korzyści.

Już wielokrotnie wykazywano, że państwowe dotacje na dzieła ojca Rydzyka znacznie wzrosły.

Ignorowanie nauczania i kompromitowanie Kościoła odbywa się przy milczeniu Episkopatu.

Radio Maryja wypracowało sobie tak silną, wręcz pozakanoniczną pozycję w Kościele, że polscy biskupi, którzy – trzeba to powiedzieć – są podzieleni co do stosunku do tego medium, okazują się bezradni. Ojciec Rydzyk zręcznie wyrobił sobie pozycję politycznego decydenta, co oczywiście nie mieści się w normach prawa kanonicznego.

Ale to sam Episkopat uczynił się bezbronnym, skoro przewodniczącym Zespołu Specjalnej Troski o Radio Maryja (który miał dbać m.in. o apolityczność tej rozgłośni) został wybrany abp Sławoj Leszek Głódź, wielki admirator mediów toruńskich.

Wygląda na to, że Zespół Specjalnej Troski stał się Zespołem Specjalnej Ochrony Radia Maryja.

Dwa lata temu Ksiądz mówił, że „Polska coraz bardziej przechyla się w stronę autorytaryzmu”. Czy ta diagnoza jest aktualna?

Jestem jej jeszcze bardziej pewien. Te dwa lata tylko ją potwierdziły. Wtedy to była obawa, dziś widać, jak bardzo w Polsce został rozchwiany trójpodział władzy. Fakt, że wyrok Trybunału Europejskiego wymógł nowelizację ustawy o Sądzie Najwyższym, pokazuje, że obecne prawo narusza system wartości, na którym opiera się państwo demokratyczne. W ciągu tych dwóch lat powstał i potężniał ruch ludzi, którzy bronią konstytucji. Świadczy to o tym, że moja obawa była uzasadniona. Żałuję, że stanowisko Kościoła nie zostało wobec tej sprawy wyraźnie sformułowane. Pojawiały się pojedyncze wypowiedzi biskupów wskazujące na wagę zasady trójpodziału władzy jako podstawy systemu demokratycznego i były one bardzo potrzebne. Ale ostatecznie nie zdiagnozowano wyraźnie, że w Polsce mamy kłopot z demokracją.

Taka diagnoza nie byłaby „mieszaniem się do polityki”. Gdy się uważnie czyta „Centesimus annus” Jana Pawła II, encyklikę z 1991 r., która dawała wsparcie dla rodzących się demokracji w Europie Środkowo-Wschodniej po upadku komunizmu, to tam znajdziemy sformułowanie, że obrona demokracji należy do głoszenia zasad katolickiej nauki społecznej. Kościół do takiej tezy dorastał długo i w tym procesie dorastania nie do przecenienia jest wkład Karola Wojtyły. Papież ponadto mówił – i to chcę podkreślić – że głoszenie zasad katolickiej nauki społecznej jest częścią misji ewangelizacyjnej Kościoła. Ewangelizacja łączy w sobie zarówno głoszenie dobrej nowiny o zbawieniu, jak też głoszenie dobrej nowiny o świecie wartości, o ładzie aksjologicznym, ze wszystkimi konsekwencjami dotyczącymi także życia społecznego i politycznego.

Stawiam więc pytanie: dlaczego zabrakło jednoznacznego stanowiska biskupów wobec łamania w Polsce zasad demokracji, a przecież byłoby to tak mocno osadzone w dziedzictwie Jana Pawła II? Część z biskupów związana jest emocjonalnie i ideowo z PiS-em, a inna część uważa, że wypowiedź taka pogłębiłaby podziały w naszym społeczeństwie. W każdym razie od czasu kryzysu politycznego z 2015 r. nikt nie wystąpił odważnie w obronie wartości samej demokracji.

Ktoś mógłby polemizować, że Kościół akceptuje różne ustroje.

Ale demokracja przy wszystkich swoich wadach pozwala na zrealizowanie podmiotowości indywidualnej i zarazem społecznej. Stwarza możliwość, abyśmy przy całej różnorodności naszych interesów, postaw i przekonań tworzyli dobro wspólne. Samuel Huntington w książce „Trzecia fala demokratyzacji” wskazuje, że Kościół był bardzo aktywny w demokratyzacji współczesnego świata po II wojnie światowej.

Nauczanie Kościoła wskazuje, że demokracja musi mieć swój fundament w wartościach, ale ona sama też jest wartością. Problem jest wtedy, gdy głos Kościoła sprowadza się do niezbyt mądrych sloganów, że ewangelia jest przed konstytucją. W pewnym sensie tak, bo ewangelia jest czymś podstawowym. Ale nie ma konfliktu pomiędzy polską konstytucją a ewangelią. Co więcej, w naszych warunkach nie można skutecznie głosić ewangelii, jeśli się nie broni konstytucji. Praworządność jest podstawą dobra wspólnego.

