Wróg numer jeden

Ksiądz Władysław Lazar, więziony przez KGB, wyrasta na głównego wroga białoruskich władz. Prezydent Łukaszenka mówi, że dla „szpiega” nie będzie litości. To precedens: nigdy duchowny katolicki nie trafił za kraty pod takim zarzutem. Jak mu pomóc?

23.09.2013

Czyta się kilka minut

Ks. Władysław Lazar – jedno z niewielu dostępnych jego zdjęć / Fot. CATHOLIC.BY
Ks. Władysław Lazar – jedno z niewielu dostępnych jego zdjęć / Fot. CATHOLIC.BY

Aresztowanie księdza Władysława Lazara – trzy miesiące temu – to dziś jedna z bardziej tajemniczych spraw na Białorusi. Duchowny, sprawujący posługę w małej białoruskiej miejscowości – nie głoszący politycznych kazań, niczym nie wyróżniający się spośród innych księży katolickich – nagle zostaje oskarżony o zdradę państwa.

Jak słyszymy, ze względu na bezpieczeństwo kapłana trudno uzyskać informacje nawet na temat kroków, które w jego sprawie podejmuje Kościół, a może też polskie ministerstwo spraw zagranicznych – ksiądz Lazar jest obywatelem Białorusi, ale Polakiem z pochodzenia i posiada Kartę Polaka. Powstaje pytanie: jak mu pomóc? I co mu grozi?

Najwięcej o sprawie duchownego można dowiedzieć się od jego rodziny – choć i to tylko strzępki informacji. Zaraz po aresztowaniu rodzina szukała pomocy i chętnie kontaktowała się z dziennikarzami. Dziś widać, że bliscy księdza są wystraszeni z powodu inwigilacji przez białoruskie KGB. Matka duchownego, w podeszłym wieku, niezwykle mocno przeżywa zniknięcie syna. Siostra Janina opowiada o losie brata na poziomie faktów, nie wdając się w ich interpretacje. Każde zdanie kończy słowami: „I nic więcej nie wiem...”.

Spróbujmy przeanalizować – odnosząc się do specyfiki białoruskiego reżimu – co mogą oznaczać te znane fakty.

PO CICHU

Ksiądz Lazar jest proboszczem parafii Zesłania Ducha Świętego w Borysowie, wcześniej służył na parafiach w Mińsku i Maryjnej Górce. Nikt z jego rodziny, a także spośród wiernych blisko z nim związanych nie spodziewał się, że może trafić do aresztu. Ksiądz nie angażował się w działalność polityczną. Starał się natomiast budować silną wspólnotę wiernych, żył blisko ludzi i cieszył się autorytetem.

Pod koniec maja dosłownie zapadł się pod ziemię. Siostra Janina starała się dodzwonić do brata na telefon komórkowy, ale ten nie odpowiadał. W końcu – po obdzwonieniu szpitali i kostnic – zawiadomiła milicję o zniknięciu duchownego. Wtedy otrzymała informację z KGB, że brat został zatrzymany. Janina: – Ta sprawa strasznie mnie boli. Bardzo cierpię. W dodatku mama jest w złym stanie, muszę ją wspierać. I nic więcej nie mogę powiedzieć. Nie otrzymujemy na temat Władysława żadnych informacji od władz białoruskich.

Zdaniem Andrzeja Poczobuta – działacza organizacji polonijnych i dziennikarza, który sam był niejednokrotnie aresztowany przez reżim Łukaszenki – sprawa księdza Lazara jest precedensowa, gdyż od czasów stalinowskich do białoruskich więzień nie trafiali duchowni. Jednak fakt, że dotąd nie aresztowano księży, wcale nie znaczy, że reżim Łukaszenki nie próbuje rozprawić się z Kościołem katolickim na Białorusi – tyle że dotąd robił to po cichu.

KOŚCIÓŁ NA CELOWNIKU

Wiadomo, że duchowni – w tym także pracujący w tym kraju Polacy – są inwigilowani przez KGB. Tajne służby obserwują też życie wspólnoty kościelnej. Reżim chce wiedzieć, kto chodzi do kościoła i jak angażuje się w jego sprawy. Znane są przypadki, gdy księża byli zastraszani i proszeni o „dobrowolne” opuszczenie kraju. Po czym otrzymywali zakaz ponownego wjazdu na Białoruś.

Dla białoruskiego reżimu działalność Kościoła katolickiego jest porównywalna z działalnością organizacji pozarządowych, wszelkiego rodzaju stowarzyszeń (kulturalnych, społecznych), pragnących zachować niezależność.

– Władza walczy z wszelkimi przejawami wolnego myślenia – mówi „Tygodnikowi” Dmitrij Czernych, prawnik i obrońca praw człowieka na Białorusi. – Służby specjalne chcą kontrolować także Kościół katolicki, aby móc manipulować duchownymi, mieć wśród nich swoich informatorów i wykorzystywać tę instytucję w celach propagandowych.

