Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →
Listę najważniejszych wyborczych obietnic prezydenta Andrzeja Dudy znamy wszyscy: obniżka wieku emerytalnego, wyższa kwota wolna od podatku, przyznanie rodzinom po 500 zł na dziecko, dostęp do żłobków i przedszkoli, zmiana wieku startu szkolnego, przewalutowanie frankowych kredytów itd., itp. Wyborcom kandydata PiS nie przeszkadzały przestrogi ekspertów, którzy wyliczyli, że obietnice te – jeśli miałyby być realizowane – kosztowałyby budżet państwa ponad 250 mld zł. Nie przeszkadzał także fakt, że prezydent po prostu nie ma takich uprawnień, by od ręki zmieniać prawo. Zauroczeni młodym, uduchowionym i budzącym nadzieję kandydatem Polacy powierzyli mu (co prawda z niewielką przewagą) urząd prezydenta RP.
Teraz następuje otrzeźwienie. Andrzej Duda rakiem wycofuje się z obietnic, kluczy i odpowiedzialność za ich realizację składa na rząd, a i Polacy coraz mniej są pewni tego, że głowa państwa spełni obietnice. Jak podaje „Newsweek” za Pentagon Research, już 60 proc. z nas w to wątpi.
Powstaje więc pytanie, na co właściwie Polacy oddali głos w ostatnich wyborach? Prawem kandydatów jest obiecywanie gór złota. Do wyborców należy osądzenie, czy te obietnice są wiarygodne. Różne instytucje społeczeństwa obywatelskiego (wolne media, eksperci itd.) powinny nam dostarczać informacji do refleksji. Te instytucje wywiązały się ze swej roli, ostrzegając, że deklaracje Dudy to nic innego jak gruszki na wierzbie. Obietnic spełnić się nie da, bo w budżecie nie ma na to pieniędzy. Obniżenie wieku emerytalnego miałoby kosztować ponad 70 mld zł, zaś „500 zł na dziecko” – 120 mld. Jeśli mimo tej wiedzy wybrano kandydata PiS, potwierdza to smutną prawdę, że w walce wyborczej fakty nie są najważniejsze.
Na pozór sytuacja Dudy jest wygodna – przez kilka najbliższych miesięcy może dalej jedynie obiecywać i wskazywać na premier Ewę Kopacz jako tę, która blokuje jego wyborcze pomysły. Kłopot w tym, że już zaczęła się kampania wyborcza do parlamentu. Prezydent jest utożsamiany z PiS i jeśli straci wiarygodność, straci ją także partia Jarosława Kaczyńskiego. Tabloidy już zaczęły rozliczać głowę państwa z wyborczych deklaracji i pytać, kiedy się z nich wywiąże. Jest kwestią czasu, gdy zaczną go wprost atakować. Wówczas jego atuty mogą okazać się wadami – młodość stanie się brakiem doświadczenia, uduchowienie – klerykalizmem itd. Do prezydenta może przykleić się łatka tego, który nic nie może. Rząd i większość sejmowa za to mogą przyjmować poszczególne ustawy (jak tę dotyczącą przewalutowania frankowych kredytów) i zbijać na tym kapitał polityczny.
Zapewne nie wystarczy to, by pozbawić PiS zwycięstwa w wyborach parlamentarnych, ale może tej partii odebrać szansę na samodzielne rządy – co zresztą byłoby chyba na rękę Jarosławowi Kaczyńskiemu. Pełne zwycięstwo bowiem oznaczałoby już rzeczywiście konieczność wywiązania się z wszystkich obietnic. ©