Wszyscy ojcowie KOR

40 lat temu powstał Komitet Obrony Robotników: jedna z pierwszych zorganizowanych i masowych struktur opozycji od czasu rozbicia powojennego podziemia. Zakładali go ludzie, którzy potem szli różnymi drogami – jak Lipski, Kuroń i Macierewicz.

12.09.2016

Czyta się kilka minut

Jacek Kuroń z Janem Józefem Lipskim w swoim mieszkaniu. Warszawa, marzec 1980 r. / Fot. Tomasz Michalak / FOTONOVA
Jacek Kuroń z Janem Józefem Lipskim w swoim mieszkaniu. Warszawa, marzec 1980 r. / Fot. Tomasz Michalak / FOTONOVA

Zdecydowanie nie był to czas masowych ruchów opozycyjnych.

W latach 70. XX wieku nawet ludzie nieakceptujący komunizmu i rzeczywistości PRL raczej próbowali się jakoś przystosować, znaleźć sobie „nisze”, a nie konfrontować się z systemem w beznadziejnym starciu. A częstą w tamtych latach postawę Polaków portretował Zbigniew Herbert, pisząc w wierszu „Pan Cogito o postawie wyprostowanej”: „obywatele / nie chcą się bronić / uczęszczają na przyśpieszone kursy / padania na kolana”.

Badania socjologiczne, które prowadziła wtedy młoda socjolożka Mirosława Marody (dziś profesor UW), wskazywały na to, że w społeczeństwie dominowały bierność i konformizm – przez satyryka Jacka Fedorowicza obśmiewane wkrótce hasłem „Wicie, rozumicie”. Postawa indywidualnej odwagi nie była w cenie.

Oceniając dziś tamto polskie społeczeństwo, warto jednak pamiętać, że nie tylko indywidualne, ale też zbiorowe wystąpienie przeciw władzy mogło się wydawać krokiem samobójczym. Utwierdzały to doświadczenia kolejnych buntów w PRL i losy tych, którzy ważyli się na protest.

Zdeklarowanych opozycjonistów, otwarcie kontestujących reżim, było więc niewielu. Choć istnieli. Wywodzili się z różnych środowisk – znajdujemy wśród nich zarówno dawnych konspiratorów z lat II wojny i powojnia, jak też ekskomunistów.

Zbyt wieleśmy widzieli

Jedno ze środowisk przyjmujących postawę opozycyjną wobec władz tworzyli dawni działacze Klubu Krzywego Koła – w latach 1956-62 prawdziwie obywatelskiego klubu dyskusyjnego, którego filarem był Jan Józef Lipski. Ten żołnierz AK, ranny w powstaniu, w PRL koordynował już wiele protestów inteligencji, np. „List 34” [patrz „TP” nr 14/2014 – red.]. Razem z adwokatem Janem Olszewskim – obaj poznali się w 1956 r., w redakcji tygodnika „Po Prostu” (wkrótce zamkniętego przez władze), a w połowie lat 60. utworzyli oddolną kasę pomocy rodzinom więźniów politycznych.

Niektórzy wspominali, że jako swoista Biblia tych środowisk – i wezwanie do aktywnej postawy pozytywistycznej – traktowany był „Traktat moralny” Czesława Miłosza: „Zbyt wieleśmy widzieli zbrodni, / byśmy się dobra wyrzec mogli / I mówiąc: krew jest dzisiaj tania – / zasiąść spokojnie do śniadania, / Albo konieczność widząc bredni, / Uznawać je za chleb powszedni”.

Jacek Kuroń wspominał potem: „We wszelkiego rodzaju pomocy ludziom najaktywniejszy był Jan Józef Lipski i mam poczucie, że od zawsze. W ograniczonym zakresie i bardzo dyskretnie robił to jeszcze w czasach stalinowskich. (...) Później, w czasach KOR-u, robił to cały olbrzymi aparat. Przedtem oczywiście zasięg zadań był mniejszy, ale robił to głównie Lipski. (...) W ziąb, w pluchę, on, chory człowiek przecież, bo ma wyniesioną z powstania kontuzję głowy i wrodzoną wadę serca, przedreptywał Warszawę z krańca na kraniec z chlebaczkiem i załatwiał sprawy pomocy ludziom”.
W tej historii Lipski odegra wkrótce niepoślednią rolę.

