Wojna o słonie

Rząd południowoafrykańskiej Botswany ma wielką ochotę przywrócić dochodowe polowania na słonie. Obrońcy przyrody załamują ręce i dowodzą, że w Botswanie, największym w Afryce – i zarazem jednym z ostatnich – mateczniku słoni i tak grasują już kłusownicy.
w cyklu STRONA ŚWIATA

28.02.2019

Czyta się kilka minut

Park narodowy Chobe w Botswanie / /  Fot. Paul Souders | WorldFoto/EAST NEWS
Park narodowy Chobe w Botswanie / / Fot. Paul Souders | WorldFoto/EAST NEWS

Na rozległym i niemal bezludnym terytorium Botswany – na obszarze prawie dwukrotnie większym od Polski mieszka tyle ludzi, co w samej Warszawie –  w parkach narodowych Chobe, Hwange, Moremi, w delcie Okavango i rozlewiskach Zambezi w przesmyku Caprivi, żyje około stu trzydziestu tysięcy słoni, jedna trzecia wszystkich słoni w Afryce. Zasługę za stworzenie i ochronę botswańskiego matecznika przypisuje się ostatniemu prezydentowi tego kraju Ianowi Khamie (2008-2018). Sam był zadeklarowanym miłośnikiem przyrody, w 2013 roku zakazał polowań na słonie, a do ochrony parków narodowych stworzył specjalne, świetnie uzbrojone i wyszkolone oddziały żołnierzy, którym kazał strzelać bez ostrzeżenia do każdego, kogo uznają za podejrzanego kłusownika. Strażnicy wzięli sobie słowa prezydenta tak bardzo do serca, że w ciągu ostatnich kilku lat zabili lub zranili w botswańskich parkach narodowych ponad sto osób, podejrzanych o kłusownictwo: z Botswany, ale także z sąsiednich Namibii, Zimbabwe i Zambii. Rodacy prezydenta narzekali, że ciesząc się bezkarnością, strażnicy z parków narodowych stali się jego prywatnym wojskiem, zaczęli się szarogęsić i panoszyć w biznesie oraz w polityce. Wspaniałe parki narodowe, a także reputacja kraju, przyjaznego przyrodzie i bezpiecznego, sprawiła jednak, że cudzoziemcy tłumami zaczęli ściągać do Botswany na wakacje (regularnie zjeżdżali tu brytyjski następca tronu książę William i jego brat, książę Harry; ten ostatni nazwa Botswanę swoim drugim domem i tu zabrał swoją żonę Meghan Markle w podróż poślubną), a turystka stała się drugą po diamentach najbardziej dochodową gałęzią gospodarki.

Rykoszetem w zwierzęta

Jeszcze za panowania Iana Khamy, przyjaciela brytyjskich książąt, stado botswańskich słoni rozrosło się tak bardzo, że władze zaczęły zastanawiać się czy nie znieść zakazu polowań lub nie zarządzić odstrzału zwierząt, by ograniczyć ich liczbę. Na sąsiedztwo słoni narzekali zwłaszcza botswańscy chłopi, narzekający, że zwierzęta niszczą im pola, a nierzadko atakują ludzkie osady. Jeżdżąc przez lata przez Botswanę samochodami, zawsze byłem przestrzegany przez właścicieli firm wynajmujących pojazdy, którzy zalecali mi, bym na pustych zwykle drogach zachował szczególną ostrożność widząc stada słoni przemierzające Botswanę od Namibii po Mozambik.

Zgodnie z botswańskim zwyczajem prezydent Khama ustąpił ze stanowiska przed końcem drugiej i ostatniej kadencji, by pozwolić oswoić się z prezydenckim fotelem wybranemu przez siebie następcy, wiceprezydentowi Mokgweetsiemu Masisiemu i w ten sposób, jako urzędującemu szefowi państwa, ułatwić mu wygraną w jesiennych wyborach parlamentarnych (prezydenta wybierają posłowie). Masisi, który nastał w kwietniu 2018 roku, nie zamierzał czekać do wyznaczonej na październik elekcji i zaraz po awansie na prezydenckie stanowisko postanowił uniezależnić się od swojego poprzednika i dobrodzieja. Rykoszety botswańskiej „wojny na górze” trafiły także tamtejsze słonie.

Aby dowieść rodakom swojej niezależności, a także żeby się im przypodobać przed wyborami, nowy prezydent postanowił bowiem unieważnić wiele rozkazów starego przywódcy. Botswańscy chłopi, od których głosów zależeć będzie wygrana w wyborach, ze szczególnym aplauzem powitali zarządzenia Masisiego, zdejmujące parasol ochronny znad słoni. Nowy prezydent najpierw kazał rozbroić z karabinów maszynowych strażników parków narodowych, prywatne wojsko Khamy, podległe teraz jego bratu, Tshekediemu, który sprawuje obowiązki ministra od turystyki i ochrony środowiska. Zaraz potem odebrał strażnikom prawo strzelania do każdego, kogo uznają za podejrzanego o kłusownictwo. Następnie zaś zlecił rządowym ekspertom przygotowanie raportu dotyczącego zakazu polowania na słonie.