Na Białorusi Cerkiew prawosławna podlega państwu: prezydent Łukaszenka ma nawet osobistego duchownego, którego nazywa się na Białorusi „powiernikiem”. Inne Kościoły – pragnące zachować niezależność od państwa – są inwigilowane przez służby specjalne. – Każda organizacja religijna musi być zarejestrowana – mówi Czernych. – Jeśli rejestracji nie posiada, to wierni nie mogą spotykać się nawet w domu na prywatnej, spontanicznej modlitwie. To grozi aresztem.

POLSKA „PIĄTA KOLUMNA”

W całej sprawie ważny jest także kontekst polski. Ksiądz Lazar został bowiem oskarżony o zdradę państwa i działalność na rzecz obcych krajów. A wiadomo, że za granicę jeździł tylko do Polski. Tymczasem Polacy pełnią dla reżimu rolę „piątej kolumny” – to z Polski na Białoruś mają być wysyłani „szpiedzy”, których celem jest wzniecenie rewolucji i „eksport demokracji”, zaś Kościół katolicki ma być jednym ze „środków”, którymi dysponuje tu Polska.

Podczas gorących okresów – jak czas kampanii przedwyborczej i wyborów prezydenckich – w białoruskiej telewizji pokazywane są następujące kadry: ambasada Polski w Mińsku, potem konspiracyjne mieszkanie, kilka zdeponowanych komputerów i telefonów komórkowych. To mają być „narzędzia” przysłane znad Wisły w celu wszczęcia rewolucji.

Długo można wyliczać wszystkie „przygody” polskich dziennikarzy i dyplomatów w Mińsku. Zamykają się w kilku słowach: deportacje, zakazy wjazdu, zastraszanie. Okresów względnej przyjaźni Mińska i Warszawy było niewiele. Ocieplenie nastąpiło (na krótko) z inicjatywy ministra Radosława Sikorskiego w 2008 r. – Polska była wtedy orędowniczką przerwania izolacji Białorusi przez Zachód i wciągnięcia jej do unijnego Partnerstwa Wschodniego. Ale w 2010 r. Łukaszenka wyjątkowo brutalnie rozpędził powyborcze demonstracje w Mińsku i tym samym zakończył dialog z Zachodem. Białoruskie władze uczyniły z Polski – a także z Niemiec – wrogów numer jeden i zaczęły oskarżać Warszawę o wszystkie swoje niepowodzenia, jak choćby kryzys gospodarczy.

SPEKULACJE I TEORIE

O powodach aresztowania księdza Lazara można wnioskować tylko z wypowiedzi przedstawicieli białoruskich władz. Prezydent Łukaszenka oświadczył, że służby specjalne zatrzymały „zdrajcę”, który jest związany z Kościołem katolickim i służył zagranicznym służbom wywiadowczym. Łukaszenka mówił, że z powodu działalności „zdrajcy” – nie ma wątpliwości, że chodziło o Lazara, choć nie wymienił jego nazwiska – ucierpiało wielu ludzi. Łukaszenka porównał duchownego do Edwarda Snowdena – byłego pracownika CIA, który upowszechnił tajne materiały służb USA – stwierdzając, że „tu nie powinno być podwójnych standardów”.

Po takich słowach Łukaszenki trudno oczekiwać, że sprawa rozejdzie się po kościach. Używając określeń „zdrajca” i „szpieg”, reżim przygotowuje sobie pole do rozprawy z duchownym.

Czernych: – Podstawowym zadaniem białoruskich służb specjalnych jest szukanie wszelkich możliwych wrogów państwa. One są owładnięte szpiegomanią. Dzięki uchwyceniu kolejnego wroga narodu mogą udowodnić swoją przydatność, pochwalić się dobrze wykonaną pracą.

Oficjalny komunikat władz mówi o oskarżeniu księdza Lazara o „zdradę państwa”. Białoruskie KGB odmawia komentowania tej sprawy. Tymczasem Waler Kostka, podpułkownik KGB w stanie spoczynku, tak mówi „Tygodnikowi” o aresztowaniu księdza: – Ta sprawa jest dziwna. Nie pasuje do żadnych schematów, dlatego trudno ją komentować. KGB nabrało wody w usta. Nie mamy żadnych danych: dlaczego ksiądz został aresztowany, jakie są przeciw niemu dowody? Wszystko, co można powiedzieć na ten temat, to czyste spekulacje.

Wśród analityków, specjalizujących się w tematyce białoruskiej, których zapytaliśmy o opinię, pojawia się wiele tez (jak mówią: „niesprawdzalnych”). Przykładowo: że sprawa księdza to wewnętrzna rozgrywka białoruskich służb specjalnych; że reżim – którego kondycja pogarsza się z roku na rok – potrzebował znaleźć polskiego szpiega. Tym bardziej że agresja Łukaszenki wobec Polski rośnie – ostatnio stwierdził on, że obywatele robiący zakupy w Polsce (żywność jest u nas tańsza) są „pasożytami”, i groził, że będzie ich karał. Pojawia się też teza, że ksiądz Lazar nie zgodził się na współpracę z białoruskim reżimem i został w ten sposób ukarany.

