Wybielacze i prowokatorzy

75 lat po włączeniu Austrii do III Rzeszy prawie połowa społeczeństwa z sentymentem wypowiada się o rządach Hitlera. Wśród Austriaków wciąż silny jest pogląd, iż ich kraj był wtedy tylko ofiarą.

25.03.2013

Czyta się kilka minut

Austriacy z entuzjazmem witają wkraczające do ich kraju oddziały Wehrmachtu; marzec 1938 r. / Fot. AKG-IMAGES / EAST NEWS
Austriacy z entuzjazmem witają wkraczające do ich kraju oddziały Wehrmachtu; marzec 1938 r. / Fot. AKG-IMAGES / EAST NEWS

W Europie trudno znaleźć drugi taki kraj: nowoczesny, zamożny, atrakcyjny turystycznie, który zarazem prześladuje wizerunkowy pech. W Europie o Austrii rozmawia się głównie przy okazji różnych wpadek: radykalnej prawicy w rządzie, idei alpejskich „izolatek” dla azylantów, ataków na Romów czy sprawy Fritzla. Gorzką pigułką był nawet Nobel dla Elfriede Jelinek, znanej z ostrej krytyki swej ojczyzny.

Dziś koszmarem dla marketingowców z otoczenia kanclerza Wernera Feymanna jest rocznicowy sondaż wiedeńskiego dziennika „Standard”: 42 proc. pytanych twierdzi w nim, że „pod rządami Hitlera nie było aż tak źle”, a 61 proc. chciałoby widzieć na czele państwa „silnego człowieka”. Ale wynik ten nie powinien zaskakiwać: powojenne dzieje Austrii nie raz wprawiały w osłupienie zewnętrznych obserwatorów.

AMNESTIA I AMNEZJA

W ciągu minionych stu lat Austria przebyła długą drogę: od upadku wielokulturowej monarchii przez związek z III Rzeszą po „wyzwolenie” lub, jak chcą inni, aliancką „okupację”. W 1955 r. zyskała niezależność, neutralność i prozachodnią orientację – po czym przez następnych kilkadziesiąt lat umacniał się wewnętrzny wizerunek „pierwszej ofiary Hitlera”. Austria przedstawiała się jako kraj podbity, choć udział jej obywateli w instytucjach III Rzeszy był duży. W 1942 r. do NSDAP należało 650 tys. Austriaków (10 proc. ludności). Także odsetek Austriaków w aparacie terroru był wysoki. Starczy wymienić znane nazwiska (poza oczywistym Hitlerem): Ernsta Kaltenbrunnera, Adolfa Eichmanna, Odilo Globocnika czy Franza Stangla. Ale także wielu Austriaków bez legitymacji NSDAP było uwikłanych, np. przejmując majątek Żydów.

Po 1945 r. generalnie kwestionowano (współ)odpowiedzialność za nazizm i zbrodnie. Aby uzyskać międzynarodową wiarygodność, Austria musiała dowieść, że jest samodzielnym bytem, odrębnym od obciążonych historycznie Niemiec. Podkreślano więc odmienność narodowych tradycji i dorobek austriackiej kultury. Tylko tak można było oddalić podejrzenia o nostalgię za narodowosocjalistyczną przeszłością.

Jednocześnie konsekwentnie unikano wszelkich rozliczeń – zarówno z personalnymi, jak i strukturalnymi pozostałościami po narodowym socjalizmie. Choć Austriaków objęła denazyfikacja, to surowo osądzano tylko najpoważniejsze zbrodnie wojenne. Wymiar sprawiedliwości nie był gorliwy w ściganiu eksnazistów – szczególnie po tym, jak w Austrii zaczęła się masowa akcja zbierania świadectw „wybielających” (od nazwy proszku do prania ironicznie zwanych „Persilschein”). Dziś widać, że denazyfikacja była rozliczeniem pozornym, mechanizmem faktycznego zacierania winy (w takim zamazywaniu prawdy brały udział po wojnie również instytucje kościelne). W efekcie taka masowa amnestia wywoła u Austriaków zbiorową amnezję.

Z czasem praktyka zacierania winy zaczęła wywoływać protesty w społeczeństwie, choć nie w takiej skali jak w RFN. Długo nie pojawiało się też społeczne zapotrzebowanie na ocalenie pamięci żydowskich ofiar-obywateli Austrii. Przeciwnie, niechęć do Żydów utrzymywała się, a wzrost nastrojów antysemickich następował w okresach, gdy spadkobiercy ofiar Holocaustu domagali się odszkodowań i restytucji mienia.

