Wyciągajmy wnioski

„TP” 15/13

22.04.2013

Czyta się kilka minut

Z dużymi emocjami przeczytałem rozmowę Pawła Reszki z posłem Mironem Syczem. Ja też pochodzę z rodziny, która została objęta akcją „Wisła”. Powody wszakże wysiedleń w naszym regionie były odmienne aniżeli w Polsce południowo-wschodniej. Moja rodzina (wieś Kostomłoty w woj. lubelskim) znalazła się w owym planie z powodu życzenia pewnych hierarchów kościelnych, którzy przy okazji chcieli wyczyścić Podlasie z ludzi, których religia była troszkę inna niż katolicka. Moi przodkowie byli unitami, prawie cała wieś była unicka i troszkę prawosławna. I nic to, że w gminie Kodeń nie było śladu działalności UPA czy OUN. Władcy dusz chcieli nadbużańskie wsie uczynić katolickimi. No i komuniści na te życzenia zareagowali życzliwie. Sam proces wywózki znam z opowieści dziadków i rodziców. Była to dla nich trauma niewyobrażalna.

Nie wszyscy mieszkańcy zostali zakwalifikowani do wywózki. Niektórzy podpisali swoiste lojalki i zostali. Mój dziadek nie podpisał, więc rodzina musiała wyjechać. Trafili do wsi Kandyty na Warmii. Zajęli ziemi tyle, ile chcieli, ale pierwsze kilka lat mieszkali na walizkach. Liczyli, że niedługo wrócą nad Bug. Nawet potajemnie bywali na Podlasiu, aby przekazać nowym lokatorom naszego domu, że dobrze by było, aby z czasowo zajmowanego gospodarstwa nic nie zginęło. Ostrzeżenia poskutkowały. Gdy wróciliśmy w roku 1957, państwo K. zwrócili nam cały nasz majątek ruchomy, którego nikt nie był w stanie zabrać ze sobą w 1947 r.

O samym pobycie „na Zachodzie” za wiele złych słów rodzice nie mówili. Wieś składała się tylko z takich jak oni przesiedleńców. Wszyscy zaczynali od zera. Mojej rodzinie wiodło się nieźle. Były tam trzy pokolenia: pradziadkowie, dziadkowie i rodzice. Wszyscy zdrowi, pracowici. W Kandytach urodziła się moja siostra i ja. Zostaliśmy ochrzczeni w Kościele katolickim. Gdy już dorosły zapytałem babcię, dlaczego nie w cerkwi, odpowiedź brzmiała: „Żeby tak was nie ganiali po świecie jak nas”. Czyli można by powiedzieć, że ów chełmski hierarcha, który wnioskował o objęcie akcją „W” naszej unickiej wsi, osiągnął cel.

Przyszedł rok 1957, nastała odwilż i zgoda władz na powrót „do siebie”. Najpierw jednak trzeba było swoje odkupić od ludzi, którzy mieszkali w naszym domu. Ci biedacy byli repatriantami z Polesia, skąd też ich usunięto siłą. Zgodzili się na opuszczenie domu, ale pod warunkiem, że dostaną od nas pieniądze na zakup nowej ziemi i wybudowanie gospodarstwa. I zapłaciliśmy im 40 tys. złotych. Za swoje!

Nie żyją już moi dziadkowie i rodzice. Żałuję, że nie spisywałem ich opowieści. Za szkody, jakie mojej rodzinie wyrządziło państwo polskie, odszkodowania dochodzić nie mam zamiaru. Było – minęło. Każda wojna i jej skutki były i będą bolesne dla zwykłych ludzi. Ważne, by wyciągane wnioski z przeszłości zapobiegały podobnym wydarzeniom.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 17-18/2013