Dwie strony kurtyny

Już w maju 1975 r. w środowisku Lipskiego padł pomysł powołania Komitetu Obrony Praw Człowieka, odwołującego się do dokumentów Komisji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie – międzynarodowych gwarancji praw człowieka i obywatela, ratyfikowanych nieopatrznie także przez Związek Sowiecki i rządy krajów bloku wschodniego. Nieopatrznie, gdyż otworzyło to furtkę: w kolejnych latach środowiska dysydenckie, a potem otwarcie już opozycyjne w różnych krajach za żelazną kurtyną zaczną odwoływać się właśnie do postanowień KBWE, domagając się realizacji ich litery i ducha.

Tu krótkie spojrzenie w przyszłość: w listopadzie 1976 r. prezydentem USA zostanie Jimmy Carter, a jednym z jego najbliższych współpracowników będzie Zbigniew Brzeziński, syn polskiego przedwojennego dyplomaty. Stany zmienią wówczas swoją politykę wobec Sowietów, która po wojowniczych latach 50. i kryzysowych latach 60. XX wieku znajdowała się wówczas w fazie tzw. detente (odprężenia) – czyli de facto polityki koegzystencji i uznania podziału na strefy wpływów.

Carter zacznie podkreślać znaczenie praw człowieka – kosztem tzw. politycznego realizmu (jaki reprezentował Republikanin Richard Nixon). Współgrać to będzie z coraz powszechniejszym powoływaniem się na prawa człowieka przez grupki nielicznych jeszcze, organizujących się buntowników w krajach bloku (dysydenci sowieccy z Andriejem Sacharowem i Jeleną Bonner; protesty „konstytucyjne” i KOR w Polsce, Karta 77 z Václavem Havlem w Czechosłowacji, przykościelne środowiska w NRD). Ten aspekt działań Cartera kontynuować będzie potem – i twórczo rozwijać, aż do granicy ostrej konfrontacji – kolejny prezydent USA Ronald Reagan (już po powstaniu w Polsce Solidarności).

Odbudowa wspólnoty

Na razie jest połowa roku 1976.

W Polsce, po integrujących środowiska opozycyjne protestach przeciw zmianom w konstytucji PRL z przełomu lat 1975-76 [patrz „TP” nr 19 – red.] i po protestach przeciw represjom wobec dwóch studentów, prześladowanych za poglądy prezentowane nawet w prywatnym liście (byli to Stanisław Kruszyński z KUL i Jacek Smykał z Pomorskiej Akademii Medycznej) – narasta klimat jakiegoś przesilenia.

Właśnie wtedy, latem 1976 r., władze chcą wprowadzić podwyżkę cen, które w PRL były regulowane przez państwo. Podwyżka miała uzasadnienie ekonomiczne, ale władze obawiały się jej, mając w pamięci protesty z czerwca 1956 r. i grudnia 1970 r. Być może także dlatego przeprowadzono ją w otoczce fikcji „konsultacji społecznych” (premier PRL w sobotę wieczorem zapowiedział konsultacje, które miały potrwać do... poniedziałku; nowe cenniki były już wydrukowane).

Podwyżki uderzały w najbiedniejszych, którzy większość zarobków przeznaczali na podstawowe produkty spożywcze – one podrożały najbardziej. A Polaków dodatkowo rozdrażniała propaganda sukcesu i nagłaśnianie obniżek (sic!) cen towarów luksusowych, i tak zbyt drogich dla większości.
25 czerwca 1976 r., po ogłoszeniu decyzji o podwyżkach, w wielu miejscach wybuchły protesty – w tym w Radomiu, podwarszawskim Ursusie i Płocku [patrz „TP” nr 25 – red.]. Po nich władze wycofały się z podwyżek, jednocześnie brutalnie rozprawiając się z protestującymi robotnikami, których przedstawiano jako „warchołów”. Funkcjonariusze MO i SB katowali zatrzymanych. Prócz procesów, uczestnicy protestów byli też karani wyrzuceniem z pracy, tracili prawa do świadczeń zdrowotnych i socjalnych. W kraju, gdzie rynek pracy i system świadczeń socjalnych były scentralizowane i pod kontrolą, stawali się niczym trędowaci.