Raport, który wylądował właśnie na prezydenckim biurku stwierdza, że słoni w Botswanie jest zdecydowanie za dużo, a żeby ograniczyć ich liczbę zaleca jak najszybsze zniesienie zakazu polowań na słonie, a także ich ubój. Podpowiada też, by Botswana przestała upierać się przy kategorycznym zakazie handlu kością słoniową i zdobyte w wyniku odstrzału kły sprzedawać chińskim kupcom, a mięso zabitych słoni przerabiać na konserwy z karmą dla kotów i psów.

Licencja na słonia

Obrońcy przyrody, z brytyjskimi książętami, a nawet premier Theresą May, zajętą bez reszty kwestią występowania (bądź nie) Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej, uderzyli na alarm. Oskarżyli rząd prezydenta Masisiego o fałszowanie danych (według rządowych danych słoni w Botswanie jest rzekomo prawie ćwierć miliona) i ostrzegli, że choć najliczniejsze w całej Afryce, stado botswańskich słoni z każdym rokiem się zmniejsza, a nie zwiększa, a powodem są kłusownicy, którzy coraz śmielej zakradają się do botswańskich parków narodowych na polowania. Poza słoniami, w zeszłym roku kłusownicy zabili w Botswanie 13 nosorożców. Organizacja „Słonie Bez Granic” podliczyła, że w ciągu ostatnich dziesięciu lat liczba tych zwierząt w Botswanie zmniejszyła się o prawie jedną piątą, a liczba zwierząt zabitych przez kłusowników zwiększyła się w tym czasie sześciokrotnie. Kłusownicy – stwierdzili obrońcy przyrody – polują zwłaszcza na stare samce, których liczba spadła w tym czasie o ponad dwa tysiące. Obrońcy przyrody zarzucają rządowi prezydenta Masisiego, że nie chodzi mu wcale o troskę o słonie, rzekomo tak liczne, że stanowiące dla samych siebie zagrożenie, ani o botswańskich chłopów, a jedynie o zysk z sowitych opłat, jakie płacić będą zagraniczni myśliwi, żeby zapolować w Botswanie na słonie (w Namibii i regionie „licencja na słonia” kosztuje około dziesięciu tysięcy dolarów).

Rząd Masisiego odpowiedział na zarzuty oburzeniem. „Nikt nie zaprzecza, że kłusownicy zakradają się do naszego kraju, ani, że z ich powodu giną słonie, ale dane przedstawiane przez obrońców przyrody są przesadne, nie odpowiadają prawdzie i rzucają cień na nasze dobre imię” – oznajmił rzecznik rządu. „Te oskarżenia to największe oszustwo XXI wieku” – dodał sam prezydent Masisi. Zwolennicy Masisiego wskazują też, że zarzuty o tolerancję wobec kłusowników i zamiar wybicia słoni dla zarobku kierują pod adresem prezydenta obrońcy przyrody, zaprzyjaźnieni z Ianem Khamą, który robi dziś wszystko, by jesienią odebrać prezydenturę Masisiemu i zastąpić go własnym bratem, Tshekedim, również przyjacielem obrońców przyrody. Obrońcy przyrody martwią się zaś, że botswańska „wojna na górze” doprowadzi do tego, że w tamtejszym parkach rozpanoszą się kłusownicy i zamienią matecznik słoni na ich łowisko.

Cena hipopotama

 Władze sąsiadującej z Botswaną Zambii zamierzają zaś już w maju otworzyć sezon polowań na hipopotamy. W dolinie rzeki Luangwa żyje ich już ponad 25 tysięcy, jedna piąta wszystkich hipopotamów na świecie. Tak wielka liczba, zdaniem rządu z Lusaki, zagraża samemu stadu, a także stanowi problem dla okolicznych chłopów, którym zwierzęta niszczą pola i odbierają wodę. Mimo protestów obrońców przyrody, rząd zamierza zezwolić na odstrzał co najmniej dwóch tysięcy hipopotamów w ciągu najbliższych pięciu lat. Obrońcy przyrody twierdzą zaś, że zambijskiemu rządowi, podobnie jak botswańskiemu chodzi jedynie o zyski z polowań – cena za głowę hipopotama wynosi 2,5-3 tysiące dolarów.