MILCZENIE (CZASEM) PRZERYWANE

Za początek procesu kwestionowania mitu „pierwszej ofiary” uznaje się rok 1986 i debatę wokół Kurta Waldheima – byłego sekretarza generalnego ONZ i kandydata na prezydenta Austrii z ramienia chadeckiej Partii Ludowej. Właśnie w trakcie kampanii wyborczej pojawiło się oskarżenie, że Waldheim brał udział w zbrodniach na Bałkanach i odegrał niejasną rolę w eksterminacji greckich Żydów. Waldheim wygrał, co wywołało reakcje w świecie. Protestował Światowy Kongres Żydów; USA i Izrael bojkotowały Austrię; spotkań z Waldheimem unikali europejscy politycy. Ale wielu Austriaków było przekonanych, że ich kraj stał się celem „międzynarodowego spisku” i trzeba się bronić przed ingerencją z zewnątrz.

Choć skutkiem tej afery była częściowa rewizja roli Austrii w czasie II wojny, to próba przełamania milczenia skończyła się też ponownym „uruchomieniem” kategorii ofiary, zwiększoną obecnością języka wrogości i jawnymi wystąpieniami przeciw Żydom. W kolejnych latach wiele badań wskazywało na wysoki poziom uprzedzeń. Zauważono też nowe motywy, wiązane z intelektualnym antysemityzmem elit i subtelnym językiem ekspresji, w czym od lat celuje austriacka radykalna prawica.

Mistrzem dwuznaczności był zmarły w 2008 r. Jörg Haider: to on przez prawie 20 lat nadawał kierunek Partii Wolności, która w 2000 r. weszła w koalicję z chadekami. Wolnościowcy zdobywali wtedy popularność na fali antyimigracyjnych nastrojów, w zawoalowany sposób przemycając wypowiedzi antysemickie i podważając współwinę Austrii za zbrodnie wojenne.

W kolejnych kampaniach ich politycy próbowali forsować zapisy prawne ograniczające napływ obcokrajowców z Europy Środkowo--Wschodniej, Afryki i krajów islamskich. Dziś do mobilizowania elektoratu używa się lęku przed kryzysem i groźby wystąpienia z Unii. Na tyle skutecznie, że według sondażu dziennika „Standard” ponad połowa społeczeństwa zasiłki przyznawałaby wyłącznie Austriakom.

WZLOT RADYKALNEJ PRAWICY

Obecność Partii Wolności w rządzie jako partnera chadecji rozpoczęła prawie roczny bojkot Austrii w Unii. Ale podobnie jak przy „aferze Waldheima”, reakcje w Europie odniosły przeciwny skutek: w Austrii nastąpiła konsolidacja wokół polityków podtrzymujących wizerunek kraju jako „ofiary” wrogich działań zewnętrznych.

Unijne sankcje przyniosły więc partiom rządzącym więcej korzyści niż strat. I wywołały kolejne paradoksy. Jeden z nich dotyczył postawy intelektualistów, którzy – chroniąc tożsamość Austriaków przed Haiderem – gotowi byli zarazem bronić konstrukcji, na których ta tożsamość się opierała. Niektórzy z nich, zawsze krytyczni wobec tezy o Austrii jako „pierwszej ofierze”, gotowi byli o niej zapomnieć w imię wartości mogących pomóc w odsunięciu Haidera od władzy. Radykalną ocenę ironicznie wyrażał tu pisarz Robert Menasse: „Kto protestuje przeciw III Republice pod przywództwem Haidera, ten powinien bronić II Republiki i kłamstw, na których opiera się jej tożsamość”. Co więcej, walcząc z Haiderem, niemal wszyscy jego przeciwnicy przejęli częściowo elementy języka populistycznego.

W dwóch kolejnych elekcjach wyniki Wolnościowców były już słabsze: 10 proc. w 2002 r. i 11 proc. w 2006 r., co i tak partii radykalnie prawicowej i populistycznej pozwalało osiągnąć ponadprzeciętną – na tle Europy – reprezentację parlamentarną. A ostatnie wybory z 2008 r. znów były dla niej triumfem: partia uzyskała 18 proc. Wynik ten można uznać za sukces także dlatego, że w 2005 r. partię opuścił Haider, tworząc konkurencyjną formację Sojusz na Rzecz Przyszłości Austrii (w ostatnich wyborach z powodzeniem wszedł on do parlamentu, uzyskując blisko 11 proc.). Trudno więc uznać obie te partie za ugrupowania bez znaczenia, a używaną przez nie retorykę za margines. Wniosek może budzić obawy: jedna trzecia Austriaków głosuje na radykalną prawicę.

GŁOSY ARTYSTÓW

Klimat społeczno-polityczny długo nie prowokował dyskursu, który sprzyjałby klimatowi obrachunkowemu. Latami debaty toczyły się głównie wśród lewicowych i liberalno-lewicowych intelektualistów, skupionych wokół prestiżowych uczelni i niektórych gazet.