W Kościele nie słyszymy o konieczności przywrócenia praworządności, za to słyszymy – i to w szczególnym momencie, na pasterce – o zagrożeniu ze strony „ponowoczesnego miękkiego totalitaryzmu, idei głęboko marksistowskiej, która stara się usunąć wszelką myśl metafizyczną, a nawet samą obecność Boga”. Ksiądz podziela niepokój abp. Stanisława Gądeckiego?

Do pewnego stopnia tak. Niewątpliwie współczesna kultura jest postmodernistyczna w swoich głównych nurtach. Ale zagrożeń łatwo jest szukać gdzieś na zewnątrz, w kulturze czy w świecie. W metafizykę – moim zdaniem – bardziej godzi zgorszenie, jakie sieją ludzie Kościoła. Coraz więcej osób ma dość Kościoła. Fakt, że pięć milionów Polaków poszło na film „Kler”, powinien nam, duchownym, dawać do myślenia. Można oczywiście mówić, że ten film nie odzwierciedla obrazu Kościoła. Nie o to chodzi, żeby film był reportażem, a reżyser przyjmował rolę socjologa. Zadaniem artysty jest poruszyć naszą wrażliwość i kiedy trzeba – także wstrząsnąć. Jeśli dzisiaj wielu z nas jest wstrząśniętych i chwieją się nam fundamenty wiary, to nie tylko z tego powodu, że kultura jest relatywistyczna, ale rownież dlatego, że ten relatywizm przenika do wnętrza Kościoła. Dlatego wolałbym na pasterce słyszeć poważniejszą diagnozę dramatu chrześcijaństwa w Polsce.

Przewodniczący Episkopatu inaczej tłumaczy sukces frekwencyjny „Kleru”, przyrównując go do filmu „Żyd Süss” wyprodukowanego przez hitlerowską propagandę w 1940 r.

Jestem w odwrotnej sytuacji niż abp Gądecki – on nie oglądał „Kleru”, ja nie oglądałem „Żyda Süssa”. Ale myślę, że nie ma w ogóle podstaw do takiego porównania. „Kler” nie jest filmem propagandowym ani czysto publicystycznym. On mną wstrząsnął i w sumie uważam, że jest filmem udanym. Jest w nim wiele dramatyczności. To prawda, że w swojej warstwie narracyjnej jest o skandalach w Kościele – o pedofilii, alkoholizmie, karierowiczostwie. Jego sednem jest napiętnowanie hipokryzji w Kościele. Poza tym skazujemy dialog na porażkę, kiedy z góry przypisujemy drugiej stronie złe intencje. Nie wiem, jakie miał intencje Smarzowski. Możliwe, że był tak wkurzony na Kościół, że zrobił aż tak czarny film. Ale ten film nie jest nieprawdziwy – dotyka sedna problemów, które przeżywamy jako chrześcijanie.

Co Ksiądz Profesor sądzi o przypadku ks. Jankowskiego?

Nigdy go nie spotkałem. Znam sprawę jedynie z mediów. Doniesienia są wstrząsające. Jeśli ofiary po latach odważyły się mówić, należy im wyjść naprzeciw. Pierwsza powinna być nasza wrażliwość na krzywdę dzieci. Reakcją bardzo oczekiwaną byłoby powołanie w Gdańsku komisji kościelno-publicznej – ani komisja kościelna, ani publiczna nie byłyby do końca wiarygodne. Zasłanianie się przez kurię gdańską przeszkodami prawno-formalnymi jest bardzo szkodliwe.

W jednym człowieku może się mieścić i dobro, i zło. Pokazał to przypadek założyciela Legionistów Chrystusa ks. Marciala Maciela Degollada. Jedni go kryli, choć zdawali sobie sprawę z jego nikczemności, a inni podkreślali jego zasługi ewangelizacyjne. Miał dwie dusze – to jakaś ogromna tajemnica zdeprawowanych duchownych.

Sprawa Jankowskiego to nie jest tylko problem Gdańska, to problem w ogóle Polski. Mamy prawo wiedzieć, kim był ks. Jankowski. Ale jak się dowiadujemy, w Gdańsku o tym powszechnie wiedziano. Ta zmowa milczenia rzuca ciemne światło na nas jako chrześcijan, ale także na nas jako Polaków, którzy w imię ogólniejszych spraw jesteśmy w stanie tolerować zło księdza i krzywdę dzieci. Taką sytuację utrwalały wpływy i pozycja, jaką zdobył Jankowski. Taka pozakanoniczna władza księdza może strasznie niszczyć Kościół.