ZOBACZ WIĘCEJ:

STRONA ŚWIATA to autorski serwis Wojciecha Jagielskiego, w którym dwa razy w tygodniu reporter i pisarz publikuje nowe teksty o tych częściach świata, które rzadko trafiają na pierwsze strony gazet. Wszystkie teksty są dostępne za darmo. CZYTAJ TUTAJ →


Gwałtowny przyrost ludności Afryki (jest to najmłodszy kontynent, dwie trzecie jego mieszkańców ma mniej niż 25 lat; według demografów w 2050 roku liczba ludności świata zwiększy się o ponad 2 mld ludzi, z czego aż prawie półtora miliarda będą stanowić Afrykanie), a także obsesja na punkcie kości słoniowej i łowieckich trofeów sprawiła, że stada dzikich zwierząt zostały tam praktycznie wybite. W XIX wieku, jeszcze przed pojawieniem się europejskich kolonizatorów, na kontynencie tym wolno żyło około 20 milionów słoni, sto lat później – około dziesięciu. W 1979 roku ich liczba spadła poniżej półtora miliona. Lata siedemdziesiąte i osiemdziesiąte, „czarne dekady” afrykańskie były dla dzikich zwierząt najgorszymi – w tamtych właśnie czasach kłusownicy wybili połowę słoni. Ostatni spis tych zwierząt wskazuje, że żyjących na wolności w Afryce pozostało ich niespełna pół miliona, a ich liczebność szybko spada (według ostatniego spisu, w ciągu ostatnich siedmiu lat zmniejszyła się o jedną trzecią).

Zawodowi kłusownicy, ale także zarabiający na wojnę rebelianci wszelkiej maści, wybili stada słoni i nosorożców w Tanzanii i Kamerunie, a także w ogarniętych wiecznymi wojnami Kongu, Sudanie (dziś Południowym Sudanie) Republice Środkowoafrykańskiej, Mozambiku, Angoli czy Namibi (w tej ostatniej, odkąd po wojnie z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych zapanował spokój, liczna słonie wzrosła z kilku tysięcy do ponad dwudziestu). Słonie wybito też niemal w Czadzie, również pogrążonym przez lata w wojnach i biedzie. W połowie lat siedemdziesiątych w parku narodowym Zakouma żyło ich prawie 25 tysięcy – na początku XXI stulecia zostało niewiele ponad pięćset. W ostatnich jednak latach tamtejsze stado słoni udało się odbudować i dziś znów należy ono do najliczniejszych w Afryce. Do bezpiecznej Zakoumy przewozi się dziś nawet nosorożce, zagrożone przez kłusowników w parkach na południu kontynentu.

Niemal wszyscy bez wyjątku afrykańscy kłusownicy i przemytnicy kości słoniowej i sproszkowanych rogów nosorożców pracują dla chińskich kupców, opętanych obsesją ozdób i afrodyzjaków. Zrabowane kły słoni i rogi nosorożców przemycane są do kenijskiej Mombasy i tanzańskiego Dar es-Salaam, skąd statkami wędrują do Chin, Hongkongu, na Tajwan, do Wietnamu, Malezji i Indonezji. Sąd w Dar es-Salaam skazał ostatnio na piętnaście lat więzienia miejscową Chinkę, siedemdziesięcioletnią panią Yang Feng Glan, „Królową z kości słoniowej”, która szefując szajce kłusowników i przemytników przeszmuglowała do Chin prawie dwie tony kości słoniowej o wartości prawie sześciu milionów dolarów. Sąd nakazał też „królowej” zwrot skradzionych milionów, gdyż w przeciwnym razie do wyroku więzienia dołoży kolejne dwa lata.

Dziękujemy, że nas czytasz!

Wykupienie dostępu pozwoli Ci czytać artykuły wysokiej jakości i wspierać niezależne dziennikarstwo w wymagających dla wydawców czasach. Rośnij z nami! Pełna oferta →

Dostęp 10/10

  • 10 dni dostępu - poznaj nas
  • Natychmiastowy dostęp
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
10,00 zł

Dostęp kwartalny

Kwartalny dostęp do TygodnikPowszechny.pl
  • Natychmiastowy dostęp
  • 92 dni dostępu = aż 13 numerów Tygodnika
  • Ogromne archiwum
  • Zapamiętaj i czytaj później
  • Autorskie newslettery premium
  • Także w formatach PDF, EPUB i MOBI
89,90 zł
© Wszelkie prawa w tym prawa autorów i wydawcy zastrzeżone. Jakiekolwiek dalsze rozpowszechnianie artykułów i innych części czasopisma bez zgody wydawcy zabronione [nota wydawnicza]. Jeśli na końcu artykułu znajduje się znak ℗, wówczas istnieje możliwość przedruku po zakupieniu licencji od Wydawcy [kontakt z Wydawcą]
Reporter, pisarz, były korespondent wojenny. Specjalista od spraw Afryki, Kaukazu i Azji Środkowej. Ponad 20 lat pracował w GW, przez dziesięć - w PAP. Razem z wybitnym fotografem Krzysztofem Millerem tworzyli tandem reporterski, jeżdżąc wiele lat w rejony… więcej