Lipski już wcześniej, po krwawym grudniu 1970 r., próbował organizować akcję solidarności inteligencji z robotnikami. Klęska tej próby budziła w nim lęk, czy sowietyzacja – podzielenie społeczeństwa na grupy nastawiane przeciw sobie przez władze – nie rozbiła już wspólnoty narodowej. Głównym zadaniem było więc – uważał – powolne odbudowywanie postaw solidarnościowych, budzenie społeczeństwa z pasywności.

Teraz nadszedł moment, gdy jego przemyślenia wypadło sprawdzić w praktyce.

„Starsi Państwo” w grze

Już na początku lipca 1976 r. powstaje pomysł powołania komitetu, który podjąłby zorganizowane i systematyczne działania – w tym finansową pomoc dla represjonowanych. Było oczywiste, że rodzinom uwięzionych robotników trzeba pomagać w skali znacznie większej niż dotąd.

Ale wykluwanie się takiego komitetu nie było łatwe i proste. Także dlatego, że oznaczało to już przekroczenie granicy jawnej – podkreślmy to słowo: jawnej – organizacji, jawnego oporu społecznego. Tymczasem wciąż funkcjonowało przekonanie, że wystarczą listy protestacyjne – lub działalność w konspiracji w poprzednich dwóch dekadach takich konspiracyjnych grup było całkiem sporo – często młodzieżowych – ale były niewielkie i zwykle szybko rozbijane przez SB).
Kto utworzył Komitet Obrony Robotników?

Nie było to jedno środowisko, lecz kilka, a ich „łącznikiem” był właśnie Lipski. To on przyciągnął do Komitetu „Starszych Państwa” – dawnych akowców (jak płk Józef Rybicki, dowódca warszawskiego Kedywu Armii Krajowej) i działaczy przedwojennego PPS-u (jak Ludwik Cohn, Antoni Pajdak czy Aniela Steinsbergowa – adwokatka, doradzająca w procesach politycznych, mistrzyni i poprzedniczka takich obrońców w procesach politycznych jak Jan Olszewski).

To właśnie „Starsi Państwo” wypracowali strategię działania KOR-u: legalizm wbrew intencjom władz oraz szukanie luk w systemie, które można wykorzystać.

Historyk Andrzej Friszke zwraca uwagę, że sama nazwa „Komitet” wskazuje na prawniczą ostrożność, najpewniej Steinsbergowej lub Cohna. Słowo „komitet” oznaczało bowiem strukturę powołaną niby doraźnie i tymczasowo – tak można byłoby się bronić przed zarzutem, że w istocie jest to nielegalne stowarzyszenie.

Młodsi, zbuntowani...

To także Lipski integrował „młodzież” – czyli ludzi młodszych i aktywnych. Do których zresztą sam się zaliczał, mimo średniego już wieku (w 1976 r. ukończył 50 lat) i kiepskiego stanu zdrowia.
Fundamentem KOR-u stało się zbliżenie kręgu dawnych „komandosów”, z Jackiem Kuroniem i Adamem Michnikiem – czyli ludzi, którzy swoją dysydencką „socjalizację” przeszli po marcu 1968 r., bardzo zintegrowanych towarzysko i ideowo – i grupy wywodzącej się z drużyny harcerskiej działającej przy VI Liceum im. Reytana w Warszawie, zwanej „Czarną Jedynką” (w 1969 r. stworzyli oni półlegalny krąg dyskusyjny „Gromada Włóczęgów”). W tym drugim środowisku były osoby takie jak Wojciech Onyszkiewicz (później zostanie zięciem Lipskiego), Andrzej Celiński (siostrzeniec Lipskiego), Piotr Naimski i Ludwik Dorn, a przede wszystkim jednak Antoni Macierewicz.