W końcu lat 60. do głosu doszło pokolenie artystów protestujących przeciw milczeniu rodziców i ich niechęci do rozliczeń. Właśnie wtedy części twórców zaczęto zarzucać „kalanie gniazda” i potępiać „nielojalność wobec własnej kultury”. Odtąd taka kategoria stała się poręczną inwektywą, którą określani byli „niepokorni”, a najczęściej: Thomas Bernhard, Elfriede Jelinek, Robert Menasse, Peter Turrini i Martin Pollack. Ci zaś nie szczędzili elitom i zwykłym współobywatelom krytyki – mówiąc o moralnym upadku społeczeństwa, ksenofobicznej mentalności, wrogim stosunku do obcych i fatalnej jakości austriackiej polityki.

Rola artystów jest szczególnie cenna, gdyż głosy intelektualistów – historyków, filozofów, politologów – nie powodowały tu ogólnonarodowych debat w takim wymiarze, jak w powojennych Niemczech. W Austrii długo nie toczyły się aż tak spektakularne debaty medialne, a obrachunek z nazizmem miał inny przebieg niż u sąsiadów.

Pozostaje pytanie, czy „kalającym własne gniazdo” udało się przekonać odbiorców do zmiany postaw w ocenie przeszłości? Niestety, skandalizujące strategie przyczyniały się raczej do zaognienia sporu i polaryzacji społeczeństwa. „Szokowa pedagogika” okazała się chybiona. W geście obrony „dobrego imienia Austrii” nawet umiarkowani politycy i publicyści wycofali się na pozycje skrajne.

PYTANIA O STRATEGIĘ

Wprawdzie i dziś dyskusje nad austriacką historią nie ustają, ale problemem jest stopień zaangażowania w nie społeczeństwa – żyją nimi bowiem głównie intelektualiści (i to nie wszyscy). W pewnym sensie jest to więc dyskusja między i tak już przekonanymi, a krytyczna refleksja dociera głównie do zamkniętego kręgu odbiorców (głównie liberalnej inteligencji).

Ponadto, w przekonaniu o potrzebie wspominania przeszłości może tkwić też potencjał zapomnienia: nadgorliwe samooskarżanie grozi teatralizacją, przymusem poprawności politycznej i brakiem autentyzmu w rozrachunku z historią. Innym więc – obok milczenia – zagrożeniem stają się różne formy rutynizacji debaty i kultywowania skostniałych wizji tego, co minione: sprowadzenie przezwyciężania przeszłości do oficjalnych rytuałów, organizacji kolejnych rocznic i szeroko pojęta medializacja. Efektem tego może być „pozorne upamiętnianie”.

W każdym razie doświadczenie austriackie podpowiada, że inicjowanie debat o przeszłości poprzez skandalizację, prowokację i polaryzację sfery publicznej (taką strategię długo stosowali „kalający własne gniazdo”) przynosi słabe efekty. A pośrednim wskaźnikiem fiaska radykalnej strategii mogą być tu wyniki wyborów. Konfrontacja między rywalizującymi obozami w 1986 r. (i skandalizujące działania artystów) nie przeszkodziły w sukcesie Waldheima i nie powstrzymały wzrostu nastrojów narodowo- -radykalnych, co w 2000 r. umożliwiło sukces Partii Wolnościowej.

PRACA U PODSTAW

Także dziś rocznica „Anschlussu” z 1938 r. nie przynosi przełomu, a symptomem porażki „reedukacyjnych” starań środowisk „kalających własne gniazdo” jest wciąż duża akceptacja dla radykalnej retoryki politycznej, co ujawnia sondaż „Standardu”.

Niemniej, w Austrii doszło w końcu do publicznych debat i sproblematyzowania roli Austriaków w systemie III Rzeszy. Przy kolejnych rocznicach odbywają się (choć często krytykowane) uroczystości państwowe, w trakcie których podkreśla się rolę i ofiary, i sprawcy. Poza dużymi metropoliami trwa żmudne gromadzenie śladów przeszłości, zmieniające pamięć lokalną i rodzinną.

Efekt ten jest możliwy dzięki intensywnej i toczącej się niejako podskórnie „pracy nad tożsamością”, a jej aktywnymi wykonawcami byli przez lata sami Austriacy – niekoniecznie zachęcani do tego przez otoczenie zewnętrzne. 


KAROL FRANCZAK jest pracownikiem Instytutu Socjologicznego UŁ. Wkrótce w Wydawnictwie Universitas ukaże się jego książka o austriackich pisarzach, podejmujących temat wojennych obrachunków.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 13/2013