OD 7 DO 15 LAT

W jednym nie może być wątpliwości: sprawa jest „szyta”, ale zagrożenie dla księdza Lazara realne. – Białoruski kodeks karny mówi o karze od 7 do 15 lat więzienia za zdradę państwa. To surowy wyrok. I nie potrzeba poważnych dowodów, aby go wymierzyć – mówi Czernych.

Dowodów nie potrzeba, bo tu dowody w procesie sądowym to fikcja. Na Białorusi miałam okazję uczestniczyć w rozprawie, podczas której sądzono młodego działacza opozycji oskarżonego o chuligaństwo. Adwokat prosił sąd, by ten zechciał obejrzeć nagranie z monitoringu ulicznego – to wskazałoby, że oskarżonego nie było w danym czasie w miejscu, gdzie miał zachowywać się „po chuligańsku”. Sąd odparł: „Nie ma takiej potrzeby”. Kolejna prośba adwokata dotyczyła przesłuchania świadków, którzy mogli dać oskarżonemu alibi i rzucić na sprawę nowe światło. Sąd odparł: „Świadkowie są niewiarygodni”. Dlatego w przypadku księdza Lazara wystarczającym „dowodem” będą jego związki z Polską – wyjazdy, posiadanie Karty Polaka.

Na Białorusi co pewien czas wybuchają skandale „szpiegowskie”. Sprawa księdza przypomina niedawny przypadek Andrija Hajdukiewicza – młodego działacza opozycji, który siedem miesięcy czekał na proces w więzieniu KGB. Sąd skazał go w końcu na półtora roku odsiadki w kolonii karnej. Także tu areszt i zarzuty były tajemnicze. Już z kolonii karnej w Mohylewie Hajdukiewicz wysłał list, w którym przedstawił swą sytuację (opublikowała go m.in. opozycyjna strona „Belaruskij partizan”). Hajdukiewicz pisał: „Jestem oskarżany o stwarzanie zagrożenia dla bezpieczeństwa Białorusi, co charakteryzuje się podejmowanymi przeze mnie próbami naruszenia konstytucyjnego porządku i narzucenia krajowi politycznego kursu, który nie jest zgodny z jego narodowymi interesami”.

Hajdukiewicza skazano z 356. artykułu kodeksu karnego, w którym mowa jest o „nawiązaniu współpracy ze służbami specjalnymi obcych państw” (artykuł ten pojawił się w kodeksie karnym po wyborach prezydenckich w 2010 r.). „Dowody”, jakie przedstawiono Hajdukiewiczowi, to m.in. jego wizyty w ambasadzie USA.

W JĘZYKU NACISKU

Proces księdza Lazara, jeśli do niego dojdzie, może wyglądać podobnie jak sprawa Hajdukiewicza. Dla białoruskiego wymiaru sprawiedliwości wystarczającym dowodem działalności szpiegowskiej może być kontakt z ambasadą obcego kraju bądź wyjazd za granicę.

Na Białorusi rzetelnego materiału dowodowego nie zbiera się nawet wtedy, gdy może zapaść kara śmierci. W 2011 r. sąd skazał dwóch młodych mężczyzn właśnie na najwyższy wymiar kary – za rzekome podłożenie bomby w mińskim metrze (w eksplozji zginęło 15 osób). Wyrok wykonano, choć niezależni prawnicy i organizacje zajmujące się obroną praw człowieka – na Białorusi i na świecie – wskazywały, że materiał dowodowy był zmanipulowany i niepełny. Białoruskie społeczeństwo też było podzielone w tej kwestii: ponad 43 proc. Białorusinów (dane niezależnego ośrodka badań opinii) uznało, że Dźmitry Kanawałau i Uładzisłau Kawaliou nie podłożyli bomby.

Nie ma wątpliwości: ksiądz Lazar nie będzie mieć uczciwego procesu. Nawet jeśli nie zapadnie najwyższy wyrok – 15 lat – to duchowny może trafić na kilka lat za kraty. Trudno mieć nadzieję, że Łukaszenka zrozumie język negocjacji, które w sprawie duchownego na pewno toczą się za kulisami.

W przypadku absurdalnego aresztowania dwójki rosyjskich dziennikarzy – Dmitrija Zawadzkiego i Pawła Szeremieta – białoruski prezydent zgodził się na ich wypuszczenie dopiero pod naciskiem Rosji. Ugiął się, gdy ówczesny prezydent Rosji Borys Jelcyn zamknął rosyjską przestrzeń powietrzną dla Łukaszenki.

Taki język, język szantażu i nacisku, Łukaszenka rozumie. Tylko czy Polska ma dziś jakieś narzędzie, którym mogłaby skutecznie nacisnąć?


MAŁGORZATA NOCUŃ jest dziennikarką „Tygodnika Powszechnego” i redaktorką „Nowej Europy Wschodniej”.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Dziennikarka, reporterka, ekspertka w tematyce wschodniej, zastępczyni redaktora naczelnego „Nowej Europy Wschodniej”. Przez wiele lat korespondentka „Tygodnika Powszechnego”, dla którego relacjonowała m.in. Pomarańczową Rewolucję na Ukrainie, za co otrzymała… więcej

Artykuł pochodzi z numeru TP 39/2013