A były też inne grupy i środowiska. Jak studenci, którzy w 1973 r. protestowali przeciw unifikacji ruchu studenckiego (to m.in. Sergiusz Kowalski i Kazimierz Wóycicki). Albo studenci z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, tworzący nielegalny miesięcznik „Spotkania”, którzy przełamią ważne tabu: zaczną druk na powielaczu i odwołają się do opinii publicznej na Zachodzie. Byli to m.in. Janusz Krupski, Piotr Jegliński – i pomysł wydawnictwa opozycyjnego NOW-a...

Był wreszcie krąg dawnych literackich dysydentów, grupujących się do niedawna wokół Antoniego Słonimskiego – poeta zmarł po wypadku samochodowym w lipcu 1976 r.

Jacek i Antek

Idea powstała latem 1976 r., przed wyjazdem Michnika na Zachód i powołaniem Kuronia do służby wojskowej.

Lipski wspominał: „Michnik jedzie do Paryża (...) będzie tam potrzebny. (...) Kuronia powoływali do wojska (...). Słowem: dwóch bardzo aktywnych ludzi odpadało. Przed wyjazdem Jacka powiedzieliśmy więc sobie, że komitet powstanie, chociażby deklaracja, z jaką wystąpi, miała być na razie jedynym jego wyczynem. Ale fakt, że było lato i trudno było pozbierać ludzi, spowodował, że nie od razu to się stało”.

Akta SB potwierdzają fakt spotkania Kuronia, Seweryna Blumsztajna, Jana Lityńskiego, Macierewicza i Lipskiego 15 lipca 1976 r.

Kilka lat później, już w 1981 r., Lipski będzie prostował legendy, wykorzystywane w walce o wpływy ideowe w opozycji i w Solidarności, „jakoby inspiracja wyszła tu od grupy harcerskiej »Czarnej Jedynki«, z Antkiem [Macierewiczem] na czele”. Starał się być jak najbardziej precyzyjny – nie chciał odbierać nikomu zasług, nie mógł się jednak zgodzić ze świadomym czy nieświadomym zmienianiem historii.

Lipski podkreślał też, że na ten sam pomysł niezależnie od siebie wpadło kilka osób, a w sądzie – gdy ruszyły procesy robotników – pojawiali się ludzie z kilku środowisk. W istocie, idea udzielenia pomocy robotnikom przez inteligencję krążyła „w powietrzu” już po grudniu 1970 r.

Lipski wspominał: „Gdybym (...) miał wskazać tych, którzy odegrali (...) szczególną rolę, powiedziałbym, żadnego z nich nie wyróżniając, zarówno o Jacku, jak i Antku Macierewiczu. Obydwaj mieli wyraźną koncepcję (...) wiedzieli, że taki komitet trzeba utworzyć i rozpocząć pomoc dla poszkodowanych, i że trzeba wystąpić w sposób jak najbardziej jawny, apelując do społeczeństwa”.

Z tą opinią Lipskiego o dwóch „ojcach KOR-u” – Kuroniu i Macierewiczu – zgadzał się po latach Zbigniew Romaszewski.

Małgorzata, Ewa, Darek, Wojtek...

Tak więc pomoc represjonowanym zaczęła skupiać spontanicznie wiele osób z różnych środowisk, działających początkowo niezależnie od siebie, jak podczas klęski żywiołowej. A wśród tych przychodzących z zewnątrz, nienależących wcześniej do żadnego ze wspomnianych środowisk, byli np. Henryk Wujec czy Bogdan Borusewicz.

Lipski wspominał też potem, że „przełamania lodów” między rodzinami oskarżonych robotników (zastraszanymi przez bezpiekę) a nieznanymi im dotąd opozycjonistami dokonały dwie – nieznane szerzej – dziewczyny: Małgorzata Łukasiewicz i Ewa Bugańska.