A co Ksiądz sądzi o stanowisku abp. Głódzia, też wyrażonym na pasterce, że to środowiska wrogie Kościołowi atakują ks. Jankowskiego?

Kolejny powód do gorzkiej refleksji, że zamiast głosić na pasterce misterium Wcielenia, które wiąże się z misterium Odkupienia i wyzwolenia z grzechu, szuka się tego grzechu daleko od siebie.

Przed tygodniem publikowaliśmy rozmowę z niemieckim biskupem, który owo misterium grzechu w Kościele wyjątkowo wnikliwie widzi. Czy zgadza się Ksiądz z diagnozą biskupa Hildesheim Heinera Wilmera, że „nadużywanie władzy tkwi w DNA Kościoła”?

To sformułowanie za ostre. Podobnie jak teza niektórych środowisk antyklerykalnych w Polsce, że Kościół jest instytucją kryminalną. Zgadzam się z bp. Wilmerem, nie w takim znaczeniu, że to z istoty chrześcijaństwa ma się rodzić przemoc, natomiast on ciekawie mówi o strukturach zła. Zresztą pojęcie „grzechu strukturalnego” w teologii upowszechnił Jan Paweł II. Struktury zła (czasem wręcz struktury mafijne) nie omijają także Kościoła. Zmowa milczenia, lojalność klanowa – to wszystko poważne problemy Kościoła. Franciszek właśnie próbuje z tym walczyć. Nie ze strukturami administracyjnymi, tylko mentalno-moralnymi.

Biskup Hildesheim nie mówi, że chrześcijaństwo jest źródłem zła, tylko że będąca poza kontrolą absolutna władza w Kościele sprzyja strukturom zła.

Zgoda. Zło może być popełniane przez członków Kościoła, jako grzeszników, ale zło może tkwić też w sposobie sprawowania urzędów kościelnych.

Ma Ksiądz jakiś pomysł na reformę?

Nawrócenie pastoralne – to pomysł Franciszka. Czyli odejście od duszpasterstwa zachowawczego i przejście do duszpasterstwa zdecydowanie misyjnego. Natomiast postulat kontroli władzy kościelnej musi dojrzeć wśród ludzi Kościoła.

To, co nam, duchownym, często grozi, to idealizacja rzeczywistości, czyli myślenie wedle tego, jak być powinno. Tymczasem analiza rzeczywistości odsłania ciemne strony obecne także w Kościele. Oczywiście, należy wierzyć, że „bramy piekielne go nie przemogą”, ale to nie znaczy, że zło jest na zewnątrz Kościoła. W takiej wizji jest on oblężoną twierdzą. Tymczasem to my czynimy zło, to my się nie sprawdzamy jako chrześcijanie. Dlatego kluczowa jest według mnie kategoria nawrócenia.

Nie warto zaczynać od reformy instytucji i struktur władzy?

Kościół jest nie tylko i nie przede wszystkim instytucją. Ma on bardzo złożoną naturę. Instytucjonalność Kościoła jest tylko pewnym jego aspektem. Często mamy problemy z Kościołem, gdyż sprowadzamy go do instytucji. Trudno jest nam dzisiaj to sobie wyobrazić, ale był czas – i to dość długi: kilka pierwszych wieków – w którym kurii rzymskiej ani żadnej innej nie było. Trudno jest odrzucić wymiar instytucjonalny przy takiej złożoności, ale Kościół to przede wszystkim wspólnota wierzących z Chrystusem. Wiążę wielkie nadzieje z ruchami ewangelizacyjnymi. Kościół wielokrotnie się przemieniał. Jak się spojrzy na jego historię, to jest to historia permanentnych kryzysów.

Bp Wilmer mówi, że w tej chwili najważniejsza jest „opcja na rzecz ofiar”. Zatroszczenie się o ofiary będzie najlepszą reformą Kościoła?

Dokładnie tak! Kiedy Kościół jest skupiony na sobie, zapomina, że jest posłany z orędziem miłości do każdego człowieka. Pierwszymi adresatami miłości powinny być ofiary skrzywdzone przez ludzi Kościoła. ©℗

FOT. KAROL SEREWIS / EAST NEWS

KS. ALFRED WIERZBICKI jest filozofem, kierownikiem Katedry Etyki na Wydziale Filozofii KUL, w latach 2006-14 był dyrektorem Instytutu Jana Pawła II KUL. Ostatnio wydał książkę „Kruche dziedzictwo. Jan Paweł II od nowa”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Kierownik działu Wiara w „Tygodniku Powszechnym”. Ur. 1966 r., absolwent Wydziału Mechanicznego AGH, studiował filozofię na Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie i teologię w Kolegium Filozoficzno-Teologicznym Dominikanów. Opracowanymi razem z… więcej

Artykuł pochodzi z numeru Nr 3/2019