Tymczasem Kuroń poszedł do wojska, a do Ursusa zaczynają jeździć młodzi ludzie, często związani ze środowiskiem „Czarnej Jedynki” (choć nie tylko z tego kręgu). Lipski w swojej relacji z 1981 r. podkreślał, że szczególną rolę w organizowaniu tej pomocy odgrywali Wujec, Dariusz Kupiecki, Naimski i Onyszkiewicz.

Naimski zapamiętał, że kontakty z Radomiem pojawiły się w drugiej połowie sierpnia 1976 r., za pośrednictwem jednego z podopiecznych z Ursusa, który siedział w celi z kimś z Radomia. „Wtedy spotkałem się z Mirkiem Chojeckim. (...) W rezultacie to on właśnie rozpoczął i potem prowadził akcję pomocy w Radomiu” – wspominał.

Do Ursusa jeździł Onyszkiewicz oraz – niezależnie – Wujec, wprowadzający też kolejne osoby z warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej.

Naimski rozumiał powody lekkiego opóźnienia w zaangażowaniu się w akcję pomocy ze strony dawnych „komandosów”: „Większość z nich przeszła już przez więzienie, a my – oprócz Antoniego Macierewicza – nie. Oni się trzy razy dłużej zastanawiali, zanim coś zaczęli robić, a my byliśmy bardziej beztroscy”.

Choć dodajmy, że dystansowi temu przeczy odnotowane przez SB spotkanie m.in. Blumsztajna, Lityńskiego, Kuronia, Lipskiego i Macierewicza.

Powstaje KOR

Był wrzesień 1976 r., gdy Lipski podjął próbę doprowadzenia do formalnego powołania komitetu.
Pierwsza nastąpiła 12 września w mieszkaniu prof. Edwarda Lipińskiego. Jednak zebrani uciekali od idei stworzenia komitetu złożonego z osób o dużym autorytecie społecznym (tj. „Starszych Państwa”), tworzących tarczę ochronną nad młodymi, nieznanymi szerzej wówczas ludźmi – którzy swą działalnością ściągali na siebie uwagę milicji i SB, a którym groziły nie tylko represje administracyjne czy karne, ale też zwolnienia z pracy i przemoc fizyczna (kilka dni później, 16 września, po wyjściu z radomskiego sądu pobity zostanie Ludwik Dorn; potem kolejny raz 23 września, pałką po gołych piętach).

Młodzi oświadczyli, że w takim razie sami założą jakikolwiek komitet (nieujawniony publicznie miał pozostać Onyszkiewicz, jako koordynujący akcję pomocy). Lipski określał to jako „niemalże zamach stanu ze strony młodzieży: tu główną rolę odegrał Antek Macierewicz”. Ale solidaryzował się z nimi. Sam winił siebie za fiasko zebrania z 12 września, przekonany, że gdyby podczas spotkania był Kuroń, to porwałby zebranych swoją energią.

A jednak się udaje: KOR oficjalnie powstaje na zebraniu w mieszkaniu Anieli Steinsbergowej 22 września. Choć i teraz nie obywa się bez kontrowersji. Prawnicy – zarówno Steinsbergowa, jak Olszewski – mieli mieć zastrzeżenia co do użycia słowa „komitet”. Ważne było wsparcie Kuronia podczas jego krótkiej przepustki – choć nie mógł być obecny podczas formalnego spotkania założycielskiego ze „Starszym Państwem”, bo musiał wrócić do jednostki wojskowej w Białymstoku, to bezwarunkowo poparł powstanie tak rozumianego Komitetu. Lipski był bezkompromisowy, twardo wspierał Macierewicza i Naimskiego.

„Puchatek” nie dożył

Odpowiedź władz była szybka – od razu zaczęły się represje. 21 października z pracy w Instytucie Badań Jądrowych, po odmowie współpracy z SB, wyrzucono Chojeckiego. Macierewicz został zwolniony z Katedry Iberystyki UW. A to był dopiero początek. Pierwsze aresztowania następują 22 października... Odwagą musiały wykazać się te instytucje, z których działaczy KOR-u nie zwolniono – jak Instytut Badań Literackich (choć Lipskiego przeniesiono na inne stanowisko).

Władze początkowo myślały o siłowej rozprawie z tą jawnie działającą organizacją opozycyjną. Jednak Stanisław Kania – jeden z liderów partii komunistycznej, która wyznaczała zadania bezpiece (w 1980 r. zostanie on następcą Edwarda Gierka) – narzucił inną strategię, którą można określić jako „miękkie represje” lub może raczej „represje stopniowane”. Polegały one na tolerowaniu istnienia KOR-u przy nieustannym utrudnianiu życia jego działaczom – poprzez zatrzymania przez milicję i SB na 48 godzin, często kilka razy z rzędu, rewizje w domach, przesłuchania, rozpuszczane pogłoski mające skłócać środowisko, nękanie telefonami.

Kilka przykładów: poetę Stanisława Barańczaka oskarżono o wręczenie łapówki. Z Lipskiego próbowano zrobić chorującego psychicznie (wmawiając mu manię prześladowczą, gdy oficjalnie zgłaszał na milicji, że jest bezprawnie inwigilowany). Przeciw Macierewiczom nastawiano ich sąsiadów. Szczególnie nękana była aktorka Halina Mikołajska i jej mąż pisarz Marian Brandys: anonimy, telefony, niszczenie zamków, odchody przed drzwiami i delegacje „robotników” (w istocie partyjnych aktywistów), wdzierające się do mieszkania i grożące „gniewem ludu”... Rozważano też zamach na Michnika.

Nie wszyscy byli tak odporni jak Kuroń: potrafił kilka dni z rzędu odbierać telefony, w których zapowiadano mu, że umrze za konkretną liczbę dni (liczba ta codziennie się zmniejszała). Gdy pewnego dnia flegmatycznie stwierdził, że dzwoniący pomylił się w odliczaniu – telefony się skończyły.
Albo sędziwy Wacław Zawadzki, pseudonim „Puchatek”: rocznik 1899, przed I wojną światową działacz podziemnego PPS-u, więziony w carskiej Cytadeli. Potem ochotnik w wojnie z bolszewikami w 1920 r., organizator tajnego nauczania w getcie warszawskim (zginęła tam jego żona). Gdy SB straszyła go śmiercią, odpowiedział: „Przynajmniej nie umrę młodo”. Gdy mówiono mu, że sprzedaje Polskę, odpowiadał, że chętnie by sprzedał, ale nikt nie chce kupić... („Puchatek” nie dożył nawet rewolucji Solidarności – umarł w lipcu 1978 r.).

Jednak działalność tej garstki przeciwko autorytarnemu państwu przyniosła po roku zwolnienie więzionych robotników. A gdy kilka lat później powstała Solidarność, ludzie KOR-u masowo włączyli się w ten ruch.

Spory o pamięć

Komitetu Obrony Robotników nie byłoby bez uporu i pasji Kuronia, bez zaangażowania młodzieży z Naimskim, Macierewiczem i Onyszkiewiczem oraz bez Lipskiego, który wypracował porozumienie, a w końcu przeważył szalę. Nie byłoby też KOR-u bez autorytetu „Starszych Państwa” – i tych cichych, nieznanych dziś szerzej ludzi, jeżdżących drogą E-7 do Radomia, sadzanych do aresztu „na czterdzieści osiem” , bitych...

Spór o pierwszeństwo do pomysłu na KOR – wynikający z późniejszych wzajemnych urazów i narastających emocji, wspieranych różnym spojrzeniem na świat i w efekcie różnymi poglądami ideowymi – nie może zamazywać faktów. I Kuroń, i Macierewicz, i „spinacz” Lipski byli ojcami-założycielami KOR-u. Uznać trzeba upór i determinację Macierewicza w doprowadzeniu do takiej formuły KOR-u, ale nie można zgadzać się na próby zawłaszczania historii przez którąkolwiek ze stron późniejszych sporów.

A chodzi nie tylko o to, kto KOR zakładał. Ówczesne podziały były bardziej skomplikowane – i nie można dziś upraszczać, rysując abstrakcyjną linię podziału między „komandosami” (milcząco zakładając: lewica) i „Czarną Jedynką” (z dzisiejszej perspektywy: prawica i Macierewicz). Był przecież też Wujec (związany z KIK, podobnie jak syn Lipskiego, Jan Tomasz). A „Czarna Jedynka” to nie tylko Macierewicz, ale też Kupiecki i Onyszkiewicz.

Tymczasem walka o pamięć zaczęła się już w 1981 r., gdy Macierewicz porównał koncepcje Kuronia – wzywającego do stworzenia przez opozycję i władzę Komitetu Ocalenia Narodowego – do „smutnych czasów z końca XVIII w., kiedy to poszczególne koterie polityczne ubiegały się w rosyjskiej ambasadzie o mandat sprawowania władzy w Polsce”.

Tuż przed 13 grudnia w tygodniku „Samorządność”, wydawanym przez zarząd Regionu Gdańskiego NSZZ „Solidarność”, opublikowano blok poświęcony KOR-owi, przygotowany przez Wojciecha Dudę i Donalda Tuska (wtedy młodych działaczy), z wywiadami z Kuroniem, Macierewiczem i Lipskim. Ten ostatni mówił: „To, co Macierewicz powtarzał w ostatnich czasach, uważam za: po pierwsze – niesłuszne, po drugie – zbyt długo się znamy, abym uważał to za przyzwoite. Mnie, żołnierzowi AK, który nigdy nie zmienił poglądu, iż Polska winna być niepodległa, czy to od Niemiec, czy to od ZSRR, powiedzieć, że nie jestem w nurcie niepodległościowym tylko dlatego, że nie jestem z Macierewiczem, jest oburzające. Oburza mnie to tak dalece, że gdybym był człowiekiem bardziej porywczym, to prawdopodobnie mogłoby dojść między nami do rękoczynów”.

Ale bywało i tak, że również druga strona usiłowała interpretować pamięć o KOR-ze w taki sposób, aby akcentować rolę środowisk lewicowych. Tymczasem było tu, jak powtarzał Lipski, wiele środowisk. A także ludzie, którzy angażowali się indywidualnie, tylko z powodów humanitarnych.

Drogi do wolności

Gdy mówimy dziś o walce z totalitarną władzą, która po 1944-45 r. została narzucona Polsce i trwała do roku 1989, nie powinniśmy przeciwstawiać sobie tych, którzy na różnych jej etapach szli różnymi drogami – drogą walki zbrojnej (powojenne podziemie, ale też poznański Czerwiec ’56) czy później walki pokojowej. Było wiele form oporu, w różnych czasach. A ci, którzy ryzykowali – kiedyś życiem, a kiedy indziej wolnością – zawsze czynili to w określonych okolicznościach. Ahistoryczne jest twierdzenie, że np. angażowanie się w Solidarność miało sens, a nie miał sensu udział w powojennej konspiracji. Taką postawę Paweł Jasienica nazywał pychą potomnych. My dziś wiemy, co było potem – oni nie wiedzieli. Podejmowali wybór i ryzyko. Także robotnicy z sierpnia 1980 r. Nikt z nich nie mógł wiedzieć, że za chwilę do Stoczni Gdańskiej nie wjadą czołgi i nie powtórzy się węgierski rok 1956.
Patrząc z dzisiejszej perspektywy, wiemy więc, że rok 1976 stanowił istotny moment w historii PRL. Ale ci, którzy wtedy „rzucali się na szaniec”, nie mogli wiedzieć, jak to się skończy – także dla nich, osobiście.

A był to moment istotny z dwóch powodów. Po pierwsze, wtedy powstają – po raz pierwszy od zdławienia powojennej konspiracji (dziś zwanej „żołnierzami wyklętymi”) – poważne ugrupowania opozycyjne: KOR, a w 1977 r. także Ruch Obrony Praw Człowieka i Obywatela (ROPCiO) oraz Studenckie Komitety Solidarności (SKS). Po drugie: także od 1976 r. na coraz większą skalę zaczyna tworzyć się niezależny ruch wydawniczy, prasowy i książkowy (wprawdzie już wcześniej funkcjonowała podziemna poligrafia – przed 1976 r. ukazywało się kilkaset tytułów, w różnym czasie i natężeniu – ale nie miała tak masowego charakteru).

To w środowisku KOR-u powstaje wtedy pismo „Robotnik”, co wpłynie na tworzenie Wolnych Związków Zawodowych – fundamentu późniejszej Solidarności.

Nowa strategia

40 lat temu zaangażowanie w KOR-ze wymagało więc odwagi i determinacji.

Ludzie KOR-u występowali wszak jawnie (choć, rzecz jasna, w ukryciu musiały pozostać poligrafia, dystrybucja „bibuły” czy organizacja pomocy). Odwoływali się do praw nominalnie – i tylko nominalnie – obowiązujących w PRL. Żmudnie odbudowywali zatomizowane więzi społeczne. I płacili za to cenę: zwalniani z pracy, poddawani kampanii oszczerstw, aresztowani, bici. A także, bywało, zabijani – jak student Stanisław Pyjas.

Pomysł na Komitet był niby prosty: adresowanie przekazu nie do władz (jak w przypadku wcześniejszych listów protestacyjnych), lecz społeczeństwa – i jawność działania. Właśnie strategia jawności odróżniała KOR od wcześniejszych tajnych organizacji (oraz np. od Polskiego Porozumienia Niepodległościowego). Jawność oznaczała większe ryzyko, ale zwiększała możliwości oddziaływania – czytając np. biuletyny KOR-u ludzie widzieli, że jest ktoś, kto odważył się wystąpić publicznie, pod nazwiskiem.

Ci, którzy zakładali KOR, poszli potem różnymi drogami. Pamiętajmy o nich – o wszystkich. ©

Autor pracuje w Instytucie Dokumentacji i Studiów nad Literaturą Polską, oddziale Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie. Napisał biografię Jana Józefa Lipskiego, która ukaże się w tym roku.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]

Artykuł pochodzi z numeru TP 38/2016

Podobne artykuły

Kraj i świat
"Robotniczy protest przeciw wygórowanym podwyżkom, który był wyrazem postawy niemal całego społeczeństwa, pociągnął za sobą brutalne prześladowania. W Ursusie, Radomiu i innych miastach bito, kopano i masowo aresztowano demonstrantów. Najszerszy zasięg miało wyrzucanie z pracy, co obok aresztowań szczególnie uderzyło w rodziny represjonowanych - pisali 23 września 1976 r. Jerzy Andrzejewski, Stanisław Barańczak, Ludwik Cohn, Jacek Kuroń, Edward Lipiński, Antoni Macierewicz, Piotr Naimski, Antoni Pajdak, Józef Rybicki, Aniela Steinsbergowa, Adam Szczypiorski, ks. Jan Zieja i Wojciech Ziembiński, informując w "Apelu do społeczeństwa i władz PRL o powstaniu Komitetu Obrony Robotników. Przypominali, że ofiary represji z Czerwca 1976 nie mogą liczyć na żadną obronę oraz deklarowali chęć przyjścia im z pomocą: prawną, finansową, lekarską... Wkrótce sami stali się ofiarami represji. Niektórzy, jak Jacek Kuroń, nie po raz pierwszy.Zbliża się 30. rocznica powołania KOR-u, a osoba Jacka Kuronia znów, jak w czasach PRL, stała się przedmiotem ataków przedstawicieli obozu rządzącego. Warto więc przedstawić opis wydarzeń widzianych jego oczami; opis dość wyjątkowy, bo zarejestrowany przez dwóch młodych historyków niemal na gorąco. Poniższa rozmowa stanowi fragment zbioru niepublikowanych dotąd wywiadów z członkami i współpracownikami KOR, przeprowadzonych w latach 1980-81 przez Andrzeja Friszke i Andrzeja Paczkowskiego (całość ukaże się wkrótce nakładem wydawnictwa Znak). Przedstawiając ją, chcemy równocześnie wyrazić naszą wdzięczność. "Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą... - pisał ks. Jan Twardowski. Jacek się spieszył. Czasami może aż za bardzo.